🌌23🌌


-Jin!- krzyczał zawzięcie Jimin i stukał w drzwi mieszkania swojego ukochanego.

Chciał jak najszybciej go zobaczyć, wyjaśnić wszystko co się wydarzyło, przeprosić i co było najważniejsze, wyznać do niego swoje uczucia. Blondyn za długo trzymał to w sobie.

-Jinnie...proszę otwórz...nie sprawiaj, żebym się o Ciebie martwił.

Kiedy po chwili ogarnął, że drzwi od mieszkania bruneta są otwarte, chłopak natychmiast wtargnął do środka. Co się okazało, Jin którego właśnie szukał Jimin, akurat spał i najwidoczniej nie słyszał pukania chłopaka. Na stoliczku nocnym zauważył cztery opakowania lekarstw, szklankę wody i termometr, a na podłodze leżało opakowanie z chusteczkami i kilka zużytych, zawinięte w kulkę.

Zaniepokojony blondyn podszedł do jego łóżka, kucnął przy chłopaku i delikatnie ogarnął jego kosmyk włosów, który opadał mu na czoło. Nie potrafił uwierzyć w to, że w końcu, po tak długim czasie, mógł zobaczyć chłopaka, w którym się zakochał, na żywo. Wyglądał dla niego jak najpiękniejszy anioł. Nawet ciupkę zasmarkany i czerwony na twarzy. Był dla niego najwspanialszy.

Dopiero po 5 minutach, od przyjścia Jimina, Jin niebezpiecznie zaczął kaszleć i się dusić. Blondyn natychmiast podniósł chorego delikatnie do góry i przystawił mu do ust szklankę wody z szafki. Brunet po napiciu się, ogarnął że nie jest sam i to, że jest obok niego nie przyjaciel Hobi, a skrycie ukochany, jego Jiminni.

Chłopak przetarł oczy i wziął głęboki oddech, po czym ze zdziwieniem, odezwał się do gościa.

-Jimin?...Co tu robisz? Nie pisałem Ci, żebyś przychodził.

-Wybacz Jin, ale...po prostu musiałem...Ale przyszedłem chyba w samą porę. Nie będziesz już sam.

Wyższy popatrzył kątem oka na mniejszego i w środku odetchnął z ulgą i zaczął dziękować w głowie za to, że Jimin tutaj jest przy nim. Pomimo, że i tak było mu trochę przykro, że blondyn dwa dni temu wystawił go tego strasznie chłodnego popołudnia.

-Jin...Ja Cię strasznie przepraszam za tą całą sytuacje. Bardzo chciałem się z tobą zobaczyć i przytulić, ale nie dałek rady...Bałem się, że zawiedziesz się na mnie, a tak na prawdę to nieświadomie do tego doprowadziłem. Mogłem Ci to od razu powiedzieć. Nie pomyślałem i to moja wina. Przepraszam Jinnie... Strasznie mi głupio. Nie musisz mi tak od razu wybaczać wybaczyć. Zrozumiem to, ale...

-Spokojnie Jiminsii. Nie ma sprawy. Każdemu może się zdarzyć...

-Ale przez to, że czekałeś na mnie w deszczu, teraz jesteś chory. Teraz  mam obowiązek, żeby się Tobą zaopiekować. Zrobię wszystko o co mnie poprosisz.

-To brzmi, jakby Ci zależało.- odparł zmęczony, ale i radosny Jin.

Jimin również zrobił się cały czerwony i opuścił głowę lekko w dół.

-No...w końcu jak się kogoś lubi, to chce się dla niego jak najlepiej.- odparł uśmiechając się pod nosem.

-Jimin? Ty...Ty mnie lubisz?...- zapytał zaskoczony Jin.

Blondyn pokiwał głową na tak i znów popatrzył na ukochanego.

-A Ty Jin? Czy Ty też mnie lubisz?

Jin delikatnie, ale i zmysłowo, pogłaskał Jimina po policzku, po czym się do niego uśmiechnął.

-Nawet nie wiesz jak bardzo Jiminsii. Bardzo Cię lubię.

Jimin złapał swoją dłonią drugą dłoń Jina i splótł z nim ich palne.

Siedzieli tak na przeciwko siebie i patrzyli sobie w oczy przez jakiś czas, dopóki Jin nie zaczął się trząść z zimna. Jimin popatrzył na chłopaka z niepokojem. Brunet już chciał nałożyć na siebie puchowy sweter, ale Park mu ją zabrał i rzucił na ziemie. Sam zdjął swoją zimową kurtkę i wszedł pod kołdrę Jina.

-Jiminsii? Co wymyśliłeś.

-Miałem się tobą zaopiekować, więc postanowiłem Cię ogrzać.

-Sobą?

-Tak, a co? Nie pasuje Ci?

Jin zaśmiał się pod nosem i poczochrał chłopaka po włosach.

-Oczywiście, że nie. Od dawna chciałem się do Ciebie przytulić.

Jimin uśmiechnął się promiennie i pocałował namiętnie Jina w policzek.

-I na to liczyłem.

Blondyn przytulił chłopaka mocno i rzucił nimi na łóżko, przykrywając się przy tym kołdrą. Nie zauważył jednak, jak bardzo Jin był po tym pocałunku czerwony na twarzy jak i szczęśliwy.
Oboje zakochiwali się w sobie, nie zdając sobie nawet jeszcze z tego sprawy. Byli szczęśliwi, a ich relacja z każdą minutą, pogłębiała się coraz bardziej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top