Rozdział 8
- Dobra już nie karzę Ci pytać - westchnęła z rezygnacją. - Spotkałam ją na uniwerku. Była w bibliotece. Może i zmienił jej się wygląd, ale nie podejście do życia - wyjaśniła opadając na oparcie. - Od słowa do słowa temat zszedł na ciebie - Ian słuchał czekając na szczegóły. - Zapytała czy już wiem, że wróciłeś. Kiedy potwierdziłam, mówiąc, że wpadłeś do mnie wydawała się urażona tym, ale szybko się ogarnęła i spytała czy wiem jak długo zostajesz. - Strażak uniósł brwi pytając co odparła. - Powiedziała prawdę, że nie wiem. Na co ona znów posmutniała i powiedziała, że musi lecieć, bo ma spotkanie.
- I tyle? - szepnął.
- Tyle! No nie zwierzyła mi się, co mam Ci powiedzieć? Stała się trochę zamknięta odkąd wyjechałeś - Ian wydawał się zaskoczony. - Tak, to twoja wina. Trzeba było nie zachowywać się jak dupek.
- Wiesz dlaczego... - wydukał z bólem.
- Tak wiem! - jęknęła znudzona jego wymówkami. Dawno chciała mu przygadać. - Problemy z ojcem, ale Ian, byleś pełnoletni mogłeś zrobić wiele, a wybrałeś ucieczkę na drugi koniec kraju nie dając znaku życia - wypomniała mu. Była wściekłą na niego i teraz mogła mu to wszystko wrzucić. - Dobra nie będziemy tego roztrząsać teraz, bo nawet nie można się z tobą pokłócić normalnie - westchnęła. - Jutro wpadnę może będziesz bardziej rozmowny. - Ian zaśmiał się z irytacji Tru. Dziewczyna była temperamentna i brakowało mu tego w L.A. - Daj mi dokończyć i możemy lecieć.
Siedział cały wieczór w domu. Czytając i oglądając filmy. Był znudzony więc wziął się za ćwiczenia, mimo zakazom lekarza. Musiał trochę odreagować to wszystko co się stało. Wyskoki w pracy, noc z Lexi... ta cała historia z Leslie. To ciążyło mu najbardziej. Wiedział, że zrobił źle. Nie powinien jej zostawić bez pożegnania . Tym bardziej po tym co mu powiedziała....
To był kolejny letni dzień. Nad jeziorem było mnóstwo ludzi, a po nim pływało wiele motorówek. Jedną z nich była "Shay". Łajba Severidów, którą Kelly kupił kilka miesięcy po narodzinach swojej córki. Odsprzedał mu ją jakiś starszy pan, mówiąc że to wrak. Kilka przeróbek i śmigała jak nowa. Tego dnia łódź należała do Iana i jego paczki. Wuj często pożyczał mu swój skarb bo ufał, że odzyska go w całości. Dwupoziomowa łódź motorowa była czymś bardzo ważnym dla Kapitana. Powierzał mu także opiekę nad swoją córką! Leslie nie była już dzieckiem, ale wytłumaczenie tego strażakowi było jak udowodnienie istnienia boga.
Na łodzi oprócz Iana, Leslie i Tru było jeszcze kilkoro innych znajomych. Impreza trwała w najlepsze kiedy Tru podeszła do Caseya.
- Możemy pogadać? - nie miała wesołej miny. Ian myśląc, że coś się stało odstawił kubek i poszedł z nią pod pokład.
- Co jest Tru? - zapytał mając dziwne przeczucie, że niedługo zginie z rąk wuja bo coś zapewne złego stało się z łodzią.
- Leslie... widziałeś jak wygląda? - napięcie w jej głosie nie poprawiło mu samopoczucia, ale mimo to uśmiechnął się i odetchnął z ulgą. - Gdy gadałeś z Cindy, o mały włos nie wyskoczyła za burtę! - dodała.
- Tru, ale przecież...
- Ian! Ty głupku ona patrzy na ciebie jakbyś był co najmniej Jezusem!
- To co mam zrobić! Ona jest moją przyjaciółką! Poza tym ma piętnaście lat! Mam iść zaprosić ją na randkę? Severide mnie zabije! - wrzasnął zły. Miał nadzieję, że na górze nikt nie usłyszał.
- I nic więcej nie czujesz? - zapytała dziewczyna wprowadzając go w zakłopotanie. Zawsze miała zdolności prześwietlania ludzi. Po rodzicach pewnie...
- Powtarzam, jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- Tylko... - zadrwiła. - Ian, ona ma uczucia i wydaje mi się, że większe niż powinna mieć tylko przyjaciółka - Ruzek minęła chłopaka i wróciła na pokład. Ian przeczesał palcami włosy nie wiedząc co robić. Od dawna widzi, że Leslie traktuje go jak kogoś więcej. Dlatego starał się zdystansować, ale to nie pomagało. Widywał się z różnymi dziewczynami, ale to nie odstraszyło Leslie.
