życie kończy się po dwudziestce


            Posiadanie plastra na czole było w jego pracy przywilejem. Mingyu popatrzył na niego i powiedział, że będzie tego dnia ustawiał pudła na zapleczu. Tymczasem Mighao został zmuszony go układania gadżetów na półkach, teraz kiedy już każdy wiedział, że umie mówić po koreańsku. Ale miał do pomocy tego drugiego Chińczyka, który miał na imię Junhui i robił stopień w medycynie, ponieważ jego rodzice mieli szpital.

— To taki rodzinny biznes — wyjaśnił Baekhyun, choć Chena nie interesowało to za bardzo.

— Znasz każdego w obrębie dziesięciu kilometrów?

— Nie, nie znam twojego chłopaka, więc twoja teoria idzie do kosza.

— To nie mój chłopak.

— Szkoda, bo powinien.

— Co?

Baekhyun wzruszył ramionami, ponieważ tak jak Chen, nie wiedział czemu to powiedział albo wiedział tylko nie chciał wytłumaczyć. Trudno było zgadnąć z kimś takim, ponieważ z ilością gówna, jakie wydostawało się z jego ust, ciężko było rozróżnić, kiedy mówił coś z sensem.

— To mój przyjaciel.

— No piszesz z nim ciągle na instagramie — kiedy Chen popatrzył na niego z uniesionymi brwiami, ten rozłożył ramiona — Co? Myślisz, że nie widzę? Ale to dobrze. Tylko weź nie rzucaj mnie dla niego.

Chen chciał mu powiedzieć, że jeżeli ktokolwiek kogoś rzucił w ich relacji to był to Baekhyun, kiedy zaczął chodzić z Taeyeon. Na początku nie brał ich na poważnie, ponieważ ich związek był  zakładem. Nie wiedział co poszło źle, a co dobrze, ale dziewczyna Baekhyuna została w ich życiu i okazała się naprawdę miła. Chen nie umiał narzekać na brak towarzystwa, jeżeli wiedział, że to Taeyeon zabiera mu przyjaciela. Ktokolwiek inny i byłby może zazdrosny i zły, ale ona była zbyt aniołem, żeby mieć w stosunku do niej jakieś złe uczucia.

— Ty mnie naprawdę obserwujesz — powiedział Chen, próbując brzmieć, jakby był o to zły.

— No? — przyznał Baekhyun, jakby to była oczywistość — Muszę o ciebie dbać, w końcu nawet atlasy historyczne są przeciwko tobie na tym świecie, co jeżeli coś ci się stanie?

— Ale to słodkie — wymamrotał Chen, krzywiąc się — Zachowaj sentymenty dla siebie.

— Nie martw się, to nie tak, że w dzień włączam swoją miękką stronę, jestem taki tylko w nocy.

— Przykro mi w takim razie, że oboje pracujemy na nocnej zmianie w tym sklepie.

— A mi nie, normalnie nie masz czasu słuchać moich wynurzeń.

— Nie chce mi się słuchać twoich wynurzeń. Nigdy.

— A jednak teraz nie masz wyboru.

Chen nie wiedział co Baekhyun tu z nim robił i dlaczego wraz z nim dostał najłatwiejszą robotę w tym sklepie. Siedział i wyciągał styropian z pudełek, rzucając go na jakąś oddzielną kupkę. Oboje nie wiedzieli, dlaczego i po co, ale Mingyu tak im kazał.

— Czego Mingyu pozwolił ci tu być?

— Bo jest głupi? Nie słyszałeś?

— Aha.

— Stary, to sportowiec, łyknie każde gówno, ja wiem, jak się obchodzić z takimi, jak oni. Mówiłem mu coś o tym, że możesz w każdej chwili zemdleć i że dobrze by było, gdybym miał cię na oku — widząc, jak Chen patrzy na niego z niedowierzaniem, uśmiechnął się — Widzisz, jaki głupi?

— Wykorzystujesz jego dobroć. 

— Szkoda ci go?

— Nie?

— No to siedź i wyciągaj ten styropian.

— Tak jest.

W pewnym momencie przyszedł Minghao i ten drugi Chińczyk, dostarczyć pudła i jeżeli normalnie goście na zmianie odchodzili bez słowa, ten musiał wypowiedzieć kilka w stronę Chena.

— To nie fair — powiedział.

— Życie nie jest fair — Chen czuł niezwykłą satysfakcję z rzucenia z powrotem tych słów na niego.

— Słuchaj, ja nie mogę pozwolić sobie na to, aby coś na mnie spadło. Jestem tancerzem.

— Więc to nie tak, że głowa jest ci do czegoś potrzebna, jesteś bezpieczny — odparł Chen, obsługując kolejne pudło, jakby go to, co Minghao do niego mówił nie obchodziło.

