Chef || lashton
- Ale ruszamy się szybciej! To restauracja! Zamówienia czekają! - krzyknął Ashton Irwin, dopatrując swoich pracowników. Chodził pomiędzy uczniami, zerkając na to jak przygotowują potrawy. Wszystko na jego oko było dobrze, gdyby nie to, że w oczy rzucił mu się Luke Hemmings.
Dwudziestolatkowi trzęsły się odrobinę ręce, gdy ściskał rękaw cukierniczy. Jak na złość wtedy, kiedy Ashton Irwin patrzył, bita śmietana nie chciała się wycisnąć. Przygryzł mocno wargę i rękawem fartucha otarł pot z czoła. W kuchni było na pewno blisko czterdzieści stopni.
Luke nie radził sobie z pośpiechem, który był w restauracji jak i z krzykiem i spojrzeniem Ashtona Irwina.
Praca pod skrzydłami najlepszego chefa w mieście to było jego spełnienie marzeń. Nigdy by nie pomyślał, że po szkole się tutaj znajdzie. Chociaż i tak jest tutaj z polecenia swojego byłego nauczyciela w szkole. On widział w nim potencjał, dlatego szepnął Irwinowi coś na ucho i tak o to jest. W restauracji Ashtona Irwina, w restauracji która ma na koncie pięć gwiazdek, wiele pochwał od krytyków kulinarnych.
Nie chciał zawieźć ani nauczyciela, ani siebie ani Ashtona Irwina, który zdenerwowany właśnie podchodził do niego.
- Hemmings. Nie mamy czasu. Jesteśmy już spóźnieni z zamówieniami. - mruknął dość nieprzyjemnym tonem. Luke'owi jeszcze bardziej zaczęły trząść się dłonie. - Daj. Nie mamy czasu. - Irwin wziął od niego rękaw i gładko jak po maśle zaczął dekorować ciasta. - Idź smażyć przegrzebki razem z Suzy. - mruknął szybko zajmując się ciastami. Hemmings wręcz był pod wrażeniem jak gładko dekorowanie mu idzie. Ale z drugiej strony był cholernie zły na siebie, że nie pokazał znowu tego co umie.
Westchnął cicho i poszedł niechętnie do Suzy, która sama była przy patelniach i smażyła małże.
Spojrzała na Hemmingsa ze zmarszczonymi brwiami.
-Wygonił cię?- szybko mieszała na patelni, co chwilę wycierając pot z czoła.
-Trochę. - zabrał się za pomoc dziewczynie. Suzy była jedną z niewielu osób które poznał i polubił. Nie raz wychodzili razem po pracy na drinka. Można było powiedzieć że Suzy jest jego przyjaciółką albo chociaż dobrą koleżanką.
-Nie przejmuj się, jesteś nowy, wszystkich nowych gania po kuchni. Każdy to przechodził. Smarz bo się przypalą! - zamieszała mu w patelni.
Hemmings przygryzł wargę zawstydzony i już skupił się na pracy. Ten ton Irwina, jego spojrzenie, takie oskarżycielskie, że to przez niego mają opóźnienie, totalnie wybiło go z rytmu. Ale musiał wrócić, przecież kuchnia to nie miejsce na rozmyślanie o Chefie Irwinie.
-Co to za gadanie, nie ma czasu! Rozmowy tylko na temat. Ruchy, ruchy. Stolik 15, serwis! - wyłożył na parapet cztery talerze i po chwili kelner już roznosił dania po sali pełnej gości.
-Co to za gówno! - warknął, patrząc na przypalonego indyka na patelni jednego z kucharzy. - Nie podamy tego gościom! Do kosza z tym i żebym cię nie widział na kuchni. Daniel, zmywak! - zabrał mu patelnię i jednym sprawnym ruchem wyrzucił jej zawartość do kosza na śmieci.
Luke przełknął głośno ślinę, patrzył teraz dwadzieścia razy uważniej na to, by nie przypalić przegrzebek. Delikatnie je przewrócił na drugą stronę i zobaczył, że dwie z pięciu są przypalone. Przełknął pod nosem i mocniej przygryzł wargę. Nigdy mu się nie zdarzyło, że czegoś nie dopilnował. Suzy spojrzała na niego z lekkim przerażeniem. Wiedziała, że wcześniej strony ona nie dopilnowała, a nie Luke, który dopiero co przyszedł na to stanowisko.
- Gdzie macie te przegrzebki?! Stolik 16. Oni nadal czekają! - Irwin szybko podszedł do Luke'a i Suzy, którzy byli wręcz przerażeni. Chef spojrzał na nich, a potem na patelnię. Pokręcił głową. - Hemmings, czy ty nie umiesz nawet tych pieprzonych przegrzebek dopilnować?! Nie robimy ich tu od wczoraj!
Zabrał mu patelnie. Luke od razu spuścił głowę.
Ashton przełożył dobre przegrzebki na osobny talerz, a te złe wyrzucił. Odłożył patelnie niedelikatnie na kuchenkę i spojrzał wściekły na Hemmingsa.
- Nawet tego nie umiesz dopilnować? To tak trudno patrzeć czy pieprzone przegrzebki się nie przypalają?! - Luke aż się wzdrygnął na jego ton. Był wręcz bliski płaczu. Tak bardzo się starał. To nawet nie było jego winą, że spalił jedzenie. - Idź do domu. Odpoczniesz sobie skoro tutaj jest tak ciężko.
- Ale chefie... - odezwała się niepewnie Suzy, jednak widząc wzrok Irwina, od razu zamilkła.
-Zaraz oboje wylecicie. Pali ci się! Mieszaj! - westchnął. Znowu obserwował całą salę dokładnie przyglądając się temu, co robią kucharze.
Aż się w nim gotowało. Dawno nie mieli takiego dnia. Przeważnie wszystko grało, a teraz? Ledwo potrafią złożyć jedno zamówienie. No i do tego pożar, który wybuchł na środku kuchni..
-Ścierką, cholera jasna, nie wodą przecież to tłuszcz! - warknął i sam opanował sytuację zanim wszystko się pogorszyło.
