"Winny"
Blisko czwartej nad ranem zrobili przełom. Jeden z informatorów podał lokalizacje Fogela. Podobno ukrywał się mając na pieńku z jakimiś niebezpiecznym typkiem. Voight nie chciał pompy przy jego aresztowaniu, wiec wysłał Halsteada, Upton, Ruzeka i Atwatera. Ku niezadowoleniu Burgess, nie dostała szansy i satysfakcji zakucia Fogela w kajdanki. Hank bał się, że policjantka nie wytrzyma i zrobi coś, czego mógłby pożałować cały wydział. Z tego samego powodu sam też nie pojechał. Jay wykończony zebrał się w sobie i ruszył do wyjścia. Miał to wyćwiczone jeszcze z czasów armii. Tam trzeba było być w gotowości zawsze, nawet po całonocnej warcie. Jadąc na miejsce zastanawiał się, co zastaną na miejscu? Czy Fogel będzie stawiał opór? Był jednym z nich, pewnie będzie chciał się bronić. Ale czy na tyle, żeby zaatakować kolegów?
Mieszkanie, w którym według informatora ma się znajdować poszukiwany, mieściło się na parterze. Co ułatwiało sprawę. Upton i Ruzek poszli zabezpieczyć tyły, Jay i Kevin czekali przy frontowych drzwiach na znak. Gdy usłyszeli, że koledzy są na miejscu, wkroczyli.
- Ed Fogel - krzyknął Jay i uderzył pięścią dwa razy w drzwi - CPD, wyjdź z podniesionymi rękoma. - nie dostali odpowiedzi, więc powtórzył całą czynność. Usłyszeli szmer w mieszkaniu. Wymienił z Atwaterem spojrzenia i ten jednym solidnym kopniakiem wyłamał zamek w drzwiach, tak że skrzydło odbiło się od ściany. Weszli do środka przeczesując pokój po pokoju. - Czysto. - rzucił Jay sprawdzając ostatni pokój. Nagle z jednego z pomieszczeń wybiegł Fogel. Wystraszony uciekał w stronę wyjścia ewakuacyjnego. - Fogel stój! - krzyknął za nim, Halstead zaczął pościg. - Ucieka ewakuacyjnym. - poinformował kolegów. Nim dobiegł na miejsce, Upton trzymała zbiega na muszce, a Adam siedział na nim, zakuwając w kajdanki.
- Ktoś ci uciekł? - zapytała rozbawiona Upton. Na co Halsteada odpowiedział tylko ignoranckim spojrzeniem.
Doprowadzony na przesłuchanie nic nie mówił. Nie odezwał się ani słowem, ale takie było jego prawo, o którym dobrze wiedział. Czekał w pokoju przesłuchań, widocznie zdenerwowany.
- Kim. - Voight wyszedł z biura - Idziesz ze mną. - powiedział zaskakując tym nie tylko oficer, ale wszystkich dookoła. Voight jak zwykle miał plan, a do tego potrzebna była mu właśnie Burgess. Weszli spokojnie do pokoju, w którym siedział podejrzany. Hank puścił Kim przodem, a mina Fogela widząc ją była bezcenna. Ostatnim razem widział kobietę jako oficera patrolu, teraz była członkiem wydziału i w dodatku, miała go przesłuchać. Większego policzka sobie chyba nie mógł wyobrazić.
- Fogel. - zaczął Voight - Dlaczego uciekałeś przed kolegami? - rozbawiony usiadł na krześle naprzeciw podejrzanego. Nie otrzymał odpowiedzi, więc kontynuował. - Mieliśmy ci zadać parę pytać, porozmawiać, jak kumpel z kumplem. A ty uciekasz... - cmoknął z dezaprobatą - Nie fajnie.
- Czego chcecie? - warknął
- Prawdy. - odparł Voight - Widzisz, bo znaleźliśmy dziś twoją podwładną. Julie Tay. - wyznał pokazując mu zdjęcia zamordowanej policjantki. - Wiem, że nie układało ci się z nią, a właściwie miałeś problem, bo odrzuciła twoje zaloty. - Na słowa Hanka, Fogel się spiął. Wiedział, że kilka osób słyszało o tym, co Tay mówiła na jego temat, odkąd odeszła z dwudziestego czwartego posterunku. Ale nie podejrzewał, że ktoś jej wierzy.
- To bzdura. - odparł
- Bzdura? - Kim nie wytrzymała, ale Hank uciszył ją.
- Ed. - uśmiechną się wymawiając jego imię, to pomogło mu udawaniu jego kumpla - Ja rozumiem. Zobaczyłeś piękną kobietę, policjantkę. Nie wiedziałeś jak zagadać... chociaż chłop z ciebie jak dąb, ale rozumiem. Tylko powiedz mi dlaczego, odgrywałeś się na niej za odrzucenie twoich zalotów? Bo to, że cię nie zgłosiła powinno ci wystarczyć, aby się opamiętać. - dodał już swoim tonem.
- Nic na mnie nie masz. - Voight zaśmiał się na te słowa. Spojrzał na Kim, a ta od razu wiedziała co ma robić.
