XVI

Wyszedł za nią, ale nie zdążył zatrzymać. Zobaczył tylko odjeżdżający samochód z piskiem opon. Zastanawiał się co takiego zrobił, że zareagowała w ten sposób. W końcu chciał tylko aby nie udawała, że widzi go pierwszy raz. Nie liczył na nic więcej, tylko żeby zachowywała się normalnie... Dopiero po chwili przypomniał sobie ich pożegnanie. Powiedział jej, że zostawia wszystko za sobą, włącznie z nią. Powiedział żeby się leczyła i wyjechał nie sprawdzając nawet czy z nią wszytko w porządku. Nie zachował się dobrze, ale czy to przez to? Już wtedy, od tak, przestała płakać i na chłodno mu podziękowała. Już wtedy było to dziwne, dlaczego nie zauważył tego? Popełnił błąd, a teraz musi go wyjaśnić. Wsiadł w samochód i pojechał za nią, ale nie dogonił. Postanowił pojechać do jej firmy, nie zakładał, że właśnie tam będzie. Ale właśnie tam mógł zasięgnąć informacji.

- Przepraszam, ale nie mogę udzielać takich informacji. - oznajmiła stanowczo recepcjonistka

- To pilne, chodzi o mieszkanie. - skłamał - Przecież byłem tu przed wczoraj, pamiętasz mnie pewne.

- Tak, ale...

- Muszę się z nią jakoś inaczej skontaktować. - dziewczyna w recepcji widziała jak bardzo zależało mu na tym, aby porozmawiać z Camillą dziś. Cóż mogła zrobić, nie chciała stracić pracy.

- Telefonicznie...- zaczęła, ale Kelly pokiwał przecząco głową.

- A jakoś inaczej. - uśmiechnął się do niej i dziewczyna widocznie rozbrojona jego wybrykiem biła się z myślami. Która nie uległaby urokowi porucznika?

- Nie wiem czy mogę...

- To zostanie między nami. Poza tym znam Camille od dawna, na pewno nie będzie miała z tym problemu. - jeszcze nie pewny, że dostanie to czego chciał dodał - Zostawiła mi złe klucze do mieszkania, to w zasadzie sprawa firmy... - kłamstwo musiał potwierdzić kolejnym kłamstwem. Wciąż nie tracił kontaktu wzrokowego z jej błękitnymi oczami. 

- Dobrze. - uśmiechnęła się i napisała adres na kartce. - Jest tam codziennie o osiemnastej, a gdyby nie, to tu jest adres jej domu. - podała mu drugą kartkę. Zaśmiał się w duchu, najpierw nie chciała powiedzieć gdzie jest jej szefowa, a później... 

- Dziękuję. Jestem ci winien drinka - rzucił siadając do windy.

Adres, pod którym miała być Camilla, zdziwił porucznika. To adres szpitala Gaffney Med. Był ciekawy, co takiego sprowadza ją codziennie o tej samej godzinie w to miejsce. Czekał w aucie przed wejściem, widząc na parkingu jej samochód. Gdy pojawiła się w drzwiach z doktorem Charlesem, zrozumiał. Spełniła jego życzenie. Wysiadł z auta, gdy zobaczył jak żegna się z lekarzem. Podszedł powoli do nich, chcąc by lekarz go zobaczył.

- Doktorze. - przywitał się skinieniem głowy, gdy tylko znalazł się w zasięgu jego wzroku. Camilla słysząc za sobą głos Severida odwróciła się spłoszona.

- Co tu robisz? - zapytała ewidentnie zaczynając być zła.

- Chciałem porozmawiać. Właściwie wyjaśnić. - zaplotła ręce na piersi. Błagając, aby lekarz cokolwiek powiedział.

- To ja was zostawię. Miło Cię widzieć w dobrej formie Severide. - rzucił odchodząc. Nie tego spodziewała się dziewczyna.

- Widujesz się z doktorem. - oznajmił oczywistą rzecz - To dobrze. Ciszę się, że masz się lepiej...

- Lepiej? Miałam się lepiej puki Ciebie nie zobaczyłam. - warknęła i przeszła obok idąc do samochodu.

- Przepraszam. - rzucił za nią, to ją zatrzymało - Przepraszam, że znów się pojawiłem. - Gwałtownie odwróciła się do niego i zmroziła to morderczy wzrokiem.

- Za to przepraszasz?  - warknęła zdenerwowana, zastanawiał się czy znów się na niego nie rzuci. Jednak ona z wielkiej chęci mordu przeszła szybko w tryb spokoju i wyciszenia - Wiesz co Kelly Severide...- powiedziała z spokojem na twarzy - Pierdol się. - wsiadła do auta i odjechała,  zostawiając go zaskoczonego.

Wszedł do mieszkania ze zwieszoną głową, myśląc co właściwie się dziś stało. Nie chciał źle, ale tak wyszło. Zastał Matta siedzącego na kanapie. Oglądał mecz i pił piwo. Bez słowa poszedł do lodówki, wziął jedno i usiadł przy przyjacielu. 

