"Zostaję!"
Zdenerwowana ostatni raz zerknęła na posterunek policji. Sierżant pozwolił jej pojechać na lotnisko i wrócić do domu. Pod warunkiem, że gdy zajdzie potrzeba przyleci z powrotem. Emilia zgodziła się. Nie miała jakby wyjścia. Sierżant był stanowczym człowiekiem, który nie uznawał odmowy. Zamieniła z nim pare słów na osobności, kiedy skończyła rysopis porannych gości.
- Dziękuję ci za pomoc. - powiedział uprzejmie wpuszczając ją pierwszą do swojego biura - Nie każdy odważyłby się od razu wskazać sprawców.
- Jakie miałam inne wyjście? - usiadła na krześle - Miałam wyjechać i nic nie powiedzieć Jayowi? - to byłoby niewybaczalne. Mimo jej obecnych uczuć, wciąż uważała, że dobrze zrobiła.
- Lubisz go? - Emilia była zaskoczona śmiałością sierżanta, ale nie przeszkadzało jej to.
- Lubię. - odparła z czymś na kształt uśmiechu na twarzy - Może nawet bardziej niż on mnie. - dodała smutno.
- Dlaczego tak uważasz?
- Czy to normalne, że nie chciał mi powiedzieć o tym... Bembenku? - westchnęła zrezygnowana - Zepchnął mnie na drugi plan. Przecież gdyby nie oficer Burgess, nie dowiedziałabym się.
- Jay stara się chronić najbliższych. - oznajmił, mając nadzieję, że trochę ją tym pocieszy. Wiedział od kogo detektyw brał przykład, więc czuł się poniekąd winny.
- Niewiedza zabija częściej niż broń, słyszał pan o tym sierżancie? - uśmiechną się na jej słowa. Wydawała mu się mądrą kobietą. Kogoś mu przypominała.
- Halstead ma swoje na sumieniu, ale na pewno nie chciał cię okłamać. - wciąż bronił swojego podwładnego.
- Może ma pan rację. Ale to już nie mój problem. - oznajmiła wzdychając - Mogę już iść? Zabukowany lot jest o osiemnastej. - z błogosławieństwem Voighta wstała i podeszła do drzwi, mimo wszytko nie mogła zignorować tlącego się niepokoju w jej sercu - Czy... - odwróciła wzrok - Czy jemu coś grozi? - Voight nie mógł odpowiedzieć jej na to pytanie, bo sam nie wiedział co się dalej stanie. Nie mógł jednak zostawić jej w niepewności.
- Poradzimy sobie. - oznajmił - Jay będzie bezpieczny. - przytaknęła tylko, ale wcale nie czuła się lepiej. Potem opuściła posterunek dwudziesty pierwszy, wsiadając do Suva.
Tak, więc jadąc z oficerem Ruzekiem, w stronę lotniska, zastanawiała się co może się stać? Jay chciał ją chronić, rozumiała to i mimo rozmowy jaką odbyli, nie zamierzała rezygnować z ich relacji. Jay wyglądał na niewzruszonego, a co jeśli nie udawał? Może naprawdę była dla niego tylko romansem... Nie! Nie mógłby! Na pewno udawał! Zrobił to właśnie dlatego! Żeby wróciła do domu. Zasłoniła twarz bijąc się z myślami.
- Stój! - krzyknęła nagle, na co Adam gwałtownie zahamował. Oświeciło ją w jednej chwili.
- Co jest do cholery! - warknął na nią. Myślał, że na drodze jest jakieś zagrożenie, którego nie dostrzegł. Ale nic takiego nie miało miejsca. Kobieta siedziała przestraszona na siedzeniu pasażera. - Co się stało?
- Zawróć. - rozkazała pewnie, zmrużył oczy nie wiedząc w jakim celu miałby to zrobić - Zawróć! Muszę zostać, porozmawiać z Jayem. - wyznała. Adam zaśmiał się na jej słowa mimowolnie, ale kiedy zmroziła go wzrokiem przestał.
- Możesz do niego zadzwonić. Samolot nie poczeka.
- Nie rozumiesz. Nigdzie nie lecę. Zostaje! Nie pozwolę, żeby wmieszał się w coś. Muszę mieć go na oku. - oznajmiła patrząc na drogę. Zirytowany Ruzek, nie mógł powstrzymać się od komentarza.
