Wiza.


Po tygodniu Jay zapomniał, że miał jakąkolwiek przerwę w pracy. Wdrożenie się zajęło mu dzień. Szybko odzyskał jego dawny zmysł tropiciela i umiejętność szybkiej dedukcji. Czuł się znów jak ryba w wodzie. Brakowało mu tego jak niczego innego. No może bardziej brakowało mu Emilii. Myślał o niej w każdej minucie swojej pracy. 

Ta sprawa dotyczyła porwania kobiety, która została zabita przed zapłaceniem okupu. Jay był obserwowany przez Hanka uważnie. Przestępstwo miało wiele wspólnych mianowników ze sprawą, które prowadzili gdy porwano Emi. Jednak dla Halsteada to śledztwo było tylko śledztwem. Nie miał zamiaru doszukiwać się w nim jakichś podobieństw do tego co zdarzyło się Emilią. Był skupiony na znalezieniu mordercy i tylko to się liczyło. Wrócił Jay, który nie uznaje vendetty.

A jeśli już o Emilii mowa. Para dzwoniła do siebie co dziennie. Kiedy ona wstawała, a on wracał do domu po terapii. Kiedy ona kładła się spać, a on zrywał się skoro świt i biegł na siłownię. Był stęskniony za nią, a ona za nim.

- Boże jak dobrze słyszeć twój głos - powiedział zmęczony. Po całym dniu biegania po mieście nogi odpadały mu od tułowia. Tak jak mentalnie szybko wprawił się w pracę, tak fizycznie czuł się ograniczony.

- Aż tak źle? - zapytała rozbawiona. Wyobraziła sobie właśnie jego minę.

- Nie źle, ale chyba wypadłem z obiegu i czuje się jak nowicjusz.

- Oj, biedactwo. Będzie dobrze. Nogi do gorącej wody i ciepła herbatka, postawią cię do pionu.

- Co ja bym bez ciebie zrobił - rozmarzył się opierając o kanapę.

- Na lotnisku mówiłeś, że świetnie sobie beze mnie radziłeś - wypomniała mu. 

- Oj głupoty gadam, a ty wszystko pamiętasz.

- Zawsze pamiętam.

- Lepiej powiedz jak tam sprawy? Załatwione? Kiedy wracasz? - Emi odchrząknęła i bąknęła coś, że jeszcze nie do końca. Jej zmiana w głosie wydała się podejrzana. - Co jest?

- Nic, po prostu zejdzie mi trochę dłużej - wyjaśniła prawie szeptem. 

- To znaczy? - zaniepokoił się. Jeszcze dłużej bez Emi? To zaczynało go martwić.

- Kilka tygodni.

- Dlaczego? Coś z firmą?

- Nie, z wizą - westchnęła. Na samą myśl o tym robiło jej się słabo i oczy piekły od łez. 

- To znaczy? Emilia powiedz mi prawdę.

- Nie dostałam wizy na stałe. O następną mogę się starać za trzydzieści dni. Ale pani w konsulacie już mi powiedziała, że nie mam co liczyć na stały pobyt - wyznała smutno. Cała ta rozmowa w konsulacie była koszmarem. Kobieta była nieuprzejma i ewidentnie drwiła z niej. Kiedy dostała odmowę, czuła się strasznie. Jakby już nigdy miała nie zobaczyć Jaya.

- Jak to? A te wszystkie dokumenty? Ciąża? Ja...

- Jay co ci mam powiedzieć? Taka jest rzeczywistość - przerwała mu. Nie chciała słuchać wyrzutów. Wystarczy, że słyszała przytyli ze strony rodziny, na temat zajścia w ciążę po kilku spotkaniach z facetem. A do tego przeszkadzało im, że ojcem dziecka jest mężczyzna mieszkający ponad siedem tysięcy kilometrów od jej domu w Polsce.

- Nie podoba mi się to - oznajmił nie chcąc jej bardziej denerwować.

- Mnie też, ale musimy wytrzymać.

- Przylecę - oznajmił nagle. -  Wezmę kilka dni wolnego i przylecę do ciebie.

- Ani mi się waż. Masz prace i terapię nie przerwiesz tego, bo nie chcą mi dać wizy.

- Nie wytrzymam bez cienie. Zwariuje.

- Jest jeszcze Skype. Damy radę.

