1

dwa rodzaje ludzi dobrych: ci, co umarli, i ci, co się jeszcze nie narodzili.

Głosna muzyka rozbrzmiewała w całej sali, irytując bruneta, który właśnie przeciskał się między ludźmi i odpychał kobiety, które nagle zaczęły się do niego kleić. Nie przyszedł tutaj ani by zatopić smutki w alkoholu, jak większość osób siedzących przy barze, ani nie znalazł się tutaj by znaleźć jakąś łatwą dziewczynę, wynająć pierwszy lepszy hotel i potraktować ją jak nic nie wartą zabawkę. Nie dziś.
Chłopak poprawił swój kaptur docierając w końcu do chronionego przez dwóch osiłków korytarzu, miejsca gdzie zawierało się nieuczciwe umowy, można było skorzystać z dziwek klubowych lub bez problemu wciągnąć kreskę czy dwie. Jungkook o głowę niższy od mężczyzny przed nim podał mu zmiętą, fioletową kartkę, która była jego przepustką by wejść tam, gdzie zwykli ludzie znaleźć się nie mogli. Blondyn przed nim przesunął się bez słowa, tym samym dając mu możliwość dalszej podróży. Jeon zwilżył popękane wargi kiedy przechodził długim korytarzami, pełnymi różnych zapachów i dźwięków. Bez problemu mógł wyczuć marihuanę co tylko powodowało iż chciał jak najszybciej zniknąć z tamtego obskurnego miejsca.
Błagania kobiet, odbijały się o ścian całkowicie zagłuszając dźwięk jego stukających o podłogę czarnych butów.
Dotarł pod przez ostatnie drzwi, na których widniała złota szesnastka. Nie siląc się na pokunie złapał za klamkę.

- Jeon, długo cię tu nie było - starszy mężczyzna, koło czterdziestki, siedział za dębowym biurkiem. Jego ręce pokryte bliznami i dużą ilością biżuterii trzymały dokumenty, na których drobnym drukiem ukazywały się przychody, a także straty jego nocnego klubu. Oczy Węża śledziły zbyt mały tekst z pomocą okularów korekcyjnych, które i tak wiele nie dawały, ale chciał chociaż udawać, że jest inaczej - Co tym razem dzieciaku? Ostatni raz byłeś tutaj, bo nie umiałeś sobie poradzić z jakąś nędzną świnią, która nie dostarczyła twoich narkotyków.

- Zważaj na słowa, bo już wystarczająco zirytowany jestem, a spalenie ci całej tej budy to nie będzie żaden problem - odparł oschle chłopak patrząc niezadowolony swoimi złotymi tęczówkami na właściciela klubu. Podszedł bliżej siadając na czarnym krześle, które zaskrzypiało i wyjął z kieszeni bluzy srebrny łańcuszek z czerwonym kamieniem jako wisiorek. Wąż od razu zainteresował się drogocenną ozdobą, którą chłopak ze sobą przyniósł. Jego zmęczone oczy błysnęły groźnie, a w nim samym obudziła się chęć posiadania tej małej ozdóbki. Nawet jeśli wciśnie ją do szuflady i zapomni.

- Koral. Z tego co widzę to wcale nie taki stary, a wręcz mający nie więcej niż kilka miesięcy - mruknął mężczyzna łapiąc w palce naszyjnik i obracając go w palcach - Symbol bogactwa. Piękny okaz.

- Nie o to chodzi Chenle. Nie pogrywaj ze mną, bo nie mam na to czasu - warknął wywracając oczami. Na codzień pracował z wężami, w końcu sam Hoseok czy Yoongi nimi byli, ale ten jeden był najbardziej chciwy z nich wszystkich. Chciwy, podstępny, zawsze chętny by dostać pieniądze lub coś świecącego. W końcu wybrani tak już mają, on sam coś o tym wie - Wiesz kogo to jest? Głupie pytanie, oczywiście, że wiesz. Gdzie on jest?

