*13* Arcyglina

- Mój dzień zaczyna się o 4:00 rano każdego dnia - wyjaśnił mężczyzna - Ponieważ piekarnia otwarta jest od 7:00, musimy się wyrobić z upieczeniem większości pieczywa przed czasem. 

Alya nagrywała każde słowo, za to Adrien przysłuchiwał się temu wywodowi zza drzwi. 

- Cześć tato, to ja. Dziś dzień zawodów, pamiętasz? Obiecałeś przyjść. 

- Synu, mam zbyt wiele pracy. Wiesz jak jest - odparł Gabriel. 

- Świetnie, znów przeżyję kolejną falę wstydu przez ciebie - blondyn chciał wkurzyć rodzica, ale nie słysząc żadnej odpowiedzi, dodał: - Oh popatrz ile tu croissantów. Pewnie dziś odejdę bardzo od diety. 

Ojciec się rozłączył, a zielonooki westchnął. Nie mógł wiedzieć, że w tym momencie starszy Agreste jest pod przemianą we Władcę Ciem i warczy do siebie "Zaraz zaakumanizuję jakiegoś szczeniaka żeby do tego nie dopuścić". 

W każdym razie chłopak wrócił do klasy, gdzie humor poprawił mu przynajmniej widok Mari na środku sali, towarzyszącą swojemu tacie. 

- Marinette, może rozdasz kolegom i koleżankom croissanty?

- Popatrz Sabrina jaka ładna! - Chloe i tak musiała znaleźć się w centrum uwagi, podstawiając przyjaciółce pod nos złotą bransoletkę wysadzaną jakimiś klejnotami. Kiedy rudowłosa chciała już chwycić przedmiot, ta na zawołanie, jakby tylko na to czekała, zabrała jej to sprzed nosa - Powiedziałam popatrz, a nie dotknij! Nie jesteś godna trzymać jej w rękach. 

- Skarbie, schowaj ją do torebki. Może się zgubić, albo co gorsza zostać ukradziona! - wtrącił się burmistrz. W tym momencie Nino chciał zapytać, w jakim celu w ogóle jej dał taką bransoletkę, ale w ostatnim momencie ugryzł się w język. 

Przechodząca obok granatowłosa z wypiekami została zaszczycona wywyższającym spojrzeniem niebieskookiej. 

- Nawet nie myśl, że ją dostaniesz żałosna piekarzyno - parsknęła Chloe, widząc pytające spojrzenie rywalki. 

- Nie przejmuj się, ktoś mi kiedyś powiedział, że rzeczy słabych się nie dotyka - dziewczyna przewróciła oczami, na co godność Bourgeois ucierpiała. 

- Jak śmiesz...

Jednak ojciec położył blondynce rękę na ramieniu aby się uspokoiła. 

- Nieważne, i tak jesteś najbardziej żałosna z tej całej klasy. 

Nikt nie widział główki Plagga, która nagle wyłoniła się z torby Adriena. Kwami usłyszało jakieś krzyki, więc wyciągnięte z drzemki chciało się teraz dowiedzieć o co chodzi. No i w główce istoty wykwitło wyobrażenie, że chowana właśnie bransoletka jest tak naprawdę opakowaniem camemberta. Dlatego nie zważając już na nic, Plagg zanurkował w torbie niebieskookiej. 

Jakie było jego zdziwienie i przerażenie, kiedy pierwszym co rzuciło mu się w oczy była Tikki spokojnie zajadająca ciasteczka. Oba kwami popatrzyły na siebie zdumione, po czym czarne zaczęło rechotać. 

- Nie mogę uwierzyć, że ona jest Szkarłatną Damą! Patrząc na to teraz, mogłem to ogarnąć wcześniej.

Plagg podrzucał głową błyszczącą bransoletkę, a Tikki piorunowała go spojrzeniem.

- Ona nie powinna nią być. A teraz... WRACAJ DO SWOJEGO KOTA! - to piszcząc kopnęła towarzysza w głowę, na co ten wyleciał z torby. 

