XXIX


    Po tygodniu Camilla mogła opuścić szpital. Jak ustaliła z swoim facetem, co było już oficjalne, zamieszkała w jego lofcie. Jej dom nadawał się tylko do kompleksowego remontu, albo wyburzenia. Cały parter doszczętnie spłoną. Ryan podłożył tyle ognia, w czasie gdy Kelly wbiegł ratować Cami, że strażakom nie udało się uchronić choćby centymetra przestrzeni parter. Uchowało się tylko piętro, na szczęście, bo Camilla odzyskała swoje prywatne rzeczy. Przeprowadzić pomógł jej się chłopak jej przyjaciółki i sama Demi. Mimo, iż Cami była pewna, że to właśnie ona będzie wrogiem numer jeden jej związku z Kellym. Pozytywnie zaskoczyła ją reakcja przyjaciółki, gdy oznajmili jeszcze w szpitalu, że się kochają. Demi zaczęła piszczeć ze szczęścia i wycałowała przyjaciółkę jak szalona. Była naprawdę dumna, że udało się im dojść do tego punktu.

- Wiedziałam, że długo bez siebie nie wytrzymacie! - pewna siebie Demi triumfowała będąc przekonana, że ma swój udział w tej miłości.

- A ja myślałem, że miałem się właśnie trzymać z daleka od Cami? - Severide uśmiechnął się do dziewczyny, a ta zrobiła naburmuszoną minę. Casey zaśmiał się i nie zamierzał przestać mimo wrogiego spojrzenia swojej dziewczyny.

- Oj tam. - fuknęła - Ważne, że się zeszli, tak? - po tym wszyscy wybuchnęli śmiechem.

Po kolejnym tygodniu Connor wypuścił Severida. Camilla przyjechała pod szpital, mając dla niego niespodziankę. Jak tylko zasiadł na miejscu pasażera, a ona za kierownicą, podała mu pakunek w kształcie wąskiego prostokątu. 

- Co to? - zapytał rozbawiony. Kształtem przypominał cienką książkę. Liczył na coś co przypominać mu będzie o tym, co zrobił, ale nie docenił swojej dziewczyny. Gdy tylko zdjął papier, jakim był opakowany prezent, do oczu napłynęły mu łzy. Było to zdjęcie Stelli, to które zbił w sypialni.

- Znalazłam to na stoliku nocnym. - oznajmiła - Pomyślałam, że tak wygląda lepiej. - dodała widząc jego reakcję. Patrzył na fotografie z dużym wzruszeniem, co udzieliło się również jej. - Wiem, że to dziwny prezent od dziewczyny, ale dzięki niej cię poznałam. Chciałam, żeby... - Kelly nie czekając aż skończy, pocałował Cami i podziękował. To dla niego wiele znaczyło, a i utwierdziło go w jej miłości do niego. Która inna kobieta podarowała by mu zdjęcie jego byłej dziewczyny? Camilla była niesamowita - To co, do domu?

- Do domu. - przytaknął i Cami ruszyła. Jechali we świetnych nastrojach. Kelly był pod wrażeniem jej jazdy. Dynamicznie przerzucania biegi w jego mustangu. Nigdy nie pozwolił żadnej dziewczynie prowadzić jego wóz. Cami nie pytała o pozwolenie i to mu poniekąd imponowało. Złapał za jej dłoń spoczywającą na drążku i splótł z nią swoje palce.

- Jak się czujesz? - zapytała podjeżdżając powoli pod loft.

- Dobrze. - oznajmił - Nawet bardzo. 

