"A jeśli on ma rację...?"

Siedziała na sofie, z podkulonymi nogami, kiedy zabierali jego ciało. Wpatrywała się w nie tępym wzrokiem, ale przez głowę przechodziło jej milion myśli. Zaryzykowała i mogła przegrać. Na szczęście lekarzom nie udało się uratować Pereza. Mężczyzna już w worku czekał na transport do kostnicy. A ona powoli wracała do równowagi, aby móc dalej ciągnąc swoja zabawę. 

Jay nie mógł wyjść z szoku, jednak musiał się doprowadzić do porządku, bo wyczuwał coś co nie dawało mu spokoju. Voight cały czas obserwował Mię. Wręcz gapił się na nią, mając ta swoją zagadkową minę. Nikt nie wiedział co własnie myśli. W końcu czas przyszedł spisać zeznania. Zobaczył jak dziewczyna buja się na sofie, była przerażona i zagubiona. Nie lubił tego widoku. 

- Wszystko w porządku? - zapytał siadając obok niej. 

- Jay? - Voight, w zadziwiającym tempie, przemieścił się z jednego końca pokoju na drugi i stanął obok nich - Co ty robisz? 

- Chciałem spisać zeznania. - Zastanawiał się o co chodzi sierżantowi. 

- Ty nie możesz tego zrobić. - wyjaśnił spokojnie, dziwił się, że jego podwładny może być tak bezmyślny.

- Dlaczego? 

- Bo jesteś zbyt blisko morderczyni. - wydukała przerywając ich konwersację - Jay daj pracować sierżantowi. - Wyglądała jakby się poddała i chciała, aby Hank ją aresztował.  Ale jej chodziło o cos zupełnie innego.

- O czym ty mówisz? - zdenerwował się widząc jak dziewczyna odpuszcza, zerwał się na równe nogi czekając, aż odpowie.

- Pytałeś jak się czuję? - warknęła nagle - Czuję się jak morderca! Nigdy nikogo nie zabiłam! Miałam czyste sumienie, a teraz... - poniekąd mówiła prawdę, wstała i przeszła do okna.

- Mia to nie prawda, broniłaś się! - chciał do niej pójść, ale Hank złapał go za ramie. Ta wymiana spojrzeń, gdyby mogła, była by mordercza. 

- Sierżancie, pozwoli pan, że się przebiorę. Zanim trafię do celi, chciałabym wyglądać jak człowiek. - powiedziała smutno idąc do sypialni, Voight skinął na Kim, która właśnie weszła do apartamentu, aby poszła z panną Lopez. 

- Co ty wyprawiasz? - Jay tracąc cierpliwość nawrzeszczał na sierżanta. Zwrócił tym samym uwagę wszystkich dookoła.

- Uspokój się! I uważaj do kogo mówisz! - warknął na niego - Oszalałeś, chcesz się dalej w to bawić!? Zniszczyć sobie karierę!?

- Ona jest niewinna, jest ofiarą! 

- Zaciąłeś się na tym zdaniu i nie potrafisz dopuścić do siebie faktów! - Hank tracił do niego cierpliwość. Widział w nim swojego następcę, kogoś kto poprowadzi zespół do sukcesu. Dał mu czas z tą dziewczyną tylko dlatego, żeby przejrzał na oczy. Jadnak zawiódł się i traci nadzieję, że to się zmieni. W tym czasie Kim i Mia były w sypialni, dziewczyna już ubrana w dżinsy i koszulkę, zabrała tylko tenisówki i zaczęła je zakładać.

- Wiesz, dlaczego oni się kłócą? - zapytała Mia, zła na siebie za całą sytuację.

- Wiem. - odpowiedziała - Może powinnaś powiedzieć mu prawdę. - Burgess także wierzyła, że Mia kręci. Była na bieżąco ze sprawą i kilka razy analizowała sama wszystkie fakty. Nie odważyła się jednak powiedzieć o tym koledze. Czuła, że sam powinien do tego dojść, tylko jak? Skoro nawet nie próbuje.

- Jay zna prawdę. - odpowiedziała prostując się i patrząc prosto w oczy oficer - Tylko wy nie chcecie jej do siebie dopuścić. - uśmiechnęła się do niej, mrużąc oczy - Kiedyś wypijemy razem kawę i porozmawiamy o tym. - Wyszła zostawiając ją w konsternacji. 