- Co się z wami dzisiaj dzieję?! Wszystkich mam was wyrzucić na zmywak albo do domu?! Gdzie moi kucharze!
Spojrzał po wszystkich przerażonych twarzach i pokręcił głową. - I po patelni! Popisaliście się, a teraz dupa w troki i do roboty! Jeszcze zostało wam trochę zamówień! No już! Tempo, tempo!
Luke nie wiedział co ma zrobić. Ma iść do domu czy jednak zostać na kuchni? Postanowił dać sobie jeszcze jedną szansę i zostać. Nawet na zmywaku. Ale musiał pokazać, że nadaje się do tej kuchni i będzie walczył.
Wrócił znowu na desery.
- Hemmings. Chyba się wyraziłem jasno. Do domu. - mruknął Irwin, patrząc na niego z góry.
- Ale... ja nie mogę iść... proszę... niech chef da mi się jedną szansę. Proszę. - wymamrotał błagalnie.
Ashton przewrócił oczami.
- Jak jeszcze raz coś spieprzysz, wylatujesz. - mruknął i poszedł, podpytywać Claudię, która starała się zrobić dobre risotto.
Luke uśmiechnął się pod nosem. Nikomu jeszcze Irwin nie dawał drugiej szansy, dlatego był przeszczęśliwy, że mógł zostać dłużej.
***
Kolejny dzień na kuchni był jeszcze gorszy. Hemmings przyszedł jeszcze bardziej zestresowany niż zwykle. Po wczorajszym dniu, Hemmings był cały czas nerwowy. Nie chciał wylecieć z kuchni Ashtona na dobre. Pomimo, że dawał z siebie dwieście procent na kuchni, miał wrażenie, że nikt tego nie docenia. Albo nie było tego po prostu widać przez jego zdenerwowanie.
Ledwo co zaczął pracę, a już poczuł uważny wzrok Irwina na sobie, na jego dłoniach, trzęsących się niemiłosiernie przy rozbijaniu jajek do miski. Zdecydowanie miał pecha. Przecież umiał to zrobić, umiał wbić jajko do miski, ale gdy wzrok Ashtona wypalał w nim dziurę, nagle nie mógł tego zrobić.
-Spokojnie, Hemmings! Przecież mamy cały dzień, może w końcu rozłupiesz je na pół. - westchnął i wbił jajka za niego.
Hemmings patrzył na niego, jak robi to jedną ręką, bez żadnych problemów i bez pływających w misce skorupek.
-Ubijaj. - poszedł dalej kontrolować innych.
Hemmings chyba miał zwidy. Albo to od tej temperatury mieszało mu się w oczach, ale czy on widział mały uśmiech na twarzy chefa Irwina? Nie. Na pewno nie.
Westchnął cicho, czując się tak fatalnie, a niby uśmiech Ashtona nie polepszał jego sytuacji. Nawet jajka nie umiał wbić do miski! Pokręcił głową i zaczął je szybko ubijać. Starał się przynajmniej to zrobić jak najlepiej.
Dzisiaj w kuchni było całkiem spokojnie. Wszyscy się zmobilizowali. Wydawano dania o wiele szybciej niż wczoraj, z czego Irwin był dumny. Jednak stres Luke'a przejął całe jego ciało. Nawet przy ubijania tych nieszczęsnych jajek, większość po prostu wylądowała na blacie, przez za szybkie mieszanie w misce.
Irwin podał mu ścierkę. Hemmings od razu zaczął wycierać blat. Gdy to zrobił Irwin wziął nową miskę i wpił do niej kolejne jajka..
-Patrz, nie za szybko ale też utrzymując tempo. Pokazuję ci to pierwszy i ostatni raz, jak teraz znowu spieprzysz to będziesz mył gary. - powiedział niby miłym głosem i pokazywał Luke'owi jak dobrze ubić jajka i ich nie wylać.
Blondyn czuł jak robi się czerwony ze wstydu. Przecież umiał to zrobić! Gdyby nie umiał, nie byłby w tej kuchni. Patrzył jednak uważanie na profesjonalne i pewne ruchy chefa Irwina i gdy ten oddał mu już prawie ubite jajka, dokończył to bez żadnego problemu.
-Ładnie, Hemmings. - pochwalił go i znowu odszedł pilnować reszty kuchni i zaakceptować dania, które miały iść na wydanie. Luke przygryzł mocniej wargę. Potarł szybko policzki, mając nadzieję, że czerwień szybko zejdzie. Nie zeszła bo temperatura w pomieszczeniu zdecydowanie nie pomagała.
- Chef jakiś milutki dzisiaj. - mruknęła Claudia do Hemmingsa. Blondyn spojrzał na nią niepewnie. To nie była tajemnica, że oboje się nie lubili. Od pierwszego dnia pojawił się między nimi konflikt.
- No... może i tak... a co masz konkretnie na myśli?
- To, że nikomu nigdy nic nie pokazywał. - mruknęła pod nosem. - To aż dziwne... że pokazał coś tobie. Wiele osób, by chciało być na twoim miejscu.
-Claudia, wracaj do pracy. Nie mamy czasu! Mam ci przypomnieć po co tutaj jesteś?- krzyknął Irwin, gdy tylko zobaczył, że zamiast kroić owoce, patrzy na Luke'a i zajmuje się wszystkim tylko nie swoim zadaniem.
-Tak jest, chef. - wróciła do swojej pracy i Luke nieznacznie odetchnął. W głębi duszy dziękował Irwinowi za ratunek.
Wrócił do swojej pracy, czym na razie było robienie polew do ciast.
Irwin zerkał co jakiś czas na Hemmingsa. Szukał tylko pretekstu, by się do niego odezwać. Ale odkąd Hemmings tutaj pracował, wszystko robił perfekcyjnie. Naprawdę ciężko było cokolwiek na niego znaleźć.
Ashton bardziej czepiał się takich mniejszych, nieznaczących potknięć Hemmingsa. Tak jak wczoraj z tą bitą śmietaną. Gdyby dał mu chwilę, Luke by od razu to ogarnął. Albo wczoraj z przegrzebkami. Trochę wyłożył go na głęboką wodę, bo odkąd tu był, zajmował się deserami. Wiadomo, że powinien znać wszystkie przepisy, ale był tylko na ciastach. No i oczywiście wiedział, że to nie on spalił małże, lecz Suzy, która się tym wcześniej zajmowała.
