"Nie waż się go tknąć"


Jay wracał właśnie windą na górę. Trzymał w rękach Opus One. Jej ulubione wino z Kalifornii. Steve zdziwił się, że poprosił o to wino. Mówił, że już wcześniej przynosił dziewczynie Merlot'a i to dwie butelki. Detektyw jednak nie uznał tego za dziwne. Wychodząc z windy wpadł na sierżanta.

- Wychodzisz? -zapytał zdziwiony, zastanawiał się czy coś go ominęło?

- Dostałem cynk. 

- Mam jechać...

- Zostań. - odparł uśmiechając się - Zadzwonię jak się czegoś dowiem. - Jay przytaknął, pożegnał się i drzwi windy zamknęły się. Lekko skonsternowany wszedł do apartamentu. 

- Wszystko dobrze między tobą, a Voightem? - Dziewczyna wciąż siedziała przy stole, obracając w dłoniach pusty kieliszek. Gdy zobaczyła Halsteada, wyciągnęła do niego rękę z szkłem i błagalnym wzrokiem poprosiła o nalanie wina. 

- Wiesz, że traktuje się jak kogoś ważniejszego, niż tylko pracownik? - zapytała, gdy wlewał czerwony trunek. 

- Voight? - kiwnęła głową na tak - On po prostu ma manię kontroli. - wzruszył ramionami.

- Oj, nie! Traktuje cię jak syna. Dał mi to do zrozumienia. - wstała, pijąc wino, podeszła do odtwarzacza leżącego na komodzie. Włączyła nastrojową muzykę i zwróciła się w kierunku Jaya. 

- O czym rozmawialiście? 

- O niczym konkretnym - skłamała - Sierżant boi się, że cię zranię. I "grzecznie prosił"... - wykonała gest cudzysłowu rękami - ...abym go nie zawiodła. 

- Groził ci? - zdumiony, nie mógł w to uwierzyć.

- Nie! Skąd!? Tylko tak go zrozumiałam. Może się pomyliłam. - wyznała stojąc już bardzo blisko mężczyzny - Co powiesz na relaks. Wino, muzyka, wanna... - ciągnęła go w stronę sypialni trzymając w ręku butelkę, którą mu zabrała.

Leżeli na przeciw siebie, w wypełnionej po brzegi pianą i wodą, wannie. Sączyła kolejny kieliszek wina, a on masował jej stopy. Był wpatrzony w nią jak w święty obrazek. Jak to zakochani mają w zwyczaju. 

- Jay? 

- Tak? 

- Czy nie możecie sobie odpuścić? 

- Czego? - nie rozmyślał nad sensem jej pytania.

- Łapania tych dwóch pozostałych? - masaż ustał, wtedy i ona na niego spojrzała. 

- Mia, dlaczego mielibyśmy...

- Nie ważne. - dopiła wino i postawiła kieliszek na stoliku.

- Nie, właśnie ważne. - zaciekawiła go poniekąd prośba dziewczyny.

- Chodzi o to... - zmieszana nie wiedziała co powiedzieć - Znam ich, jeśli są tacy jak dawniej...

- To co?

- To boje się, że możesz kiedyś nie wrócić do domu. Albo któryś z twoich kolegów. - twardo wypowiedziane słowa uderzyły w czuły punkt detektywa. Nie mógł by znów przejść kolejnej straty członka wydziału. Z drugiej strony, on też miała wiele do stracenia w swoim życiu. Nie chciał umierać. Kiedyś było łatwiej. Miał tylko brata i ojca, potem doszła Erin, ale to przeszłość. Długo był sam i nie straszne były mu świszczące kule. Teraz miałby nie obejrzeć więcej tych pięknych oczu i uroczego uśmiechu? Nie dotknąć skóry jak aksamit i nie powąchać jej perfum, którymi pachnie cały klub, gdy wchodzi ona? Nie wyobrażał sobie tego. Nie mógłby...

- Mia. - przyciągną ją do siebie, wylewając dużą ilość wody na posadzkę - Nie mogę ci niczego obiecać. Ale zawszę będę się starał wrócić do ciebie. Zawsze! - dziewczyna oparła ręce na jego barkach i przyłożyła czoło do jego czoła.

- Zawsze! - powtórzyła za nim, całując go mocno. 


Rankiem wstał pierwszy, odpalił ekspres i wpatrując się w panoramę Chicago, czekał na swoje Espresso. Wyjął je i powąchał, potem nastawił Americana dla Mii. Dziewczyna spała jak suseł. Była śliczna bez makijażu, powtarzał jej to kilkanaście tysięcy razy, ale ta wciąż nigdy nie wychodziła, chociażby bez wytuszowanych rzęs. Mówiła "Dla ciebie mogę być saute, ale dla świata, zawszę będę  chodzić z maską." . Podobała mu się jej logika. Tylko on mógł widzieć ją taką, jaka jest naprawdę. 

- Dzień dobry. - usiadł na łózko, gdy ona się budziła - Kawa dla pani. - podał jej kubek, podziękowała uśmiechem.  Upiła łyk, a potem patrzyła na swojego księcia. 

- Dzień dobry. Co to za poranek? Czym sobie zasłużyłam? - zaśmiała się. 

- Oj długo by opowiadać. - odwzajemnił jej tym samym - Muszę być wcześnie w pracy. Będziemy sprawdzać te tropy, które nam podałaś wczoraj. 

- Już tego żałuję. - odłożyła kubek i wyśliznęła się spod kołdry. 

