"Jest warta więcej!"
Przeglądał kolejne kartki akt. Wszystko robiło się coraz bardziej pogmatwane. Wyjął więc z piwnicy tablicę, została po poprzednim lokatorze, zaniósł do mieszkania, skręcił i zrobił swoją własną mapę zbrodni. Na sam środek przyczepił zdjęcie Loco. Od niego wszystko się zaczęło. Wypisał najważniejsze informacje o nim i wziął się za resztę. Wszystkich pięciu braci. Każdego z krzyżykiem, wszyscy nie żyją. Dopisał daty zgonów, miejsca i kto ich zabił. Na koniec przyczepił zdjęcie Mii. Dziewczyna patrzyła na niego z fotografii, jakby obwiniała go o samą myśl, że jest w to wmieszana.
Gapił się na swoje dzieło, analizując i do niczego nie dochodził. Może wciąż do końca nie chciał wiedzieć. Może jego mózg bronił go przed tym co musiał w końcu zobaczyć. Z tej plątaniny myśli wyrwało go pukanie do drzwi. Wstał szybko chowając, tablicę do pokoju. Kiedy upewnił się, że wszystko schował otworzył drzwi. Stała za nimi ona, Mia. Była ubrana w dres, wiec musiała być w domu. Smutna, wpatrywała się w jego twarz, starając się poukładać zdanie tak, aby od razu nie wyrzucił jej za drzwi.
- Mogę? - zapytała, bez słowa wpuścił ją do środka - Jay, ja chciałam tylko...
- Nie tłumacz się. - powiedział, wciąż nie miał pewności, a póki jej nie miał, nie chciał być tym złym dla niej - Hank, on po prostu jest uparty, agresywny i zawsze musi mieć rację.
- Myślę, że jest dobry w tym co robi. - odpowiedziała już bardziej pogodnie, poczuła się pewniej i mogła sobie odpuścić granie - Przepraszam, że zawracam ci głowę, ale chciałam...
Nie zdążyła dokończyć. W mgnieniu oka była już w jego ramionach. Całował ją tak jakby miał być to ostatni raz, jakby czół, że to będzie ostatni raz. Oboje tracili oddech, nie odrywając się od siebie, przeszli na sofę. Tym razem to ona przejęła kontrolę, wskoczyła na niego zdejmując mu koszulkę. Leżał, poddając się jej pieszczotą, gdy nagle coś przykuło jego uwagę. Na ręce, którą opierała tuż nad jego barkiem, była cienka bransoletka. Nie ta, którą rzekomo dostała od Pereza. Była inna, także wisiały na niej zawieszki, ale... Jay mógłby przysiądź, że gdzieś już ją widział. Poczuł dłoń na swojej żuchwie. Odwróciła silną ręką jego głowę i wpiła się w usta. Była władcza, takiej jej jeszcze nie znał. Nie miał jednak zamiaru przerywać tego.
Leżeli przytuleni, na sofie. Było miło, nawet bardzo. Tak bardzo, że po tej przygodzie pamiątkę zostawiła mu na kilka tygodni. Na prawym barku miał zadrapanie, cztery ślady po jej paznokciach, a na szyi malinka. Zamknął oczy, marząc o ty, aby ta chwila trwała wiecznie. Nagle ona wstała. Myślał, że tylko chce się poprawić, ale zaczęła ubierać spodnie i bez słowa wyszła z jego mieszkania. Nim zdążył się zorientować, nie było jej już na klatce.
Wybiegła na ulicę, padał ciepły deszcz. To pomogło jej ukryć łzy, spadające po jej policzkach. Wbiegła w najbliższy zaułek, przykucnęła pod ścianą i płakała. Wyjęła drżącą dłonią telefon, wibrował, a na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie detektywa. To kolejny cios, po którym miała pewność. Wybrała numer zapisany w kontaktach. Czekała chwilę, połączenie zostało odebrane.
- Musimy to zrobić dziś! Nie dam rady dłużej! - powiedziała.
To był długi dzień. A noc jeszcze dłuższa. Próbował się skontaktować z Mią kilkanaście razy, ale zrzucała jego połączenia albo nie odbierała w ogóle. Pomyślał, że wywnioskowała jakoś, że zaczął ją sprawdzać. Dlatego uciekła. Ale ta myśl szybko zniknęła. Tak bardzo nie chciał wierzyć w jej winę. Wszedł na komisariat struty. Nie spał w nocy ani chwili. Wpatrywał się tylko w tablicę i próbował ogarnąć to, co inni już przyjęli za pewnik. W biurze siedzieli wszyscy, nawet Hank był we swoim. Spojrzeli tylko na przechodzącego kolegę, ale nikt nie miał odwagi skomentować, tego co stało się dzień wcześniej.
