książka nie zabije, ale samotność już może
Chen jakoś udało się przeczytać i zaliczyć kolejną cegłę, którą był Dickens. I miał tak cholernie dosyć, że kiedy tylko wrócił z zaliczenia w czwartek położył się spać i spał bite siedem godzin. Może spałby więcej, ale miał nocną zmianę w sklepie uniwersyteckim, w którym ostatnio się zatrudnił, bo pilnowanie cudzych dzieci na weekendach nie wystarczało mu na życie, nawet jeżeli rodzice mu trochę pomagali z finansami.
Nie płacili mu w tym sklepie jakoś dużo, a on też robił niecałe pół etatu, bo musiał się jeszcze uczyć i trochę żyć, ale każde pieniądze były lepsze niż żadne.
— Wiesz chłopie — odezwał się Baekhyun, kiedy spotkali się na swojej wspólnej nocnej zmianie — Chyba zacznę czytać normalnie książki w takim zdrowym tempie. Typu dwa rozdziały na dzień i może porobię notatki.
— Powodzenia — odezwał się Chen, otwierając pudło z jakimiś grubymi albumami z historią i zdjęciami ich placówki, których nikt prawie nie kupował. Tylko czasami zarząd zabierał je, jako nagrody dla licealistów, którzy brali udział w konkursach organizowanych przez uniwersytet.
Chen nie chciałby dostać czegoś takiego w nagrodę za jakieś osiągnięcia na miejscu kogokolwiek, kto te śmieci wygrywał. Oni wszyscy powinni zacząć się domagać stypendiów, bo to nie była jakaś droga placówka, ale i tak czesne wynosiły więcej niż miesięczny przychód taty Chena. Co im było po jakiejś książce. Jedyne co można było nią zrobić to kogoś skutecznie zabić.
— A może zacznę od nowego roku? — zastanowił się Baekhyun — Mam wrażenie, że jak zacznę teraz to to się na pewno nie uda, ale w nowym roku wstępują w człowieka nowe siły.
— Ja mam nadzieję, że na nowy rok mnie tu już nie będzie — powiedział Chen, chociaż wiedział, że będzie, gdzieś tak podświadomie czuł, że skończy te studia i będzie się potem męczył, jako nauczyciel angielskiego w jakimś liceum.
— Kto wie co się może zdarzyć, prawda? Może nagle zacznie się jakiś koniec cywilizacji?
— No — odparł, a ramiona trzęsły mu się z wysiłku, kiedy próbował założyć te nieszczęsne książki na najwyższą półkę, bo tam miały stać. Przydałaby się mu drabina albo chociaż stołek.
Gdzieś tu musiała być drabina.
— Kto ma drabinę?! — krzyknął.
— Ten chińczyk tam — odezwał się gość po prawej, który był bardzo nienormalnie przystojny, grał w drużynie szkolnej i chyba miał na imię Mingyu — Ale trudno się z nim dogadać.
Spojrzał w kierunku rzeczonego chińczyka, który zmieniał żarówki w dużych świetlówkach i machnął ręką.
— Dobra, nieważne.
— Zacznę od nowego roku swoje zmiany — mówił Baekhyun do kogoś, choć nikt go już nie słuchał. Nikt, oprócz Chena, który musiał bo był najbliżej.
— Jeżeli to odkładasz, to nie zrobisz tego nigdy — odezwał się, a potem poirytowany popatrzył na niego, jak bawi się folią bąbelkową z jednego z kartonowych pudełek — Pomóż mi z tymi książkami, Byun Baekhyun, co ty robisz?!
Niezdarnie podniósł się i powlókł w kierunku Chena.
— Serio czego to ja je układam, kiedy tamten kolo tylko poleruje małe globusy? — zadał pytanie Chen, wskazując na kolejnego, wyglądającego na obcokrajowca gościa, który stał i czyścił czysty już globus.
— To ten drugi chińczyk, zawsze przychodzi i zaczyna z tymi globusami. Victoria raz próbowała mu wytłumaczyć, żeby zajął się pracą, ale mówi w jakimś dziwnym dialekcie i chyba nie rozumie nawet swojego ojczystego języka — tłumaczył Mingyu, a potem dodał — Poza tym jesteś nowy, nowi zawsze dostają atlasy historyczne.
— A kiedy nie będę nowy?
— Kiedy przyjdzie ktoś nowszy.
Chen zaklął pod nosem i zaczął mamrotać coś o tym, że potrzebuje kawy.
— Powinni go zwolnić — odwzwał się następnie
— Słuchaj chłopie żaden z nas tutaj nie jest jakimś konfidentem, robimy swoją część i spadamy — Mingyu stał się w oczach Chena wykładowcą tego sklepowego prawa, które wydało mu się tak niesprawiedliwe, że miał nadzieję, że kiedyś uda mu się ten system zniszczyć, ale:
— Okej — powiedział, ponieważ skoro był nowy to chyba nie powinien na razie głosić jakichś separatystycznych idei. Poza tym mogliby go wziąć za rasistę — To niesprawiedliwe, ale cóż.
