Sister Gerarda

Pozłacane elementy obrazów odbijały mdłe światło. Zdawało się, że były one jedynymi jasnymi punktami na ciemnych wizerunkach świętych, tak gęsto i równo zawieszonych na ścianach. Światło nie miało łatwego zadania; operowało bardzo ociężale. Przedzierało się przez warstwę zbrązowiałego ze starości kurzu. Wygięty w misę świetlik ze szkła mlecznego zamykał jego część i posyłał w sufit. Pozostała niemrawa poświata - padała na ściany, lecz była już za słaba, by rozjaśnić ich kolor.

Kolor gęstego, mszalnego wina.

To zdecydowanie była pracownia, pomimo mroku, jaki panował w tym miejscu. Wypełnione ciemnym witrażem okrągłe okno było żadnym źródłem światła, więc na biurku pod nim stały dwie lampki potrzebne do oświetlenia dużej powierzchni roboczej. Liczne przybory do malowania ułożone były w równych rządkach, posegregowane według kategorii znanych tylko artyście. Potrzebny był też talent, by z tak dużego pomieszczenia uczynić niemal niemożliwą do przejścia zbitkę szaf, schnących obrazów i farby. Mimo zagracenia i wykluczając brudny żyrandol, było mu bardzo czysto, a w powietrzu przez zapach farby przebijało się drewno sandałowe.

Nad nowym obrazem garbił się mężczyzna. Czarna szata, chroniąca jego zakonny strój przed brudem, zamiatała podłogę przy niemal każdym ruchu. Nie był on zwykłym artystą. Niespełna trzydziestolatek został obdarzony niebywałym darem obserwacji, dzięki czemu każdy jego obraz wygląda niczym średniowieczny oryginał. Dopracowany do ostatniego szczegółu. Ostatniego zdobienia. Dokładny. Zakonnik jest przekonany, że dar ten jest następstwem błogosławieństwa - darem od samego Frezusa. Jego łaską, która spłynęła na jego nieszczęsną osobę kilka lat wcześniej. Najświętszym podarunkiem, który zmienił jego życie.

Dlatego każdego dnia, przed przystąpieniem do pracy, zakonnik modli się przed pięcioma krzyżami liliowymi, zawieszonymi wokół okna, i do wizerunku jego Pana na ołtarzyku. Zapach kadzideł i głód pozwala mu się skupić na słowach modlitwy...

Wierzę w jednego Boga,
W czterech osobach zrodzonego,Stworzyciela Bullets i Heleny,
wszystkich rzeczy słyszalnych i niesłyszalnych.

I w jednego Pana Frezusa Ierusa,
Towarzysza Bożego Wszechstronnego,
który przez Ojca jest przyłączony przed drugimi albumami.

Bóg z Boga,
Jetstar z Jetstara,
Killjoy prawdziwy z Killjoya prawdziwego.
Zrodzony, a nie stworzony,
współistotny Mikeaszowi,
a przez Niego zachodzi słońce nad Monroeville.

On to dla nas, złamanych, pobitych i przeklętych, zstąpił z nieba,
I za sprawą Twojego Ducha,
przyjął ciało z Marayi, dorósł i stał się zbawieniem.

Zmarły niespodziewanie,
umęczony i poniżony, byśmy i my doświadczyli ulgi.
I zmartwychwstał szóstej wiosny,
jak oznajmia prorok.

I wstąpił do piekła; siedzi po prawicy Matki.
I powtórnie przyjdzie w chwale ratując istnienia,
a pieśniom Jego nie będzie końca.

Wierzę w Ducha Twego, który nie wraca,
który od Boga i Frezusa pochodzi.
Który z Bogiem i Frezusem wspólnie odbiera uwielbienie i chwałę;
który mówił przez Mikeasza.

Wierzę w jedną, świętą, powszechną i czarną Paradę.
Wyznaję jedyne, święte pociski i przyniesioną miłość.
I oczekuję wskrzeszenia Mikeya
i wiecznej twórczości w życiu całym.

Amen.

Jego ulubionymi motywami były cuda Frezusa. Niezliczona ilość obrazów przedstawiała chwile, w których uzdrowił chorego, wskrzesił św. Patrick i św. Petera. Także na wielu mały Frezus trzymany jest przez swoją matkę, Świętą i Niepokalaną Marayę. Wszystko to skąpane w ciemnych bartwach i złocie.

Rzadko wychodził ze swojej pracowni w inne miejsca, niż do Kościoła na niedzielne msze czy do dużych parków, by głosić nauki. Jego prawdziwym i jedynym pragnieniem, najskrytszym i z głębi serca, było nawrócenie jak największej ilości grzeszników na Ieraństwo. Zdecydowanie zależało mu, by nawrócił Hemmingan, którzy podpieprzyli ich wiarę i zmienili ją według swoich przekonań. Chciał ich nawrócił na drogę prowadzącą do prawdziwego Frezusa.

Wielu było takich, co zmieniali ich wiarę, a świat uznawał ich za następców Ieraństwa. Wielu było takich, który uważali się za prawdziwych synów bożych. Wielu było takich, którzy zwątpili w zapowiedziane zmartwychwstanie jego Pana i nawet ich ukochany prorok, święty Mikeusz nie potrafił ich nawrócić. Ci ludzie byli straceni, dla nich nawet jednorożce są prawdziwsze niż Frezus.

Mimo wszystko zakonnik się nie podda.
W końcu nazywa się Gerard Way.
Nie z takimi rzeczami sobie radził.


----

nie mam pewności, czemu to powstało i czy w ogóle powinno.
w mediach nasz jedyny Pan, Frezus, w koronie cierniowej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top