44
- Wypadało by robić coś sensownego... - przyznała
- Czasem czeba robić wręcz przeciwnie
- Dlaczego tak uważasz?
- Może dlatego, że wtedy jest trochę zabawy? No i Camz bądźmy szczerzy. Było by nudno - skinęła tylko głową
- Zwolnij - znów powiedziała z tą samą stanowczością co wcześniej
- Camz co ty jesteś nagle taka ostrożna? - zapytałam unosząc brwi
- Zawsze taka byłam
- Obie wiemy, że to nie prawda - spojrzałam na dłuższą chwilę w jej oczy po czym znów przeniosłam zwrok na jezdnię - Robisz się sztywna. Starość cię dopada? - śmieje się z dziewczyny, ale nawet tego nie skomentowała.
- Robię się zmęczona - powiedziała i ziewnęła
- A ty chciałaś jechać na imprezę? - coś mi nie gra - Przecież ty nie lubisz imprez w publicznych klubach, a nawet w sumie w żadnych.
- Gdybyś tyle leżała bez ruchu nie korzystała byś na moim miejscu z okazji by się rozruszać? - powiedziała dosyć oczywiście
- Jeśli chcesz ja mogę cię rozruszać - zaśmiałam się a ona razem ze mną
- Nie bawię się w przyjaźnie z korzyściami, bynajmniej już nie - powiedziała uszczypliwie
- Przestań - rzuciłam tym samym urywając temat. Cisza trwa do końca naszej jazdy. Gdy orientujemy się gdzie jest porodówka szybko idziemy za wskazówkami recepcjonistki i szybko docieramy na miejsce. Siadamy z Camilą obok siebie na krzesłach
- Shawn jest z nią w środku, może to troszkę potrwać - westchnęła brązowooka
- To jeśli chcesz to się zdrzemnij - rzuciłam bezmyślnie. Spojrzała na mnie spod byka, ale po chwili wyłożyła się na ciągu krzeseł na poczekalni porodówka, a głowę położyła na moich kolanach. Po niedługiej chwili czuje jak oddecha Camili zwalnia i robi się spokojny. Już zasnęła? Może to i dobrze. Wygląda tak spokojnie jak śpi wtulona w moją noge. Nie wiem ile tak siedzę i patrzę się na jej piękno, ale mogę ją tak podziwiać godzinami i nigdy mi się nie znudzi i dobrze o tym wiem. Delikatnie przejeżdżam palcem po jej policzku, uśmiecha się lekko i wtula jeszcze bardziej. Moją uwagę przykuwa hałas otwierających się drzwi. Shawn idzie w moją stronę i śpiącej Camili, cały zapłakany. Pewnie ze szczęścia
- Jeśli Mila jest zmęczona, możecie pojechać do domu, Lo. Selena też zasnęła, a mała wersja Mili obok niej - uśmiechnął się, tak szeroko jak tylko umiał. Ostatnim razem tak się uśmiechał na wakacjach u swojej mamy, przed feralnym powrotem
- Jesteś pewny? - pytam dla upewnienia
- Oczywiście. Weź mój samochod, ja się stąd nigdzie nie ruszam - uśmiechnęłam się na słowa chłopaka - Wy jedźcie i wypocznijcie
- Dobrze - uśmiechnęłam się
- W tej torbie są rzeczy Seleny? - upewnia się
- Tak - potwierdzam, Shawn bierze torbę i zaraz niedługo później znika z mojego pola widzenia - Camz? - potrząsam ją delikatnie. Dziewczyna powoli otwiera swoje zaspane paczałki - Chodźmy do domu odpocząć - skinęła tylko głową. Napewno jeszcze nawet nie kontaktuje ponieważ nadal się nie podniosła. Wzięłam ją na ręce, koniecznie musi przybrać troszkę na wadze. Udaje mi się wcisnąć guzyk przywoływujący windę, a po chwili jesteśmy już z nią na rękach w środku pojazdu ułatwiającego życie pomiędzy piętrami. Camila automatycznie otworzyła oczy i wtuliła się w moją koszulkę
- Camz co się stało? - zdziwiona patrzę na dziewczynę
- Boje się wind - wydukała wtulając się we mnie jeszcze mocniej
- Cami przepraszam, ale po schodach nie mam zamiaru cię nosić - schowała głowę w moją szyję. Korzystając z sytuacji, że mogę ją chociaż na chwilę przytulić oparłam swoją głowę o jej. Jej miękkie usta dotykają mojej szyji. Mimowolnie wciągnęłam mocniej powietrze do płuc i przymknęłam na chwilę oczy
- Przyjaźń Camz - zacisnęłam mocniej powieki próbując kontrolować swój głos
- Hymmm? - odsunęła się lekko ode mnie. Patrząc w jej zaspane oczka wiem, że zrobiła to nie świadomie przez sen
- Może lepiej będzie jak wejdziesz o własnych siłach do samochodu?
