"Rozmowa"
Jay wrócił na posterunek. Zostawił Emilię, gdy się uspokoiła. Jeszcze raz powtórzył jej jak bardzo zależy mu na tym, aby nie wychodziła. Jeśli musi, niech do niego zadzwoni i wtedy sam po nią przyjedzie, albo wyśle Kim. Przepraszał ją za to, jednak sama zdecydowała się na to gdy powiedziała, że zostaje. Kobieta przytaknęła i przeprosiła go również. Wyszedł spokojniejszy, ale nim opuścił kamienicę zadzwonił do Trudy. Poprosił o patrol pod swoją kamienicą. Platt od razu zgodziła się i wysłał ludzi.
- Ma szef chwilę? - zapytała wchodząc do otwartego gabinetu Voighta, ten przytaknął i poprosił o zamknięcie drzwi gdy wejdzie - Chciałem tylko powiedzieć, że porozmawiam z Bembenkiem. Chce tylko wiedzieć gdzie i kiedy?
- Zadzwonię do FBI i dowiem się. - odparł bez emocji.
- Jasne. - opuścił gabinet Hanka i wyszedł.
Voight czekał właśnie na telefon z agencji. Już wcześniej wiedział, że Halstead się zgodzi. Potrzebował tylko impulsu. Okazało się nim być wyjście z domu Emilii. Tak, Hank wiedział, że Halsteada nie ma na posterunku. Mimo, iż zostawił kurtkę, a Ruzek krył go jak mógł, domyślił się co się dzieje i wysłał patrol pod dom detektywa. W kilka minut dostał wiadomość o pojawieniu się dziewczyny, która wracała z zakupów. Reszty mógł się domyślić.
- Halo. - odebrał wibrujący telefon - Kiedy? - zdawkowe pytania były kluczem do zachowania spokoju - Gdzie? - wysłuchał odpowiedzi i spojrzał na biurko, przy którym siedział detektyw - Nie zgodzi się. - oznajmił rozmówcy - Nie możecie go tu dostarczyć? - znów zamilknął i zwiesił głowę godząc się z tym, co musi oznajmić Halsteadowi - Jasne. Jeśli się zgodzi, będzie na miejscu. - rozłączył się i westchnął. Czas powiedzieć o wszystkim zainteresowanemu.
- Jay. - Hank stanął w drzwiach - Chodź. - Detektyw wstał i wszedł do gabinetu.
- To kiedy?
- Jutro wieczorem. - oznajmił, Halstead przytaknął - Tyle, że nie w Chicago.
- Jak to nie w Chicago? To gdzie? - Jay nie spodziewał się, że będzie musiał wyjechać z miasta. Od razu pomyślał, co ma zrobić z Emilią?
- W Nowym Jorku.
- Co? Dlaczego tam? - oburzony zaplótł dłonie na piersi.
- Bo trzymają go w bazie FBI. Nie będą ryzykować transportu, tym bardziej do miasta gdzie ma przyjaciół. - wyjaśnił
- Kiedy mam lot?
- W nocy. Oni wszystko załatwiają. Masz wziąć tylko kilka rzeczy, bo nie dają gwarancji, że porozmawiasz z nim jutro.
- Co to ma znaczyć? Oni chcą, żebym z nim gadał, nie ja. Dlaczego mną dyrygują? - warknął zły
- Nie wiem. Po prostu mówię jak jest. - sierżant rozumiał jego złość - Wiem czym się martwisz. Emilia może się przenieść do bezpiecznego domu.
- Nie, dopiero co rozpakowała się u mnie, nie będę nią rzucał jak marionetką. - oznajmił
- Więc co proponujesz?
- Sam nie wiem... - przysiadł na krześle obejmując dłońmi głowę - Może Kim zgodzi się jej pilnować?
- Mogą to robić z Upton...
- Nie. - odparł stanowczo - Tylko Kim. - zaskoczony sierżant nie chciał wnikać, dlaczego nie ufa swojej partnerce, ale zgodził się, o ile Burgess się zgodzi.
Oficer nie miała nic przeciwko przeprowadzce na kilka dni do detektywa i jego... dziewczyny? W zasadzie nikt jej nie powiedział czy są ze sobą czy to tylko przyjaźń. W każdym razie miała zjawić się wieczorem u Jaya w mieszkaniu. Upton słysząc całą ich rozmowę wkurzona wyszła z wydziału. Halstead wyszedł za nią.
- Hailey! - zawołał, ale ta przystanęła dopiero otwierając drzwi auta - Poczekaj! Chce ci wyjaśnić...
- Nie musisz. Zrozumiałam całkiem dobrze. Nie chcesz być już moim partnerem. - wspomniała mu - Nie ufasz mi.
- To nie prawda.
- A jak nazwiesz to co robisz? Pomijasz mnie w każdym momencie tej sprawy! Jak mam się czuć? - trzasnęła drzwiami poważnie wkurzona.
- Tu chodzi o Emilię nie o Ciebie! - wykrzyczał - Nie lubisz jej! Nie chcesz żeby się z mną spotykała, więc dlaczego mam ci ją oddać pod opiekę kiedy wyjadę?
