"Łańcuszek"
Halstead szybko otrząsnął się z szoku, jaki wywołał w nim ten telefon. Wbiegł do sali z komputerami. Wklepał kilka cyfr na klawiaturze i zaczął namierzanie telefonu Emilii. Siedział jak na szpilkach, gapiąc się na monitor. Chciał jak najszybciej dostać tą informacja. Na ekranie wyskoczył komunikat o zerwanym połączeniu i braku wyniku dla szukanego numeru. Wściekły uderzył w klawiaturę i zakrył głowę ramionami, wspartymi na biurku.
- Jay. - podeszła do niego Hailey. - Jay, znajdziemy ją. Uspokój się i chodź go przesłuchać. - Upton zachowywała jako jedyna zimną krew, ale to dlatego, że Emilia była dla niej tylko zaginioną, nikim więcej. Halstead podniósł się i bez słowa skierował do klatki, gdzie siedział Wozniak.
- Gdzie ona jest? - zapytał spokojnie, patrząc więźniowi w oczy. - Powiedz, a wejdziesz na górę, dostaniesz adwokata i skończy się twoja męka. - mężczyzna za kratą zaśmiał się.
- Myślisz, że mnie złamiesz Halstead. - odparł nonszalancko - Wiesz, że ta panna trafiła w kłopoty, bo chciała ratować ciebie? - znów się zaśmiał, wstał i podszedł do kraty - Zrobiła by dla ciebie wszystko, nawet chciała zapłacić, a ty nie potrafisz jej nawet obronić. - W detektywie zaczynało się gotować, gdzieś w głębi popierał wszystkie słowa Wozniaka, ale nie mógł tego słuchać z jego ust. - A ona tak bardzo na ciebie liczyła. Dobrze, że cię nie zabili, ten widok powinien zadowolić Bembenka. Chciał, żebyś poczuł ból straty i zawodu. Teraz widzę to patrząc w twoją twarz. - Zaśmiała się, a Jay otwarł jednym ruchem klatkę i wszedł, sprzedając więźniowi porządny sierpowy.
- Jeszcze chcesz coś powiedzieć!? - za Halsteadem ruszył Kevin, ale Jay podniósł ręce w geście spokoju i opanowania - Powiedz gdzie jest, a następne co zobaczysz będzie milsze niż ta klatka i izba przyjęć.... o ile na nią dojedziesz.
- Wiesz czego nie rozumiesz? - zapytał wstając z podłogi i wycierając krew z nosa - Tego, że przegrałeś. Szukasz jej tam gdzie jej nie ma. - Te słowa odbiły się echem w głowie detektywa. Powiedział dokładnie to, co Bembenek. Czy o to mu chodziło? Że policja szuka tam gdzie nie ma czyli pyta podejrzanych, a powinna robić coś innego? Nie... to nie trzymało się kupy... Chociaż...
Jay trzasnął klatką i wbiegł pod schody do wydziału. Wpadł na Trudy szukającą jakichś teczek. Szybko zasiadł za biurkiem i zaczął przeglądać nieruchomości, które były własnością Bembenka przed aresztowaniem. Pomyślał tylko o tym, że jeśli Bembenek naprawdę to zaplanował wcześniej, z pewnością skorzysta z znanych sobie miejsc. Kilka z nich to domy mieszkalne. Zabrał adresy i wyszedł, nim opuścił wydział coś nie dało mu spokoju, wrócił na górę gdzie czekali koledzy. Wpatrzeni w niego, chcieli pomóc.
- Dobrze. Sam nie dam rady. Mam trzy adresy. Każdy weźmie po jednym... - nim dokończył z jego dłoni zniknęły dwie kartki. Adam i Kim zabrali jedną, Upton i Atwater drugą. Została mu jedna i Platt wpatrująca się znacząco w detektywa.
- Nie masz wyjścia, jadę z tobą. - oznajmiła zabierając ostatnią kartkę. Pierwszy raz od kilkunastu godzin, uśmiechnął się czując ich wsparcie.