Kolejne zamówienia wychodziły z kuchni. Nawet Luke wydał swoje desery. Położył na blacie przed chefem dwa talerze ciastek i czekał na to, czy się nadają czy nie.
-Co to? - mruknął Irwin, pokazując na krzywo położony listek mięty.
-No... mięta? Na pewno miała być mięta. - powiedział pewnie.
-Tak, miała być mięta. Ale trzeba ją położyć na środku. - poprawił listek i zabrał talerze sprzed nosa przerażonego Hemmingsa.
-Który stolik, Luke?
-Co? A tak... trzeci chef.
-Serwis! Trzeci stolik! - położył desery na wydawce. - Super Hemmings, wracaj do roboty. Jeszcze trzy zamówienia. Ruchy!
Luke jeszcze chwilę patrzył na chefa Irwina. To był pierwszy raz, kiedy powiedział do niego po imieniu, a nie po nazwisku. To było wręcz surrealistyczne. Przyzwyczaił się, że w kuchni już jest tylko "Hemmingsem". A nie "Luke'iem". No i znowu mężczyzna go pochwalił, że jego desery w końcu wyszły. Uśmiechał się pod nosem do siebie i patrzył Irwina, który pilnował pracę Daniela.
W końcu Irwin odwrócił się i spojrzał Luke'owi w oczy.
- Ale Hemmings, to nie są wakacje! Czy ja ci kazałem zwolnić?! Po pochwale powinieneś pracować szybciej? Już! Wracaj do pracy. - to od razu pobudziło blondyna.
- P-przepaszam, chef. - wymamrotał. Spuścił wzrok na podłogę i wrócił na swoje stanowisko.
***
Kolejne dni dla Hemmingsa były o wiele bardziej łaskawe. Jednak przez jego wielki stres, rzeczy nie wychodziły mu tak, jak za pierwszym razem. Cały czas był zdenerwowany, że coś mu nie wyjdzie. Nie chciał znowu takiej sytuacji z Irwinem, że ten na niego krzyczy.
Ale teraz, zamiast krzyku Ashtona, zyskiwał jego pomoc. Co dziwiło nie tylko Luke'a ale i wszystkich kucharzy. Irwin krzyczał na wszystkich innych, a dla Hemmingsa zostawiał spokojny ton i dobre rady.
W kuchni zaczynały krążyć plotki o Hemmingsie i Irwinie. Nieprzychylne, często wredne plotki, których Hemmings nie chciał słyszeć. Dopóki o nich nie wiedział, wszystko było dobrze, ale gdy pierwsze wyrywki z tych plotek do niego doszły, poczuł się fatalnie i stracił ochotę w ogóle przychodzić na kuchnię. Skoro go tak nienawidzili to czemu udawali że go lubili? Czemu pomoc szefa miała zmienić wszystkie zdania kolegów z kuchni na złe?
Do pracy przychodził już z o wiele gorszym humorem. Słyszał coraz więcej negatywnych komentarzy o sobie. Komentarzy, które go cholernie raniły i robiły z niego człowieka, którym nie jest.
Starał się nie przejmować plotkami, ale było to dla niego trudne. Zawsze przychodził gotowy do działania i chętny do pracy, a teraz od kilku dni miał grymas na twarzy.
- Ale Luke... nie tak... - mruknął Irwin, podchodząc do Luke'a, gdy ten robił ciasto czekoladowe. - Patrz... jak dodasz więcej kakao... ciasto będzie za słodkie. A tutaj chodzi o to przeciwieństwo, hm? - poprawił go odrobinę i pomógł mu. - Do tego idzie jeszcze polewa czekoladowa i owoce. Mamy słodycz, ciasto nie musi być aż tak słodkie. Wystarczy tyle. - wymieszał sprawnie ciasto.
-Znowu mu pomaga... - szeptali wszyscy. - Jak na niego patrzy... i ten uśmiech...
Irwin spojrzał na nich, od razu przybierając swoją zwyczajową minę.
-Ktoś chce się zamienić z Fredem i iść na zmywak? Nie? To wracajcie do pracy, a plotki zostawcie na później. Mamy trzy zalegające zamówienia! Tatar, risotto, przegrzebki! Gdzie te zamówienia?! Do roboty! I zdjąć garnek z trzeciego palnika, bo znowu będziemy mieć tutaj pożar! Kto tego pilnuje?!
Od razu jak na zawołanie wszyscy odwrócili się i wrócili do pracy. Jednak szepty nie ustały. Wszyscy po cichu rozmawiali o rzekomym romansie Chefa Irwina z Luke'iem. Najwięcej jednak rozmawiali Fred i Daniel na zmywaku. Oni najbardziej nie mogli się pogodzić z tym, że to oni myją gary, a nie Luke, który ich zdaniem miał więcej porażek niż oni.
- Panowie, przeszkadzam wam? - uśmiechnął się Ashton sarkastycznie, stojąc pomiędzy nimi. - Jeszcze chwila i wypieprzę was do domu. Jeszcze jedno słowo. - mruknął i poszedł w końcu zdjąć garnek z palnika. - Jak długo jeszcze ten garnek miał tu stać?! Do kolejnego pożaru?! Nie będę wyrzucał pieniędzy na kolejne garnki które spalicie! Jak tak dalej pójdzie, nie będziecie mieli na czym gotować, bo wszystko wyląduje w kontenerze na śmieci! Już, wszyscy do roboty! Jak usłyszę jakieś rozmowy nie na temat, wszyscy dostaniecie bilet w jedna stronę do domu! Ruchy, gdzie te przegrzebki! Ile jeszcze one będą na tej patelni?! No ile! Aż zostanie z nich sam węgiel?! Skupcie się na tym, co trzeba!
Nagle cała kuchnia ucichła. Wszyscy ze spuszczonymi głowami wrócili do pracy i mimo problemów, wydali dania główne, a później desery.
I tak przynajmniej Luke miał spokój do końca tego dnia. Nie słyszał już dzisiaj żadnych rozmów na temat swój i chefa Irwina.
