19 | epilog

Czarny Kot nie mógł pogodzić się z tym, że właśnie stracił osobę, na której bardzo mu zależało.

- Raven! Nie, nie, nie - szeptał, mocniej zaciskając oczy. - Ja... Boże... Zabiłem ją. Zabiłem.

- Przestań się mazać - prychnął stojący obok mężczyzna, szarpiąc chłopaka za ramię. - Ktoś chce z tobą porozmawiać.

- Nie będę z nikim rozmawiał! - warknął, przecinając bandycie skórę na nadgarstku. Wstał, mierząc go groźnym spojrzeniem. Mężczyzna z uniesionymi nad głową rękami zaczął się wycofywać. Na jego twarzy ledwie widoczny był grymas bólu. Po chwili jednak znów kpiąco się uśmiechnął.

- Dzieciaku, wyluzuj. To już koniec - prychnął z niepokojącym uśmiechem na ustach. - Jak się to mówi: Game Over.

- Ach tak? - Blondyn zacisnął dłonie w pięści, zbliżając się do mężczyzny, który finalnie cofnął się aż pod samą.ścianę. - Game Over?!

- Tak, złociutki. - Na to parszywe określenie, krew się mu zagotowała. - Byłeś tak naiwny... Myślisz, że twój ojciec zginął przypadkiem? Że był to cholerny pech? Bzdury!

Czarny Kot mocniej zacisnął pięści.

- To był nieszczęśliwy wypadek - wysyczał. - Nic osobistego się za tym nie kryło.

- Założymy się, kiciu?

- Przestań tak do mnie mówić!

- Bo co? - Zarechotał. - Rzucisz się na mnie i podrapiesz? Słuchaj, idioto. Wiesz, dlaczego zginął twój ojciec? No, wiesz czy nie? Nie? To ja cię uświadomię. Przez ciebie to się stało! To, jak teraz wygląda Paryż to tylko i wyłącznie twoja wina.

- To był wypadek! - zawołał płaczliwie nastolatek, ignorując już uwagę o płonącym mieście.

- Wypadek? Nie rozśmieszaj mnie. Naprawdę nie wiesz, że chodzi tutaj o ciebie, Chat? - Pochylił się, patrząc na nastolatka z błyskiem w oku. - A może powinienem mówić do ciebie... Adrien.

- Zamknij się! - Czarny Kot miał ochotę naprawdę się w obecnej chwili rozpłakać.

- A to niby dlatego? Z jakiej racji? - Zaśmiał się. - Pozwól, że ci wszystko wyjaśnię.

Bandyta z kpiącym uśmiechem na ustach spojrzał w prawo i w tym momencie Czarny Kot poczuł, jak ktoś unieruchamia mu ręce za plecami. Potem został brutalnie rzucony na ziemię i przyduszony kolanem.

- Puszczaj! - wydusił, próbując się szarpnąć. Niestety dwójka napastników była zbyt silna.

- Słuchaj młody. Paryż płonie przez ciebie. Tyle ludzi zginęło przez ciebie w pożarach. Jeszcze ci mało? Zabiłeś dziewczynę, która starała ci się pomóc. Jak się z tym czujesz, hmm?

Blondyn zacisnął oczy czując napływające mu do oczu łzy. Fakt. To przez niego zginęła Raven.

W tym momencie przestał się szarpać. Poddał się. Tak po prostu.

- Dobra, dajcie mu już spokój. Moja kolej. - Usłyszał przerażająco znajomy głos dziewczyny. Otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Nie... To niemożliwe.

- B-Biedronka? - wyjąkał, patrząc na stojącą przed nim młodą dziewczynę.

- Już nie - powiedziała z przekąsem, zbliżając się do chłopaka. Ukucnęła przed nim, łapiąc go za podbródek. - Ach i po co ci to było, Chat?

- Ty... Ta broszka. - Pokręcił z niedowierzaniem głową.

- Co? Znajome, prawda? - Zaśmiała się. - Od teraz możesz mi mówić Lady Butterfly.

- Dlaczego to robisz? Co takiego ci zrobiłem? - spytał. Chciał choć raz usłyszeć całą prawdę. Ale... Czego on się spodziewał? Żył w mieście kłamstw. A takie miasto, wierzcie mi lub nie, nigdy nie powie wam prawdy. Nigdy.

Dziewczyna zaśmiała się. Po chwili odsunęła się od niego na bezpieczną odległość. Nadal, choć wiedziała że jej moc jest bardzo silna, trochę się go obawiała.

- Adrien, Adrien. - Oparła się o swoją laskę, nie spuszczając wzroku z jego twarzy. - Bawiłeś się moimi uczuciami. Cały czas.

Nagle Czarny Kot poczuł, że robi mu się słabo. Wszystko zrozumiał. Prawda uderzyła go bardzo boleśnie.

- Marinette? - wyszeptał. - Boże kochany... Ja... Wierz, że nie chciałem cię skrzywdzić!

- Za późno. - Prychnęła. - Teraz ja zabawię się tobą. Skończyliśmy już grę wstępną. Czas na finał.