- Mia, dobrze zrobiłaś. Prędzej czy później i tak byśmy doszli do tego. - mówił gdy ona była w łazience, usłyszał wodę z deszczownicy i wiedział, że teraz to może mówić sam do siebie. 


Dziewczyna siedziała w fotelu, z laptopem na nogach przeglądała coś. Miała posępna mine, detektyw zabierał kluczyki ze stolika, zastanawiał się co ją tak rozzłościło? Podszedł do niej, aby między innymi to sprawdzić. Gdy tylko zorientowała się, że Jay idzie w jej stronę, zamknęła komputer. Dała mu buziaka na do widzenia, a potem wróciła do przeglądania poczty. 

Mimo całego otaczającego go szczęścia, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że coś jest nie tak. Dziewczyna była zła, odkąd Voight wyszedł z apartamentu. Pokłócili się? Może ona powiedziała coś nie tak i teraz żałuje...  albo on wyskoczył znów z jakimś oskarżeniem? Wertował w głowie wszystkie pytania, niestety nie znalazł odpowiedzi. O trzynastej dostał wiadomość. "Zjesz ze mną lunch? Kocham Mia" . Uśmiechnął się i od razu odpisał, że nie może się doczekać. 

- Przepyszne! - zachwycony siedział przy stole. Zajadał ravioli, aż się mu uszy trzęsły - Nie wiedziałem, że w "Boka" mają tak pyszne włoskie jedzenie. - wytarł usta serwetką. 

- Nie są z "Boka". - wyznała Mia, skromnie oparła łokcie o stół i zasłoniła twarz rękoma.

- Skąd je zamówiłaś, było świetne. 

- Sama zrobiłam. - odparła. Przez pierwsze kilka sekund, Jay nie wierzył jej, ale potem pochwalił jeszcze raz i był bardzo dumny z niej. - No, to nie pozostaje mi nic tylko się z tobą ożenić. - powiedział stojąc przy wyjściu, zaśmiała się na jego słowa, trzymał ją w objęciach - Aż szkoda, że muszę wracać do pracy. 

- Bądź ostrożny. - powiedziała, pocałowali się, a potem zniknął za drzwiami.  

Dziewczyna sprzątnęła talerze, przebrała się i miała zamiar zejść do klubu. Wtedy zadzwonił jej telefon. Numen nieznany wyświetlił się na ekranie, takie połączenia rzadko odbierała, ale dziś miała przeczucie.

- Halo? - w słuchawce nie było słychać nic oprócz oddechu, straszne uczucie odrętwienia przeszło jej ciało - Halo??? - zniecierpliwiona chciała wiedzieć, kim jest jej rozmówca.

- Elena. - odezwał się głos, którego miała nadzieje nigdy nie usłyszeć - Zawiodłaś nas. Sprzedałaś nas wszystkich. Pamiętasz zasady swojego ojca? Dlaczego je łamiesz w taki sposób? - zamilkł, dziewczyna stała trzęsąc się, nagle jakby nigdy nic przestała, cały stras odszedł, aby za chwilę powrócić ze zdwojona siłą - Nauczymy cię, co to kara za złamanie zasad. Twój kochany piesek, straci dziś życie. - Serce zaczęło łomotać jej jak szalone. Nie czekając na nic więcej rozłączyła się i wybrała numer. Znała go na pamięć. 

Jeden sygnał, drugi, trzeci... mówiła w myślach "Odbierz! Odbierz! Odbierz!" , jednak na nic. Znów wybrała ten sam numer, ciągle powtarzając to jedno słowo. Kiedy straciła już prawie nadzieję, ruszyła do wyjścia. Zabrała kluczyki i wciąż wybierając jego numer zjeżdżała na parter. Wsiadła w swojego mustanga i popędziła w stronę, gdzie mógł być. 

- Jay, do jasnej cholery, odbierz ten telefon!!! - krzyczała dzwoniąc do niego setny raz. 

Była już blisko celu, kiedy jej smartphone zaświecił się. Odebrała bez zastanowienia. 

- Jay!? 

- Niestety. - znów ten głos.

- Miguel jeśli cokolwiek zrobisz....

- Oj, kochana, nie pomożesz już mu, nawet jeśli skręcisz teraz w Polk Street. - dziewczyna wiedziała, że ja obserwują. Potem jednak postanowiła pomyśleć, o zmianie samochodu czy telefonu. Teraz musiała ratować Jaya.

- Nie waż się go tknąć! - warknęła rozłączając się. Była blisko celu. Podjechała pod front komendy 21. Wybiegła z samochodu. Kilku policjantów, którzy stali przed posterunkiem, wrzeszczeli na dziewczynę, że źle zaparkowała. Jednak ona nie miała zamiaru wracać.

Biegła za róg. Była pewna, że na tyłach go znajdzie. Tam zazwyczaj zbierali się, gdy jechali na akcję. Poza tym to duża otwarta przestrzeń. Mia wiedziała, tam świetnie złapią cel na muszkę. Z oddali zobaczyła jak stoi z Voightem. Uśmiechał się, miał na sobie kamizelkę, ale to nie problem dla cap-killer'a. Nie potrafiła krzyczeć, więc inaczej musiała go ostrzec. Gdy była kilka kroków od nich zauważył ją Jay. Był zdezorientowany, tym że ją widzi. Dobiegła do niego idealnie w momencie, gdy padł strzał. 


Jeśli mi się uda... jutro dodam kolejną część. :) 

Enjoy!

Nie zapomnijcie o ⭐ i komentarzach :)

❤❤❤

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top