Gdy chłopak miał już się zbierać do domu, właśnie odwieszał fartuch do szafki, Usłyszał głos Irwina. Odwrócił się szybko i spojrzał na mężczyznę.
Luke został sam, już nikt po pracy nie pytał go czy wraca z nimi albo czy chce iść z resztą na drinka. Został wykluczony i mimo że nie chciał się do tego przyznać, bolało go to cholernie.
-Co ty tutaj jeszcze robisz? Już dawno powinieneś być w domu. - mężczyzna uśmiechnął się przyjaźnie, sprawdzając czy szatnia jest w dobrym stanie. Zawsze sprawdzał wszystko i zamykał całą restaurację.
-Ja... trochę się zasiedziałem...- mruknął cicho. Przecież nie powie chefowi Irwinowi że chował się przed resztą zespołu żeby nie musieć znowu znosić ich komentarzy podczas przebierania się.
-Dobrze. Ale nie zostawaj tak długo, potrzebujesz odpoczynku. - zamknął drzwi od łazienek. - Mam dla ciebie propozycję, Luke. - spojrzał na niego, dalej uśmiechając się przyjaźnie.
To był nieczęsty widok, naprawdę. Ale uśmiech Ashtona był po prostu... piękny. Luke pokiwał głową niepewnie i wziął swój plecak z szafki, a później zamknął ją dokładnie.
-Proponuję ci prywatne lekcje... takie warsztaty. Pokażę ci kilka sztuczek, dam ci kilka rad. Widzę że masz wielki potencjał i nie pozwolę by się zmarnował. Masz szansę na nagrodę The World Best Pastry Chef, jesteś dobrym cukiernikiem, a z moją pomocą... nagroda może czekać za drzwiami...tylko musisz otworzyć te dobre.- widząc szok i niepewność na twarzy chłopaka, dodał.- możesz się zastanowić, dasz mi znać, jak się zdecydujesz. Do zobaczenia jutro. - uśmiechnął się. - A, jeszcze jedno... nie przejmuj się nimi. Nie daj w sobie zgasić pasji do cukiernictwa, masz talent, a oni ci go zwyczajnie zazdroszczą.
Hemmings patrzył, jak Ashton wraca w głąb korytarza, najpewniej do swojego gabinetu. Przygryzł wargę i odwrócił wzrok.
Prywatne lekcje? To chyba by było za dużo dla niego. Wtedy to już w ogóle, by mówili, że mają romans.
Chociaż... czy Luke powinien się nimi przejmować? Miał teraz szansę szkolić się prywatnie u najlepszego kucharza w Australii. Przecież tylko głupiec, by się nie zgodził. A szczególnie gdy usłyszał taką pochwałę... The World Best Pastry Chef to wielka nagroda, o której Luke marzył odkąd zaczął swoją przygodę z gastronomią. Zdecydowanie cukiernictwo było jego pasją.
Postanowił dać sobie pomyśleć dopiero w domu. Upewnił się, że ma wszystko i poszedł do swojej kawalerki.
***
Rano, gdy Luke otworzył oczy, przypomniał sobie o propozycji Irwina. Cóż, chciał spróbować. Nie będzie miał takiej szansy już nigdy, a lekcje od Chefa Irwina... na pewno mu pomogą, może kiedyś będzie miał tak wielką restaurację jak on?
Jednak a razie wolał nie wybiegać w przyszłości. Westchnął i zebrał się w sobie, by iść na kuchnię. W końcu, gdy tylko tam dotarł, umył ręce i poszedł na desery, przygotowywać się do serwisu. Nie przejmował się szeptami ani spojrzeniem chefa irwina.
Starał się robić swoje. Nie patrzył na nikogo, tylko na to co robi, choć ludzie dalej szeptali. Przewracał tylko na to oczami.
Już po chwili serwis się zaczął i wszyscy wzięli się do roboty. Tym razem zła passa nie towarzyszyła Luke'owi, tylko Claudii, która była tą, co rozsiewała najwięcej plotek na jego temat.
W trakcie gotowania ryżu, omsknęła jej się ręka i wylała cały wrzątek na podłogę razem z torebką ryżu.
Ashton od razu znalazł się obok. Nie krzyczał, najpierw sprawdził czy nic jej nie jest.
-Nie poparzyłaś się, Davies?
-Nie, nie. Nic mi nie jest. - uśmiechnęła się i patrzyła na Irwina jak w święty obrazek.
Jednak jego miły ton i troska nie trwały długo.
-W takim razie łap za mop i posprzątaj po sobie. Niech ktoś zrobi za nią ten ryż, bo ludzie nie będą mieli co jeść! No już. A ty, Davies, jak posprzątasz idziesz na zmywak.
Spojrzał na to kto już tam był. - Dobra, niech stracę. Fred chodź, wracasz na kuchnię.
-Ale szefie, ja mam do skończenia jeszcze....- Claudia od razu zaczęła błagać szefa o dalszą możliwość gotowania, ale on Spojrzał na nią twardo.
-Czego nie zrozumiałaś w zdaniu "idziesz na zmywak"? Nie mamy czasu na dyskusje! Do roboty! Gdzie pierogi z owocami?! Zamówienia czekają, bez obijania się! Jak mróweczki, ruchy ruchy!
Luke przyspieszył trochę ruchy. To jego dzisiaj dopadł zaszczyt lepienia pierogów. To jedyna rzecz, do której mógł się przyznać, że nie umie zrobić.
Przygryzł wargę, gdy ciasto mu się nie lepiło. Był wręcz bliski płaczu ze swojej porażki. Odetchnął głośno, by się uspokoić.
Ashton zerknął na Luke'a. Uśmiechnął się pod nosem. Znowu miał pretekst, by się do niego odezwać. Podszedł do niego od razu.
- Co się dzieje, Luke? Co te pierogi ci robią, hm?
- N-no... one się nie kleją do siebie. - wymamrotał ze wstydu. - Wszystko dobrze zrobiłem... nie wiem co się dzieje...