— Świat nie jest sprawiedliwy — odezwał się gość czyszczący globusy po koreańsku, dziwiąc tym wszystkim.
— Zaraz sobie wsadzisz tę niesprawiedliwość wiesz gdzie, jak w ciebie rzucę tą jebaną cegłą — pomachał atlasem nad głową, dając wyraz swojej groźbie.
— Nie boję się — powiedział i podniósł jeden z pięciu globusów, który stał na niskiej półce i zaczął go powtórnie polerować z chamskim uśmiechem.
— Zostaw ten globus, bo mnie zaraz szlag trafi — powiedział Chen, ponieważ ramiona paliły go od ciągłego trzymania ich w górze i już naprawdę stracił cierpliwość.
— Pozamiataj podłogę Minghao — powiedział spokojnie Mingyu — Globusy są czyste.
Ten wzruszył ramionami i poszedł gdzieś, gdzie Chen go już nie widział.
— To zabawne, że zawsze nas rozumiał.
— Raz z nim już gadałem — odezwał się Baekhyun — Dobrze mówi po koreańsku i w sumie to równy gość.
Mingyu pocierał oczy z frustracji, ponieważ był menadżerem i nigdy nie odkrył koreańskich zdolności Minghao.
— Co studiuje.
— Taniec.
— Taniec? — zapytał z niedowierzaniem Chen.
— To jego pasja i jego rodzina chyba jest bogata, więc nie musi się martwić, że coś mu się nie uda.
Chen nagle zapałał do Minghao taką niechęcią, że miał ochotę przejść się do niego i krzyczeć mu w twarz. I, tak, przyznawał się, to była zazdrość. On też by chciał studiować to, co lubi.
— Ale z ciebie chujowy menedżer Mingyu — powiedział Baekhyun — Twój mózg jest tylko do sportu.
— Przynajmniej mam mózg.
— Ja mam dwa mózgi — odciął się Baekhyun — Poza tym sportowcy nie mają IQ, to jest fakt.
Mingyu był sportowcem, ale też studiował fizykę kwantową, więc Chen nie widział, gdzie Baekhyn z tym idzie.
— Dobra — wzruszył ramionami Mingyu uśmiechając się lekko.
Chen stanął na palcach chcąc założyć ostatnią książkę na sam szczyt półki, ale trochę zakręciło się mu w głowie i zanim zdał sobie sprawę, ogromna książka wypadła mu z rąk i uderzyła rogiem w środek czoła. Czuł, że traci przytomność i to tylko po połowie z bólu, ponieważ głównie z ogólnego przemęczenia.
Śnił mu się Chanyeol i jego kot, którego jeszcze nie widział. Kot miał twarz Chena i mówił w dziwnym języku, a potem wszystko znikło i widział jakieś chmury, przez które jakby leciał, chyba, bo nie mógł oglądać się na boki.
— Jongdae... — usłyszał przytłumiony głos Baekhyuna — Jongdae.... żyjesz?
Otworzył oczy, poczuł niesamowity ból głowy i odparł:
- Nie - ponieważ nie chciałby w tym momencie żyć.
Leżał na kanapie, która stała na zapleczu sklepu, a Baekhyun klęczał obok niego na podłodze i patrzył w ekran swojego telefonu.
— Zadzwonię po Taeyeon i zawiezie cię do szpitala.
Chen nie chciał jechać do szpitala i mu to powiedział, ale kiedy przyjechała Taeyeon i patrzyła na jego czoło z przerażeniem wypisanym na twarzy, to pomyślał, że może nie jest to taki głupi pomysł.
— Co ci się stało?
— Uniwerek go zaatakował — powiedział Baekhyun, śmiejąc się, a ona wywróciła oczyma.
— Dosłownie i w przenośni — przyznał Chen.
— Siadaj w auto, jedziemy do szpitala — powiedziała, a potem kucnęła przy nim i zapytała: — Możesz chodzić?
— Nie złamałem nogi.
— Ale może masz jakieś porażenie czy coś — odezwał się Baekhyun.
— Ty masz porażenie od urodzenia i jakoś chodzisz, Baekhyun — powiedział Chen.
— Myślę, że może chodzić — zwrócił się Baekhyun do Taeyeon.
Chen wstał i trochę się zachwiał, a głowa zaczęła mu pulsować.
— Pomóż mu Baekhyun — powiedziała Taeyeon, wzdychając — Jedźmy już do tego szpitala, za cztery godziny zaczynam zajęcia.
Wpakowali Chena wspólnie do samochodu i pojechali na pobliskie pogotowie, bo nic innego o tej godzinie nie było.
Przyjął go młodo wyglądający lekarz, przez co Chen nie potrafił mu zaufać. Wyglądał na przygłupta.
— Jestem Sehun Oh — przedstawił się i zaczął świecić latarką w jego oczy, przez co zaczęły mu łzawić.
— Okej — odparł Jongdae.
— Wyglądasz na zmęczonego.