- To dobrze. - uśmiechnęła się zagadkowo. Wyszli z samochodu idąc za rękę do środka - A zapomniałam. - zatrzymała się nagle - Wejdź do środka, a ja zabiorę coś jeszcze z bagażnika. - dodała. Kelly zabrał od niej klucz i poszedł do drzwi. Od progu usłyszał głośnie "NIESPODZIANKA!", które o mały włos przyprawiło by go o zawał. W mieszkaniu zgromadziła się cała remiza pięćdziesiąt jeden. Dosłownie wszyscy. Stali i bili mu brawo. Był w ogromnym szoku, a jeszcze większy przyszedł na rękach Camilli. - Się dobrze złożyło. - oznajmiła niosąc tort i stawiając na wyspie kuchennej - Dziś wyszedłeś ze szpitala i dziś masz urodziny! - zadowolona, że jej plan się udał zaczęła śpiewać mu głośno "Happy birthday...", a cała reszta chórem śpiewała z nią. Zaskoczony zdmuchnął świeczki, myśląc najpierw życzenie. 

Po przyjęciu życzeń i prezentów, impreza trwała w najlepsze. Ludzie rozmawiali, cieszyli się i tańczyli. Cała pięćdziesiątka jedynka wiedziała już o jego związku z Cami i traktowali dziewczynę jak członka ich rodziny. Z resztą widywali ją ostatnio bardzo często, bo planowanie tej imprezy nie odpuściła nikomu. Każdy miał jakieś zadanie, nawet Boden. Dziewczyna wkradła się w ich serca. Właśnie przechadzała się między gośćmi dbając o to aby każdy miał to czego mu potrzeba. Co rusz jej spojrzenia i Severida się spotykały, a wtedy czuć było w powietrzu ich uczucie. 

Czas leciał szybko, pierwsi goście opuszczali przyjęcie zadowoleni. Została ich mała garstka. Camilla tańczyła w rogu z Gallo. Chłopak świetnie tańczył i większość obecnych pań chciało zatańczyć z nim chociaż raz. Jednak Cami była pół profesjonalistą i nie odstępowała go na krok. Oczywiście Kelly też miał swoje pięć minut, ale wolał zdecydowanie patrzeć na tańczącą dziewczynę niż samemu poruszać się na parkiecie. Cami bawiła się świetnie mogąc w końcu pokazać co potrafi. Kelly nie czuł zazdrości. Wiedział, że nie zagrozi mu młodszy strażak, Camilla zbyt mocno go kochała. Był tego pewny bardziej niż swoich uczuć. 


Blisko północy, gdy zostali we czwórkę, Demi i Matt oraz on z Cami. Postanowili w końcu usiąść i dopić pozostałe wino. Rozmawiali i wspominali. 

- Chyba najlepsze urodziny w moim życiu. - pochwalił się Kelly - Oprócz tego, że nie mogę pić.

- A te w Vegas kilka lat temu? - zapytał Matt chcąc go rozdrażnić - Tam mogłeś pić... dużo potrafiłeś wypić. - Casey pamiętał jak Kelly o mały włos wylądował w więzieniu za podrywanie wszystkiego co się rusza, nawet pani szeryf.

- To jest na szarym końcu mojej listy najlepszych urodzin. - odparł pewnie śmiejąc się z tego co pamiętał. Dziewczyny nie dociekały o czym mówią. Ale zdawały sobie sprawę, że musiało być wesoło.

- Wyglądacie przepięknie. - Demi była zachwycona widokiem swojej przyjaciółki i jej faceta. Siedzieli na kanapie, Cami trzymała nogi na kolanach Severida, on oplatał je swoją ręką, jakby bał się, że zaraz znikną. Głowę opartą miała na jego ramieniu, przeczesując palcami jego włosy. Na słowa przyjaciółki oboje spojrzeli na siebie. Uśmiechnięci i szczęśliwi pocałowali się, przypieczętowując swoje myśli. - Powinniśmy się zbierać. - rzuciła wymownie Demi do Matta. Ten zrozumiał aluzję i przytaknął jej.

- Już wychodzicie? - zapytała Cami. Myślała, że spędzą jeszcze trochę czasu razem. Brakowało jej takiej normalnej przyjacielskiej pogawędki z przyjaciółką. Przez ostatni tydzień zajęta była imprezą.

- Myślę, że trochę prywatności się wam należy. - odparła Demi wychodząc z Caseyem.