- Hej! - usłyszał za sobą gwałtownie się obracając. Na schodach stała Leslie. Miała na głowie luźne fale, rozpuszczone sięgały za ramiona. Ubrana była w kwiecistą sukienkę na cienkich ramiączkach. Pierwszy raz tak się ubrała. Zazwyczaj nosiła szerokie koszulki, spodnie i glany. Z tego wszystkiego zostały glany. - Tru mówiła, że czekasz tu na mnie, bo chcesz pogadać - uśmiechnęła się.
- Tru mówiła... - no jasne przecież ona nigdy nie odpuszcza. - Tak w sumie tak. Siadaj. - wskazał łóżko. To jedyne miejsce gdzie mogła usiąść. Kiedy to zrobiła zaczęła patrzeć na niego tymi pięknymi brązowymi oczami. Miała w nich pewnego rodzaju błysk, który rozweselał go nawet w złych chwilach. Jej szczery uśmiech sprawiał, że jego kąciki ust uniosły się. - Leslie...
- Wiem co chcesz powiedzieć - przerwała mu.
- Tak?
- Tak! Że pięknie dziś wyglądam i nie spodziewałeś się zobaczyć mnie kiedykolwiek tak ubranej.
- Trochę racji masz - odparł, a to przywołało ratunkowe pytanie. - Dlaczego w ogóle się tak ubrałaś? Gdzie twoje szerokie T-shirty i dżinsy?
- Nie podoba Ci się? - zmarszczyła brwi.
- Nie o to chodzi.
- Chciałam wyglądać ładnie, dla ciebie! - przez chwilę spojrzała na swoje odbicie w lustrze stojące w rogu. Zwątpiła, że wygląda dobrze. Ian za to zastygł bez ruchu rozumiejąc co dziewczyna ma na myśli.
- Rozumiem, ale dlaczego? - podparła ręce na bokach. Leslie poczuła się przytłoczona. Spuściła wzrok czując wstyd. - Jesteś moją przyjaciółką, nie zwracam uwagi na to co masz na sobie.
- Tylko przyjaciółką? - zapytała smutno nie podnosząc wzroku.
- Leslie - ton głosu chłopaka wzmagał w niej złość na samą siebie. Mówił jak do porzuconego psiaka przy drodze. Litość! To jej teraz okazał. - Dobrze wiesz jak jest. Znam cię od dawna, uwielbiam cię i wiesz, że jesteś dla mnie ważna! Nie obchodzi mnie co masz na sobie, chociaż wolę jak jesteś sobą w dresach i za szerokich koszulkach Metallici, niż jak udajesz słodką dziewczynkę! - zaśmiał się, a potem usiadł obok niej. - Jesteś moją najlepsza przyjaciółką, tylko nie mów Tru, bo będzie zazdrosna - starał się zażartować, ale to przelało czarę.
- Ale ja nie chcę! Mam dość bycia tylko przyjaciółką! - krzyknęła wstając. - Chciałam wyglądać jak wszystkie dziewczyny, na które patrzysz tak....
- Jak?
- Jak na dziewczyny! - rzuciła. Ian zaczynał czuć złość. Rozumiał wszystko, ale wciąż nie chciał dopuścić do świadomości, że jego przyjaciółka czuje do niego coś więcej. - Ubrałam się tak, bo myślałam, że o to chodzi. O sukienki, makijaż. Że jak to zrobię to zobaczysz we mnie dziewczynę, a nie tylko kumpele, z którą możesz pogadać o sporcie i innych bzdurach.
- Leslie, ale ja nigdy nie oczekiwałem od ciebie abyś się zmieniła!
- W tym problem! Ty niczego ode mnie nie oczekujesz! Niczego! - krzyknęła, a po jej policzku spłynęła łza. - Chcesz mieć tylko przyjaciółkę, a ja już nie chcę nią być. - Ian spuścił wzrok nie chcąc więcej pytać. Bał się prowadzić dalej tą rozmowę. Nie chciał aby poszła za daleko.
- Skoro tego chcesz...- westchnął wstając. - Przepraszam. - rzucił i wyszedł na pokład. Zostawiając małą Severide płaczącą w kajucie, czuł jak rozrywa go od środka. Jednak miał przekonanie, że tak będzie lepiej.
Teraz z perspektywy czasu wie, że był to błąd. Wie, że to mogło skończyć się inaczej. Gdyby tylko wtedy był na tyle odważny i nie myślał tylko o sobie,... ale teraz może to zmienić! Usiadł robiąc ostatni brzuszek i sięgnął po telefon. Zalogował się na portal społecznościowy, na którym nie był chyba od momentu gdy opuścił Chicago. Jego skrzynka pocztowa pękała od wiadomości. Było mnóstwo od Tru, od znajomych, od wuja i ciotki... a także od Leslie. Z drżącym sercem otworzył jej konwersacje. Miał obawę zobaczyć coś czego mógłby nie chcieć widzieć ale jedyne co zobaczył to setki wiadomości które był usunięte. Nigdy ich nie otworzył, więc mogły zniknąć i u niego i u mniej... Pisząc swoją wiadomość, zastanawiał się, co takiego napisała mu wcześniej Leslie?
Kolejny wymęczony, dlaczego jest mi to tak trudno pisać. Chyba trzeba tu przyspieszyć akcję!
⭐i komentarze mile widziane.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top