Rozdział 10

Udało się.

#perfekcyjny_opis_sytuacji

#wpieprzyłam_się_w_opis_czegoś_czego_opisać_nie_potrafię

#wybrnęłam

#nie_wcale_nie

#nie_obchodzi_mnie_to

#tak_wiem_że_nie_do_tego_służą_hasztagi

Już w szpitalu wzięłam prysznic. Dali mi też coś na uspokojenie, bo znów byłam niepokojąco blisko szlochu. Potem zostawili mnie z nieprzytomną mamą i kazali czekać. Stałam w bezruchu jakąś godzinę, bezmyślnie patrząc na przejeżdżające samochody.

-Chloe-usłyszałam szept mamy i odwróciłam się od okna.

Popatrzyłam na nią zimno i upiłam łyk kawy z automatu. Obrzydliwa, ale alternatywę miałam dopiero dwa kilometry dalej na stacji benzynowej, a i tam wątpliwe, żeby kawa była dobra.

-Przepraszam, Chloe.

-Przepraszasz. Przepraszasz mnie? ,,Sorry, córeczko, usiłowałam się zabić, ale nie wyszło"-błyskotliwość została w domu przy zakrwawionej kanapie.-Jesteś pieprzoną egoistką.

-Gdzie byłaś w nocy?

-Nie zmieniaj tematu!

Skuliła się, słysząc mój podniesiony głos.

-Powinnam cię ojebać od góry do dołu, bo widzę, że w tym układzie to ja jestem ta dojrzalsza-mniej więcej tak mówiłam do Chrisa, kiedy mi podpadał, a kiedy nie chciało mi się dawać mu porządnej reprymendy.-Ale wiesz co? Chyba mi się nie chce. Chcesz się zabić? Proszę.

Zamarła, kiedy położyłam jej na brzuchu osłoniętym kołdrą niewielki sztylet.

-Ale jeśli to zrobisz, ja również. Jeśli się potniesz, zrobię to samo. Jeśli zaczniesz nadużywać alkoholu czy brać, ja też zacznę.

-T-to powinno dzia-działać w dwie strony.

-Jak sobie życzysz, piję sporadycznie, a reszta mnie nie dotyczy-odetchnęłam głęboko, czując, że łzy znowu napływają mi do oczu.

Mamie oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Nie dziwiłam się takiej reakcji.

-Ciekawa zależność. Kiedy coś się dzieje, nawet coś bardzo złego, ludzie są twardzi. Kiedy sytuacja się uspokoi, zaczynają się rozklejać.

-Adrenalina-stwierdziła cicho.-Chodź do mnie, skarbie. Przepraszam, że to widziałaś.

-Ale nie za to, że to zrobiłaś-usiadłam na łóżku obok niej, ale nie pozwoliłam się objąć.-Od jak dawna masz depresję?

-Od dwóch lat.

-Skutecznie to ukrywałaś.

I wtedy zdałam sobie z czegoś sprawę. Wcale nie musiała tego ukrywać. Ja i ojciec byliśmy tak ślepi, że... Nie, nie byliśmy ślepi. Byliśmy obojętni. Momentami traktowaliśmy mamę jak... jak służbę. Żadne z nas nigdy nie pytało, jak się czuje czy o czym myśli.

-Chloe? Skarbie?

-Przepraszam, mamo-objęłam ją, pochylając się mocno do przodu i opierając głowę o jej klatkę piersiową.

Przez pierwsze pięć sekund wszystko było okay. Potem zaczęłam niekontrolowanie szlochać. Poczułam, że mama na moment zamarła, a potem zaczęła głaskać mnie po plecach.

-Ćśśś... Nie płacz, Chloe.

Z najwyższym trudem uspokoiłam oddech, ale nie byłam w stanie zmusić się do odsunięcia się od mamy.

-To ja jestem egoistką-wyszeptałam, czując jak kolejne łzy płyną mi po policzkach.-Zajmowałam się sobą i swoimi problemami, nie myśląc, że... Przepraszam, że tego nie zauważyłam.

-To nie twoja wina, kochanie.

-Mhm.

-Wszystko w porządku?-zapytał niepewnie Chris, stając w drzwiach.-Chloe?

Wyprostowałam się, ale nie pozwoliłam mu zobaczyć swojej twarzy. Zgadywałam, że wyglądałam jak obraz nędzy i rozpaczy.

-Wyjdź-wydałam ciche, krótkie polecenie.

Od razu posłuchał.

-Idę z nim porozmawiać-zgarnęłam swój nóż i schowałam go.-Chcesz coś z baru?

