°Normalny Dzień°
Kobieta siedziała przy kuchennym stole i na siłę próbowała nakarmić swojego bratanka.
-Ciociu proszę... Nie jestem głodny...
-Nic nie jesz! Jak możesz nie być głodny? Umrzesz mi tu...
-Jeszcze mi się nie spieszy...
-Skoro tak to WPIEPRZAJ! -Przestraszył się chłopak i chwycił za kanapkę.
-Nie krzycz już tak... - Zaczął jeść, a raczej na siłę w siebie wpychać.
-Jak zjesz to idziemy do pracy...
-TYLKO NIE TEN CHOLERNY ELEGANCIK...
-Przypominam ci, że mówisz o swoim, naszym szefie...
-No i co z tego? -Powiedział, połykając kanapkę, a następnie popijając kawą.
-I to, że należy mu się trochę szacunku od pracownika - Chłopak klasnął w dłonie i wstał z krzesła. Nagle ktoś wskoczył na niego i uwiesił na jego szyi od tyłu.
-Lengyel! -Wesoły Węgier poprawił mu humor.
-Co tam stary?
-Znowu się darłeś w nocy -Młodszy posmutniał na te słowa. Węgier się zorientował, było mu bardzo szkoda chłopaka.
-Polska... Wiesz że tak nie może być...
-Poprostu chodźmy do pracy bo znowu będzie się na nas darł... - Starszy jednak nadal patrzył na niego ze współczuciem w oczach.
***
Poszli wszyscy w trójkę, wchodząc do pomieszczenia rozstali się z Litwą i szli dalej. Chłopaki natkneli się na pana ONZ i NATO.
-Dzień dobry chłopcy - Przywitał się jak zwykle miło, pan ONZ.
-Dzień dobry Panie ONZ - Odpowiedział grzecznie Polska a za nim w ślady poszedł Węgry.
-Spóźniliście się troszkę - Zauwarzył NATO.
-Oh... Naprawdę? - Polak spojrzał na zegarek.
-Lepiej szybko znikacie do swoich obowiązków bo pan UE wstał dziś lewą nogą - Zaśmiał się cicho.
-Jasne, dziękujemy - Zniknęli tak szybko jak się pojawili, Polska do swojego biura, a Węgry do siebie.
***
Wypełnianie ankiet, wniosków oraz różnych zgód dotyczących polityki zaczęła przytłaczać młodego mężczyznę. Dlatego też Polska postanowił przejść się do kuchni po kawę.
-No i wtedy on mi powiedział, że...
-Coś kręcisz, nie wieżę ci - Usłyszał rozmowę dlatego wszedł naprawdę bardzo cicho.
-Oh... Guten Tag Polen - Niemiec rozmawiający z Włochem, zauważył Chłopaka i przywitał się z uśmiechem na twarzy.
-III Rzeczpospolita Polska - Poprawił go Polak. Bardzo nie lubił gdy nazywał go w ten sposób.
-Ja, ja... III Republik Polen - Poprawił swoją marynarkę.
-Germania - Odezwał się Włoch. - Tak się wydaje, że Pan UE to ma na nas czasem wywalone, prawda?
-Ja, das stimmt. A ty co o tym myślisz Polska?
-Ja? No w sumie to ja go nie lubię a on mnie, więc chyba jest po równo. Co nie? - Zrobił sobie kawę.
-Jasne Polonia, jak tu dziś rano wparował, tak się darł
-To znaczy? - Zamieszał swój napój.
-Jak gdzieś spotkam tego polaka to mu nogi z dupy powyrywam!! - Zaczął udawać swojego szefa.
-To tak w skrócie
-Oł... Czyli znów problem do mnie... Świetnie kurwa.. - Upił nieco kawy z filiżanki.
-Ja, zauważyliśmy, że najbardziej to się ciebie czepia - Powiedział Niemiec.
-No co ty nie powiesz, NAPRAWDĘ? - Powiedział, nie ukrywając zażenowania i ironii.
-Dobra.. Idę bo jeszcze spotkam tego granatowego smerfa i będzie miał problem... - Wziął kawę ze sobą i pobiegł do swojego biura.
Nucił sobie i wypełniał kolejne kartki. Słysząc pukanie do drzwi, pozwolił na wejście krótkim: "Proszę" Długo nie czekał, a jego zielone oczy zobaczyły szwaba.
-Uh... Guten Polska..
-Czego chcesz szwabie Jebany?
-Może milej? - Podszedł i położył papiery na jego biurku.
-No gadaj co tam chciałeś..
-No więc UE... - Polak patrzył na niego spokojnym spojrzeniem i czekał aż dureń się wysłowi.