- Yyy, yyy - pokiwała przecząco głową znów się wtulając. Westchnęłam, gdy wyszliśmy z windy Camila znów śpi. Dobrze, że samochód jest niedaleko bo już strasznie zaczynają mnie boleć ręce. Sadzam ją na przednim siedzeniu, zapinam jej pas i obniżam fotel. Tym razem jadę tak szybko jak lubię wiedząc, że Camila nie zwróci mi na to uwagi. Stanęłam pod swoim domem i wyłączyłam silnik samochodu. Spojrzałam na mojego anioła zesłanego prosto z nieba. Jej twarz jest spokojna, a usta w lekkim półuśmiechu. Ciekawe co jej się teraz śni. Mój zwrok stoi nadal na jej ustach. Tak bardzo bym chciała móc musnąć jej wargi swoimi, znów poczuć ich miękkość na swoich. Mogła bym teraz spróbować ją pocałować, ale wolę nie ryzykować. Wysiadłam z samochodu i cicho zatrzasnełam drzwi. Bynajmniej się starałam. Otworzyłam drzwi od strony Camili, odpiełam pasy i wzięłam ją znów na ręce. Zaniosłam ją do domu i położyłam do łóżka. Rozebrałam jej ciuchy i ubrałam jakieś luźniejsze do spania. Ani razu się nie przebudziła. Także postanowiłam się przebrać i położyć obok Camili
- Nie odchodź - szepnęłam cicho
- Już cię nie chce Lauren - powiedziała a łzy z jej oczu lecą ciurkiem
- Sama tego nie chcesz - powiedziałam a ziemia między nami zaczęła się rozstępować
- Żegnaj - twarz Camili jest blada, oczy zapłakane, ale jej głos zimny jak lód. Odległość między nami robi się coraz wieksza.
- Camila! - krzyknęłam i zaczęłam biec w jej stronę. Skoczyłam, próbuje przeskoczyć przepaść. Nie dałam rady. Złapałam się krawędzi Camili. Spojrzałam w dół, przepaść jest głęboka i czarna. Nie widać końca. Patrzę w górę i napotykam czekoladowe teńczówki dziewczyny - Pomóż mi - proszę spanikowana. Moje ręce nie są wystarczająco silne, palce zaczynają puszczać a część, której próbuje się utrzymać kruszy się. Dziewczyna kuca i z kamienną miną głaska mnie po włosach, nachyla się i je całuje, składa również delikatny pocałunek na moich wargach i odsuwa się delikatnie ode mnie
- Żegnaj - popycha mnie mocno, a moje ręce same puściły już zbyt zmęczone by dać radę dłużej się utrzymać
- Camila! - krzyczę spadając. Dziewczyna odchodzi od krawędzi i znika z mojego pola widzenia. Spadam, przygotowana na to, że zaraz moje plecy napotkają coś twardego, ale nic takiego się nie dzieje. Cały czas spadam w ciemną przepaść, bez końca.
- Lauren! - czuje jak ktoś mną potrząsa. Otwieram oczy przestraszona od razu chwytając się łóżka. Gdy orientuje się, że jestem w swoim pokoju oddycham z ulgą, ale przerażenie nie mija - Miałaś koszmar? - pyta delikatnie głaszcząc mnie po policzku. Zdaje sobie sprawę, że płacze. Skinęłam tylko głową nic nie mówiąc - Chodź do mnie - przytuliła mnie mocno do siebie i ułożyła nas tak byśmy znów leżały - To tylko sen nic ci nie grozi - uspokaja mnie brunetka głaszcząc to po włosach, to po plecach - Spróbuj zasnąć - szepcze mi na ucho. Wtulam się w nią jeszcze bardziej i zamykam oczy wtulając głowę w jej szyję. Przy niej czuje się bezpiecznie, jestem już spokojniejsza, mój oddech się normuje, a po chwili zasypiam
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top