"Cała ona"
Minął miesiąc odkąd Jay pracuje u Panny Lopez. Dziewczyna jest dla niego jak motor napędowy. Gdy zmęczony po pracy chciałby się wyspać, wystarczy, że zobaczy ją w klubie i już całe zmęczenie znika. Kilka razy przyłapała go na tym, że nie miał sił pilnować gości i przysypiał gdzieś po kątach.
- Chris!? - zdziwiona zobaczyła jak mężczyzna śpi na workach z plastikiem. Wybudzony ze snu, szybko staną na nogi.
- Przepraszam. - powiedział, chcąc odejść.
- Zaczekaj. - zatrzymała go, chciała znać prawdę -Chodź ze mną.
Zabrała go do biura. Usiadła za biurkiem pokazując mu krzesło przed sobą. Zajął miejsce na przeciw niej, czekając na kartkę z wypowiedzeniem.
- Chris. Wiem, że wziąłeś ta pracę nie z chęci bycia ochroniarzem, a po to, aby mnie mieć na oku. - Zainteresowany poprawił się na krześle, czyżby zanała prawdę o nim? - Spokojnie. To miłe nawet, zważywszy na okoliczności, ale... Ostatnio jesteś bardziej zmęczony. Powiedz mi dlaczego?
- Nic mi nie jest... To po prostu...
- Chris, możesz zaprzeczać, ale proszę nie okłamuj mnie. Jak do tej pory, ty jedyny mnie nie zawiodłeś i nie chce, abyś to zmienił.
- Dobrze. Mam problemy finansowe i muszę pracować na dwie zmiany. - wyznał. Czuł, że musi być szczery inaczej jego czas się skończy.
- Dlaczego nie mówiłeś wcześniej? - zapytała oburzona.
- Nie lubię spowiadać się z problemów, powinnaś to rozumieć. - uśmiechnął się kwaśno, przypominając sobie tych dwóch osiłków zastraszających dziewczynę.
- Tak. Rozumiem. Ile ci potrzeba? - bez zająknięcia zapytała, za to Jay nie wiedział co ma odpowiedzieć.
- Sam to załatwię.
- Wiedziała, że nie weźmiesz ode mnie pieniędzy. - z uśmiechem podsunęła mu kartkę - Ale chciałabym, abyś został moim prywatnym ochroniarzem. - dziewczyna złożyła ręce jak do modlitwy i uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Jak to? Przecież już jestem...
- Teraz ochraniasz klub. Chce, żebyś ochraniał tylko mnie. - wyjaśniła - Mam pewne obawy, co do kilku starych znajomych ojca. Nie boje się ich, ale dobrze było by mieć kogoś, kto w razie czego stanie im na drodze do mnie.
- A ta kwota? - wskazał na punkt z wysokością wynagrodzenia.
- Cenie swoje bezpieczeństwo. - wyznała.
Jay pojawił się w pracy z kubkiem kawy w dłoni. Dawno tego nie robił. Nie miał czasu na bieganie po kawiarniach z rana. Był wtedy skazany na kawę z ekspresu, w pokoju socjalnym. Dziś jednak, po przespanej nocy, wstał rześki i chętny do przeżycia kolejnego dnia w szalonym Chicago. Usiadł za biurkiem, kiedy dostał telefon.
- Halo?
- Chris? - Mimo, iż na wyświetlaczu widniało imię "Mia" z jej zdjęciem, w słuchawce odezwał się męski głos.
- Tak. A kto mówi?
- Greg, barman. - odpowiedział, był zdenerwowany
- Hej. Co się dzieje? - zastanawiał się, dlaczego dzwoni do niego z telefonu dziewczyny?
- Mam problem. Musisz mi pomóc?
- Teraz? - stał w pokoju socjalnym, rozglądając się, czy nikt nie podsłuchuje.
- Tak! Teraz! - warknął - Ja nie dam sobie z nią rady. Musisz tu przyjechać. - mężczyzna rozłączył się. Jay nie wiedząc co ma robić postanowił sprawdzić, co takiego się dzieje, że musi tam natychmiast być.