- Boże, czy nastanie dzień, w którym nie potkniesz się o własne nogi? - westchnęła z irytacją Chloe, kiedy Dupain-Cheng wywaliła się przy jej ławce. 

Blondynka przerwała wywód kolejnego rodzica, tym razem taty Sabriny. 

- Jestem policjantem od 15 lat i wyznaję złotą zasadę: wszyscy są niewinni, dopóki nie dokonają jakiegoś przestępstwa...

- MOJA BRANSOLETKA! - krzyk młodej Bourgeois wytrącił mężczyznę z rytmu, ale dość szybko się opamiętał - TO TY JĄ UKRADŁAŚ GŁUPIA PIEKARZYNO! TRZEBA JĄ ARESZTOWAĆ NATYCHMIAST!

- Czy ja czegoś nie powiedziałem? - spytał policjant, poprawiając czapkę. 

- Moja córka nie jest złodziejką! - zmarszczył brwi ze złością ojciec Mari. 

- Cofnij to Chloe - Adrien też już zdążył się wkurzyć. 

- Mówiłam ci też już wcześniej, że mnie nie interesowała - dopowiedziała Marinette, kręcąc głową. 

- Może się tylko gdzieś zgubiła? Powinnaś przeszukać dokładnie torebkę - zaproponował mężczyzna, na co niebieskooka wybuchła. 

- Nie martw się Chloe, mój tata ją znajdzie - uspokoiła Sabrina

- Tatusiu, on nazwał mnie kłamczuchą! Zwolnij go! - wskazała z wściekłością na tatę przyjaciółki, na co rudowłosa spojrzała na nią z niedowierzaniem.

- Roger, rozkazuję ci przeszukać tą dziewczynę - oznajmił względnie spokojny burmistrz. 

- Ale burmistrzu, to nielegalne. Nie mogę bezpodstawnie...

- W takim razie zwalniam cię! A ciebie, młoda damo, muszę poprosić... - mężczyzna chciał się zwrócić do Dupain-Cheng, ale napotkał wrogie spojrzenie Toma.

- Nawet nie waż się zaglądać do plecaka mojej córki!

- Czy ty wiesz, kim ja jestem?

- Panowie, proszę o spokój. Jesteśmy wśród dzieci! - pani Bustier wreszcie się wcięła. 

- A bransoletka pewnie po prostu wypadła jej z plecaka - pokręciła głową z niedowierzaniem granatowłosa. 

- Gdybym była bransoletką, też bym od niej uciekała - odparła Alix. 

Adrien nie słuchał już więcej, bo wtedy zobaczył swoje kwami toczące się pod jego nogami z bransoletką Chloe na głowie. Niezauważenie opuścił klasę, po czym spojrzał z niedowierzaniem na Plagga. 

- Chyba jesteś śmieszny. Wiesz ile zamieszania zrobiłeś?

- Ta historia jest nudna i długa, więc nie będę ci jej opowiadał - odrzekł kotek. 

- Owszem będziesz i to w tej chwili - Agreste prawie warknął - Marinette prawie została aresztowana, a tata Sabriny wyleciał z pracy! - Jednak zanim kwami zdążyło się odezwać, Adrien usłyszał jakieś zamieszanie na dziedzińcu szkoły. Wychylił się za barierkę, po czym westchnął cicho. 

- Świetnie, kolejna akuma. Plagg...

- Dzieciaku, nie możesz! Metal mógłby uszkodzić twoje moce, więc musisz mnie z tego wydostać zanim się przemienisz - oświadczył kotek. 

- Cudownie.

***

- I tak wiem, że to twoja wina piekarzyno!

- Nie znalazłaś jej, prawda? - spytała znudzona Mari, a po chwili wpadła na pomysł - Hej, przecież Nino wszystko nagrywał! Możemy zobaczyć co się stało. 