-Kazał nam zrobić prezentacje... O.. No tutaj masz.. To będzie na to następne spotkanie - Wskazywał mu różne rzeczy, podczas kiedy Polak już od samego słuchania miał dość.
-Świetnie... Poprostu cudownie... - Niemiec Spojrzał na niego niezrozumiałym wzrokiem.
-Dobra... Przyjdziesz do mnie we wtorek?
-We wtorek nie za bardzo... - Odpowiedział Niemiec.
-Ale ty możesz do mnie w czwartek - Polak westchnął cicho i coś podpisał.
-spoko... A teraz, to wszystko?
-Ja - Wziął swoje dokumenty i wyszedł zamykając oczywiście drzwi.
***
Ulewny deszcz moczył chodnik, a wraz z nim młodego mężczyznę, który jak się okazało, zapomniał wziąść z domu parasola. Chłopak był cały przemoknięty, a nieznośny deszcz moczył go ciągle. Pomyślał o tym, że się rozchoruje, jednak nie to było dla niego najważniejsze. Szedł z teczką, w której znajdowały się ważne dokumenty. Wyjął z kieszeni klucze do samochodu, po czym otworzył auto i wszedł do środka. Na szczęście papiery były całe oprócz młodego Polaka.
-Ja pier... - Klnął na nieznośny deszcz i zapalił silnik. Ruszył w drogę i ani się obejrzał, a był już na miejscu. Wychodząc z auta, Osłonił się skrzydłem i wbiegł do mieszkania bo na szczęście już ktoś tam był i gotował obiad. Tym kimś oczywiście była Litwa. Kończy pracę najszybciej, więc jest pierwszą osobą w domu. Logiczne. Polak zdjął odzież wierzchnią oraz buty i podążył za pięknym zapachem jedzenia. Wchodząc do kuchni przywitał ciocię przytulasem, a ta zmierzwiła mu włosy mimo, że była o wiele niższa od chłopaka. Poczuła, że włosy są mokre.
-Czemu masz mokre włosy? - Spytała.
-Deszcz leje - Odpowiedział zgodnie z prawdą, chłopak.
-Co gotujesz ciociu? - Spytał zaciekawiony i zaglądnął jej przez ramię patrząc na to co robi.
-Naleśniki robię - Odpowiedziała kobieta z uśmiechem. - Jak byś był taki miły, wyciągnij proszę jakiś słodki dżem, może ten od Słowacji, żeby się nie zepsuł - Chłopak bez namysłu jedynie cicho mrucząc, Wszedł do spiżarki i znalazł wzrokiem ostatni słoik z dżemem od siostry.
-Dobra mam - Wziął to czego szukał i zamknął spiżarkę wychodząc wcześniej. Dopiero gdy Litwa Odwróciła się do niego przodem zauważyła jego mokre skrzydła, z których kapała woda deszczowa.
-Lenkija... Plamy mokre robisz... Idź wysusz te pióra - Polak spojrzał na pióra i małe kałuże, które za sobą zostawił.
-Ups.. No cóż, taki urok posiadania skrzydeł
-Mhm.. Jak twój ojciec.. - Oboje przypomnieli sobie II Rzeczypospolitą. Każde w inny sposób. Litwa miała wspomnienia z dzieciństwa, które nie było zbyt szczęśliwe, a Polska pamiętaj ojca z czasów swojego dzieciństwa oraz wojny. Również dręczył go koszmar... Co noc ten sam... Rzesza strzela w ich kierunku, po czym jego tata pada na ziemię.. Cóż się dziwić, demon przestrzelił mu klatkę piersiową. Gdyby dał sobie pomóc... Może jeszcze by żył... Chłopak wyszedł z kuchni i skierował się do łazienki aby wysuszyć przemoczone pióra. Obchodził się z nimi naprawdę delikatnie, skrzydła anioła są bardzo czułe. Reagują na bodźce i wyrażają emocje.
Po wysuszeniu skrzydeł, Polska wrócił do kuchni gdzie pomógł cioci nakryć do stołu. Jak już wszystko było gotowe, do domu wpadł Węgier.
-Visszamentem! (wróciłem!) - Zdjął kurtkę, buty i odłożył parasol.
-Uuuu jak tu ładnie pachnie - Usiadł obok Polaka i zmierzwił jego puchate włoski.
-Nooo nie tykej mnie.. - No ewidentnie mu się to nie spodobało. Madziar się zaśmiał i potem wszyscy sobie zaczęli jeść.
-Jak było Pol? - Zapytała Litwa.