Na komendzie czekał na nich gość. Prawnik dziewczyny, stał przy recepcji wykłócając się z Trudy, o możliwość porozmawiania ze swoja klientką. Sierżant nawet nie zdążyła ostrzec Hanka. Gdy tylko przestąpili próg, prawnik podszedł do klientki, informując ją o jej prawach i prosząc o chwile rozmowy. Nie mając innego wyjścia, oddali im do dyspozycji pokój przesłuchań i zostawili samych. Po godzinie prawnik wyszedł. 

- Panna Lopez, jest gotowa na zeznania. - oznajmił i opuścił pokój, to zdziwiło policjantów, gdyż zazwyczaj prawnik jest obecny podczas przesłuchania. Weszli do pokoju, zamykając drzwi, dziewczyna przeżył deja vu. Była w tym pokoju, z tymi samymi policjantami i czuła, że za szybą jest Jay. 

- Co chcesz nam powiedzieć? - zapytał Adam.

- Nazywam się Mia Lopez. Dziś, w godzinach rannych, zostałam napadnięta w swoim apartamencie. - Dziewczyna jasno i klarownie opisała całe zdarzenie, każde słowo było przemyślane, Voight domyślił się, że własnie to wałkowali przez godzinę z prawnikiem. - Miał broń, groził mi nią, wtedy przypomniałam sobie szkolenie w akademii. Odebrałam mu ją i straszyłam, że jak podejdzie to pociągnę za spust. Drwił, że nie jestem w stanie, że jestem małą dziewczynką, która nie ma na tyle odwagi, aby zabić. Że nie jestem jak mój ojciec. Wtedy skoczył na mnie i broń wypaliła. -  Kiedy dziewczyna zakończyła, zdali sobie sprawę, że znów nie wspomniała ani słowem o Jayu. Jakby wcale nic ją z nim nie łączyło. Hank chciał się przekonać o tym, jak dobrze dziewczyna kłamie. 

- Co robiłaś poprzedniego wieczoru? - Mia, nie spodziewała się tego, liczyła, że chroniąc swojego pracownika nie będzie próbował wydobyć z niej takich informacji. 

- Spałam. - odpowiedziała spokojnie 

- Sama? - serce przyspieszyło nie tylko jej.

- Tak. - odparła atak. 

- Jesteś pewna? A jeśli sprawdzimy monitoring? 

- Nie mam nic do ukrycia. - odparła - Sierżancie, jeśli chce pan mnie zamknąć, musi pan się lepiej postarać, bo nie tędy droga. - czuła, że tym zdaniem odkrywa poniekąd karty, ale tego też chciała. 

Jay stał za szybą wpatrując się jak jego szef magluje dziewczynę. Nie było mu to w smak, ale potem stało się coś, czego sam nie do końca rozumiał. Dziewczyna zmieniła się w ułamku sekundy. Wypowiedziała zdanie, z zimnym jak lód głosem i to wzbudziło w nim wątpliwości. Przez myśl detektywa przebiegło pytanie "A co jeśli Hank ma rację?" To było straszne i prawdopodobne. 

Gdy wątpliwości zostały zasiane, nie było innego wyjścia jak sprawdzić czy są właściwe. Jay nie czekał na nikogo, zabrał wszystkie dokumenty związane z gangiem, morderstwami i samą Mią, pojechał do domu i tam zaczął swoje śledztwo. 

- Sierżancie. - Mia stała przy schodach, musiała zostać wypuszczona, nie mieli podstaw sądzić, że zabiła Pereza z zimną krwią. Miała otarcia, ślady walki i wszytko pasowało do jej historyjki, denat nie mógł mówić. Hank zszedł do niej. - Ja wiem, że martwi się pan o Halsteada. Ale on sam dojdzie do prawdy. - oznajmiła.

- Już raz cię ostrzegałem, ale powiem to jeszcze raz. Jeśli coś mu się stanie z twojego powodu, sam cię zabiję. Nie ukryjesz się! - wycedził przez zęby, miała dosyć wyrachowania i matactw dziewczyny. 

- Wiem! - uśmiechnęła się i wyszła z komendy.


Komentarze i ⭐mile widziane :) 

Dziękuję! :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top