"Wiedziałam"

    Stał przy balustradzie patrząc w głębie wody. Szopa stała w porcie, na uboczu i wyglądała jak hangar na małe łódki czy kajaki. Nie rzucała się w oczy i to była jej zaleta. Myślał o tym co właśnie usłyszał. Czuł się oszukany, zdradzony i czekał na odpowiedni moment, aby to z siebie wyrzucić. Zastanawiał się nad sensem całej jego żałoby i o opłakiwaniu dziewczyny. Zmarnował tyle czasu, pogmatwał sprawę swojej kariery. O mało nie stracił życia, starając się złapać tych, którzy rzekomo ja zabili. Całe dwa lata jego życia wstecz, to była jedna wielka mistyfikacja, zaplanowana przez kogoś, kiedyś mu bliskiego. Erin. Jak mogła pozwolić na to? Rzuciła ich na pożarcie rekinom, a teraz prosi o pomoc?

- Hej. - na pomost schodził mężczyzna. Ubrany w niebieską koszulkę i dżinsy, krótkie przystrzyżone blond włosy, przez słońce wydawały się nie istnieć, tak jak jego bródka. - Co tu...Detektyw... Halstead? - Na początku miał zamiar przegonić intruza, ale później zdał sobie sprawę, że gdzieś już widział mężczyznę.

- Tak. - zaskoczony Jay odwrócił się w jego kierunku. - Znamy się?

- Agent Callen.

- Kolejny agent. - wymamrotał niezadowolony Jay.

- Jakiś problem? - zapytał z uśmiechem, znał sprawę bardzo dobrze, więc nie zdziwiła go jego niechęć

- Nie tylko... Za dużo agentów ostatnio poznaje. - wyjaśnił.

- Czyli Erin wszystko już wyjaśniła.

- Bardzo dokładnie. - zadrwił, a na sama myśl o tym co zrobiła ogarnęła to złość.

- To może banalne co powiem, ale wiem co czujesz. - postanowił podzielić się z nim doświadczeniem, widząc jak detektyw się gryzie - Kiedyś byłem z kobieta. Byłą pierwszą której zaufałem, pierwszy raz od bardzo dawna zakochałem się i myślałem nawet o założeniu rodziny. Uwierz, w moim przypadku, to cięższa sprawa niż normalnie. - Jay przytaknął czekając na dalszy ciąg - Zerwaliśmy, myślałem że to moja wina. Niestety, po jakimś czasie znów ja spotkałem. Okazało się, że jest szpiegiem. Agentka CIA. Infiltrowała mnie i cały team.

- I co się z nią stało? 

- Było trochę zamieszania, złość, ból, złamane serce, ale... wszystko kiedyś przeszło. Poszliśmy w swoje strony. - odparł, Jay zamyślił się nad tym co mu powiedział - Powinniśmy się zbierać. Niedługo mamy spotkanie z twoja znajomą.

Pojechali na Ocean Avenue. Stanęli wozem operacyjnym na parkingu Santa Monica Beach i czekali. W środku był Voight, Halstead, Callen i Erin. Ruzek, Upton i agent Hanna pojechali do hotelu. Nie byli potrzebni. Na razie była to zwykła obserwacja. W końcu Erin kazała im spojrzeć na monitory. Były na nich obrazy z kamer ustawione kilka metrów dalej. Wszystkie skierowane na restauracyjne stoliki. Siedziało przy nich trzech mężczyzn, z wyglądu Latynosi i Jedna kobieta. Nie było widać jej twarzy siedziała tyłem. Gadali, śmiali się, jedli i pili. Wyglądali zwyczajnie. Nikt nie mógłby przypuszczać, że są z mafii. 

- To Pedro Ramirez, Julio Gomez i Harry Bridgestone. Prowadzą kluby, restauracje i inne tego typu rzeczy w Los Angeles. To jednak przykrywki dla handlarzy bronią, narkotykami i żywym towarem. - Erin wyjaśniała kim są i pokazywała akta konkretnych osób. Mają co tygodniowe spotkanie. Jedyną różnicą dziś jest ona. - Wskazała na kobietę siedzącą z nimi. 

- Mia? - Voight wciąż używał imienia dziewczyny, które poznał, nie było mu dane wiedzieć jak nazywa się naprawdę agentka.

-Tak. Dostaliśmy wiadomość, że chce się z nimi spotkać, wkupić w ich łaski i zrobić to co robi zawsze. 

- Zabić. - dokończył za nią Hank. Jay siedział cicho wpatrując się w monitor, na którym była najbardziej widoczna dziewczyna. Nie rozpoznawał w niej "swojej Mii". Nie miała ciemnych długich włosów, nie widział twarzy, ale według niego to nie mogła być ona. 