Baekhyun zaśmiał się.

Poderwał głowę dopiero wtedy, kiedy usłyszał jakieś chińskie przekleństwo. Ten drugi — Juhui złapał Minghao za rękę i zaczął go na siłę wyprowadzać z pomieszczenia, mamrocząc coś w tym ich języku.

— Serio, jaki jest jego problem? — zapytał Chen, kiedy obaj znikli za drzwiami.

— To bogaty dzieciak, który nie musiał robić nic w swoim życiu.

— Więc dlaczego tu pracuje, skoro jest taki bogaty?

— Myślę, że chodzi o to, że jego rodzice chcą, aby spróbował prawdziwego życia plebejuszy czy coś takiego, zanim nie będzie musiał nic robić do końca swojego życia — wytłumaczył Baekhyun.

— Skąd ty to wszystko wiesz?

— Rozmawiam z nimi.

— Z tymi Chińczykami?

— No pewnie, spoko ludzie. Myślę, że powinniśmy się od nich czegoś nauczyć.

Chen zmarszczył brwi.

— Słucham?

— To jacyś pierdoleni artyści słuchaj, tańczą, rysują jakieś abstrakcje i piszą wiersze. Co jest z nimi nie tak, myślę sobie, przecież studiują i powinni być zmęczeni tak jak wszyscy inni w tej porzuconej przez Boga dziurze.

— Tylko ty nic nie robisz Baekhyun — odparł Chen — To może być dla ciebie dziki koncept, że ktoś się stara. 

— No, widzisz, ja wolę mieć życie.

- No i co ci to życie potem da? Stanowisko w jakimś publicznym gimnazjum na wsi, gdzie nikt nie będzie miał dla ciebie szacunku? Znienawidzisz swoje życie wkrótce.

— To nie tak, że będąc na literaturze, tak jak ja, skończysz inaczej — oparł Baekhyun.

— Zobaczymy.

— Jeżeli do tej pory ci się nie udało, to już nigdy ci się nie uda. Życie kończy się po dwudziestce. Teraz możesz sobie tylko kogoś znaleźć, żeby mieć z kim narzekać na swoją egzystencję później, kiedy już nikt inny ci nie zostanie.

— Cóż za filozof!

— Mnie życie już nauczyło, choć kiedyś nie chciałem w to wierzyć. Kiedy jesteś beznadziejny najważniejsza jest miłość... taka jak nasza... taka na zawsze... widzisz my będziemy przyjaciółmi do końca życia, a oprócz ciebie ja mam jeszcze Taeyeon, która jest tą jedyną. I zapytasz skąd to wiem? Ja to czuję. Słuchaj, jest niższa ode mnie, a to nie lada wyczyn przy moim wzroście, ładnie śpiewa i jeszcze gra na pianinie. Poza tym pisze i komponuje jakieś piosenki na demo, których tylko ja i Yoona słuchamy, choć to dzieło sztuki... czego można chcieć? Kocham ją.

Chen nie odpowiadał przez dłuższą chwilę i miał wielką ochotę zdyskredytować tę gadkę jednym krótkim „pierdolisz", ale nastrój Baekhyuna się mu udzielił, a to znaczyło, że dostawał doła, ponieważ on nie miał dziewczyny i miłości swojego życia już.

— Super, że tobie się udało... znaleźć kogoś takiego. 

Baekhyunowi uśmiech zszedł z twarzy i popatrzył na Chena z uniesionymi brwiami.

— Ale słuchaj Jongdae, to nie tak, że twoje życie skończyło się, kiedy raz ci się nie udało, wiesz? - zaczął mówić, a Chen trochę nie chciał tego słuchać — Co więcej... rozpamiętywnie tego, czy coś, sprawi, że się nie ruszysz i nie wstaniesz... zupełnie jakbyś miał porażenie...

— Cholera jasna, Baek.

— Nie, posłuchaj do końca. Poderwałeś jakiegoś chłopaka. Widzisz. Chodzi w czapce z batmana, ale to nie mi oceniać, ale widać, że wam jakoś to idzie i nie mów mi, że nie wiem nic, znam cię Jongdae i twój wyraz twarzy, kiedy piszesz z nim na instagramie jest tak głupi, że wiem, że coś do niego masz.

— Ale...

— Zapomnij, serio zapomnij, albo nie myśl i się nie użalaj nad sobą, bo to sprawi, że twój los dotknie cię tak, że trafisz na jakąś terapię po studiach, bo nie będziesz umiał tego unieść. Nawet obecność tak kochanej osoby, jak ja — Chen udał, że chce mu się wymiotować, ale Baekhyun kontynuował — U twojego boku, nie pomoże ci z depresją. I wtedy będziesz żałował, bardzo żałował, że odrzuciłeś chłopca batmana, zanim do czegokolwiek doszło. A jej imienia już nawet wtedy nie będziesz pamiętał. Mówię ci, serio, tak wygląda twoje życie teraz i jakie masz szanse.