— No, jestem zmęczony dostawaniem po głowie grubymi książkami, a to trochę życie studenta literatury.
— Tym razem dostałeś dosłownie — odparł Sehun i zaczął delikatnie smarować czymś jego guza — Ale wszystko da się przeżyć. Widzisz, ja przeżyłem medycynę.
— Gratuluję.
— Ale przyjemny człowiek — zaśmiał się Sehun, Jongdae otworzył buzię, aby zacząć się tłumaczyć — Żartuję, żartuję...
Przykleił na jego czoło wielkiego plastra i się uśmiechnął. Chen chciał mu przyłożyć. Roztaczał wokół siebie silny swąd arogancji.
— Okej, to potrwa jakieś trzy dni, ten obrzęk. Pewnie boli cię głowa, więc kup sobie jakieś leki przeciwbólowe, chyba że masz.
— To dobry lekarz.
— Dopiero zaczynam — odparł Sehun — Ale oprócz tego, że twoje czoło wygląda, jakby coś miało z niego wyrosnąć to nic ci nie jest. Sprawdziłem.
— Dzięki.
Kiedy wyszedł z sali Taeyeon i Baekhyun się całowali. Zaczął iść w ich kierunku, specjalnie się potknął i powiedział głośno:
— Cholera — a oni przestali i zwrócili się w jego stronę.
— Masz wstrząs mózgu? — zapytał Baekhyun, a Taeyeon trzepnęła go po głowie lekko.
— Wszystko w porządku? — Chen nie wiedział czemu ona się nim tak przejmuje, ale czuł się tym poruszony.
Pokiwał głową i poszedł z nimi w stronę samochodu.
Siedział na tylnym siedzeniu i patrzył, jak trzymają się za ręce przez całą drogę. Odwieźli go do domu, czyli mieszkania, które dzielił z Baekhyunem. Ale Baekhyun pojechał z Taeyeon do jej apartamentu, zostawiając Chena samego.
Wszedł do kuchni i rozpuścił sobie aspirynę, ponieważ ból stawał się nie do zniesienia. Przy okazji wyciągnął telefon i zauważył, że dostał wiadomość od Mingyu, który pytał, czy nic mu nie jest. Napisał coś o tym, że książka nie da rady zabić studenta i że wszystko okej.
Potem ruszył powoli do swojego łóżka i przykrywając się miękkim niebieskim polarowym kocem, zasypiał, myśląc o tym, że dobrze by było nie być samemu w tym dużym mieszkaniu. Baekhyun zostawiał go tu stanowczo zbyt często. Chen nie bał się ciemności, ale dopadało go to niezrozumiałe uczucie samotności od czasu do czasu.
Musiał coś zrobić. Z tym uczuciem. Sprawdził, czy któryś z jego znajomych jest dostępny i nikt nie był, oprócz Mingyu, który napisał mu, że cieszy się, że żyje. Ale Chen nie miał ochoty rozmawiać z Mingyu.
Pod wpływem nagłego impulsu, wszedł na instagrama i zaczął szukać profilu Chanyeola. Nie było to trudne, wystarczyło wejść w listę obserwowanych Baekhyuna, ponieważ ten gość znał każdego w tym miejscu.
Miał ustawione głupie zdjęcie z półuśmiechem i przymrużonymi oczyma, jego profil był publiczny, co trochę Chena zdziwiło.
Bez zastanowienia wszedł w wiadomości i zaczął do niego pisać. Nieważne, jak to było dziwne i jak niepokojące mogło się wydawać.
hej
jeżeli ten starbucks jeszcze aktualny to możemy pójść jutro z rana. Ja stawiam.
Odłożył telefon i chciał się puknąć w głowę, ale nie mógł, bo książka zrobiła to wcześniej za niego. Chanyeol pewnie pomyśli, że jest jakiś dziwny. Ale prawie natychmiast usłyszał wibracje, zanim skończył myśleć, jak żałosne było to co zrobił, Chanyeol odpisał.
ok, jutro o 10, czy masz zajęcia
mam dopiero po południu
czemu nie spisz
pracowałem
wow
dlatego stawiam
to dobrze, bo ja nie mam nic, a mam ochotę na kawe
ok, to do jutra
a i btw to widziałem już twojego kota, sorry trzeba bylo nie wstawiac zdjec
aaaaaa
Zaśmiał się i odłożył telefon. Poczuł nagle spokój i senność. Chyba leki przeciwbólowe zaczęły działać.
Ściągnął skarpety i zasnął.
odautrski: pojawiło się trochę seventeen i zakazany szip, a i sehun jest lekarzem wiec jest starszy, łamię kanon, czyli prawdziwy świat, nikt mi nie przeszkodzi. poza tym nie wiem co się robi u lekarza no nie, ale to nie o to tutaj chodzi. ogólnie to nic tu nie jest specjalnie wiarygodne chyba i nie będzie. pa
ŚCIĄGNĄŁ SKARPET Y
I
ZASNĄŁ!!!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top