Podjechali pod dom na granicy dzielnicy polskiej. Kilka domów wyglądało jak rudery, opuszczone przez lokatorów. Trudy nie była może wymarzonym wsparciem, ale jej doświadczenie uspokajało detektywa. Wyjęli broń i po cichu weszli na teren wokół domu. Jedna lampa, która oświetlała okolicę, migała jak stroboskop. Jay dał znak Platt, żeby przeszła na tył domu. On wszedł powoli na schody do głównego wejścia. Po cichu otworzył drzwi z siatki, a następnie drewniane skrzydło. Nie było zamka, więc śmiało je pchnął, starając się nie robić hałasu. Kilka kroków w środku wystarczyło aby upewnić się, że dom nie jest do końca pusty. Pod jego stopami coś zaskrzypiało i z pomieszczenia po lewej wybiegł młody chłopak, kierując się w stronę tyłu domu. Tam czekała już na niego Trudy. Zatrzymała go w iście filmowym stylu uderzając w jego brzuch łokciem i przewracając go przez siebie jak w karate. Jay posłał jej pełne podziwu spojrzenie.
- Wstawaj. - powiedział do wystraszonego chłopaka, miał nie więcej niż piętnaście lat, ale był wyrośnięty, mimo to bał się własnego cienia - Kim jesteś?
- Ja... Ja... - jąkał się - Ja nic nie zrobiłem.
- Nie o to pytam, kim jesteś? - krzyknął, aż chłopak upuścił coś co trzymał w ręku. Był to złoty łańcuszek. Należał do Emilii. Jay widział go u niej gdy wyjeździł z Chicago. - Skąd to masz?
- Ona... Ona mi dała. - powiedział wstrząśnięty - Ta dziewczyna uciekała i powiedziała, że chce się tu schować. - Jay zaskoczony czuł, że to jest to.
- Jest tu jeszcze? - chłopak przytaknął - Sama? - znów skinął głową. Halstead zostawił chłopaka Trudy i z nadzieją i radością rzucił się na poszukiwania. - Emi!? Emilia? - krzyczał patrząc w każdy kąt. Dom nie był duży i był pusty, jego głos niósł się po całym metrażu, ale brak było odpowiedzi. - Emilia, to ja Jay, odezwij się? - zszedł do piwnicy, stanął na ostatnim stopniu świecąc latarką. W kącie dostrzegł leżącą na ziemi dziewczynę - Emilia? Em.. - obrócił ją i zamarł. Dziewczyna nie była Emilią, ale była martwa. Zimna, czyli nie żyła już od dłuższego czasu. Gdy wróciła mu zdolność mówienia, złapał za radio i wezwał pomoc.
Dzielnica rozbłysła światłami radiowozów i ambulansu. Ciało zabierał koroner, a chłopca badali medycy z remizy pięćdziesiąt jeden. Załamany Jay opierał się o swoje auto czekając, aż będzie można znów przeszukać dom. Teraz technicy zbierali ślady, według detektywa to i tak bezcelowe. Czuł, że Emilii nigdy tam nie było. To czysty przypadek, że dziewczyna tam się znalazła... z łańcuszkiem Emi? Sam nie wiedział. Potrzebował jakiegoś dodatkowego głosu rozsądku, bo czuł, że wariuje.
- Jay. - zza sznura aut wyłonił się Voight. Z porządnym opatrunkiem na głowie i ręką w temblaku już nie utykał na nogę, czyli był na środkach przeciwbólowych.
- Co ty tu robisz? - zapytał, ale cieszył się na widok szefa.
- Kazałeś się zbadać, zrobiłem to, wystarczy. Na wyniki nie musiałem czekać, twój brat je dostarczy jeśli będzie taka potrzeba. - oznajmił z chrypką - Co się dzieje?
- Sam nie wiem. - westchnął - Zwłoki w piwnicy były podobne do Emilii, ale to nie ona, miała za to jej łańcuszek. - pokazał sierżantowi woreczek z biżuterią - Jestem w stu procentach pewien, że należy do Emilii, ale jeszcze go przebadamy. - dodał pewnie - Hank, nie wiem co się dzieje, ale to nie wygląda dobrze.
- Myślisz, że Bembenek nie ma z tym nic wspólnego? - Voight miał zupełnie inną teorię, ale chciał wiedzieć co myśli Jay.
- Myślę... sam nie wiem. - zwiesił głowę nie mając zielonego pojęcia co robić.
- Więc wracajmy na komendę, szukać dalej. - oznajmił klepiąc podwładnego w ramię
- A ty nie powinieneś czasem pojechać odpocząć do domu?
- A ty? Nie zapomnij kto tu jest szefem. - upomniał go i wrócił do swojego auta.
⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕
Takie coś naskrobałam... :)
nie zapomnijcie o ⭐ i komentarzach :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top