Rozdział 11


Stał w drzwiach zastanawiając się czy aby nie pomylił pokoi. Zerknął na tabliczkę na drzwiach za  sobą. Nazwisko się zgadzało, ale ten mężczyzna za biurkiem nie przypominał jego ojca ani przez chwilę.

- Przepraszam panie Kapitanie... ten człowiek - jąkała się sekretarka wciskając się do środka gabinetu przez stojącego w drzwiach Iana.

- Spokojnie Sue - Kapitan podniósł rękę uciszając ją. - Proszę zestaw nas samych - zdziwiona sekretarka wyszła tak szybko jak weszła. Ian wciąż stał w drzwiach i chociaż głos znał, nie rozpoznał twarzy. Blond włosy zaczesane do tyłu z widocznymi zakolami, o wiele więcej zmarszczek i smutny wyraz twarzy. Do tego te oczy. Niby te same, ale jakby coś w nich się zmieniło. Dawno nie widział ojca, a te pięć lat u niego poleciały znaczne bardziej do przodu.

- W końcu się odważyłeś - Matt wstał pokazując na krzesło przed biurkiem. Jednak jego syn nie słyszał ani jednego słowa, które padło z jego ust. Dochodziły do niego inne rzeczy. Na przykład brak obrączki na palcu ojca. To sprawiło, że minimalny żal jaki się u jego pojawił widząc go w takim stanie, zniknął, a zastąpiła go złość.

- Co już ją zdjąłeś? - wycedził przez zęby. - Szukasz kogoś? Czy już znalazłeś? - dodał trzaskając drzwiami.

- O czym... - Matt na początku nie zrozumiał o co chodzi Ianowi. Był tak przejęty obecnością jego syna, że z ledwością opanował chęć przytulenia go. - Aaa... - spojrzał w końcu na swoją dłoń. Brak obrączki dokuczał mu bardzo. Ale w natłoku obowiązków zapomniał, że jej nie ma na palcu. - Musiałem zdjąć na badanie - sięgnął do kieszeni i wyjął krążek wciskając na odpowiedni palec.

- Badanie? - zaciekawiony Ian spuścił z tonu. Poczuł się głupio, że znów wysnuł pochopne wnioski. Jednak nie mógł inaczej. Wciąż z tyłu głowy chodziło stado myśli, które były powodem do odpalenia dynamitu i rozpoczęcia awantury.

- Profilaktyczne, nie martw się - rzucił machając ręką, a potem jego minimalny uśmiech zniknął. - O ile w ogóle byś się przejął...

- Przejąłem się słuchając jak mój ojciec chciał popełnić samobójstwo - odparł podpierając ręce na biodrach. Wyglądał identycznie jak Matt, gdy się denerwował. Teraz stał myśląc o tym jak bardzo wiele cech odziedziczył po nim.

- Kelly - skwitował Matt siadając z powrotem na fotelu. Przypuszczał, że jeśli ktokolwiek mógł się wygadać o tamtym dniu z pewnością był to Severide. 

- Tak Kelly, bo ty nie raczyłeś mi powiedzieć!

- Bo ty nie raczyłeś zostawić do siebie jakiegokolwiek kontaktu!!!! - krzyknął zdenerwowany przytykami syna. - Ian o co ci chodzi!? Masz o coś pretensje?

- Pretensje? Ty się słyszysz? - krzyknął zły na ojca. - Chciałeś się zabić i co mam od tak przejść nad tym do porządku dziennego? Oszalałeś? Co ci strzeliło do głowy?

- Tak oszalałem! - odparł odnośnie. Od początku czuł, że ta rozmowa właśnie tak będzie się toczyła. Na wysokich tonach. Zawsze tak rozmawiali. - Moja żona zginęła, a syn uciekł nie wiadomo gdzie i nie daje znaku życia. Kilka miesięcy siedziałem i czekałem na telefon ze szpitala albo policji. Czekałem myśląc, że nie odzywasz się bo może już też nie żyjesz albo leżysz jako NN w szpitalu i nikt nie wie kim jesteś! - nabrał powietrza i kontynuując. - Tak! Oszalałem, bo jedyna formą ukojenia była w tamtym momencie śmierć! - wypalił. Wciąż to w nim siedziało. Mimo iż już poczynił postępy w drodze do normalnego życia, wciąż nie może zapomnieć. Ian słuchał Matta i z każdym jego słowem bardziej otwierała się stara rana. 