- Dobrze, daj mi ten telefon chłopcze. Muszę zobaczyć filmik wraz ze specjalistami - burmistrz wyjął dłoń, aby pokazać, że polecenie ma być wykonane natychmiast. Lecz mulat tylko zmarszczył brwi. 

- To nowy telefon stary, to jest proszę pana!

Po tym komentarzu znów rozgorzała dyskusja z argumentami "Czy ty wiesz kim ja jestem?" i tak dalej, dopóki mężczyzna nie wyszedł z hukiem do gabinetu dyrektora. 

- Ej, a co z Adrienem? On też jest na filmie jakieś 4 sekundy, a potem gdzieś wyszedł - zauważył Kim.

- Tak, gdzie on w ogóle się podziewa? - poparł go Max.

- Och, nie. Mój Adrienusiek nigdy by mnie nie okradł - wyjaśniła pospiesznie blondynka - Co nie oznacza, że któryś z was tego nie zrobił, skoro zrzucacie na niego winę. 

- Dobra, ogarnijmy się! Chloe oskarża wszystkich po kolei bez dowodów, więc wróćmy do dnia zawodów i skończmy zwracać na nią uwagę - granatowłosa zmarszczyła brwi. 

- Wcale że mam dowody na ciebie, piekarzyno! - krzyknęła buntowniczo niebieskooka. 

- No, to słuchamy - Mari podparła głowę ręką. 

- Jesteś żałosna, totalnie żałosna. Dlatego to ty ją ukradłaś. 

Cała klasa z Alix na czele wybuchła donośnym śmiechem, który jednak po chwili ucichł. Stało się tak, ponieważ do klasy wszedł Arcyglina.

- Gdzie jest burmistrz? - spytał swoim mechanicznym głosem, po czym zauważył młodą Bourgeois - Gdzie twój ojciec?

- A skąd ja mam to wiedzieć? - warknęła na niego - W dodatku przeszkadzasz mi rozjeżdżanie tych lamusów. Tam są drzwi. 

- Rozkazuję ci mówić, lub zostaniesz aresztowana - zagroził rudowłosej nauczycielce. 

- Przysięgam, my nie wiemy - wyjąkała przestraszona. 

W tym momencie dobiegły ich głosy z gabinetu pana Damoclesa, więc złoczyńca bez słowa wyszedł. 

- Burmistrzu, jest pan aresztowany za bezpodstawne zakłócanie pracy policji. 

- Nie tym razem! - w tym momencie srebrny kij uniemożliwił zaakumanizowanemu strzelenie do mężczyzny. 

- Czarny Kocie, Paryż ma nowego stróża prawa. Jesteś niepotrzebny. 

- W takim razie powodzenia życzę w pozbyciu się mnie - uśmiechnął się zawadiacko, atakując przeciwnika. 

W ciągu kilku sekund wyleciał za barierkę piętra i zleciał na dziedziniec. A potem złoczyńca wrzucił go do śmietnika, przy którym pani Mendelejev klęczała i wyrzucała powietrze. 

- Burmistrz zapłaci mi za pogrywanie z jego najlepszym policjantem - zapowiedział złoczyńca, który przegapił moment kiedy owy mężczyzna uciekł. 

- DO JASNEJ POGODY PANIE GLINO DRĘ SIĘ OD KILKU MINUT! - wrzasnęła Chloe, którą Arcyglina ignorował. Dziewczyna trzymała za ramię granatowłosą - Dobrze. Jak już się zauważyliśmy nawzajem, to mam sprawę ważniejszą od złej fryzury. Chodzi o to, że ta durna...

- Zapraszam do mojego samochodu w takim razie - odparł zaakumanizowany nawet na nie nie patrząc. 

- Że co proszę? - wyjąkała Mari, kiedy blondynka siłą wpakowała ją do auta. 

A Kot zdążył wygrzebać się ze śmietnika dokładnie aby zobaczyć jak niebieskooka przewraca oczami na jego widok. 