— Serio, jesteś taki kurewsko przybijający, kiedy mówisz w ten sposób. To miało mnie jakoś... nie wiem... pocieszyć?

— Jestem twoim przyjacielem. Nie jestem od pocieszania, a od kopania cię w dupę. Wiesz, nikt inny oprócz przyjaciół tego nie robi. Jeżeli chcesz być pocieszany to znajdź sobie chłopaka czy coś... nie to, że coś insynuuje... ale insynuuje. Tak jest, bierz ich wszystkich. Tylko nie Mingyu.

— Co ty masz do tego Mingyu?

— On nie ma mózgu, widziałeś ty tego gościa, współczuję jego dziewczynie.

Trochę poobijali się na kanapie, Baekhyun nagle wyciągnął zza pazuchy czy skądś różowego      e-papierosa o smaku wanilii i zaciągali się nim obaj, leżąc.

Chen szybko schował go pod tyłek, kiedy drzwi otworzył Mingy, chyba po to, żeby powiedzieć im, że już tego dnia mają wolne i zmarszczył brwi, czując zapach i widząc zadymione pomieszczenie.

— Co tak śmierdzi?

— Baekhyun pokazywał mi, jak pachnie jego najnowsza perfuma.

— Wypsikaliście cały flakon czy coś? — nadal patrzył na niego nieufnie.

— Trzy flakony! — wrzasnął Baekhyun, pokazując trzy palce — Dostałem od producenta całą paczkę w zamian za nakręcenie o nich filmiku. Mam kanał na YouTube.

Mingyu pokiwał głową.

— O, to świetnie — i wyszedł.

Siedzieli przez chwilę w bezruchu i ciszy. Chena zaczął gnieść ich e-papieros, a dym wciąż unosił się w pomieszczeniu.

— On jest serio głupi — powiedział po chwwili.

— Nie mówiłem?

Chen roześmiał się.

— Cholera jasna, co za głąb.

Baekhyun zaczął się śmiać razem z nim i wili się tak na kanapie ze śmiechu, dopóki Mingyu nie nadszedł znowu. Tym razem drapał się po głowie, prawdopodobnie przypomniał sobie, że nie powiedział im tego z czym przyszedł do nich przed chwilą.

— A, miałem mówić, możecie się zbierać.

— Dzięki, szefie — Baekhyun puścił oczko..

Chen ciągle się śmiał.

Mingyu sam się uśmiechnął, odsłaniając swoje niepokojąco długie kły.

— Lepiej wywietrzcie te... perfumy... zanim wyjdziecie.

— Tak jest! — zasalutowali oboje.

Mingyu zaśmiał się i wyszedł. Chen ruszył się z kanapy, aby uchylić okno, a potem zaczął szukać kurtki.

— Nie zasługujemy na takiego szefa — powiedział po chwili Baek.

A Chen się z nim zgadzał.

— Nie zasługujemy na nic dobrego, co spotyka nas w życiu. Jesteśmy okropni.

— No nie? Kiedyś będziemy musieli zapłacić za bycie śmieciowymi ludźmi.

— Ale to nie dzisiaj — powiedział Chen.

Włożyli kurtki i wyszli tylnym wejściem, gdzie był podjazd dla samochodów towarowych. Czekała na nich Taeyeon ze swoim audi.

— Jak tam praca?

— Nie robiliśmy nic przez bite sześć godzin — powiedział Chen.

— Baekhyun wykorzystał twoją rozwaloną głowę, żeby nie robić nic razem z tobą?

— Skąd wiedziałaś? — uśmiechnął się Baekhyun i pocałował ją w policzek.

— To brzmi, jak ty — powiedziała.

— Jak ty mnie znasz.

Wsiedli do samochodu, Taeyeon się uparła z jakiegoś powodu, żeby to Chen siedział na miejscu pasażera, bo Baekhyun „działał jej na nerwy".

— Możemy podjechać an drive thru do mcdonalnda i coś kupić — powiedziała.

Chen spojrzał na nią zdziwiony.

— Zostajesz?

— Mhm, pomyślałam, że możemy obejrzeć razem to nowe anime na Netlixie. Pasuje ci? 

— Pasuje — odparł Chen i nie potrafił się nie uśmiechnąć.

Taeyeon też się uśmiechnęła. a Baekhyun zawołał z tyłu:

—Jesteśmy jedną wielką rodziną!


odautorski:  jest super wiem, kurde ale dobry ze mnie pisarz, gdzie mój Nobel za te super dialogi i ff z kpopu? 














Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top