- Nie tylko tobie było ciężko - powiedział prawie szeptem po chwili ciszy, siadając na sofę pod ścianą. Zwiesił głowę opierając łokcie o kolana. Nie był gotowy na tą rozmowę, ale gdy usłyszał co chciał zrobić starszy Casey nie mógł zostawić tego od tak. - Po tym wszystkim, kiedy mama... - wciąż nie potrafił powiedzieć tego na głos. - Potrzebowałem cię jak nigdy. Ale ciebie nie było. Ukrywałeś się za maską jaką było ci łatwiej pokazać światu. Starałeś się nie pokazać kolegom żalu, rozumem. Ale byłem jeszcze ja! - podniósł wzrok na ojca, który wsłuchiwał się w jego słowa z ciężkim sercem. - Twój syn, który stracił matkę. Przed którym nie musiałeś udawać twardziela. Nie oczekiwałem od ciebie, że będziesz silny, wręcz odwrotnie. Chciałem żebyś w końcu pokazał słabość, cokolwiek co udowodniło by, że ci zależało na niej... na mnie - od oczu obu napłynęły łzy. - Chciałem tylko ojca. A co dostałem? Zimnego sukinsyna, który wciąż wydzierał się na syna i był wściekły za jego marzenia. Drania, który winił cały czas nieżyjącą kobietę za błędy z przed lat. Frajera, który nie potrafił przyznać się przed sobą, że to jego czyny zabiły matkę jego dziecka - Ian zamilkł czekając na wybuch złości ojca. Liczył na to, aby wiedzieć, że to co powiedział wcześniej nie jest iluzją. Jednak znów się zawiódł. Matt siedział wpatrzony w syna przyjmując każdą obelgę z godnością. Przerobił to setki razy z psychiatrą. Cały czas żałował.

- Masz rację - odpowiedział Casey. - Co do wszystkiego. Nie potrafiłem się otworzyć, bo myślałem że potrzebujesz opanowanego ojca, a nie takiego jakim byłem w środku. Nie chciałem żebyś widział jak płaczę co noc modląc się aby bóg zamienił miejscami mnie i Alice. Nie chciałem abyś zobaczył jak dzień po dniu bardziej łamał mi serce fakt, że mimo całej tragedii mój własny syn, wciąż chce pójść w ślady rodziców. Nie chciałem wielu rzeczy, ale najbardziej żałuję, że nie nogę zwrócić życia twojej matce,. I tego, że nazwałem cię nieswoim dzieckiem - Na końcu Matt zakrył twarz dłonią. Było mu wstyd, że po ostatniej ich kłótni przed tym zanim Ian zniknął, wykrzyczał mu, że jest głupi. Wrzeszczał tak długo, że nie zauważył, gdy Ian opuścił dom. Mówił wtedy wiele złych rzeczy. A jedną z nich było powiedzenie w złości, że jego upór i głupota, jest dowodem na to że Ian nie jest jego synem.

- Uświadomiłeś sobie to teraz? Czy kiedy leżałeś przywalony gruzem? Albo jeszcze wcześniej kiedy mnie szukałeś? - rzucił od niechcenia nagle młody Casey. Matt znów został zaskoczony. Nie spodziewał się, że i to wytknie mu Ian. Odsunął dłoń z zapłakanych oczu. Spojrzał na syna i czekał na kolejną szpilkę. - Chociaż bardziej mnie ciekawi dlaczego przestałeś? Uciekła ci wena, żeby ubrać to w słowa i przyjechać do Nevady aby mi to powiedzieć, czy po prostu stchórzyłeś? 

- Proszę cię jeśli chcesz rozmawiać przestań być cyniczny - upomniał go z nutą złości w głosie ojciec. - Przestałem, bo znalazłem list od Alice.

- Jaki list? - zaciekawiony, ale sceptyczny chłopak wstał i podszedł do biurka.

- Kiedy wyjechałeś i przez długi czas goniłem cię jak uciekającego królika...dostałem szału wracając do domu. Rozwaliłem pół mieszkania - wyznał spokojnie nie patrząc na Iana. -  Wtedy znalazłem list w albumie. Alice zawsze była zapobiegliwa - uśmiechnął się lekko na wspomnienie dobrych cech żony. - Uwielbiała mieć kontrolę i znała mnie na wylot. Wiedziała co się będzie dziać gdyby jej zabrakło. I gdybym dostał ten list wcześniej... to wszystko by się nie wydarzyło.

- O czym pisała? - napięcie na twarzy Iana wzbudziło jeszcze większy uśmiech jego ojca. Sięgnął do szuflady i wyjął książkę. Otworzył ją, a między kartkami była koperta z napisem Matt.

- Weź i sam przeczytaj.



Okay, tu skończę. XD 

Polsat powinien mi płacić.... jak nic.!!! 

⭐ i komentarze miele widziane. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top