Myślami był gdzie indziej. Przed oczami stanęła mu ta bransoletka. Zaczął się zastanawiać gdzie ją widział. I wtedy go olśniło. Włączył komputer, odpalił nagranie z pliku na pulpicie. Przewinął do momentu, aż na ekranie pojawiły się dwie kobiety. Stopklatka, zatrzymał na momencie, gdy nieznajoma podaje dziewczynie przedmiot. Zoom, na jej rękę. Kolejny na nadgarstek. Wyostrzenie obrazu i... Omal nie spadł z krzesła. To ta sama bransoletka. Na tej samej dłoni. To Mia była wtedy w hangarze z dziewczyną Hernandeza i to ona namówiła ją do odcięcia mu członka. Doszło do niego to wszystko, co przez tak długi czas odsuwał na bok. Mia jest winna! Jest zła! Ale jak? Jak mógł być tak zaślepiony i nie zauważyć tego, że z nim pogrywa. Okropnie się czuł, jakby stracił wszystko. Bo po części tak było. Stracił właśnie dziewczynę, zwątpił w swój osąd i to że jest dobry w swojej pracy. Co z niego za detektyw, skoro dał się zwodzić tyle miesięcy?
- Słuchajcie! - Voight wyszedł z gabinetu, chcąc ogłosić coś ważnego. Zauważył Jaya i jego mina się diametralnie zmieniła. Po tym jak wczoraj na niego naskoczył, uznał, że detektyw odpuści sobie i nie będzie go w pracy parę dni. Co do tego także się pomylił. - Mam coś, co musicie zobaczyć. - Wciąż patrzył tylko na Halsteada, zaczął żałować, że nie sprawdził biura zanim wyszedł z tym co miał. - Jay... nie powinieneś tego oglądać. - powiedział, ale to jeszcze bardziej zaciekawiło detektywa. Myślał, że to kolejny dowód na winę Lopez. Jak bardzo się mylił...
Zaszli na dół, do pokoju, gdzie na ścianie wisiał duży telewizor. Jay stanął w drzwiach, przed nim była Upton, Ruzek, Burgess, Atwater i Voight. Adam włączył pendrive, obraz zmienił się z czarnego na bardzo jasny, a potem pojawił się film.
Był na nim mężczyzna w kominiarce, ustawiający kamerę. A gdy się odsuną, wszyscy wstrzymali oddech i zerknęli za siebie. Jay patrzył w monitor i nie wierzył. Na krześle, związana i zakneblowana siedziała Mia. Miała ślady po pobiciu i krwawiła z nosa. Zbliżenie na jej twarz pokazało jak bardzo się bała i jak mocno musiało ją boleć. Nagle w tle odezwał się głos.
- Sto tysięcy dolarów, w używanych banknotach. - zmodyfikowany głos wyrecytował to zdanie powoli, jakby chciał się napawać pięknem tego co słyszy - Chcemy, aby okup dostarczył sam detektyw Halstead. Wiem, że ta mała jest warta dla ciebie więcej, ale nie jesteśmy pazerni. - zażartował i nagranie się urwało. Zapadła martwa cisza. Nikt nie chciał zabrać pierwszy głosu.
- Przekazali gdzie ma się odbyć wymiana? - Zapytał Jay martwym głosem.
- Nie. Ale zostawili to. - Voight pokazał mu telefon - Był w kopercie razem z nagraniem. - Jay ruszył w jego kierunku sięgając po przedmiot, Hank nie zamierzał go oddawać.
- Załatwię to. - dosadny ton zdradzał, że może sobie jednak nie poradzić z emocjami.
- Nie, nie zrobisz tego. - Voight nieugięcie nie miał zamiaru angażować w to Halsteada.
- Muszę, inaczej ona zginie. - wyjaśnił, wciąż nie dopuszczając do głosu tego, co działo się w jego wnętrzu.
- Nie masz takiej kwoty. - wyjaśnił Hank. Chciał go zniechęcić, aby samemu załatwić to.
- Wymyślę coś! - krzyknął - Wiem, że miałeś rację co do niej! - wyznał, co zaskoczyło i sierżanta i resztę - Ale pozwól mi ją uratować, bo inaczej nie będzie to sprawiedliwa kara.
⭐ i komentarze mile widziane :)
Dziękuję :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top