"Chyba sobie jaja robisz?
To były chyba najdłuższe cztery godziny w życiu Halsteada. Mężczyzna miał godzinę na spakowanie kilku rzeczy, na wyjazd, który nie miał określonego terminu powrotu. Zabrał tylko kilka najpotrzebniejszych ubrań, buty, kosmetyki i oczywiście zapasową broń. Wiedział, że jedzie do pracy, nie na wakacje. Nie wiedział na co się pisze, z resztą nikt tego nie wiedział. Erin była tak tajemnicza, że żadne z nich, nawet Voight nie potrafił dowiedzieć się o co chodzi.
Na lotnisku Midway czekał na nich jet. Nie omieszkał tego skomentować Ruzek, uznał, że FBI ma fajne zabawki i chyba powinien się przenieść. Na co Voight tylko spojrzał na pracownika i zaśmiał się w duchu. Adam jest dobrym policjantem, detektywem. Do agenta FBI czy innej organizacji rządowej było mu daleko. Za to Lindsey, ona miała predyspozycje do tej pracy oraz doświadczenie jakimi mało kto może się pochwalić. Voight był dumny z niej, mimo iż teraz go rozczarowywała.
Wylądowali na Lax, na miejscu czekał już na nich wóz, który przewiózł ich do miejsca zwanego szopą. Niewielu ludzi miało okazję poznać drogę do tej bazy. Wciąż nie znali powodu ich obecności w tym miejscu.
- Wejdzie. - zaprosiła ich po otwarciu drzwi - To jest Agent Hanna. Należy do jednostki NCIS. - przedstawiła im czarnoskórego, umięśnionego i łysego mężczyznę z uśmiechem na twarzy.
- Witamy w L.A. - przywitał się z każdym.
- To są policjanci z Chicago. Sierżant Voight i detektywi Halstead, Ruzek i Upton.
- Miałaś przywieść tylko dwóch. - zaśmiał się - Sentyment Lindsey?
- Zabawny jesteś z rana. - widać było chemię między nimi, jednak nikt tego nie skomentował.
- Erin, może w końcu powiesz nam, po co nas ściągnęłaś?- Voight niecierpliwił się, został zmuszony do przyjazdu tutaj z swoją byłą podwładną, obecnie agentką FBI, a on nie lubił pracować z federalnymi.
- Chodzi o kogoś, kogo znacie. -powiedziała w końcu mieli poznać całą prawdę - A właściwie kogo ty znasz Jay. - mężczyzna nie rozumiał o co jej chodzi - Mia Lopez.
- Słucham? - Te dwa słowa były jak klucz do zamkniętego schowka, gdzie wszystko jest w wielkim bałaganie, a lekkie uchylenie drzwi spowoduje wielką lawinę wysypujących się uczuć.
- Ty znasz ją jako Mia Lopez. - na ekranie na wprost nich pojawiło się zdjęcie Mii. Jay zakrył usta dłonią, starał się ogarnąć emocje.
- Ona nie żyje. - powiedział dosadnie.
- Wręcz przeciwnie. - znów nacisnęła jakiś przycisk i na ekran wskoczyła kolejna fotografia. Nowsza, zrobiona w L.A. - Dziewczyna żyje i ma się dobrze. Tak naprawdę nie nazywa się Mia Lopez. To nasza agentka. - zamilkła przesyłając gorycz porażki - Nie tylko nasza.
- Dziewczyna jest swego rodzaju najemnikiem. Nie ma jednego pracodawcy. Została wyszkolona zaraz po zakończeniu służby. - Agent Hanna kontynuował - Jest jedną z najlepszych agentek, jakie kiedykolwiek pracowały dla naszego kraju.
- Ale jak to jest możliwe.? - Hank czuł to już wcześniej, ale takiego obrotu sprawy się nie spodziewał. Jay przyglądał i przysłuchiwał się temu wszystkiemu. Nie mógł uwierzyć w to co się dzieje.
- Zwerbowałam ją kiedy była w Nowym Jorku. Mieliśmy wtedy na oku kilka grubych ryb. Dzięki niej wszyscy siedzą. - wyjaśniła Lindsey, widziała jak jej były partner zareagował na te informacje, nie chciała, aby tak to wszystko się potoczyło. Tak samo w oczach Hanka widział rozczarowanie jej osobą.