- Bo mimo wszystko jestem twoją partnerką! - Upton była zła i urażona tym jak jedna konserwacja zmieniła nastawienie Halsteada do jej osoby - A przede wszystkim policjantką! Myślisz, że dałabym jej zrobić krzywdę bo jej nie lubię?
- Nie... - odpowiedział spokojniej, zrozumiał, że zranił ją swoją postawą - Ale nie chciałbym abyście czuły się źle ze sobą w jednym pomieszczeniu. - dodał - Ufam Ci Hailey, ale Emi musi być zajęta żeby nie myślała o tym, że mnie nie ma. A ty nie jesteś w stanie się z nią zaprzyjaźnić.
Partnerką przyznała mu rację. Zaoferowała pomoc w razie, gdyby Burgess chciała odpocząć. Z satysfakcją przyjął jej propozycje i pozwolił odjechać. Teraz miał do zrobienia tą trudniejszą część. Mianowicie miał powiedzie Emilii.
Wrócił do mieszkania gdzieś koło siedemnastej. Od progu przywitał go miły zapach. Wszedł do kuchni podziwiając rękawy. Zobaczył jak kobieta zgrabnie krząta się po kuchni i gotuje coś, co przyprawia detektywa o głód.
- Część. - powiedział całując ją w policzek.
- Już po pracy? - zdziwiła się - Chyba mnie nie sprawdzasz? - oparł się o blat i zawiesił głowę, chciał to zrobić szybko, jakby zerwał plaster - Jay coś się stało?
- Muszę polecieć do Nowego Jorku. - oznajmił, w jej oczach dostrzegł cienie smutku i przerażenia, które szybko znikły.
- Po co?
- Bembenek chce porozmawiać, a ja chce wiedzieć co kombinuje.
- Kiedy? - zdjęła fartuch, który miała na sobie i dołożyła go na blat. Robiła to wolno, jakby każdy ruch mógł wyprowadzić ją z równowagi. Czuła jak coś zaciska jej się na żołądku.
- Dziś w nocy. - zgromiła to wzrokiem, myśląc o tym, jak długo wiedział, że wyjedzie?
- Nie mogłeś uprzedzić wcześniej? - zaczynała być zła i to pokazywała
- Dowiedziałem się godzinę temu.
- I już lecisz? - naburmuszona oparła się o blat i zaplotła ręce na piersi - Lecę z Tobą. - oznajmiła
- Nie Emi. - stanął przed nią podnosząc jej głowę, dwoma palcami trzymał jej brodę - Zostajesz tutaj. Niedługo przyjdzie Burgess i będzie z Tobą do końca mojego wyjazdu. - powiedział spokojnie. To wkurzyło ją jeszcze bardziej.
- Czyli wynająłeś mi niańkę? - odepchnęła jego dłoń i odsunęła się.
- Proszę nie komplikujmy tego bardziej! Emilia ja nie chce jechać, ale jeśli ma to się skończyć to może lepiej jak pojadę? - miał nadzieję, że zrozumie.
- Jedź. - powiedziała nagle, zaskakując go - Ale nie oczekuj, że będę tutaj gdy wrócisz. - dodała znikając za drzwiami łazienki.
Siedziała na wannie ciężko oddychając. Ta wiadomość przyprawiała ją o mdłości. Jak mógł ją zostawić? Pojechać do człowieka, który wydał kiedyś na niego wyrok? Oszalał? Biła się z myślami, żałując tego co powiedziała. Usłyszała kobiecy głos. Oficer był już w mieszkaniu. Rozmawiali o czymś, ale nie słyszała o czym. Poczuła wibrację w kieszeni. Odebrała nieznane połączenie.
- Chciała pani porozmawiać z kimś, kto napadł na panią w hotelu? - zapytał tajemniczy rozmówca.
- Tak. - odparła przełykając ślinę
- Dziś, o dziesiątej na stacji Jackson, niebieska linia. Masz być sama. - oznajmił po czym rozłączył się. Emilia wpatrywała się w wyświetlacz szukając wspomnianej stacji. Zaczęła myśleć nad tym jak ma to zrobić, kiedy ma oficer na głowie? Podskoczyła słysząc pukanie.
- Emi? - Jay stał pod drzwiami - Chciałem... Wyjdziesz? - zapytał, głupio było mu mówić do drzwi. Gdy nie dostał odpowiedzi zrezygnowany, rzucił smutne spojrzenie Kim i wyszedł. Będąc na korytarzu westchnął ciężko, zakładając kurtkę.
- Jay! - odwrócił się na dźwięk swojego imienia. Emi stała w drzwiach, a gdy tylko się odwrócił, podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyję. - Masz wrócić w jednym kawałku! Słyszysz? - uczepiła się go jak mała małpka i nie chciała puścić dopóki nie obiecał jej, że wróci cały i zdrowy.
- Ty też nie rób głupot. - zmroziło ją, jakby wiedział co planowała. Przytaknęła i pozwoliła mu odejść. Teraz musiała przekonać jakoś Burgess do podwiezienia jej na stację.
⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕⁕
Kolejny zgrzyt XD
Ale mam już fajny pomysł na ciąg dalszy :D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top