38

Otwieram powoli oczy i unoszę się do pozycji siedzącej z pozycji pół leżącej. Ledwo mogę ruszać szyją. Spoglądam na śpiącą Camz i wzdycham. Wstaje powoli i wychodzę do toalety, gdy załatwiam swoje potrzeby wracam spowrotem do pokoju Camili. Nad jej łóżkiem stoi doktor średniego wieku na oko 35-40 lat. Spisuje coś z karty Camzi.

- Doktorze? -pytam niepewnie podchodząc

- Pewnie chciała byś wiedzieć co z nią - bardziej stwierdza niż pyta. Ma trzydniowy zarost, czarne krótkie włosy i ma może koło 175 zwrostu. Kiwam głową. Znów wzdycha - Jest źle. Pani Cabello nie obudziła się więc to oznacza, że jest w śpiączce. Teraz pierwsze siedem dni zależy od tego czy Pani Cabello się wybudzi. Jeśli nie wybudzi się do końca tygodnia, szansę będą maleć coraz bardziej i musimy przede wszystkim ją bardzo pilnować ponieważ po półtora roku grozi jej, nie wybudzenie się - zastygłam

- Co to takiego?

- Pani Camila uszkodziła pewną część mózgu i hym... Nigdy się z czymś takim nie spotkaliśmy... Już od początku powinna być nie przytomna

- Do rzeczy doktorze - mówię coraz bardziej zestresowana

- Jeśli nie uda nam się wybudzić panny Cabello za drugim razem po prostu musimy czekać aż zbudzi się sama w przeciwnym razie standardowo dajemy pięć lat na samoczynne wybudzenie. Jeśli w ciągu tego czasu pacjentka się nie wybudzi składamy wniosek do rodziny i najbliższych o zgodę na odłączenie od maszyn podtrzymujących życie - po moich policzkach płyną łzy

- Czyli... - nie kończę

- Tak, zakańcza się to wtedy pogrzebem - mówi a ja bezwładnie opadam na krzesło chowając twarz w dłonie. Czuję jak ktoś trzyma mnie za ramię - Przykro mi - szepcze lekarz i wychodzi z sali.

- Lauren co jest? Widziałem, że był lekarz. Jak z Milą? - pyta Shawn wchodząc, a zaraz po chwili czuje, że ktoś mnie opiekuńczo przytula ramieniem. Ukradkiem spoglądam w stronę jak się okazuje mojej przyjaciółki. Powtórzyłam wszystkie słowa doktora Shawnowi słowo w słowo. Chłopak usiadł na skraju łóżka Camili i się rozpłakał jak małe dziecko. Wszyscy płaczemy.

- S-S-Shawn a, a, a c-co z-z Ch-Christ-tia-anem? - dukam każde jedno słowo nie będąc w stanie normalnie mówić przez płacz

- Zmarł. Zawiadomiłem policję, odstawiłem ciebie i Selene do domu - mówi ze spokojem - Gdy dotarłem na miejsce chowali go w czarny plastikowy worek - jego głos zrobił się mroczny i zły? Takiego Shawna jeszcze nie miałam okazji poznać - Gdybym mógł zabił bym go jeszcze kilkakrotnie - wycedził przez zaciśnięte zęby

- Spokojnie Camila jest silna. Ma dla kogo walczyć. Jestem pewna, że się z tego wyliżę. Nie może być inaczej - po policzku Seleny popłynęła łza. Otarłam jej ją delikatnie. Dopiero teraz widzę jak bardzo lubiła moją małą bezbronną Camz

Jakiś czas później po namowach Seleny i Shawna trochę zjadłam, żeby się nie czepiali. Po czterech godzinach wrócili do swojego domu. Pojechali do mamy Camili i wmówili, że Mila pracuje u rodziców Shawna i musiała nagle wyjechać. Gdy wyszli od mamy Camili zadzwonili do mnie j z tego co mówią uwierzyła im, bynajmniej narazie

- Proszę obudź się - szepnęłam do Camz siadając na łóżku, kładąc głowę na poduszkę obok niej. Moje oczy zachodzą łzami - Skarbie proszę. Jeszcze tyle przed nami. Jest tyle rzeczy które bym chciała z tobą jeszcze zrobić. Jesteś moja, piękna, młoda. Kocham cię jak nikogo innego na świecie błagam cię, walcz. Walcz dla mnie, wróć do mnie. Będę najlepszą dziewczyną jaką mogła byś sobie tylko wymarzyć. T-tyl-lko wr-w-wróć p-pr-prosz-szę - zmykam oczy niedługo potem uspokajam się czując ciepło jej ciała. Słyszę bicie jej serca, rozchodzące się z aparatury przy jej łóżku w które się wsłuchuje, zasypiam.

