45

Otwieram powoli moje bolące oczy. Rozglądam się do okoła i orientuje się, że nie ma przy mnie Camili. Usiadłam na łóżku i oparłam się plecami o ramę łóżka. A może ten sen miał mi powiedzieć, że między nami rodzi się przepaść? Że nie dam rady nic z tym zrobić? Ale dlaczego Camila cierpiała w tym śnie, a nie tylko ja? Dlaczego płakała? Nie chciała tego robić? Więc dlaczego?

- Dzień dobry - z zamyślenia wyrywa mnie zmartwiony głos dziewczyny. Kiwam tylko głową. Jest mi strasznie głupio za wczorajszą noc - Jak się czujesz? - pyta widząc mój niewyraźny wygląd. Ja sama go czuje

- Skołowana po wczorajszym śnie... - przyznaje wodząc niewidzącym zwrokiem wszędzie do okoła po pokoju, a moje myśli dalej się kręcą wokół tego co ten sen mógł oznaczać.

- Co ci się śniło? - otwieram usta by powiedzieć prawdę, ale po chwili gryzę się w język

- Nie pamiętam z niego prawie nic - skłamałam

- Przeraziłaś mnie. Krzyczałaś moje imię i strasznie się miotałaś - usiadła obok mnie ze smutnym zwrokiem

- Nie pamiętam - znów kłamie. Brązowooka wzdycha.

- Chodź na śniadanie. Później zawieziemy też Shawnowi i Sel - pokiwałam głową i wstałam z łóżka kierując się do kuchni. Czuje na sobie zwrok dziewczyny, ale to pewnie dlatego, że jestem w samych majtkach i koszulce na krótki rękawek. Usiadłam do stołu przed jednym z talerzy i wzięłam widelec do ręki. Zaczęłam powoli jeść jajecznicę przygotowaną przez dziewczynę. Usiadła na przeciwko mnie i też zaczęła jeść.

- Chcesz soku? - zapytała wstając i szykując szklanki

- Poproszę - przestałam jeść i oparłam plecy na oparciu krzesła. Patrzę jak nalewa sokiu do szklanek po czym podaje mi jedną z nich. Upija łyk i opiera się biodrem o lodówkę i popija sok ze szklanki, a ja wracam spowrotem do jedzenia

- Umm... Lauren? - widzę jak bierze głęboki wdech, gdy znów odrywam się od jedzenia i na nią spoglądam, na jej twarzy widnieje ciekawość i... Wstyd?

- Hmmm? - pytam przełykając zawartość jedzenia w mojej buzi

- Bo... Ja byłam wczoraj inaczej ubrana... - jest taka słodka gdy jest zakłopotana i zawstydzona

- Przebrałam cię. Nie chciałam, żeby ci było nie wygodnie - powiedziałam zgodnie z prawdą

- Yhym - powiedziała i usiadła na przeciwko mnie

- Trzymałam ręce przy sobie, spokojnie - uśmiechnęłam się do niej pobłażliwie

- Jak obudziłaś się w nocy to już później nie trzymałaś ich przy sobie l, gdy znów zasnęłaś - mruknęła z lekkim uśmiechem na twarzy. Udałam, że nie usłyszałam

- Proszę? - zapytałam ciekawa czy powtórzy

- Nic, nic. Smacznego - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Czy ją cieszy to, że ją macałam przez sen? Prychnełam na te myśl

- Wzajemnie - odpowiedziałam również z uśmiechem

- Z czego się śmiejesz? - zapytała. Ktoś zadzwonił do drzwi - Ja otworze - stwierdziła i wstała. Odetchnęłam z ulgą wiedząc, że nie muszę jej tłumaczyć i szukać kolejnego kłamstwa na szybko - Lauren do Ciebie! - zawołała Camila a ja wstałam i wyszłam do przedpokoju. Najpierw spojrzałam na Camile, która jest bardzo spięta i moje oczy powędrowały do drzwi.

- Coś się stało? - podeszłam bliżej dziewczyn.

- To ja pójdę pozmywać - twarz szatynki nie zdradziła żadnych emocji, ale wiem, że nie jest zadowolona z tej wizyty.