- Dlaczego Chicago? - Voight był zły, federalni pogrywali z nimi, nienawidził tego.
- Gang Cuervo rozrastał się i zagrażał coraz bardziej. Po tym jak zastrzeliłeś Loco, okazało się, że jego bracia chcą przejąć nie tylko Chicago, ale i kilka ościennych miast, oraz zachodnie wybrzeże. Mia Lopez, miała odziedziczyć wszystko po ojcu.
- Gdzie jest prawdziwa Mia? - odezwał się Ruzek
- Nie żyje. - Erin pokazała im na ekranie jej zdjęcie, była jak siostra bliźniaczka Mii, którą znali - Zginęła w wypadku kilka lat po śmierci jej mamy. Podejrzewamy, że to jeden z ostatnich rozkazów Loco.
- Skąd pomysł, żeby ją zastąpić?
- Nasza agentka miała rozbić gang od środka, niszcząc jego gałęzie. Wszyscy mieli zostać zamknięci w więzieniu. - Erin posmutniała - Niestety, weszła w to za mocno.
- To znaczy? - Milczący do tej pory Jay, w końcu podniósł zwieszoną głowę.
- Po przyjeździe do Chicago, miałam z nią kontakt. Rozmawiałyśmy średnio raz w tygodniu. Mówiła mi co się dzieje i co planuje. - znów zamilkła, to co miała do powiedzenia nie było miłe dla byłych współpracowników - Dostała całą teczkę informacji związanych z policją, gangami i nią samą.
- Czyli wiedziała kim jesteśmy? - Teraz i on poczuł się oszukany
- Tak. Musiała wiedzieć, kogo unikać a z kim żyć w zgodzie. Miała zadanie do wykonania.
- Napuściłaś ją na nas!? - warknął na agentkę Jay.
- Nie. - rozumiała jego oburzenie ale nie takie były jej intencje - Chciałam, aby miała wgląd w całą sytuację, a potem... poznała ciebie. Przysięgała, że ma wszytko pod kontrolą. Wierzyłam jej bo jest jedną z najlepszych. Po kilkunastu tygodniach kontakt się urwał. Zaczęłam dostawać raporty o zgonach braci Loco i ich pomocników. Po tym pobiciu znów zadzwoniła i powiedziała, że daje radę. Chciałam ją odsunąć, jednak nic nie mogłam zrobić, weszła w ten świat tak mocno, że nie miałam do niej dostępu. Kiedy przyszły informację o kolejnym morderstwie, postanowiłam to zakończyć definitywnie. Znalazłam ją na własną rękę i starałam się przemówić do rozumu. Ale to na nic się zdało. Wszystko zmieniło się w osobistą vendettę. Dowiedziałam się, że nie ona zabijała, a ktoś trzeci. Nie chciała powiedzieć kto. Miała wspólnika, któremu pokazywała cele. Odezwała się do mnie po kilku miesiącach. Powiedziała, że nie da rady dalej tego ciągnąć i musi zniknąć. Pomogła jej w tym.
- Po co ci naszą pomoc? - Voight rozumiała już cała sytuację, ale nie wiedział jaka miała być ich rola.
- Znów wymyka nam się spod kontroli. Potrzebny nam ktoś, kto ja sprowadzi na ziemię. - Erin patrzyła na Halsteada. Ich oczy się spotkały i zobaczyła w nich wściekłość.
- Chyba sobie jaja robisz!? - wrzasnął nagle - Najpierw wysyłasz do nas agentkę, wiesz o wszystkim co się dzieje, a teraz próbujesz to wykorzystać? Kim ty się stałaś Erin?
- Co miałam zrobić? Spalić jej przykrywkę? Pozwolić ją zamknąć, albo zabić? Dała ci tysiące sposobności, abyś ją zostawił i przyznał racje Voightowi, ale uparcie utrzymywałeś, że jest niewinna.
- Bo ją kochałem! - walnął pięścią w stół. Wokół nich zapanowała cisza, a napięcie powoli spadało. - Idź do diabła. - rzucił wychodząc z szopy.
To jeszcze nie koniec!
:)
⭐i komentarze mile widziane :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top