- Jackson jednak cię wykiwał? - ciemne oczy czterdziestolatka padły na te, które obecnie płonęły. Uśmiechnął się pod nosem i zdjął okulary, które i tak były bezużyteczne. Chenle mimo swojego wieku nigdy nie wyszedł z wprawy. Był tak samo podstępną, ale inteligentną osobą, że Jeon żałował czasami iż nadal pozostał on neutralny - Na ile cię oszukał? Milion? Dwa miliony? Mówiłem ci, że szczury takie jak on zawsze dadzą radę. A teraz twoje pieniądze i tak kochanka Hoseoka...ja jej tam było? Zresztą, była mało interesująca bym ją zapamiętał. Czyżby młody smok chciał zemsty?

- Przestań pieprzyć i przejdź do rzeczy - odparł uderzając ręką o biurko, zostawiając je z zwęglonym śladem jego dłoni. Westchnął cierpko widząc co zrobił, ale ta gadzina zawsze wiedziała jak go sprowokować i często z tego korzystała. Ponownie włożył dłoń do kieszeni by zaraz móc położyć plik banknotów obok jego dokumentów. Odchylił się na krześle i spojrzał na niego już nieco spokojniej - Zacznijmy jeszcze raz, gdzie on jest? Nie, nie obchodzi mnie co sądzisz na ten temat. Po prostu gdzie on jest.

- Uwielbiam z tobą rozmawiać dzieciaku. Jesteś taki pewny siebie, jakby nic nie mogło cię pokonać - Mężczyzna złapał w palce pieniądze, przeliczając je dokładnie i zaraz z uśmiechem chowając je do marynarki. Delikatnie zakręcił srebrną biżuterią i zmrużył oczy - Jackson, Jackson...Yundong, szkoła tańca, na obrzeżach miast, północ. Jackson jest jej właścicielem. Ogromny budynek z dwoma piętrami. Mieszka tam, pracuje, ma swój magazyn no i szkoli innych - powiedział oddając chłopakowi jego naszyjnik z wyraźną niechęcią, jednak gdy chciał już cofnąć dłoń, Jeon szybko go złapał i odebrał mu jego jedyny trop.

- Nadal nie wiem skąd wiesz gdzie kto jest, ale jest mi to na rękę - powiedział uśmiechając się pod nosem zadowolony z pracy zaufanego informatora, którą otrzymał. Wstał z niewygodnego krzesła i wyjął telefon od razu wybierając numer do Seokjina.

- A i Jeon, następnym razem nie strasz mnie, że znowu spalisz ten burdel na kółkach. Dobrze wiesz, że i tak nic się nie stanie kochaniutki, bo jeden ruch zły ruch i stracisz źródło informacji. A drugiej takiej jak ja nie znajdziesz dzieciaczku.

- Spierdalaj - uśmiechnął się do niego kpiąco zaraz wychodząc z pokoju z trzaskiem drzwi. Jedną rzecz miał zrobioną, teraz czas na ostatni punkt na liście - Jin, sprawdź szybko Yundong, coś z tańcem i zbierz mi kilku ludzi. Nie odpuszczę chujowi. Będę za godzinę.