-Nie, kochanie, dziękuję.

Względnie ogarnęłam twarz i wyszłam. Chris siedział na jednym z połączonych plastikowych krzeseł, wciąż obandażowany.

-Pierwszy raz widziałem cię taką.

-Jaką?

-Emocjonalną-najwyraźniej nie wyczuł ostrzegawczej nuty w moim głosie.

Właściwie nawet nie nuty, a całej symfonii.

-Nie jestem emocjonalna.

-Wiem. Ale w takim przypadku każdy by był. Nawet ty. Widziałem bandaż, a gdyby rozcięła sobie rękę przy upadku ze schodów czy czymś takim, nie płakałabyś-wytłumaczył, widząc mój pytający wzrok.

-Nie ryczałam.

-Zapierasz się jak dziecko-uniósł rękę, kiedy zbliżyłam się do niego o krok.-Nie przyłożysz kalece... Co nie?

-Jeszcze słowo i to zrobię.

-Przytulić cię?

-Nie, muszę się pozbierać i wymyślić, co robić-usiadłam obok niego i zwiesiłam głowę w geście bezsilności.

-Ty nic. Twoja mama dostanie psychologa i to będzie na jego głowie. Ty możesz ją tylko wspierać.

-Mhm.

-Nie słuchasz mnie, co?

-Na słowo honoru-odpowiedziałam zgodnie z prawdą.-Skąd wiedziałeś, gdzie i kiedy przyjść?

Od autorki: autokorekta trzy razy poprawiała mnie na ,,wiedziałaś". Czy to o czymś świadczy? XD

-Casandra cię widziała, poszła do mnie i powiedziała, że płaczesz.

-Kurwa mać...-to nie jest mój dzień.- Idę o zakład, że to nagrała.

-Ta. Możliwe. Wywaliłem ją.

-Czemu?

-Zbyt dobrze się bawiła, mówiąc o tym.

-Kolejny dobry motyw-tym razem to ja postanowiłam odpowiedzieć na pytający wzrok.-Kiedy zobaczyłeś ślad na mojej skroni i zapytałeś, nie odpowiedziałam.

-Casandra?

-Z Thomasem. I Amy. Chcieli mnie nastraszyć. Weszli za mną do łazienki, chwilę o tobie pogadaliśmy, Amy, która była pomysłodawczynią wyszła, mówiąc, że nie chce na to patrzeć, a potem Thomas wsadził mi ręce pod bluzkę. Gdzieś w trakcie wyszła też Casandra.

-Dlaczego mi nie powiedziałaś?

-Po co? Żeby mogli powiedzieć, że na nich naskarżyłam? Nie ten wiek. Poszłam pod dom Amy, poczekałam na nią, a potem dowiedziałam się, że to ona to wymyśliła.

-Cholera, Chloe...

-Co?

-Mów mi o takich sprawach, proszę cię, chyba powinienem wiedzieć, że moi kumple są totalnymi...

-Chris.

-T-tak?

-Radzę sobie sama, okay? To kwestia dumy. Jeśli odczytujesz to jako nielojalność to przepraszam, bo ja też wkurwiłabym się, gdybyś przemilczał coś takiego, ale w tamtym momencie wydawało mi się to najlepszą opcją.

-O cholera.

-Co?

-Ty mnie przeprosiłaś. Nie żebym częściej chciał widzieć cię przygnębioną, ale efekty nie są najgorsze.

Trzepnęłam go głowę. Zaśmiał się tylko, mimo że nie walnęłam lekko.

-Przyzwyczajony, tak?

-Chyba tak. Co zamierzasz zrobić Casandrze i Thomasowi? Bo rozumiem, że z Amy już się policzyłaś.

-Jeszcze nie wiem. Jutro w szkole zobaczę jakie są nastroje i zdecyduję.

-Przyjdziesz do mnie później?

-Mogę przyjść-odparłam w zamyśleniu.

*następny dzień*

*szkoła*

Prawie cała moja klasa i równoległa patrzyły na mnie w mocno podejrzany sposób. Po dwóch godzinach lekcyjnych stanęłam przed dwójką siedzących na ławce chłopaków z klasy, z którymi się dogadywałam.

-Co jest?

-Nie oglądasz youtube'a?-Matt westchnął, widząc, że to na nich padło uświadomienie mi, o co chodzi.