- Emi mnie nie chodzi tylko o patrzenie na ciebie codziennie, a o to żebyś była bezpieczna, ze mną tutaj.

- Jestem bezpieczna - powiedziała szybko czując jak jej serce wariuje. - Jay przetrwamy to. Porozmawiaj z doktorem Charlesem i nie denerwuj się. Kocham cię, musze kończyć.

- Też cię kocham - sygnał przerwanej rozmowy ranił jego uszy. Perspektywa dwóch tygodni bez ukochanej była męką. A teraz cały miesiąc jeszcze ma czekać. Usiadł bez sił na sofie. Gapiąc się w wyświetlacz starał się znaleźć wyjście z sytuacji. Co mógł zrobić? Oświadczyć się jej? Jeśli teraz to zrobi Emilia z pewnością go odrzuci. Jest zbyt racjonalna i nie będzie chciała brać ślubu tylko dla wizy. Skoro nie chciała go brać dla dziecka....


Pamiętał ten dzień. To było kilka dni po rozpoczęciu terapii. Był wyciszony i myśli zdawały się płynąć w jego głowie jak spokojna rzeka. Patrzył jak jego dziewczyna składa ubrania. Robiła to tak, że nie mógł odwrócić od niej wzroku. Znał ją krótko, ale miał wrażenie jakby znał ją cale swoje życie. Wiele jeszcze o sobie nie wiedzieli. Na przykład nie znał jej ulubionego koloru. Nie wiedział jaki nosi rozmiar ubrań chociaż z pewnością była to M'ka. Dziewczyna mimo ciąży wciąż wyglądała szczupło. Była przepiękną kobietą. Jej kasztanowe włosy, teraz spięte w nieładzie dodawały jej uroku. Nie musiała się malować. Naturalna ciemna oprawa oczu przyciągała spojrzenia nie tylko mężczyzn. Do tego ten uśmiech. Nawet teraz gdy składała koszule, uśmiechała się pod nosem. Po prostu ideał.

- Wyjdź za mnie - powiedział nagle. Emilia zerknęła na niego. Uśmiechnęła się szeroko myśląc, że to żart.

- Co się dzieje Halstead? - powiedziała z przekory. - Za dużo filmów? - spojrzała na ekran telewizora gdzie właśnie leciała komedia romantyczna. Dlatego też nie wzięła jego słów na poważnie.

- Wyjdź za mnie - powtórzył wstając i podchodząc do niej. Patrzył jej prosto w oczy. Widziała w nich miłość, ale także coś jeszcze. Zagubienie.

- Jay, co się dzieje? - zmartwiona dotknęła jego policzka. 

- Kocham cię. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało.

- Oh, Jay - westchnęła łapiąc jego twarz w dłonie. Czuła do niego to samo, ale zdawała sobie sprawę, że znają się kilka miesięcy i to wszystko może okazać się tylko bańką mydlana. Poza tym mieli za sobą ciężkie chwile więc to z pewnością reakcja na stres i początki terapii. - Ja ciebie też kocham. Zostawmy to na później.

- Czyli odpowiedz brzmi nie? - skinęła głową na potwierdzenie, a on zmarszczył czoło i zamknął oczy starając się zrozumieć. - Ale jak to?

- Jay. Zbyt wiele się wydarzyło. Znamy się krótko...

- Nosisz moje dziecko! - wypomniał jej.

- To powód twoich oświadczyn?

- Jeden z wielu.

- Nie będę brała ślubu, bo jestem w ciąży - oznajmiła odsuwając się i wracając do porządków.

- Dlaczego?

- Bo nie! - krzyknęła - Ślub z rozsądku to nie ślub, a umowa! A ja nie jestem towarem! - wrzasnęła i na tym zakończyła się ich rozmowa.

Po tym wszystkim rozmawiał z psychiatrą o całej sytuacji i dopiero on wytłumaczył mu co się stało. Emilia kochała Jaya całym sercem, ale nie chciała go wiązać aktem małżeńskim tylko dlatego, że będą rodzicami. Chciała dać mu szansę na normalność. Aby nie działał pod wpływem impulsu czy emocji danej chwili. Byłaby zachwycona mogąc za niego wyjść, ale nie w tej chwili. 



Kolejny gotowy. 

Mam nadzieję, że się spodoba. 

⭐ i komentarze mile widziane.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top