- Walić Chloe, ale Marinette, nie! - drugą część zdania krzyknął, aby dziewczyny go usłyszały. Na darmo. - Czy one zostały ewidentnie porwane na środku ulicy?

***

- Panie policjancie, wiem że ta piekarzyna ukradła moją śliczną bransoletkę. Musisz ją aresztować!

- Czy mam ci na czole napisać, że jej nie zabrałam? Powinien pan ją aresztować za głupotę - westchnęła znudzona granatowłosa. 

- Niech pan ją resztuje za nazwanie mnie głupią!

- Jesteś tak tępa, że nawet nie ogarniasz że nie nazwałam cię głupią. Przynajmniej werbalnie.

Zaczęły nawzajem się kłócić, że żadna nie zauważyła, jak od strony drzwi blondynki wywindował się zielonooki na kiju. Przypadkiem otworzył drzwi w momencie, jak złoczyńca skręcił, więc Chloe wypadła zanim ktokolwiek mógł zareagować. 

- Ty głupi dachowcu! - wrzasnęła spadając. 

- Wrócę zaraz po ciebie Mari! - krzyknął chłopak przez ramię, po czym jak najszybciej zwinął kij żeby uratować Bourgeois - Hej, Chloe? O, Szkarłatka!

Bardziej kątem oka zarejestrował czerwony strój partnerki. Zaniepokojony ciszą z jej strony odwrócił się w końcu, rezygnując z poszukiwać Chloe. Prawie zszedł na zawał. 

- Co ci się stało? - prawie pisnął przestraszony. Szkarłatna Dama miała rozwalone na wszystkie strony włosy, twarz ubrudzoną błotem i gałązki w tlenionych kosmykach. Jej twarz miała tak wściekły wyraz, że mogłaby zamordować z zimną krwią każdego kto się nawinie. 

- Ten pseudo policjancik mi to zrobił! Zetrę go w proch, przysięgam! - krzyknęła z nienawiścią połyskującą w oczach - Gdzie on jest?

- Bardzo możliwe, że właśnie leci w kierunku ratusza - uświadomił ją niepewnie blondyn. Na śmierć zapomniał o Dupain-Cheng, której obiecał pomoc. A kiedy sobie to uprzytomnił, radiowozu nie było już na niebie. 

***

- Burmistrzu, rozkazuję ci przekazać mi władzę! - złoczyńca przeszedł od razu do sedna, parkując autem na środku holu w ratuszu. 

- Odmawiam - odparł spokojnie mężczyzna. 

- W takim razie może to zmieni twoje zdanie - jednym przyciskiem pilota otworzył drzwi z których wyszła granatowłosa sterowana przez Arcyglinę z torebką w ręce.

- To torebka Chloe! - zawołał spanikowany burmistrz - Co jej zrobiłeś?!

- Zapłaciła za twoje występki przeciwko policji - oznajmił. 

Pięć minut później cały Paryż miał przyjemność oglądać zrezygnowanego burmistrza przekazującego władzę złoczyńcy. 

- Szkarłatna Dama i Czarny Kot to szpiedzy. Muszą zostać schwytani jak najszybciej - powiedział na żywo zaakumanizowany. 

Oglądający program przed ratuszem bohaterowie zamarli na sekundę, po czym jak najszybciej się ulotnili, bo policja zaczęła szaleńczy pościg za nimi. 

Dość szybko się z nimi uporali, bo Kot odciągnął ich jak najdalej, dzięki czemu blondynka miała szansę wkraść się do budynku. Po chwili dołączył do niej partner. 

Niepostrzeżenie dotarli do sali gdzie przebywał Arcyglina, po czym równie cicho zakradli się do środka. Zauważyli burmistrza i Mari "aresztowanych" laserami złoczyńcy. Niebieskooka przystanęła, zanim zaatakowała mężczyznę.  

- Shhhhh - powiedziała tak głośno jak tylko mogła, czym zwróciła na siebie uwagę złoczyńcy. 