Zostali sami. W kominku palił się ogień, wino było prawie puste, ale oni nie dbali o to. Liczyło się dla nich, że w końcu są razem. Sami. Jeszcze jakiś czas temu, ani jedno, ani drugi nie pomyślałoby, że trafią tu, do tego miejsca. W dodatku tak szczęśliwi. Kilka całusów, przerodziło się w prawdziwe pocałunki. Były coraz dłuższe i intensywniejsze. Nim się zorientowała, siedziała na strażaku zdejmując jego koszulę. Jej już leżała na ziemi. Spojrzała na jego opatrunek. Dotknęła go delikatnie, czując jak w środku pęka jej coś na kawałki.

- Bałam się o Ciebie. - wyznała patrząc w jego oczy - Bałam się że odejdziesz nie wiedząc, że cie kocham. - wyznała

 - Już wiem, ale nigdzie się nie wybieram. - odpowiedział pewnie wracając do jej ust. Oboje czekali na ten moment, ale nie analizowali go. Po prostu działo się. Kochali się i to było najważniejsze. A wszystko co się działo było przeszłością.

- Kelly Severide. - powiedziała gdy całował jej szyję - Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało.

- Camillo Lee Jones. - powiedział wstając, wciąż trzymał na rękach - Jesteś najlepszym co mógłbym dostać dziś w prezencie. - oznajmił, niosąc ją na górę.

Leżeli wtuleni w siebie. Gładził jej ramię myśląc jak wielkim szczęściarzem jest, będąc z nią w tym miejscu. Uświadomił sobie, że wszystko co stało się przez ten cały czas było potrzebne, by teraz naleźć się tutaj. Gdy to pojął, stwierdził, że nie zmieniłby nic z przeszłości. Przymknął oczy i oddał się błogiemu snu.

Otworzył je będąc wciąż w swojej sypialni. Przy boku miał Camille i czuł jej ciepło. Spojrzał na okno, przy którym też ktoś stał... patrzył na nich. W pierwszej chwili wystraszył się, ale później dostrzegł burzę loków na głowie tej kobiety i gdy zbliżyła się do lekkiej poświaty lampki nocnej zobaczył jej twarz. Stella. Przykucnęła obok łóżka, uśmiechnięta od ucha do ucha.

"W końcu! Myślałam, że już nigdy nie pokochasz nikogo! I będę musiała za to smażyć się w piekle." - zażartowała - "Pamiętaj, że mam cię na oku. Nie zmarnuj tego!" - dodała.

Kelly zamrugał i dziewczyny już nie było. Zastanawiał się czy to przez leki ze szpitala, czy po prostu zwariował. Nie potrafił sobie tego wytłumaczyć. Myślał o tym do samego rana. Kiedy robił śniadanie, Cami zeszła i przysiadła na jednym z krzeseł obok wyspy. 

- Uciekłeś z łóżka. - wypomniała mu, podwijając rękawy jego koszuli, którą miała na sobie.

- Nie mogłem spać. - oznajmił.

- Przez mnie? - zmartwiła się. Nie wiedziała czy czegoś nie mówiła przez sen, albo robiła coś innego, co nie spodobało się Severidowi. W zasadzie od dawna z nikim nie spała, nie wiedziała czy nie chrapie bądź kopie przez sen.

- Nie, po prostu... Miałem dziwny sen. - oznajmił, przez moment wahał się czy powiedzieć wszystko - Śniła mi się Stella. - wypalił pijąc kawę, dziewczyna była trochę rozbita. Dziwne było słyszeć, że po nocy z nią jej facet śni o byłej. - Powiedziała, żebym tego nie zepsuł. - uśmiechnął się na wspomnienie tych słów. Camilla także się uśmiechnęła. To było całkiem miłe...

- Spokojnie, Stella, już ja dopilnuję, żeby tego nie zepsuł. - powiedziała pewnie, czując wsparcie z góry.



To teraz jeszcze tylko Epilog XD

Oj nie wiem jak wy, ale mimo tej słodyczy to cieszę się ich szczęściem XD

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top