*Dwa tygodnie później*

Od dwóch tygodni nie opuszczam szpitala na dłużej niż dwie godziny. Na powrót do wynajętego domu Shawna i Seleny by się wykąpać i przebrać. Proszą mnie co róż o to bym wracała na noc do domu, ale nie chce. Chce być przy Camili. Ona tego potrzebuje. Ledwo żywa siedzę przy łóżku Mili i opieram głowę na jej dłoni. Zaczynam odpływać kiedy słyszę czyjeś kroki. Otwieram oczy i zerkam w stronę drzwi.

- Przepraszam, nie chciałam cię obudzić - mówi przepraszająco Lucy. Pocieram dłonią kark i się prostuje. Wszystko mnie już strasznie boli - Wszystko dobrze? - pyta a ja kręcę tylko przecząco głową - Dużo dali jej czasu na samoczynne wybudzenie? - wzdycham

- Pięć lat - odpowiadam i spuszczam głowę

- No i tak długo - rozzłościła mnie tą uwagą

- Bo? - unoszę brew i patrzę na nią spod byka

- Bo jeśli przeważnie ktoś się nie budzi już po trzech latach, jego szanse na obudzenie są zerowe... W sumie stają się takie już po półtora roku - chowam twarz w dłonie. Czuje dłonie ratowniczki medycznej na swoich barkach i nieruchomieje

- Co ty wyprawiasz? - czuje się zmęczona i zdezorientowana tym wszystkim

- Masarz. Sypiasz tu już od prawie miesiąca - zwraca mi uwagę

- Skąd to wiesz? - pytam ponuro

- Gdy przychodzę zaglądnąć do "swoich ludzi", których tutaj muszę przywozić, za każdym razem tutaj śpisz i to w takich pozycjach, że dziwię się, że twoja szyja nie wymaga jeszcze kołnierza ortopedycznego - wywracam oczami

- Daruj sobie - dziewczyna trafia w moje spięte mięśnie - Mmm - wyrywa mi się

- Tak dobrze? - dociska jeszcze mocniej

- Mhhhmmmm - jestem w stanie wydobyć z siebie tylko tyle czując wielką ulgę pod jej dotykiem. Gdy skończyła czuje się wiele lepiej - Dziękuję - powiedziałam zawstydzona  tym, że pozwoliłam się jej dotknąć i to jeszcze przy nieprzytomnej Camili

- Proszę - uśmiechnęła się blado gdy znów podeszłam do Mili i położyłam się delikatnie obok niej i w nią wtuliłam - Musisz ją bardzo kochać - nie wiem dlaczego na twarzy dziewczyny widnieje tylko bardzo rozpoznawalny smutek

- Owszem. Wiele jej również zawdzięczam, ale nie jest to tylko przywiązanie, wdzięczność, lub przyzwyczajenie. Czuje się przy niej tak jak przy nikim innym wcześniej. Uzupełniła moje życie wszystkim tym czego było mi trzeba. Fakt, miałyśmy dużo kryzysowych sytuacjach - milknę i zamykam na chwilę oczy przypominając sobie kłótnie o narkotyki, christianie. Również to jak przywaliła gościowi w klubie. Śmieje się cicho na te wspomnienia - Mimo wszystko zakochałam się w niej do szaleństwa i wierzę w to, że ona kocha mnie tak samo mocno co ja ją - uśmiecham się smutno a Lucy przytakuje tylko w zamyśleniu

- Rozumiem cię Lauren. Przykro mi to mówić, ale po półtora roku jeśli się nie obudzi ma marne szanse

- Jest silna. Dla mnie, dla Shawna, Seleny i swojej mamy wyjdzie z tego wiem to

- Będę trzymać kciuki. Przepraszam muszę już iść - wyszła pospiesznie

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top