Bo reakcje nie pasowały mi do ewentualnego nagrania Casandry z mojej podłamki. Były po prostu za mocne. Kiedy Emily mnie zobaczyła, zaproponowała mi lody i rozmowę. Moja reakcja nie była zbyt elokwentna: ,,Eee... Nie?". Po jej wzroku i widziałam, że to nie będzie ostatnia próba, ale chwilowo miałam spokój.

-Sporadycznie i raczej teledyski. Dlaczego wszyscy patrzą na mnie prawie współczującym wzrokiem?

Czułam się z tym, delikatnie mówiąc, nieswojo.

-Nie prawie, Chloe. Możesz nad nami nie stać?-poprosił Andy.

Usiadłam na podłodze po turecku przed nimi, bo z ławki miałabym gorszy widok na ich mimikę.

-Tylko się nie wściekał-zastrzegł Andy.

-Jeśli nie macie z tym nic wspólnego, nie macie się czego obawiać.

-Dlaczego my się z tobą kumplujemy?-zadał typowo retoryczne pytanie.

-Bo jestem ładna, inteligentna i przez to dobrze przy tym wyglądacie?

-A może po prostu cię lubimy?-Matt wzruszył ramionami.

-Cokolwiek. Otrzymam odpowiedź na swoje pytanie?

-Ktoś wrzucił na youtube'a filmik, na którym...

-Pokaż-powiedziałam krótko.

Wyciągnął komórkę, włączył youtube'a i błyskawicznie odszukał odpowiedni filmik. Podał mi telefon, a ja od razu zrozumiałam, o co chodzi. W maksymalnie przybliżonym kuchennym oknie mojego domu widać było kłótnie moich rodziców. Dźwięk był mocno wytłumiony.

-Chcesz słuchawki?

-Byłam przy tym-odpowiedziałam sucho.

Po uderzeniu mamy, usłyszałam wyraźny komentarz zza ,,kamery".

-O kurwa, patologia-rozpoznałam głos Thomasa.

-Może powinniśmy zawiadomić policję?-odezwała się niepewnie chyba Amy.

-Poczekajmy na Chloe-to bez wątpienia była Casandrę.-O, jest.

-Ona go zajebie...-odezwał się po dłuższej chwili Thomas, kiedy na ekranie pojawiłam się ja.

-Co jest?

-Podcięła go.

-Trzymała nóż czy mi się wydawało? Wzywamy policję-powiedziała nagle stanowczo Amy.

-Chwila... Podnosi się. Jest okay-mruknął Thomas.-Ja pierdolę...

-Co ona...? Wywala go z domu?

Przewróciłam oczami z irytacją, mając wrażenie, że komentują tylko po to, żeby komentować.

-Kurwa, wychodzi.

-Spieprz-w tym momencie nagranie się urwało.

-Podobno wracały z imprezy od Thomasa, odprowadzał je.

-Mhm-zobaczyłam ilość wyświetleń.

Dwa tysiące sto sześćdziesiąt dwa wyświetlania, pięćset trzydzieści osiem łapek w górę-o ile zakład, że przynajmniej część wykupiona?-i trzysta dwie w dół.

-Mają przejebane, co?

-O tak...-uśmiechnęłam się słodko, zastanawiając się, co im zrobię.

-Em, może to nie jest dobry moment, jak już i tak jesteś wkurwiona, ale jest jeszcze jedno takie nagranie. Ze szpitala.

-Co na nim jest?

-Twoja rozmowa z twoją mamą i to... jak płaczesz.

-Zajebiście...-włączyłam messengera i zadzwoniłam do Casandry.

Nie odebrała, mimo że była aktywna, co jakoś specjalnie mnie nie zdziwiło.

Ja: Odbierz, dziwko, bo sama cię znajdę.

Casandra: Obejrzałaś

Dlaczego ludzie mają taki problem z interpunkcją w wiadomościach? Nie wiem, czy to pytanie, czy stwierdzenie.

Ja: Gdzie jesteś?

Casandra: W domu chora jestem

Ja: Ta, jasne. Pofatygujesz się do parku przy szkole albo sama do ciebie przyjdę. Twój wybór.

Casandra: UUU... BOJĘ SIĘ

Ja: Może powinnaś zacząć. I podkreślanie sarkazmu capslockiem wygląda idiotycznie.

Casandra: Guwno mi zrobisz

Ja: *gówno, analfabetko

Ja: Oczekuję odpowiedzi.

Casandra: Park będę z thomasem

Ja: Proszę bardzo.

Zabawimy się =)

-Ten uśmiech. Wyglądasz jak psychopatka-stwierdził Matt.

-Całkiem możliwe.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: #whatever