"Kolacja"

Jechali do domu w kompletnej ciszy. Oboje musieli przemyśleć to, co stało się ostatnio. Oboje mieli w sobie zbyt wiele emocji i reagowali na wszystko zbyt impulsywnie. Jedyne czego teraz potrzebowali to czasu i spokoju. Obie te rzeczy czekały w domu. Tam gdzie teoretycznie nie dociera zło.

- Emi. - zatrzymał ją tuż za drzwiami mieszkania. Złapał za jej łokieć, prawie mijając się z celem. Odwrócił do siebie patrząc na smutna minę dziewczyny. - Przepraszam. - powiedział patrząc jej w oczy - Jestem idiotą. Wiem o tym. - westchnął mrużąc oczy, ciężko było mu się przyznać do błędu - Przepraszam. - powtórzył

- Jay. Nie musisz mnie przepraszać. - odezwała się jałowo - Nie ze mną masz problem... A z bratem. - wyjaśniła

- Poznałaś go dziś, dlaczego stajesz po jego stronie? - nie rozumiał jej oburzenia. W zasadzie znała tylko ogół sprawy, a zachowuje się jakby co najmniej brała w tym udział. Zastanawiał się gdy wracali do domu, czy to nie aby hormony już działają na jej osąd, ale czy to było usprawiedliwienie?

- Bo to twoja rodzina. - oznajmiła spokojnie - Jay, jedyna jaka masz. Nie możesz oczekiwać, że przejdzie na porządku dziennym po tym jak stracił przez ciebie narzeczoną! Nawet go nie przeprosiłeś! Zrobiłaś mu świństwo.

- Nie wiesz jak było. - oburzył się.

- Wystarczy mi to, co powiedziałeś. - odparła - Kurczę...Jay. - usiadła zmęczona na kanapę zakrywając twarz dłońmi - Wiesz ile bym dała żeby Lucy zaczęła ze mną rozmawiać? - westchnęła. Detektyw mimo swojej profesji nie pomyślał, że o to jej chodzi. - Szczególnie teraz. Chciałabym móc pojechać do niej i pochwalić się, że będę mamą. Chciałabym aby była ze mną od początku, żeby cieszyła się moim szczęściem... - zobaczył jak łzy spadają po jej polikach.

- Prze... - zatrzymał się wpół słowa - Nic nie stoi na przeszkodzie. Możesz do niej zadzwonić.

- Myślisz, że nie próbowałam. - wyjaśniła - Za każdym razem kiedy tu przelatuje robię co mogę aby z nią porozmawiać. Ale ona nie chce mnie znać. - żaliła się, było jej ciężko nie mogąc powiedzieć przyjaciółce i jedynej rodzinie jaką miała w Chicago, tego co się dzieje w jej życiu - Masz brata na wyciągnięcie ręki. Postaraj się i napraw to między wami. On na pewno nie jest aż tak zawzięty i wybaczy ci. Tylko musisz tego chcieć. - oznajmiła. 

Po tej rozmowie, Jay poprosił ją by poszła spać. Chciał aby ta cała kolacja, jeśli się ma odbyć, nie odbiła się na jej zdrowiu. Przeszła dużo, miała mnóstwo zmartwień i jeszcze dokładała sobie jego relacje z Willem. W dodatku nie dawała tego po sobie poznać... Ale chyba własnie za to ją kochał. To była cała Emilia, robiła wszystko dla innych o sobie myśląc na końcu. Gdy on starał się przygotować coś do jedzenia odezwał się jego telefon. 

- Halstead. - odebrał nie patrząc na wyświetlacz. 

- Jay, jesteś z Emilią? - głos szefa obudził w nim uśpione na chwilę obawy 

- Śpi, co się dzieje? - zapytał spięty,czyżby znaleźli coś istotnego?

- Mam plan jak znaleźć trop w jej sprawie. - oznajmił - Tylko muszę...

- Mam przyjechać? - przerwał mu. Był gotowy rzucić wszystko, jedynie zostawienie Emilii samej go powstrzymywało.

- Nie! - powstrzymał podwładnego - Zostań z nią. Teraz to ty ją chronisz!  - wyjaśnił. 

- Tak zamierzasz mnie odciągnąć od śledztwa. - Wiedział co chciał zrobić Hank. To była jedyna opcja, żeby nie mieszał się w to co planuje. Tylko troska o Emi mogła go powstrzymać przed samosądem nad jej oprawcami.

-Myśl co chcesz. Będziesz z nią dopóki tego nie skończymy.  - po tych słowach Voight rozłączył się bez pożegnania. 


Wybiła osiemnasta i Jay miał już przygotowaną sałatkę i danie główne. Emilia, mimo iż miała odpoczywać uparła się, aby upiec jabłecznik. To jedyne ciasto jakie mogła zrobić z zamkniętymi oczami, a takie właśnie teraz miała. Sen dobrze jej zrobił, ale nie chciał odejść. Nie czuła takiego zmęczenia od dawna. Wszystko się skumulowało. Ostatnie tygodnie były bardzie zwariowane niż sobie mogła wyobrazić. Ubrana w czerwoną sukienkę zerkała do pieca, kiedy poczuła dłonie na swoich biodrach. Wyprostowała się i odwróciła wpadając prosto w ramiona ukochanego. Uśmiechnęła się szczerze na jego zachowanie, zarzucając mu ręce na ramiona. Patrzyły na nie zielone oczy jej ukochanego, a z tego powodu miękły jej nogi.