-Nie kleją się? To może one wolą tak bez czułości? Ludzie też czasami się do siebie kleją, a czasami nie. - parsknął. Luke spojrzał na niego przerażony. - Spokojnie, patrz. - zamoczył wodą palce i teraz skleił razem ciasto. - Widzisz? - uśmiechnął się delikatnie. Luke nawet oddał delikatnie uśmiech. - Resztę zrób sam. Jak będziesz miał problem to mi powiedz.
Luke patrzył na niego w szoku. Chef Irwin z nim zażartował. To było naprawdę nie do pomyślenia.
I jeszcze kazał prosić o pomoc?
Luke, bojąc się kolejnych szeptów skupił się na sklejaniu pierogów. Już teraz szło mu to naprawdę sprawnie, a rada Irwina bardzo mu pomogła i po czasie już pierogi się gotowały.
Odwrócił się tylko na chwilę by sprawdzić, czy ma gotowe talerze. Niestety, nie miał już na stanowisku zastawy, więc szybko poszedł po nią do pomieszczenia obok.
Gdy wrócił, Irwin stał obok palnika, na którym gotowały się jego pierogi i patrzył na niego zdenerwowany. Hemmings z drżącymi dłońmi przyszedł na swoje stanowisko.
-Luke, czemu woda się nie gotuje i te pierogi tak stoją? Robisz im kąpiel? - przekręcił palnik.
-Ja... przecież włączałem go... Fred potwierdzi? Patrzył akurat jak je wstawiałem.
-Chef, Luke kłamie. Zostawił garnek i poszedł. Nie włączył palnika.
-Słucham? - Hemmings spojrzał na niego w szoku. - Przecież jeszcze widziałeś jak podkręciłem palnik!
- Ja nic nie widziałem. - wzruszył ramionami, kręcąc głową. Irwin patrzył podejrzliwie na obu. Fred wydawał się kompletnie wyluzowany, a Luke cholernie zdenerwowany. Jego ręce znowu się trzęsły.
- Oby to było ostatni raz. - mruknął do Luke'a tylko i poszedł dalej, nadzorując innych.
Luke spojrzał na Freda, marszcząc brwi. Wiedział że chłopak wyłączył mu palnik. Był zły i smutny na raz. Miał ochotę się rozpłakać, ale stłumił to w sobie. Pilnował teraz wszystkich swoich rzeczy. Starał się nie zwracać uwagi na ten wredny uśmiech na twarzy chłopaka i po prostu dalej robił swoje.
Gdy wyłożył pierogi na talerze i już udekorował je idealnie, od razu trafiły na wydawkę i poszły na salę.
Chciał po sobie posprzątać, zabrać garnek i wylać wodę do zlewu. Wziął go za uszka, gdy go podniósł i już miał iść do wielkiego zlewu, Fred "przypadkiem" go popchnął i wrzątek wylądował na ramionach i brzuchu Hemmingsa.
Chłopak krzyknął z bólu i upuścił garnek na podłogę z głośnym brzękiem. Serce mu biło, a w oczach już miał łzy, które od razu zaczęły spływać po jego policzkach. Czuł jak jego skóra pali. Nie wiedział co miał ze sobą zrobić. W jego głowie zaczęło się kręcić.
Wszyscy spojrzeli od razu na Luke'a, któremu wręcz ręce latały ze stresu, a twarz jak i ciało pod koszulką zrobiło się czerwone.
Ashton popatrzył na wrednie uśmiechającego się Freda, a potem na Luke'a.Od razu jak zobaczył łzy w oczach chłopaka, podbiegł do niego.
- Luke? Co się stało? - rozejrzał się dookoła. Zobaczył garnek na podłodze i od razu połączył wątki. - Cholera jasna. - delikatnie złapał jego ramiona i wyprowadził z kałuży wody. - Zamykamy restaurację. Serwis skończony.
- Ale Chefie, jesteśmy w połowie serwisu. - mruknęła Claudia.
- Autentycznie mam to w dupie. Przerywamy serwis. Nie widzicie, że jedna osoba jest kurwa poważnie ranna?! - spojrzał po nich wszystkich. Od razu zrobiła się ciszą, która była przerywana szlochem Luke'a. - Pojedziemy Luke do szpitala, dobrze? Trzeba to opatrzyć. - mruknął. Powoli wyprowadził go z kuchni. Jeszcze, gdy wychodził spojrzał na Freda. - A ty wylatujesz.
- Słucham?
- Wylatujesz stąd. Twoja nogą nie postanie w mojej restauracji. Spakuj się. I jak jeszcze raz ktoś zasabotuje jakiś wypadek bądź pracę kolegi, koleżanki, wypieprza stąd na zbity pysk. Nie będę tolerował takiego zachowania w stosunku do drugiej osoby, a zwłaszcza osoby z załogi. A teraz kończycie pracę i idziecie pożegnać gości.
-Sam się oblał wrzątkiem! To nie moja wina, że jest kaleką. - krzyknął Fred, oburzony.
-Jeszcze jedno słowo, a wystawię ci takie papiery że nigdzie, nawet w budce z kebabem cię nie przyjmą. Wynocha z mojej restauracji, nie chcę cię tutaj widzieć.
Luke cały się trząsł. Przez oparzenia, ale też przez te wszystkie słowa i spojrzenia "kolegów" z zespołu. Irwin nie mówiąc nic więcej powoli poprowadził Luke'a do wyjścia z kuchni.
-Możesz sam iść?- zapytał spokojnie, prawie szeptem. Luke szlochając dalej, pokręcił głową. Nogi ze stresu uginały się pod nim, jak wata i czuł, że zaraz upadnie. Irwin bez słowa wziął go ostrożnie na ręce i zaniósł do auta, a później zawiózł do szpitala. Może jechał trochę za szybko, ale sprawa była przecież poważna, więc nie obchodziło go to ani trochę.
***
W szpitalu dali Luke'owi leki przeciwbólowe i opatrzyli mu oparzenia, które były dość poważne.
Irwin widząc w jakim stanie jest Luke, myślał, że zamorduje dosłownie każdego po kolei ze swoich podopiecznych. Powoli żałował, że zbliżał się do Luke'a i traktował go przy nich inaczej. Może gdyby nie to, do tego, by nie doszło?