- Chyba nie poszło najlepiej? - Casey widział mine przyjaciela i nie chciał mu dokładać, ale nie mógł nie zapytać.

- W zasadzie... nawet nie wiem czy to mieszkanie będzie moje. - oznajmił upijając łyk piwa. 

Obudził się w nocy. Hałas z salonu był dziwny. Jakby tylko jedna osoba krzyczała sama do siebie. Założył koszulkę i wyszedł z pokoju. Przetarł oczy, żeby nie wpaść na coś idąc do salonu. Wtedy usłyszał już dwa głosy. Casey kłócił się z Demi, a właściwie chciał ją uspokoić. Bo to własnie ona była tą osobą, która krzyczała. Chciał zawrócić, ale usłyszał swoje imię więc postanowił sprawdzić co się dzieje. Gdy Severide pojawił się w zasięgu wzroku pary wszystko ucichło. Demi z zaplecionymi rękoma na kletce piersiowej wpatrywała się wrogo w lokatora. Casey zrezygnowany oparł się o blat kuchenny i czekał na rozwój sytuacji. Wiedział, że Demi nie powstrzyma. 

- Coś się stało? - zapytał widząc napiętą atmosferę. Myślał, że chodzi o jego przedłużający się pobyt w ich mieszkaniu. Nie spodziewał się, że dostanie akurat taką odpowiedz.

- Stało się, panie Severide. - naburmuszona starała się stłumić lekko swój gniew, bo o to prosił ją Matt, ale nie mogła - Trzeba było trzymać gębę na kłódkę i brać to mieszkanie. - warknęła - Po co to zrobiłeś?

- Ale o co ci chodzi? - był zaspany i atakowany, więc nie zrozumiał o czym mówiła Demi.

- O Camille idioto! - krzyknęła gestykulując - Uciekłeś, a później wskakujesz w jej życie i żądasz atencji. Oszalałeś? - Kelly w kilka sekund obudził się całkowicie - Gdybym wiedziała, że to Ty złamałeś jej serce, to pierwszą rzeczą jaką bym zrobiła, to dokopałabym ci, a nie wysłała do niej.

- Złamał serce? O czym Ty mówisz?  Camilla i ja nigdy nie byliśmy razem. - oznajmił z wyrzutem.

- Nie tylko przez romantyczny związek można złamać komuś serce, Kelly. - zaczynała się uspokajać, a właściwie po prostu przestała krzyczeć - Ona starała się, robiła dobrą minę do złej gry tylko po to, aby pomóc Ci z tym mieszkaniem. To wszystko. Naprawdę nie chciała wracać do tego co było. A ty... - nie miała siły mu tego tłumaczyć - Po prostu ją zostaw. Nie szukaj, nie nachodź. Zostaw. - odwróciła się smutna i weszła do sypialni zostawiając zmieszanych przyjaciół razem.

- Teraz na pewno muszę to wyjaśnić. - skwitowała Kelly wracając do pokoju.

Rankiem, godzinę przed zmianą był już na miejscu. Czekał w aucie układając sobie co ma powiedzieć i jak nie dać sobie przerwać, a przede wszystkim jak nie dać się spławić. To była jedyna opcja żeby zakończyć to ciche nieporozumienie. 

Stanął przed jej drzwiami pukając dwa razy. Jej dom mieścił się w ekskluzywnej dzielnicy Chicago. Wiedział, że jest w środku, bo jej auto było na podjeździe. Znów zapukał. I od razu otworzyła mu drzwi. Wyskoku kucyk wciąż kołysał się na jej głowie, gdy uśmiech na twarzy zaczął znikać na jego widok. Miała na sobie zwyczajny czarny damski garnitur i biały t-shirt. Wyglądała elegancko. Nie miała jeszcze butów więc sięgała mu ramienia. Wyłapał odruch zamknięcia drzwi, ale powstrzymała się.

- Słucham... - była zasadnicza - W czymś mogę pomóc?

- Nie... - powstrzymał się przed skomentowaniem tego - Chciałem porozmawiać.

- Jeśli chodzi o mieszkanie, przyjmuje w biurze. - oznajmiła

- Chodzi o nas. - wahał się czy tak to ująć, ale w zasadzie o to chodziło. Czuł się jakby stał przed sędzią, który zdecyduje, czy będzie wolny czy będzie skazany na śmierć. 

- Nie rozumiem. 

- Ja też. Dlatego przyszedłem porozmawiać. - zamknęła oczy głęboko wzdychając. Odsunęła się zapraszając go do środka. Wszedł do jej salonu stając zaraz za progiem. Dziewczyna minęła go i wyszła do otwartej kuchni

- Kawy? - zapytała z grzeczności. Jeśli już go wpuściła, to stwierdziła, że powinna to w końcu zakończyć.



Daję kolejny :) 

Enjoy! 

O ⭐ nie proszę bo i tak je od was dostaje :) 

Jesteście kochani :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top