- Spotykałam się z Julie za każdym razem kiedy jej dowalałeś, albo próbowałeś znów ją napastować. Wszystko spisała, daty godziny co robiłeś i kiedy. Mam to wszystko tu. - rzuciła teczkę na stół. Była wkurzona, ale świadomość tego co robią, trochę ją uspokajała. - Julie była bardzo skrupulatna, czekała na moment, aby cię udupić. Pewnie nie wytrzymała i ci o tym powiedziała. Dlatego ją zabiłeś!!! - krzyknęła uderzając pięścią o stół. Fogel wyglądał jakby zobaczył ducha. Blady, mokry od potu, prawie się trząsł. To był jego koniec i dobrze o tym wiedział. Patrzył przerażony, to na Hanka, to na Kim i zrozumiał, że ukrywanie nie ma sensu.
- To prawda. Kilka razy próbowałem dać Julie do zrozumienia, że mnie się nie odmawia. Ale to wszystko! Nie zabiłem jej. Nie widziałem jej od tygodnia! - powiedział pewnie
- Nikt ci nie uwierzy. Zabiłeś ją bo nie chciała milczeć! - Kim wychodziła z siebie, a Fogel dalej obstawał przy swoim.
Rozmowa trwała jeszcze jakiś czas, po czym Fogel widząc, iż nie przekona policjantów poprosił o adwokata. Nim opuścili pokój przesłuchań, Hank przysnął w drzwiach i zapytał jeszcze o jedno.
- Dlaczego się ukrywałeś?
- Nie wasza sprawa. - odparł, Voight nie naciskał.
Wrócili do reszty, każde w innym nastroju. Kim wkurzona i pewna, że komandor stoi za tym morderstwem. Hank wyluzowany, z pewnością, że on tego nie zrobił. Na tablicy zawisło jego zdjęcie jako podejrzanego. Kim chciała zmienić podpis na sprawca, ale Hank zabrał jej mazak.
- Nie masz dowodów. - powiedział spokojnie
- A to co powiedział?
- Przyznał się do molestowania i mobbingu. Do niczego więcej. - odszedł zostawiając wkurzoną Kim z kolegami. Wcześniej pozwolił swoim ludziom na odpoczynek. Kazał jechać do domu, zjeść coś i zdrzemnąć się. Miał jeszcze jednego Asa w zanadrzu, ale to wymagało czasu. Nikogo nie trzeba było długo namawiać do pomysłu szefa. Zebrali się i pojechali do domów. Jay zmęczony o mały włos nie zasną za kierownicą. Ledwo wczołgał się na piętro kamienicy, gdzie było jego mieszkanie. Dostrzegł pod drzwiami Emilię z jakąś papierową torbą w dłoni. Gdy go zobaczyła uśmiechnęła się szeroko ze swojego szczęścia.
- Co tutaj robisz? - zaskoczony zastanawiał się jak długo na niego czeka, szybko dostał odpowiedz.
- Przyniosłam ci lunch. - oznajmiła - Co prawda nie wiedziałam, o której będziesz, ale miałam plan B.
- To znaczy.
- Miałam przywieś ci to na posterunek. - odparła. Patrzył w jej szarozielone źrenice i nie mógł oderwać wzroku. Była prawdziwym szczęściem, którego dawno nie zaznał. - Stek z Gibsons. - dodała podając mu torbę.
- Wejdziesz? - Jay był głodny jak wilk, ale mógłby jeszcze trochę zaczekać z jedzeniem. Dał jej to do zrozumienia uśmiechając się znacząco.
- Nie. - odparła, zarumieniona - Przyniosłam tylko jedzenie. Musisz się wyspać, wyglądasz na padniętego. - pocałowała go w policzek, wciskając torbę w jego dłoń.
- Jeszcze trochę siły mam. - rzucił zatrzymując ją wolną ręką, ale Emilia tylko się uśmiechnęła, pokiwała przecząco głową i odeszła. Jak tylko przestąpił próg domu poszedł wziąć prysznic, porozrzucał rzeczy dookoła siebie, ale nie miał siły układać ich. Po prysznicu, który jeszcze bardziej wymusił na nim senność po prostu położył się na łóżko i zasnął.
Obudzi go zduszony dźwięk telefonu. Zastanawiał się zaspany, gdzie go podział. Po chwili dochodząc do sobie wydedukował, że zostawił wszystko w salonie, więc i tam powinna być komórka. Zwlókł się z łóżka i w ostatniej chwili odebrał.
- Halstead. - powiedział zaspany, gdy usłyszał informacje przebudził się całkowicie - Co takiego? - Dzwoniła Trudy. Nie miała dobrych wieści. Ktoś, kogo Jay nie chciał już nigdy w życiu spotkać, właśnie wyszedł z więzienia. Czy to oznaczało kolejne kłopoty?
********
Miałam dodać to w przyszłym tygodniu, ale musiałam oderwać myśli, więc jest dziś.
Enjoy z czytania i nie zapomnijcie o ⭐ i komentarzach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top