Czuł się winny, więc odwiózł go do domu i zadbał by chłopak miał wszystko pod ręką i by wygodnie leżał i odpoczywał. Nie męczył go pytaniami, wiedział, że chłopak tego dnia za dużo przeszedł i potrzebuje odpoczynku.
***
Luke przez dwa tygodnie nie pojawił się w pracy. Był cholernie zły na to co się stało. Pierwszy tydzień był udręką. Jego skóra paliła i była cholernie zaczerwieniona. W drugim tygodniu na szczęście wszystko zaczęło się goić.
Przez ten czas Irwin zdążył zrobić małe zebranie na temat zachowania w pracy.
Zaznaczył, że nie toleruje takiego zachowania i przypomniał im zasady bezpiecznej pracy na kuchni.
No i trochę brakowało mu Hemmingsa na kuchni. Bez niego desery nie wychodziły tak sprawnie i ogólnie... chyba za nim tęsknił? Czy to dziwne? Zdecydowanie tak. Dziwne i niestosowne, ale dopóki wiedział o tym tylko on, nic złego się nie działo.
Luke wrócił na kuchnię dwa tygodnie po wypadku.
Każdy patrzył na Hemmingsa jak na ducha. Tylko Ashton patrzył na niego z uśmiechem. W końcu jego ulubiony pracownik wrócił.
- Jesteśmy przed serwisem... to jest ta godzina, gdzie ludzie będą się schodzić. Oczekuje jak zawsze od was mobilizacji i, żeby każdy zajął się swoją pracą. I ktoś musi przejąć desery.
- Ale ja dam radę, chefie. - mruknął nieśmiało Luke.
- Na pewno? Już jest wszystko, dobrze? - Luke pokiwał pewnie głową. - No dobrze.. ale licz na moją pomoc.
Pokiwał niepewnie głową i zabrał się za pracę. Już od razu zauważył zmiany w zespole. Zniknął Fred i ku jego zdziwieniu, również Claudia. Luke zastanawiał się, co się stało, że Irwin zwolnił także ją?
W każdym razie, nie patrzył na nikogo z zespołu ani nie wtrącał się w cudzą robotę. Przygotował najpierw polewy do ciasta, a potem zaczął robić masę.
Ashton co chwilę zerkał na niego i patrzył czy aby najpewniej nic mu nie jest.
Luke'owi praca szła sprawnie i udało mu się dociągnąć do końca serwisu. Ashton naprawdę był w szoku.
-Dziękuję wam, bardzo dobrze wam dzisiaj poszło no i zamknęliśmy dzień. Idźcie już do domu, odpocznijcie bo to był trudny dzień. Pracowity. Do zobaczenia jutro. - pożegnał ich.
Wszyscy już wyszli, z uśmiechami i ściągając fartuchy. Tylko Luke dalej stał w miejscu. Nie chciał mimo wszystko mieć z nimi kontaktu. Dlatego przygryzając wargę, wycierał swoje stanowisko. Szorował dokładnie blat i powycierał jeszcze kilka naczyń.
Ashton jak zwykłe obejrzał jeszcze wszystko dwa razy czy, aby na pewno jest wszystko w restauracji w porządku. Tym razem napatoczył się na Hemmingsa w kuchni.
- Jak się czujesz? - oparł się o framugę i patrzył na niego. Luke delikatnie podskoczył. Myślał, że Ashton jest jeszcze w swoim gabinecie.
- Lepiej... dziękuję... - uśmiechnął się lekko. - Um... dziękuję za wtedy... że chef mnie odwiózł i w ogóle...
- Mów mi Ashton. - uśmiechnął się pod nosem. Luke przygryzł wargę i delikatnie kiwnął głową. - Ciesz się, że już się lepiej czujesz. Brakowało tutaj ciebie. Nikt jak ty nie ogarnia deserów. - podszedł bliżej Hemmingsa. - Przemyślałeś moją wcześniejszą propozycję? Nie mówię byśmy zaczęli już teraz... chcę ci dać trochę odpocząć...
-Ja... nie wiem... nie wiem czy to będzie fair w stosunku do innych... - mruknął niepewnie, spuszczając wzrok. Nie chciał znowu się narazić.
- Luke... widzę w tobie potencjał. I chcę go rozwinąć. Chcę byś był lepszy.
- Nie wiem... nie chcę znowu oberwać wrzątkiem. - szepnął.
- Obiecuję, że takiej sytuacji już nie będzie. Mogę ci to zagwarantować. I jeśli ktoś będzie mówił ci coś niemiłego, powiedz mi o tym.
Po chwili namysłu, Luke pokiwał głową. - Dobrze... zgadzam się...
Irwin uśmiechnął się szeroko. - Bardzo dziękuję. Poczekajmy z tym aż wydobrzejesz na pewno, nie chcę byś się przeciążał. I... mam jeszcze jedno pytanie do ciebie... czemu nie wyszedłeś razem z resztą...?
Chłopak westchnął ciężko i odłożył ścierkę.
-Bo nie chcę słuchać jak umawiają się na drinka ale mnie ignorują. Albo jak mówią o mnie złe rzeczy. - wymamrotał. - Pójdę już.. już późno. - podszedł do drzwi.
- Poczekaj. - złapał jego dłoń. - Mówią o tobie źle?
- Ta... są chyba zazdrośni, że chef na mnie zwraca więcej uwagi niż kiedyś. - wzruszył ramionami. - Już pójdę. Do jutra. - Hemmings poszedł do szatni, by się przebrać.
***
Nigdy w pracy nie było tak spokojnie jak przez ten tydzień. Incydent z Luke'iem dał każdemu do myślenia. Nikt już nie wtrącał w jego pracę, ani w pracę kogokolwiek innego. I nagle każdy potrafił się zmobilizować do działania. Zamówienia szły jeden po drugim.
Szczęśliwi goście, szczęśliwi pracownicy i szczęśliwi Irwin. Naprawdę żałował, że nie wyrzucił tej dwójki wcześniej. Harmonia jaka panowała w kuchni była nie do opisania.
