"Obrona konieczna"
Dzień spędzony w klubie, Jay odczuje na pewno jutro rano. Zazwyczaj przebywał tam tylko kilka godzin. Aż dziw bierze człowieka, że za te parę godzin, Mia płaciła mu więcej, niż pozostałym za cały dzień pracy. Mimo wszystko był bardzo przydatny. Nie raz interweniował w sprawie, gdzie pozostali ochroniarze nie dawali rady.
Miał jedna zaletę, której nie posiadali oni. Potrafił rozmawiać. Nie załatwiam wszystkiego siłą. Często kłótnie i bójki brały się z niedomówień. Jay świetnie sobie radził jako negocjator. Wyciągam z tego lekcje dla siebie, mówił sobie, że dzięki temu będzie lepszym policjantem.
Teraz siedział przy barze obserwując jak imprezowicze bawią się w najlepsze, a jemu ta muzyka działa na nerwy.
- Hej. - podeszła do niego Mia. Z końca sali zauważyła nietęgą minę ochroniarza.
- Hej. - odpowiedział.
- Co jest? - bez zahamowań dotknęła jego policzka. Dlaczego wydawało się mu to takie naturalne? - Martwisz się ta druga praca? - skinął głową, w pewnych momentach chciałby jej powiedział prawdę, wtedy mógłby się wygadać bez konieczności lawirowania między faktami. - Jeśli cię zwolnili, to idioci. - powiedziała pewnie - Nie docenili skarbu jaki mieli. - uśmiechnął się na te słowa - Chodź, zatańczymy.
- Nie lubię tańczyć. - wyzna znudzony
- A ze mną? - zapytała figlarnie wciąż ciągnąć go na parkiet.
- Nie odpowiem na to pytanie. - wstał posłusznie i ruszył za dziewczyną.
Gdy bujali się razem do piosenki "Girls like you" , patrzyli sobie w oczy. To było takie oczywiste, nie musieli nic mówić, a rozumieli się doskonale. Dziewczyna uśmiechnęła się słuchając słów piosenki, przytulona mocno, zaczęła szeptać mu do ucha. "'Cause boys like you run 'round with girls like me,'Til sun down when I come through. I need a boy like you, yeah yeah. Boys like you love fun, and yeah, me too. What I want when I come through. I need a boy like you, yeah yeah...". Zaśmiał się gdy skończyła. Przytulił ją mocno, tak jak nigdy wcześniej. Zawsze starał się zachować dystans, nie wychodzić z inicjatywą. Tak było lepiej. Lepiej dla niego i jego pracy. Nie chciał przerabiać znów tej samej historii, co z Camillą. Jednak, im dłużej przebywał z Mią, nie mógł się powstrzymać. DJ, jakby uwziął się na niego, co rusz puszczał bardziej zmysłowe i romantyczne kawałki. Ani na chwilę, nie miał okazji oderwać się od dziewczyny, aby nabrać rozumu. Nawiasem mówiąc, nie przeszkadzało mu to wcale. Mia co rusz śpiewała mu coś do ucha. "Love me, Love me harder", przelało czarę. Odsunął się na tyle, aby złapać jej podbródek i podnieść tym samym jej głowę. Bez skrupułów wpił się w jej usta, nawet ona była zaskoczona tym gestem. Nie mówiąc już o obserwującym ich Ruzeku, siedzącym na końcu sali. Voight wysłał go za Jayem, wiedząc, że to w klubie będzie spędzać teraz cały wolny czas. Miał go pilnować.
- Chodźmy stąd. - powiedziała patrząc na niego z pożądaniem. Zgodził się bez wahania. Chciał być już z nią na osobności. Weszli na zaplecze, ona prowadziła go za rękę, gdy weszli do jej biura, Jay zamknął drzwi.