- C-co chcesz zrobić? - spytał drżącym głosem, ponieważ zauważył, że pomieszanie, w którym się znajdują jest pełne latających motyli. I tylko jeden z nich był ciemnego koloru.

- A jak myślisz, kiciu? - Parsknęła i skinęła głową na dwóch bandytów, którzy podnieśli go z podłogi. - Akuma bardzo lubi takich jak ty. Takich rozdartych, złamanych ludzi.

- Nie rób tego, proszę! - krzyknął, widząc jak motyl leci w jego kierunku. - Błagam cię! Ja...

Nie zdążył nic więcej powiedzieć. Motyl dopadł go szybciej, niż mógł to przewidzieć. Upadł na ziemię, czując okropny ból. Jak na razie walczył. Walczył z Marinette. Nie chciał zostać potworem.

- Ulegnij. No już.

Ból z każdą chwilą coraz bardziej się nasilał. Czarny Kot krzyknął, otwierając szeroko oczy. Wiedział, że już dłużej nie wytrzyma.

- Przepraszam Raven - wyszeptał jeszcze, zanim owinęła go czarna mgła. Poddał się. Przestał walczyć.

Przez chwilę nie czuł nic. Tak jakby znajdował się w próżni. Potem nagle wezbrały na sile negatywne emocje, takie jak: złość, chęć zemsty, smutek, żal, a nawet żądza krwi. Poczuł powiększające się w ustach kły, a pazury tak jakby przylgnęły do jego skóry.

Gdy mgła opadła, oczom Marinette i jej towarzyszy ukazał się... Wręcz przerażający widok. Biały, jak śnieg strój i przekrwione, patrzące na nich wrogo, oczy. Ubranie było w niektórych miejscach porozrywane, a z świeżych ran ciekła krew. Dyszał ciężko, łypiąc na nich groźnym spojrzeniem. Wyglądał jak zwierzę, którym poniekąd się stał. A stał się nawet czymś gorszym od zwierzęcia.

- No, panowie. - Lady Butterfly zwróciła się do swoich towarzyszy Uśmiechnęła się kpiąco. - Game Over.

Mężczyźni wyglądali na zdziwionch.

- Chat Blanc. - Zwróciła się do chłopaka, nadal klęczącego na ziemi. Gdy spojrzał w jej oczy, skinęła głową. - Zabij.

Wskazała na bandytów, którzy dopiero po chwili zrozumieli, o co chodzi. Byli potrzebni tylko do brudnej roboty, a potem mieli zostać zgładzeni, jako potencjalni świadkowie. Niestety, było już za późno na ucieczkę. Biały Kot rzucił się na nich, drapiąc pazurami twarz jednego, potem drugiego mężczyzny. W całym pokoju rozległy się ich mrożące krew w żyłach krzyki, ponieważ potwór rozrywał każdy centymetr ich skóry, kawałek po kawałku.

Po kilku minutach zapadła kompletna cisza. Biały Kot, cały umorusany krwią podniósł się z ziemi. Przysunął jedną, zakrwawioną dłoń do swoich ust i przejechał językiem po rękawiczce. Uśmiechnął się szyderczo pod nosem.

Lady Butterfly zachichotała. Pomyślała nawet, że z jego pomocą, może podporządkować sobie cały Paryż. Uśmiechnęła się szerzej, opierając dłonie na swojej lasce.

- Dobra robota, kotku. - Prychnęła. - Teraz w końcu możesz odegrać się na tych, którzy kiedykolwiek cię skrzwidzili. Bez wyjątku.

Biały Kot zastrzygł uszami, słysząc jej słowa. Zdał sobie sprawę, że ktoś jeszcze jest w pomieszczeniu. Teraz nie myślał w takich kategoriach, jak powinien myśleć człowiek. Raczej jak... Zwierzę. Odwrócił się powoli w jej stronę, oblizując spierzchnięte wargi.

- Masz rację - Uśmiechnął się do niej szyderczo. - Mogę.

Lady Butterfly wypuściła z dłoni laskę. Teraz tak naprawdę zrozumiała znaczenie wypowiedzianych przez siebie chwilę temu słów. Zaczęła cofać się pod ścianę, gdy chłopak przykucnął, szykując się do skoku. Uderzyła plecami o beton. Nie miała drogi ucieczki.

Światło zgasło akurat w tym momencie, kiedy przelała się krew.

Koniec legendy pierwszej.

_______________

Tak, to jest już koniec tej książki. Następna część powinna pojawić się już niedługo :)

Jakieś opinie, uwagi? Napiszcie mi tutaj - - >

Małe podziękowania:
Chcę koniecznie podziękować kilku osobom, które 'wiernie' czytały tę durną książkę:

Akerone

lulastin01

AylaCrevan

LadyNoir0_0

Destination_alpha

AlexJacksonO_Brien

Maze_Runner_Newtie

Ten epilog dedykuję przede wszystkim dla was!

Dziękuję wam wszystkim za każdą gwiazdkę, komentarz i dodanie tej książki do biblioteki lub listy lektur.

Chat Blanc? Już niedługo!
Wypatrujcie takiej okładki:

edit: druga część została póki co wycofana z profilu, ale myślę, że kiedyś tutaj wróci i historia Raven będzie kontynuowana!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top