- A więc to tak - podsumował, zanim rozpoczął atak.

- Hah... Szczęśliwy Traf? - wyjąkała zestresowana, po czym na jej dłoń spadła rękawica do pieczenia, którą obejrzała ze wszystkich stron bardzo uważnie. Kot za to przybił sobie piątkę w czoło. 

- Złapcie Szkarłatną Damę i Czarnego Kota - to mówiąc, Arcyglina zagwizdał. 

- Nawet nie ma mowy - warknęła Mari, po czym oplotła szybko nogami krzesło, przez co nie mogła się ruszyć. Burmistrz za to użalał się sam nad sobą, położył się na podłodze i chlipiąc "Moja Chloe" bił głową o podłogę. 

- Jesteście do niczego - stwierdził złoczyńca. 

- Kocie, zniszcz podłogę - poinstruowała go szybko granatowłosa, nadal walcząc z samą sobą. 

- Kotaklizm! 

Zaakumanizowany zapadł się w deski, a więc nie mógł już się ruszać. Co nie oznaczało, że nie mógł strzelać, bo nadal był upierdliwie skuteczny. 

- Szkarłatko, teraz musisz tylko... - zaczęła znów Marinette, ale w tym momencie blondynka dała upust emocjom. Podbiegła do Arcygliny po czym założyła mu rękawicę kucharską na głowie, więc mogła zdjąć mu gwizdek z szyi - Albo można i tak. 

Dziewczyna wszystko naprawiła i oczyściła akumę. 

- Moja Chloe! - zakwilił znowu burmistrz, chowając twarz tym razem w biurku. 

- Spoko, no uratowałam ją - machnęła ręką niedbale niebieskooka. 

- Serio?!

- Tak, no ten tego... pójdę teraz po nią - zaśmiała się sztucznie po czym wybiegła z gabinetu.

- Marinette, wszystko w porządku? - Czarny Kot podbiegł do niej i pomógł wstać. 

- Boli mnie wszystko - jęknęła, masując rękę. 

- Ale znów uratowałaś sytuację Moja Pani! - zagadnął szybko, niepostrzeżenie wsuwając bransoletkę Chloe do jej torebki. 

- Nie zapominajmy o moim bólu Kotku. 

Wtedy do gabinetu wbiegła zdyszana Chloe z szopą na głowie. Jeszcze nie wiedziała, że Magiczne Biedronki nie naprawiły jej fryzury. 

- Kochanie! Dobrze, że... - burmistrz został całkowicie zignorowany w imieniu rzeczy ważniejszej. 

- Moja torebka! - podbiegła z uśmiechem do przedmiotu, żeby sprawdzić, czy wszystko jest na miejscu - Och, a to... moja bransoletka!

- Prawdopodobnie wpadła do innej kieszeni - tata Sabriny, który doszedł już po chwili do siebie, poprawił czapkę. 

- Wybacz za to wszystko, Roger. Nie jesteś zwolniony - oznajmił uroczyście mężczyzna, ściskając drugiemu dłoń. 

- Mówiłam pustostanie, że tak to się skończy - mruknęła do siebie fiołkowooka ze skrzyżowanymi na piersi rękoma, jednak nikt jej nie usłyszał. 

- Chloe, myślę, że Marinette należą się przeprosiny - dodał burmistrz, na co granatowłosa i Kot wyszczerzyli zęby w idealnych uśmiechach. 

- Słucham?!

- Czekamy wszyscy - odparła słodko Mari. 

- Dobrze. Prze...przepra... no, w każdym razie to coś na p. I tak jesteś żałosna, piekarzyno - dziewczyna zarzuciła włosami i dopiero wtedy poczuła, że coś jest nie tak. 

Jednak zanim zdążyła podnieść wrzask, Czarny Kot zabrał Dupain-Cheng z ratusza. Żadne z nich nie słyszało okropnej awantury, jaką po chwili zrobiła blondynka. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top