Stała oparta o blat biurka, ubrana w niebieską sukienkę. Czekała, to on musiał wykonać pierwszy krok, który już był za nimi. Musiał tylko go powtórzyć. Jay zbliżył się, wzrok wędrował z dołu, ku górze. Zatrzymał się na jej ciemnoszarych oczach. W ułamku sekundy wszystko prysnęło. Nie mógł zrobić nic więcej, wiedząc że ją okłamuje. Już miał jej o tym powiedzieć, lecz drzwi, które teoretycznie powinny być zamknięta na klucz, otworzyły się. Stanęło w nich dwóch mężczyzn, weszli nieproszeni do środka, zamykając za sobą drzwi. Jay rozpoznał w nich, dwóch zastraszających Mię typków, których widział wcześniej. Chciał się odezwać i powiedzieć, żeby wyszli, ale nie zdążył. Ten łysy, przysadzisty, odepchnął go na jedna z szafek i przytrzymał przedramieniem pod brodą. Ten drugi, długie włosy i broda, podszedł do Mii. Dziewczyna zdążyła schować się za biurkiem, ale wszedł tam za nią.
- Nasłałaś na nas psy! - wrzeszczał do przerażonej dziewczyny.
- Nie, ja... - jąkała się, Halstead nie mógł nic zrobić, był nieuzbrojony, a ich było dwóch. Co z tego, że powstrzymał by swojego napastnika, skoro ten drugi mógł od tak zastrzelić dziewczynę z broni, którą trzymał. Musiał zaczekać.
- Nie kłam suko! - znów warknął - Dostaniesz teraz kartkę i długopis, przepiszesz klub na nas! Zrozumiałaś? - dziewczyna kiwała przecząco głową, prawie płacząc ze strachu. Gdy nie otrzymał odpowiedzi uderzył ją z całej siły w twarz, tak że Mia straciła równowagę. Wtedy detektyw postanowił działać. Umiejętnie odebrał broń jednemu, atakując go łokciem w twarz. Oszołomiony, za złamanym nosem, upadł na ziemię. Jay wycelował broń w drugiego, oddał dwa strzały i napastnik padł. Mia wyczołgała się zza biurka, podbiegła do Jaya przytulając się do niego.
- Co... co... - nie potrafiła sklecić zdania.
- Spokojnie. Wyjął telefon chcąc powiadomić kolegów, gdy usłyszał ryk i zobaczył rzucającego się na nich drugiego zbira. Bez namysłu strzelił do niego kilka razy. Mężczyzna padł. Obojgu ulżyło, jednak nie mogli tego tak zostawić. Nagle drzwi znów się otworzyły. Stanął w nich Ruzek z bronią, sprawdził pokój, mijając dwa ciała krzyknął czysto, wtedy w wejściu pojawił się Voight oraz Atwater. Halstead był wstrząśnięty. Nie przypuszczał, że ktoś go śledzi. Bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że jego współpracownicy i szef, zjawili się taks szybko.
- Nic ci nie jest. - Klepnął go w plecy kolega Adam.
- Halstead wszystko w porządku? - zapytał sierżant, nim Jay się zorientował, Mia nie stała już w jego ramionach. Przyglądała się z boku całemu zajściu i wywnioskowała, ze jej ochroniarz Chris... wcale nie jest tym za kogo się podaje. - Halstead! - wpatrzony w dziewczynę chciał jej to wyjaśnić, jednak musiał odpowiedzieć najpierw Hankowi.
- Tak, ze mną w porządku. - głos mu się łamał, a dziewczyna nabrała tylko powietrza w płuca i wyszła razem z Kevinem z biura.
Potem wszystko działo się jak w slow-motion. Jay wyjaśnił wszystko sierżantowi, pominął oczywiście cel przyjścia do biura. Potem klub został zamknięty, wpadło kilku techników, a z nimi Upton i Burgess. Wychodzili własnie z zaplecza, mijając bar, przy którym siedziała ona. Mia widząc jak Chris idzie z policjantami jak równy z równym, miała ochotę rzucić w niego szklanką z burbonem, którą właśnie trzymała.
Halstead, widząc jak dziewczyna patrzy na niego pogardliwym wzrokiem, chciał podejść i wyjaśnić jej całą sytuację, jednak Voight mu nie pozwolił. To był koniec. Nie tak chciał, aby się dowiedziała.
Jest kolejna.
:)
Jakoś tak samo się pisze...
Dziękuję :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top