- A ty dokąd? - Upton stała z aktami obecnej sprawy, mieli razem przesłuchać podejrzanego.
- Muszę wyjść, kryj mnie przed Voightem. - powiedział zabierając kurtkę
- Nie. - Zatrzymał się, nie był pewny czy dobrze usłyszał, ale gdy tylko spojrzał na partnerkę, wiedział co ma na myśli. - To kolejny raz gdy znikasz. Zachowujesz się dziwnie odkąd Hank pojechał do Nowego Jorku. Minęło już trzy miesiące... ogarnij się.
- Nie wiesz o czym mówisz. Jeśli nie chcesz, nic mu nie mów, albo powiedz, że nie wiesz. Twoja sprawa. - odwrócił się zdenerwowany i wyszedł.
Podjechał pod klub z drżącym sercem. Wchodząc zastanawiał się, co tam zastanie. Dziewczyna ostatnio nie była w dobrej kondycji psychicznej. Dostawała wiele pogróżek, mimo iż udawała, że nie robią na niej wrażenia, bała się. Jay to wiedział.
W pustej sali rozbrzmiewała głośno muzyka. Światła kręciły się jak w czasie otwarcia i tylko jedna osoba była na parkiecie. Brunetka, wiła się w rytm piosenki "Look at her now" , z butelką w dłoni. Nie zwracała uwagi na nic dookoła. Greg podszedł do Jaya, gdy tyko go zobaczył.
- Zrób coś z nią. - zażądał.
- Co się stało?
- Nie wiem. Weszła do klubu, rozmawiała przez telefon. Potem rzuciła nim w bar i zabrała jeden z Breckenridge. Wypiła połowę, a potem rozwaliła go o ziemię. Teraz pije drugą butelkę wódki. Nie da się jej opanować. - mężczyzna odszedł, sprzątając drobinki szkła rozsiane po całej podłodze. Jay nie wiedział jak powinien się zachować, jedyne o czym był przekonany, to zabranie dziewczyny z daleka od alkoholu.
Podszedł do niej. Wciąż tańczyła. Jay dał znak DJ-owi, aby wyłączył muzykę. Zrobił to, ale wciąż był za konsolą.
- Co jest! Do jasnej cholery, pozwoliłam ci przestać? - krzyknęła. Jay złapał ją za łokieć odwracając w swoją stronę. - Ooo... Chris... - zrobiła rozmarzone oczy, przyciągając mężczyznę do siebie - Zatańcz ze mną.
- Mia, co się dzieje?
- Nic, świętuję! - odparła chcąc napić się z butelki, Jay szybko zabrał od niej alkohol i odstawił na ziemię - I ty przeciwko mnie.
- Nie. Wręcz odwrotnie. Robię to dla twojego dobra. - powiedział spokojnie - A teraz chodź, musisz się położyć.
- Nie! - wyrwała się mu i zażądała, aby DJ grał dalej.
- Mia... - przekrzykując muzykę, nie miał szans, aby go usłyszała. Stracił cierpliwość, złapał mocno dziewczynę i przerzucił ją sobie przez ramie. Zabrał na zaplecze, gdzie była winda prowadząca do jej apartamentu.
- Puść mnie! - wyrywała się, gdy byli w windzie - Zostaw! - Halstead odstawił ją na podłogę, wciąż trzymając, dziewczyna nie potrafiła utrzymać równowagi. Stali blisko siebie. Jej ciemnoszare oczy zrobiły się jeszcze ciemniejsze. Wpatrywały się w niego jakby chciały wymusić jakąś reakcję. - Jesteś taki przystojny... - wspięła się na palce, żeby pocałować mężczyznę, jednak ten w pore odsunął głowę. Nie, żeby nie chciał. Dziewczyna podobała mu się, bardzo, ale była pijana, oraz była jego szefową. - Nie chcesz? Nie podobam ci się? - warknęła.
- Nie w tym stanie. - odparł, drzwi windy się otworzyły.
- To się pierdol! - odpowiedziała i wyszła chwiejnym krokiem w stronę drzwi swojego apartamentu.
Taka sobie sytuacja...
⭐ i komentarze mile widziane :)
Dziękuje :)
❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top