- A może najpierw zapytaj go, czy chce żebyś była tu kiedy dzieje się to wszystko? - Adam miał swoje zdanie na ten temat, którym podzielił już się z przyjacielem. Jay według niego robił dobrze nie zatrzymując Emilii, bezpieczniejsza była w Polsce, z dala od Bembenka.
- A może po prostu zawrócisz. - naburmuszona nie oczekiwała porad oficera - Chyba, że mam tutaj wysiąść?
- Dobrze. - powiedział po czym zaczął mamrotać coś pod nosem - ...bliźniaczki.... - wyłapała to słowo gdy zawracał samochód.
- Słucham?
- Burgess i ty, jesteście jak bliźniaczki. - wyjaśnił wkurzony - Obie uparte i dyrygujecie facetami jak tylko możecie. Nie doceniacie, że ktoś chce was ochronić przed zagrożeniem! Na pewno nie jesteście spokrewnione? - Przed wyjściem z komendy sam zaliczył nieprzyjemną rozmowę z byłą dziewczyną. W zasadzie wciąż ich relacja była niejasna. Emilia dopełniła tylko jego dzisiejszą czarę goryczy.
- Nie. - powiedziała spokojnie obserwując policjanta - I ja nikim nie dyryguję. - oznajmiła - Daje tylko szansę twojemu przyjacielowi na niewpakowanie się w kłopoty.
Jay zbierał się do domu. Po tym jak jego zdaniem rozstał się z Emilią, nie był w nastroju na dalszą pracę. Poza tym nowej sprawy nie było na horyzoncie, a Bembenkiem nie chciał się zajmować puki nie znajdą tych dwóch. To ich powinien najpierw przesłuchać, a wtedy Bembenek będzie znów w złym świetle. Z drugiej strony było mu wszystko jedno, skoro Emilia była już w samolocie nie martwił się potencjalnym atakiem. Wyszedł na parking szukając kluczyków do auta. Minął go Adam. Nawet go nie zauważył.
- Jay - zawołał kumpla, a ten natychmiast przystanął - Weź ty ogarnij jakoś tą dziewczynę. - rzucił zrezygnowany po czym wszedł na posterunek. Zaskoczony detektyw nie wiedział, o czy mówi jego przyjaciel? Dowiedział się chwilę później. Metr przed autem dostrzegł brunetkę palącą papierosa. Opierała się o karoserię GMC.
- Emilia? - zaskoczony o mało nie wypuścił kluczyków z rąk, był w szoku widząc ją w dodatku palącą - Co ty robisz?
- Przepraszam. - wymamrotała i zgasiła papierosa - Normalnie nie palę, ale..
- Dlaczego nie wróciłaś do Polski? - był zdezorientowany, bo miał już w głowie poukładane i każde uczucie, każda mała złość miała swoją szufladę. Emilia znów powywraca je wszystkie do góry nogami.
- Nie mogłam. - wyznała podchodząc bliżej - Może i nie jestem twoją dziewczyną, ale... zależy mi na tobie. - wyznała - Nie chcę cię stracić w taki głupi sposób.
- Emilia, powinnaś była wsiąść do tego samolotu. - powiedział chłodno. Jej reakcja była odwrotna od tej, której oczekiwał. Kobieta złapała go za kurtkę i przyciągnęła do siebie. Nie czekała na nic, tylko wspięła się na palce i pocałowała Halsteada. Nie mógł nie zareagować. Objął ją w pasie i przyciągnął bliżej siebie. Zaśmiała się na ten gest.
- A jednak. - lekko odsuwając się od niego, spojrzała w jego oczy, zastanawiał się co ma na myśli - Jednak ci zależy. - dodała radośnie.
- Emi. Wiesz, że to głupota. - jego wnętrze krzyczało, że wcale nie, ale miał jeszcze mózg - Będziesz celem jeśli zostaniesz ze mną.
- Mogę być celem... byle przy tobie. - pewna tego co mówi nie dała poznać, że też się boi. Liczyło się to, że będą razem.
- Ale wiesz, że to głupota. - powtórzył dosadnie widząc, że ją nie przekona.
- Głupotą było by zostawić cię bez ochrony.
- Wiec teraz to ty będziesz mnie bronić? - uśmiechnął się z drwiną.
- Oczywiście. Wy faceci małej wiary. Kobiety chronią was na każdym kroku, a wciąż im nie wierzycie. - przytuliła go mocno, kompletnie skapitulował.
*******
Enjoy!
Dziękuję!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top