Nadszedł piątek, a razem z piątkiem pierwsze warsztaty Ashtona i Luke'a. Po serwisie, który szybciej się skończył wszyscy poszli do domów. Tylko Luke został na kuchni.
-Jak się czujesz, Luke? Jak ci minął dzień? - uśmiechnął się Irwin, zakładając swój fartuch i później myjąc dłonie.
-Dobrze...dzisiaj był... bardzo dobry dzień. - uśmiechnął się. Dzisiaj miał naprawdę dobry humor.
-Zaczniemy dzisiaj od ciasta. Skoro powierzyłem ci na stałe desery... chcę byś poznał wcześniej przepisy nowych deserów, które od poniedziałku będą w karcie.
- Poznam je pierwszy...? - uśmiechnął się Hemmings też myjąc dłonie. Czuł się coraz bardziej podekscytowany warsztatami, gdzie pozna coraz więcej technik, smaków i przepisów.
- Tak. - uśmiechnął się Irwin. - Przećwiczymy je razem - Teraz rezygnujemy z sernika i ciasta czekoladowego. W karcie będzie ciasto marchewkowe zamiast tego i szarlotka. A zamiast pierogów z jagodami będą z morelami.
Luke nigdy nawet nie jadł pierogów z takim nadzieniem. Czuł taką ekscytację, która wręcz buchała z jego ciała.
-To zaszczyt. Dziękuję za to, chefie. - uśmiechnął się szeroko.
-Mów mi po imieniu. - zaśmiał się. Powoli wyjmował naczynia z szafek.
-Nie powinienem. - patrzył na jego ruchy. Pomógł mu z przygotowaniami i po chwili już zabrali się za pieczenie.
Irwin cały czas tłumaczył jak to robić i dawał mu dobre rady, które nie tylko przydadzą mu się przy robieniu ciast na serwis ale też w prywatnym życiu.
- Przećwiczymy te pierogi dobrze? Już tak na sam koniec. - uśmiechnął się, gdy skończyli robić ciasto marchewkowe.
Luke pokiwał głową.
Zrobili najpierw farsz morelowy, a potem ciasto.
- I teraz w te ciasto nakładamy zmiksowane morele. - uśmiechnął się. Luke zrobił to razem z Irwinem. - A teraz... sklejamy... - mruknął i skleił razem ciasto, by farsz nie wypadał. Luke próbował też to zrobić, ale jego ciasto znów się nie kleiło. Westchnął zirytowany. - Na spokojnie, Luke. Bez pośpiechu.
- Ale ono znowu nie chce się kleić do siebie... - wymamrotał. Irwin rozczulony stanął za Hemmingsem. Wziął jego dłonie i delikatnie je namoczył.
Oddech Luke'a znacznie przyspieszył, czując drugie ciało tak blisko siebie. Jego plecy niemal wręcz stykały się z klatką piersiową Irwina. A to jak jego dłonie dotykały tych jego... Luke się wręcz rozpływał pod tym uczuciem.
Dalej trzymając jego dłonie, skleił ciasto, formując idealnego pieroga.
-Wystarczy spokój. -mruknął przy jego uchu. Czując zapach Luke'a, poczuł jak robi mu się gorąco. Podobnie miał Hemmings, któremu aż serce przyspieszyło.
-Tak... - wymamrotał. Luke chciał, by Ashton się odsunął. Nie dlatego, że było to dla niego niekomfortowe ale dlatego że jego myśli szalały i nie potrafił się skupić. No i zapomniał oddychać, gdy Ashton stał za nim przez cały ten czas, sklejając wraz z nim kolejne pierogi.
W końcu Luke odważył się odwrócić w jego stronę. Patrzył niepewnie na Irwina i zastanawiał się, czy zapytać o co chodzi? Czy po prostu to zostawić i się odsunąć? Co Ashton miał w planach? Tyle pytań, a żadnej odpowiedzi.
Niepewnie się uśmiechnął, pierwszy raz mając możliwość obejrzeć Ashtona z takiego bliska, będąc tego świadomym. Widział urocze dołeczki, te oczy, które w zależności od światła były raz zielone, a raz piwne, magicznie wyglądający loczek spadający na jego czoło.
Chef Ashton Irwin był naprawdę przystojny.
Irwin też na niego patrzył, myśląc również jak piękny jest chłopak. Nigdy nie myślał o nim w ten sposób, darzył go trochę innymi uczuciami, niż innych kucharzy, ale nigdy nie patrzył na niego tak, jak tego wieczora. Coś w nim się zmieniło i nie potrafił się powstrzymać przed pochyleniem nad blondynem i pocałowaniem jego malinowych warg.
Przez szok, który objął jego ciało, Luke nie oddał pocałunku. Spodziewał się wszystkiego, ale nie tego! Chef Ashton Irwin właśnie go całował! Gdy Luke nie odwzajemnił pocałunku przez dłuższą chwilę, Ashton odsunął się. Patrzył na twarz młodszego, a zwłaszcza na jego miękkie usta.
- Przepraszam. To było nie na miejscu. - mruknął i zakaszlał cicho. - Więc... pierogi... wyszły nam całe. Dobra robota, Hemmings...
Luke nachylił się i znowu pocałował Ashtona. Irwin od razu odwzajemnił pocałunek. Dłonie Luke'a niepewnie dotknęły policzka Irwina. Był delikatny, gładki, świeżo ogolony i ciepły.
Całowali się coraz bardziej namiętnie. Dłonie Luke'a dotykały policzków i szyi Chefa Irwina, a Ashton, powoli odważył się przybliżyć. Objął jego talię.
Luke objął jego kark i przysunął go delikatnie do siebie. Ashton objął mocniej talię Hemmingsa i delikatnie głaskał jego bok. Obaj pogłębili odrobinę pocałunek, który już stawał się szybszy.
Hemmings czuł, jak w jego głowie dosłownie szumi. Przez pracę, na której się skupił, partnera nie miał już bardzo dawno. Nawet nie pamiętał kiedy dotykał kogoś w ten romantyczny, seksualny sposób.
Ashton złapał Luke'a pod udami i podniósł go, by później usadzić go na blacie. Jeszcze mocniej się przybliżył, napierając na niego. Obaj czuli rosnące w nich podniecenie. Dotykali się po plecach, karkach, włosach i brzuchach, nakręcając się jeszcze mocniej.