-Dobrze.. W czwartek do szwaba muszę iść.. Cóż, siła wyższa - Tak sobie rozmawiali, a wieczorem Polaczek zabrał się za dokumenty. Mimo to po jakiś 10 minutach intensywnego uzupełniania, położył się do łóżka i zasnął od razu. Niestety dzisiejsza noc niczym nie różniła się od pozostałych...
(Sen Polski)
Tatuś Wziął mnie za rączkę i zaczął ze mną biec. Cieszyłem się, że mogę go zobaczyć jednak i tak byłem nieco zmartwiony...
-Szybciutko kochanie.. Szybciutko.. - Mówił do mnie tatuś. Biegłem swoimi krótkimi nóżkami najszybciej jak tylko mogłem. Tata w tym czasie Wziął mnie na ręce. Stwierdził, że tak będzie szybciej. Tatuś obejrzał się za siebie i nagle w coś uderzył, więc się zatrzymał. Podniósł głowę i spojrzał, jak się okazało, na wujka.
-ZSRR... - Zaczął tatuś. - Przepuść nas... Błagam... - Jednak wujek ani drgnął. Z drugiej strony przyszedł pan w mundurze, ale coś się wyróżniało. Pan miał rogi i ogon, a oczy bursztynowe, przepełnione czernią. Podszedł i wyrwał mnie z uścisku taty więc się rozpłakałem.
-.. Nie.. Rzesza... Z-zostaw go...
-Nie martw się Polaczku... Wiesz, że nie skrzywdzę dziecka... - Postawił mnie na ziemi i podszedł do taty z bronią.
-... - Tatuś bardzo się bał więc i ja nie czułem się bezpiecznie. Pan Rzesza złapał tatusia za skrzydło i szarpnął na drugą stronę, podczas gdy wujek stał w milczeniu.
-Ał... C-co ty wyprawiasz..!? - Krzyknął tatuś, ale pan Rzesza podszedł do niego i... Przytulił...
-Nie chciałem tego robić... - Przyłożył tacie lufę pistoletu do klatki piersiowej, nadal go przytulając. Wujek jakby wyrwany z transu, podszedł do nich bliżej.
-Ej.. Nie taka była umowa.. Obiecałeś, że go nie zabijesz..
-Oj ZSRR... W takim razie łamię nasz pakt... W tym.. Umowę..
-J-jaką umowę...? - Zapytał tatuś.
-Ciii... Zamknij oczy RP... - Wujek chwycił nazistę za ramię chcąc odciągnąć od taty, jednak ten był szybszy i wtedy rozległy się strzał. Przestraszyłem się i zacząłem bardziej płakać. Tata cicho pisnął i Zacisnął dłonie na mundurze pana Rzeszy.
-Przepraszam... Przepraszam... - Powtarzał, trzymając tatę.
-... - Jednak tata nic nie odpowiedział. Pan Rzesza oddał tatusia wujkowi i z plamą krwi na rękach, pistolecie i mundurze... Zniknął... Wujek Przytulił tatę mocno i uklęknął, kładąc głowę tatusia na swoim ramieniu. Podbiegłem mimo, że byłem obolały i mocno się przytuliłem.
-zsrr... - Zaczął tata. -Boje się... - Łzy spływały po jego bladych policzkach.
-Ciii... Będzie dobrze... Zatamujemy krwawienie...
-za późno... - Zaczął intensywnie kaszleć krwią, więc płakałem bardziej.
-Wybaczam Ci wszystko.. ZSRR... Wszystko... - Wujek Przytulił tatę.
-Dziękuję... Nie martw się braciszku... Będziemy tu... Dopóki nie odejdziesz... - Widząc łzy wujka wiedziałem, że to coś poważnego, ale nie spodziewałem się śmierci... Mam tylko 6 lat...
-Poluś... - Mówił słabym głosem przerywanym co chwila przez krwiście obfity kaszel.
-Noś... mój... krzyż... żyk... To... Należało kiedyś... do... two... jego... dziad...ka... - Z trudem zdjął krzyżyk i włożył w moje małe rączki.
-za-... Zaopiekuj się... Rodzeń... Stwem... - Pokiwałem główką i uśmiechnąłem się delikatnie gdy tatuś o to poprosił.
-Kocham... Was... Wszystkich... - I... Oczy, a raczej oko stało się zamglone. Tatuś uchylił usta, a z nich wylała się szkarłatna ciecz, zwana krwią. Gdy spojrzałem zapłakany na wujka, ten też płakał... Z jednego oka, tego pod opaską, płynęła złota substancja. Przytuliłem się do teraz już martwego taty i zasnąłem...
(Koniec snu)
_._._._._._._._._._._._._
Jestem z siebie dumna
Bay bay
~Pierożek
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top