To wszystko było za łatwe. Jakby Jackson myślał, że Jeon się podda i zostawi go z jego majątkiem. A przynajmniej małą częścią jego majątku.
Studio było, tak jak mówił Chenle, na północy Hongkongu. Obok jedyne co było to kilka domów i jakiś obrzydliwy bar, w którym ludzie bez ambicji zapijali swoje smutki. Sama sala miała być dziś zamknięta. Nikogo nie miało być o czym świadczyły zamknięte drzwi i wielki napis „zamknięte", który znajdował się na czerwonym tle. Zresztą, zamek nie był jakoś bardzo trudny do obejścia, bo kulka sekund, a Seokjin otworzył drzwi bez większego wysiłku.
Był środek nocy, a jedyne co obecnie było słychać to kroki wszystkich zgromadzonych ludzi Jeona, których dźwięk odbijał się o ściany korytarzu.
- Rozdzielamy się. Ja idę na górę, wy macie sprawdzić każde pieprzone pomieszczenie w tym budynku, dopóki tego nie zrobicie macie mi się nawet na oczy nie pokazywać - smok zwrócił się do swoich kompanów, którzy albo skinięciem, albo cichym „tak jest" potwierdzili, że zrozumieli polecenie ich szefa. Brunet tak jak mówił skierował się na schody. Ostatnie piętro zostawił sobie, gdyż miał pewność, że to właśnie tutaj Jackson mieszka, a sale treningowe są niżej. Pierwsze pomieszczenia były puste, nie warte uwagi, zapełnione gratami. Dopiero czwarte z nich okazało się sypialnią mężczyzny, którą Jeon szybko przeszukał. Pieniędzy jednak jak nie było, tak nie ma i chłopak jedyne co wartego uwagi znalazł to mały scyzoryk z pięknie zdobioną rękojeścią oraz koszulkę swojego ulubionego artysty, z autografem. Oczywiście nie mógł się do tego przyznać, więc jedyne co zrobił to złapał mały nożyk, a resztę zawartości pokoju obrócił w popiół.
Ostatnie drzwi, które otworzył okazały się tym czego szukał. Mężczyzny co prawda nie było, ale jego biuro na ten moment mu wystarczało. Przeleciał wzrokiem dokumenty, które leżały na biurku i uśmiechnął się zaraz je zgarniając. Wszystkie plany ówczesnej władzy miał wypisane czarno na białym, więc mógł to wykorzystać. Przeszukał szuflady, półki z książkami, jakieś marynarki, które wisiały na wieszaku. Jedyne co znalazł to bon promocyjny na pizzę.

Podirytowany chciał ponownie użyć swojej mocy by zniszczyć wszystko, ale jedna, mała szara torba zwróciła jego uwagę. Dlatego też złapał ją szybko i po otworzeniu jej uśmiechnął się zwycięsko. Pieniądze były. Co prawda nie miał pewności czy wszystkie ale ich większość. Dorzucił tam dokumenty, które znalazł wraz z nieszczęsnym bonem.

- Jungkook - Seokjin znalazł się w progu gabinetu i patrzył spokojnie na młodszego od siebie, który zapinał właśnie torbę. Smok odwrócił się do swojej prawej ręki i uśmiechnął się dumny do niego.

- Macie go? Jackson tez tu był?

- Nie. Niestety. Ale za to... - Seokjin wymownie spojrzał za siebie, przez co zaraz do pokoju dwaj mężczyźni wnieśli związaną osobę, która wylądowała przed nogami smoka - Znaleźliśmy go jak tańczył w jednej z sal.

Jeon spojrzał na przerażonego i zapłakanego chłopaka, który aż trząsł się przez przeszywające go spojrzenie bruneta nad nim. Blondyn chciał się skupić pod jego spojrzeniem, ale nawet nie był w stanie gdyż jego dłonie i nogi były skrępowane. Pozostało mu zamknąć oczy i modlić się o cud. Jednak długo nie dane mu było trzymać głowy skierowanej ku dole, gdyż ciepłe palce złapały jego podbródek i skierowały jego głowę wprost na siebie. Niebieskie tęczówki zrobiły wrażenie na smoku, który co prawda tego nie okazywał.

- Jak pewnie zauważyłeś to kogut. Z tego co zauważyłem, jest dość silny, więc jest pewna szansa, że jest wybranym. Co z nim robimy?

- Jak to co? Bierzemy ze sobą. Taki kurczaczek nie może się zmarnować w jakiejś dziurze - odparł spokojnie i ponownie zwrócił się do chłopaka przed nim - Moja nowa zabaweczka.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top