Do stolika podszedł kelner, przyniósł coś co wyglądało jak kawałek papieru. Dziewczyna zabrała karteczkę i zaczęła czytać. Kiedy skończyła lekko przekrzywiła głowę, widać było, że się uśmiecha. Potem odwróciła się cała i spojrzała prosto w kierunku ich wozu. Wiedziała, że tam są i nie wyglądała na zmartwioną tym, że ktoś ją obserwuje. Jay nie mógł znieść dłużej siedzenia w jednym miejscu. Zerwał się na równe nogi wyszedł z samochodu. Nie reagował na wołanie sierżanta czy Erin. Przeszedł przez ulicę wchodząc w alejkę między budynkami. Chciał odetchnąć, zrobić się niewidoczny. Na plaży mieli by go jak na widelcu. Tutaj, w porze tak wielkiego ruchu, nie mieli szans go znaleźć. Oparł głowę o ceglana ścianę restauracji, jeszcze raz analizując wszystko. Zastanawiał się, czym tak zawinił, że teraz musi pokutować. 

Tymczasem w wozie atmosfera zgęstniała, Hank chcąc dać Jayowi trochę czasu, postanowił pozwolić mu odejść. Erin, nie podobało się to i bez ogródek wyjaśniła byłemu szefowi, dlaczego nie powinien tego robić. Tylko agent Callen obserwował monitory.

- Hej! - chciał, aby przestali się kłócić - HEJ! - wrzasnął, gdy skupili na nim swoją uwagę pokazał im monitor. - Zniknęła. - wyjaśnił. 

- Jak to znik... - Erin nie mogła darować sobie, że stracił ją z oczu kolejny raz. 


Przez głowę przelatywało mu tysiąc myśli. Chciał je zatrzymać, ale niektóre były wypomnieniami, tych dobrych chwil. Ich nie mógł, nie chciał zapomnieć. Całą walka w jego wnętrzu zaczęła być wygrywana przez zdrowy rozsądek i rozum. Powoli godził się z całą sytuacja i uznał, że może wrócić do wozu. 

- Cześć. - Na jego drodze stanęła ona. Wyglądała inaczej, ale była to ta sama dziewczyna. Ten sam uśmiech, te same spojrzenie, chociaż jej kolor oczu zmienił się z ciemnoszarego na zielony. Kolor włosów także zmieniła, teraz miała o wiele jaśniejszy odcień kasztanu i krótką fryzurą do ramion. Natomiast cała reszta, była identyczna. - Wiedziałam, że się jeszcze zobaczymy. - jej uśmiech, tak ciepły, był czymś czego nie chciał teraz oglądać. Cały zdrowy rozsądek i rozum zostały zamknięte w klatce, chociaż broniły się do końca.

- Cześć. - odpowiedział, nie był w stanie nic dodać, tylko patrzył. 

- Kiedy dowiedziałam się, że Erin ściąga pomoc, chciałam żebyś to był ty. - zrobiła krok w jego stronę. 

- Twierdzi, że potrzebujesz ratunku. - wypowiedział to, próbując usunąć suchość w gardle. 

- Erin, robi i myśli dużo wolniej niż powinna. To ją gubi. - odpowiedziała robiąc kolejny krok.

- Wiem wszystko. - wypalił nagle.

- Cieszę się. Bałam się, że ja będę musiała to wyjaśnić. - Serce detektywa zaczęło przyspieszać, nie umiał rozmaić z nią normalnie, jak z drugim człowiekiem, nawet kiedy nie wyglądała jak dawna ona. 

- Więc od początku wiedziałaś kim jestem? - przytaknęła - Po co była ta szopka? Nie mogłaś powiedzieć, że wiesz. 

- Nie mogłam. - odparła spokojnie wciąż się zbliżając - Na tym polega moja praca. 

- Na kłamstwie i zabijaniu? - wyszło to z jego ust bardziej dosadnie niż planował.

- Na kłamaniu, uciekaniu, ranieniu, zabijaniu... - wyliczała - Jestem agentem, najemnikiem tego chorego systemu. Robię co mi każą. 

- Iść do łóżka ze mną też ci kazali? - stała tuż obok niego, na to pytanie zmarszczyła czoło, poczuła się urażona, ale szybko zdała sobie sprawę, że zasłużyła.

- Miałam rozkaz zrobić wiele rzeczy. Wiele z tego było kłamstwem. Jedyną prawdą w tym wszystkim była miłość do ciebie. - wyznała. Jay stał wpatrzony w jej oczy i mimo iż nie miały koloru szarego, widział w nich to co wtedy. Nie wahając się wziął dziewczynę w ramiona i pocałował. 



Taki mały zaskok!

Się nie spodziewaliście co?

Wiem, teraz będzie buuuu, ale spokojnie. On jej nie wybaczył.... Jeszcze :) 

Dziękuję. 
⭐ i  komentarze chętnie zobaczę. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top