- Dawno nie miałem cię w ramionach. - oznajmił.

- Kłamca. - odparła - A gdy... - nie dokończyła, bo złożył jej na ustach szybki pocałunek.

- Dawno Cię nie całowałem. - poprawił się z uśmiechem.

- To akurat prawda. - zamknęła oczy przyciągając go mocniej do siebie. Delikatny z początku pocałunek przerodziła się w namiętną pieszczotę, której oboje nie chcieli i nie potrafili przerwać. Nie wiedziała kiedy znalazła się na blacie kuchennym z podciągniętą sukienką do pasa. Ta pasja wzięła się znikąd, ale była bardzo znajoma. Kiedyś czytała o tym, że kobietom w ciąży libido skacze w górę, ale nie doświadczyła tego wcześniej. Gdy była w pierwszej ciąży nie miała partnera, może dlatego. Teraz pragnęła Jaya jeszcze bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Odpinała pasek jego spodni, przed tym rozpięła kilka pierwszych guzików jego koszuli, wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi.

- Mówiłem, że to zły pomysł żeby robić tą kolację. - westchnął lekko odrywając się od niej. Czuła się niezaspokojona i miała ochotę nawrzeszczeć na gościa jak tylko wejdzie. Jednak powstrzymała się gdy wrócił jej rozsądek i zrozumiała co właśnie się działo. To było szalone, ale bardzo miłe... zamierzała to dokończyć po kolacji.

- Idź otwórz. Muszę się zająć ciastem. - powiedziała zeskakując blatu. Poprawił koszulę i pasek spodni. Starając się myśleć o czymś bardzo neutralnym, aby ukryć dowody na to co robili przed chwilą. Trzy głębokie wdechy i złapał za klamkę.

Siedzieli w trójkę jedząc pyszny wypiek Emilii. Rozmawiali o pracy lekarza i o kilku różnych zabawnych przypadkach, oczywiście zachowując tajemnice lekarską. Will był zachwycony dziewczyną brata. Była zabawna i bardzo mądra w jego oczach zyskała wiele mówiąc o tym, że gdyby miała wybierać była by lekarzem nie policjantem. Cieszył się szczęściem Jaya, mimo iż to przypomniało mu o jego stracie.

- Will. - zaczął młodszy Halstead, Emi nie musiała patrzeć na mężczyznę, wiedziała co zaraz powie - Chciałem Cię przeprosić za tamtą sprawę z Burkem. Zachowałem się jak... nie zachowałem się jak brat. - oznajmił - To moja wina co stało się między Tobą a Nat. - panowie patrzyli na siebie, Will nie mógł uwierzyć w to co słyszy. A Emilia coraz szerzej się uśmiechała widząc tą scenę.

- Dziękuję. - odparł lekarz - Ale to z Nat nie do końca jest twoją winą. - odparł

- Ale od tego się zaczęło i...

- Zaczęło się od tego, że ukrywałem przed nią co się dzieje. A szczerość to podstawa w związku. - spojrzał wymownie na zakochanych. Jakby oboje mieli to sobie wziąć do serca. - Szczerość i zaufanie. - przeniósł wzrok na Emilię - Tylko tak można utrzymać związek i nie zmarnować sobie życia.

- Uuu brat chyba ci się pogorszyło. Doktor Charles powinien się Tobą zająć. - zaśmiał się Jay rozładowując atmosferę.

- Will, jeśli mogę...- chciała o coś zapytać, lekarz kiwną głową aby się nie krępowała - To z doktor Manning jest już nie do uratowania?

- Nie wiem. - westchnął - Może kiedyś. - spojrzał zamyślony na prawie pusty talerzyk - Może gdybyś nauczyła mnie jak się robi takie ciasto, to poszło by łatwiej.

- Masz u mnie lekcje, w zamian na poradę lekarską i kilka pikantnych szczegółów z dzieciństwa twojego brata. - zaśmiała się

- Stoi. - podali sobie dłonie przypieczętowując układ ku niezadowoleniu detektywa.

Will zaczynał zbierać się do domu. Wcześniej wypił z bratem piwo pomagając mu zmywać. To z kolei nie spodobało się Emilii. Chciała to zrobić sama, ale Will zaczął mówić coś o odpoczynku i nie miała wyjścia, musiała posłuchać. Gdy usłyszała jak Jay żegna się z bratem krzyknęła tylko do gościa na do widzenia i wyjęła z szuflady coś, co przywiozła z Polski. Miała użyć tego dużo wcześniej, ale nie musiała. Teraz zrobi to tylko z czystej przekory. Postanowiła dokończyć wcześniejszą akcję miedzy nią za Jayem.

Stanęła w progu sypialni patrząc jak jej ukochanym sprząta ostatnie naczynia. Czekała aż odwróci się, czując jej wzrok na sobie. Gdy już to nastąpiło o mało nie potłukł wszystkich talerzy jakie trzymał w ręku. Emilia ubrana w cienką halkę z czarnej satyny stała oparta o futrynę. Widział, że pod halką nie miała żadnej innej bielizny. Wpatrywała się w niego mając w oczach coś takiego... niegrzecznego. A gdy zaczęła kiwać palcem, by podszedł, był całkowicie rozbrojony. Nie każąc jej dłużej na siebie czekać, ruszył w jej kierunku.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top