Obaj nie zamierzali być wolni i delikatni. Ashton niepewnie podwinął koszulkę Luke'a. Młodszy oderwał się od niego i ściągnął koszulkę. Trochę się skulił, bo widać było jego blizny bądź niezagojone rany od pamiętnego incydentu.
Ashton postanowił je zignorować i zaczął całować jego szyję, przez co zyskał mruknięcia blondyna.
Hemmings odetchnął w duszy, wiedząc, że nie musi wysłuchiwać znowu o tym wypadku. Było minęło.
Wolał się skupić na tym jak Ashton całuje namiętnie jego szyję i sprawia mu tym niesamowitą przyjemność.
Im więcej mruknięć dostawał od Luke, tym mocniej i namietniej całował jego szyję. Hemmings podwinął jego koszulkę, a później pomógł mu ją zdjąć. Patrzył na jego klatkę. Umięśnioną, opaloną klatką. Dotknął jego skóry.
Znów powróciły ich pocałunki, jeszcze szybsze i mocniejsze, a później również ich spodnie wraz z bielizną wylądowały na podłodze.
Ashton delikatnie dotknął swojego penisa, by bardziej się pobudzić. Potem oderwał się od Hemmingsa i splunął na niego.
Luke przygryzł delikatnie wargę, spoglądając nieśmiało w dół. Rumieniec szybko pokrył jego policzki.
- Luke... potrzebujesz rozciągania...? - mruknął Ashton, prawie o tym zapominając. Hemmings spojrzał na niego.
Czy potrzebował? Sam nie wiedział. Ale tyle czasu minęło odkąd miał stosunek, więc delikatnie pokiwał głową, będąc jeszcze bardziej zawstydzony.
Ashton uśmiechnął się lekko, by dodać mu otuchy i znowu go namiętnie pocałował.
Przytrzymał odrobinę mocniej jego szczękę i oderwał usta od tych jego. Krążył palcem po jego wargach, dając mu znak, by wziął go do buzi, co Hemmings oczywiście zrobił. Od razu zassał się na nim. Irwin patrzył jak młodszy ssie jego palca, a potem dwa i trzy. To było tak cholernie gorące do oglądania. Czuł, że długo nie wytrzyma. Podniecenie było tak cholernie duże.
Włożył ostrożnie jeden palec w Luke'a, by go rozluźnić, głaskał jego uda i podbrzusze, poruszając powoli palcem. Luke jęczał cicho. Odchylił głowę i oddychał szybko.
Irwin z uśmiechem rozciągał go, z czasem dodając drugi i trzeci palec.
Niezadowolony jęk wydostał się z ust Hemmingsa, gdy palce Irwina zniknęły. Jednak gdy zostały zamienione penisem Chefa Irwina, jęknął głośno, kładąc się na blacie.
-Cholera. - szepnął, zaciskając oczy z przyjemności.
Ashton patrzył jak ciało Luke'a się napręża, a zaraz potem rozluźnia. Wiedział, że młodszy jest seksowny, ale teraz przebił samego siebie. Każda cząstka jego ciała wyglądała tak bardzo niesamowicie. Nie mógł się napatrzeć na delikatny pot, który wystąpił na brzuchu, szyi i twarzy Luke'a i na te ciarki i w ogóle całego chłopaka.
Luke za to aż za długo nie czuł tak ogromnej przyjemności. Pomimo chwilowego bólu, gdy Ashton zaczął się poruszać w stałym rytmie było mu tak dobrze. Pod zamkniętymi powiekami widział gwiazdy.
Po czasie, Ashton zaczął szybciej poruszać biodrami. Pieprzył młodszego, nachylając się nad nim. Całował jego szyję i pieścił ją ustami, decydując sięzostawić kilka malinek na jego skórze.
Z uśmiechem słuchał jęków młodszego, jego sapnięć i pomruków, patrzył jak napina mięśnie i czuł jak zaciska się na nim w przypływie większej przyjemności.
Blondyn zarzucił ręce na umięśnione plecy Irwina i przejechał po nich paznokciami, zostawiając po sobie długie, krwiste szramy. Przyciągnął go bliżej, chcąc jak najwięcej go poczuć. Luke rozpadał się całkowicie pod tym uczuciem.
Irwin nawet bez słów wiedział jak Luke'owi jest dobrze. Czuł to wręcz na swoim przyrodzeniu, które już pulsowało. Był tak bliski dojścia, ale to Luke'a chciał pierwszego zaspokoić.
No i tak się mu udało.
Luke wygiął delikatnie plecy i jęknął najgłośniej. Doszedł mocno pomiędzy ich klatki piersiowej. Ashton przyspieszył ruchy ostatkami sił i bez ostrzeżenia doszedł w Luke'u, który głośno jęknął na to uczucie.
Spojrzeli na siebie, głośno oddychając i od razu połączyli swoje usta w gorącym pocałunku.
***
W poniedziałek Luke był w znakomitym humorze. Cały weekend miał warsztaty z Irwinem, i minęły mu one bardzo miło. Nauczył się i spróbował wielu nowych rzeczy.
Z uśmiechem przebrał się w fartuch i wszedł do kuchni, jak gdyby nigdy nic, głośno witając się z Chefem Irwinem.
-Dzień dobry, Chef. - uśmiechnął się do niego i zaczął swoją pracę od przygotowania składników na nowe ciasto marchewkowe. Śmieszyły go spojrzenia zespołu, jedne zdziwione że był całkiem inny niż zazwyczaj, a inne dziwne bo po co mu była marchewka?
-Dzień dobry, Luke. - uśmiechnął się i wyjął zza pleców pliczek równo spiętych zszywaczem kartek. Nowe menu. Zaczął je rozdawać, tłumacząc wszystkim, że będzie ich od teraz obowiązywało.
-Ciasto marchewkowe! - wszyscy spojrzeli w szoku na Hemmingsa, który z uśmiechem robił popisowy deser Ashtona Irwina. Dumny, że wszyscy mogą to zobaczyć. To i całą szyję pokrytą malinkami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top