- Lauren chciałam porozmawiać... - Lucy jest również spięta

- Wejdź - wpuściłam ją do środka. Zlustrowała mnie zwrokiem po czym poszła usiąść na kanapę. Usiadłam obok niej co dało mi doskonały widok na to co robi w kuchni Camila. Stoi oparta o blat, ma spuszczoną głowę i bierze głębokie wdechy sądząc po tym jak bardzo unoszą się jej plecy - Słucham - zachwyciłam ją do mówienia

- Nie chce tego dziecka - powiedziała na jednym wydechu

- Jak to? - zapytałam unosząc brwi

- Nie chce go po prostu. Nie chciałam nigdy, wykorzystałam po prostu sytuację...

- Kręcisz - przerwałam widząc jej wyraz twarzy

- Skąd...

- Stąd, że wiem kiedy kłamiesz. Poznałaś kogoś? - zapytałam podejrzliwie

- Tak... To chłopak... - wzięła głęboki wdech

- Lucy wiesz, że nie możesz usunąć tego dziec... - przerwałam gdy dostrzegłam prawie nagie ciało Camili. Przebiera się, zawiesiłam się patrząc na jej idealne kształty

- Lauren? - zapytała po chwili Lucy. Potrząsnełam głową i na nią spojrzałam przepraszająco. Po chwili do salonu weszła Camila i usiadła na krawędzi kanapy obok mnie, kładąc mi dłoń na ramieniu

- Wiesz, że jeśli teraz je usuniesz spotkają cię konsekwencje karne prawda? Wpisałaś się jako zapłodniona inwitro, twoje nazwisko tam widnieje. Jeśli nie urodzisz dziecka możesz iść siedzieć za aborcję - skończyłam wcześniejszą wypowiedź

- Dlaczego chcesz je usunąć? - zapytała zdziwiona Camila

- Poznała kogoś - powiedziałam nie odrywając zwroku od Lucy. Nie wiem dlaczego, ale owładnęło mnie obrzydzenie do jej osoby. Też nie chciałam tego dziecka, ale jak można chcieć odebrać życie czemuś co się rozwija w tobie pod twoim sercem?

- Nie do końca... Wróciłam, do swojego byłego. Wybaczył mi sam się pierwszy odezwał, ale jak on zareaguje na to, że sztucznie się zapłodniłam i chciałam wychowywać te dziecko z dziewczyną? Wtedy nie będzie chciał mnie znać - emocje Lucy biorą nad nią górę

- Uspokój się. Powiedz, że to wpadka z byłym. Mniej tłumaczenia. Poproś żeby to zaakceptował. Jeśli cię kocha zaakceptuje i ci pomoże - położyłam dłoń na jej ramieniu

- Spróbuję. Dziękuję Lauren - uśmiechnęła się do mnie szczerze i spojrzała na dłoń Camili na moim ramieniu

- A jak z wami? - zapytała patrząc w stronę Camili. Dziewczyna nic nie odpowiedziała, ja też nie zabrałam głosu - Czyli nie za dobrze? - zgaduje moja... Koleżanka? Przyjaciółka? Jak ja ją w ogóle mam nazwać?

- Ja i Lauren jesteśmy teraz tylko przyjaciółkami - na jej słowa zamknęłam mocno oczy, by po chwili spojrzeć prosto w oczy Lucy. Patrzy na mnie przepraszającym i współczującym zwrokiem - Idź i porozmawiaj z nim, nie trać czasu - poradziła jej Camila a ona się uśmiechnęła

- Racja. Jeszcze raz dziękuję. Mogę kiedyś was odwiedzić? - zapytała niepewnie

- Wpadaj kiedy chcesz - wysilołam się na szczery uśmiech

- Zatem do zobaczenia

- Do zobaczenia - odpowiedziałam jednoczenie z Camilą. Gdy usłyszałam, że drzwi się zamknęły wstałam z kanapy

- Ja pójdę się przebrać. Naszykujemy jedzenie i jedźmy do szpitala - powiedziałam idąc w stronę sypialni

- Ja naszykuje, a ty się przebierz i popraw makijaż, będzie szybciej - skinęłam głową i poszłam do pokoju by się przebrać. Założyłam zwykłe czarne spodnie i czarną koszulkę i na to czarną skórzaną kurtkę. Poprawiłam makijaż, co zajęło mi dość sporo czasu. Wczorajszego wieczoru płakałam więc miałam dużo roboty. Po jakichś trzydziestu minutach byłam już gotowa. Gdy wyszłam z sypialni Camila na mnie spojrzała

- Jedziemy? - skinęłam głową i ruszyłam w stronę wyjścia 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top