07 | nieznajomi

Blondynka przyłożyła ucho do ust chłopaka i patrzyła na jego klatkę piersiową. Zaczęła liczyć do dziesięciu, próbując wyczuć oddech. Odetchnęła z wyraźną ulgą gdy spostrzegła, że klatka piersiowa bohatera unosi się powoli i opada. Z lekkim strachem podpełzła do poręczy balkonowej i wyjrzała na pochłoniętą o tej porze w ciemności ulicę. Zmarszczyła brwi. Obok znaku drogowego dostrzegła dwie, męskie sylwetki. Z przerażeniem zauważyła, że niższy z nich w dalszym ciągu trzyma w dłoni pistolet. Schowała się za doniczką z kwiatem i nasłuchiwała.

- Trafiłeś go tym razem? - szturchnął go ten drugi, patrząc w stronę balkonu Raven.

- Chyba tak - odpowiedział mu towarzysz, nareszcie chowając broń za pasek spodni.

Zapadła chwila ciszy.

- W tym domu ktoś mieszka? - Nastolatka zadrżała.

- Chyba tak ale wątpię, że wyjdzie z tego cało. - Zaśmiał się nieprzyjemnie. - I tak bez tego durnego, nakrapianego owada nie jest nic wart.

"Czyżby mówili o Biedronce?" - Raven zakryła usta dłonią. Jeśli tak, to znaczy, że ona... Nie żyje?

- Tak, ona jest już załatwiona. - Rozmyślania przerwał jej śmiech tego drugiego. - Chodź, spadamy stąd zanim ktoś nas zauważy.

I zniknęli w ciemności, nadal chichocząc. Raven pokręciła głową ze łzami w oczach i znów znalazła się przy rannym bohaterze. Wokół Czarnego Kota pojawiła się już wielka kałuża krwi. Nastolatka zaklęła, zdając sobie sprawę, że jej zachowanie nie było rozsądne. Zamiast od razu zatamować krwotok, ona postanowiła obserwować tych mężczyzn.

- Co za idiotka ze mnie... Trzymaj się, Kocie - szepnęła, przyglądając się ranie. Zauważyła, że jest w miarę powierzchowna czyli, że kula na szczęście przeszła na wylot. Niestety, strzelający trafił chłopaka z boku, na wysokości pasa. Raven ściągnęła z siebie bluzę, starając się zatrzymać krwotok. Nagle zauważyła, jak Czarny Kot otwiera oczy. Syknął głośno, kładąc dłoń na brzuchu.

- R-Raven...? - wyjąkał. Próbował się za wszelką cenę podnieść, jednak dziewczyna mu na to nie pozwoliła.

- Nie wstawaj, proszę cię... - powiedziała cicho, ale stanowczo. Podniosła go powoli z ziemi i wniosła do pokoju. Chłopak syknął głośno, kuląc się w jej ramionach. - Wytrzymaj. Jeszcze chwilkę.

Położyła go na swoim łóżku i pobiegła do łazienki po apteczkę. Zaklęła w duchu, dostrzegając na schodach Hardina. Jeszcze jego tutaj brakowało.

- Raven? - Chłopczyk wyglądał na zaniepokojonego. - Co się stało? Słyszałem... Słyszałem strzał. Ktoś strzelał?

- Nic się nie stało, braciszku - powiedziała, starając się uśmiechnąć. Musiała go szybko spławić. - Wracaj do pokoju, dobrze? Potem do ciebie przyjdę.

Chłopczyk kiwnął głową i odwrócił się. Zbiegł po schodach na dół jednak w głębi serca wiedział, że nie odpuści. Stwierdził, że da na chwilę siostrze spokój i przestanie pytać.

Raven odetchnęła i znów wbiegła do swojego pokoju. Usiadła obok Czarnego Kota, który podczas jej nieobecności zdążył podnieść się na rękach. Siedział teraz na łóżku, oparty o ścianę. Miał zamknięte oczy i lekko rozchylone usta, a ręce trzymał w miejscu zranienia.

- Chat, spójrz na mnie, proszę... - szepnęła, otwierając apteczkę. Wyjęła z niej opatrunki i bandaże. Bohater z trudem otworzył delikatnie oczy.

- Nie... N-nie dotykaj tego... - wyjąkał, patrząc na nią ze łzami w oczach. - To... To boli.

- Wiem, Kocie, wiem. - Raven westchnęła. Z zawahaniem położyła dłoń na dzwoneczku czyli w miejscu, gdzie znajdował się zamek z górnej części jego kostiumu. - Mogę?

Bohater tylko kiwnął głową, mocno przygryzając wargę. Wiedział, że nie ma za bardzo wyboru.

Blondynka przysunęła się bliżej i delikatnie pocałowała go w policzek. Chciała, żeby przestał się denerwować.

- Uspokój się. To nic takiego - powiedziała, choć sama się trzęsła. Powoli rozpięła zamek, odsłaniając jego klatkę piersiową i brzuch. Drżącymi rękami wyczyściła jego skórę z krwi i zaczęła owijać go w pasie bandażem. Gdy skończyła, wytarła zakrwawione ręce o swoje spodnie i powoli zsunęła z ramion Czarnego Kota czarny lateks.

- Proszę... Ściągnij to... - powiedział niemal bezgłośnie. Chciał zrobić cokolwiek, żeby jej w tym pomóc, jednak nie potrafił się ruszyć. Syknął cicho, chcąc podnieść rękę. - Auć...

- Nie ruszaj się - zbeształa go blondynka, ściągając z niego górną część stroju. Zrzuciła zakrwawione ubranie na podłogę i pomogła bohaterowi położyć się wygodnie na materacu. Okryła go szczelnie kocem, uważając na ranę. - Zadzwonię po pogotowie, dobrze? Oni się tobą zajmą.

- Nie! - Zawołał chłopak, zużywając tym samym prawie całą energię. Zdołał unieść lekko głowę znad poduszki. - Nie... Proszę...

- Jesteś pewny? - spytała niepewnie, trzymając telefon w dłoni.

- Tak, nie dzwoń... - szepnął, znów kładąc głowę na poduszce.

Raven westchnęła, podnosząc z ziemi jego górną część ubrania. Podeszła do blondyna i pocałowała go w czoło.

- Pójdę to wyprać, okej? Zaraz wrócę, nie martw się.

Chłopak z trudem kiwnął głową, nadal mając zamknięte oczy. Nie miał siły nawet ich otworzyć.

Nastolatka wymknęła się po cichu z pokoju i pobiegła do łazienki. Na swoje nieszczęście, natknęła się na ciotkę Adeline, która akurat myła ręce, stojąc przy umywalce. Raven schowała czarny materiał za swoimi plecami, patrząc na kobietę. No to wpadka.

- Raven? Coś się stało? - Kobieta uniosła na nią wzrok i nagle zakryła usta dłonią. - Boże kochany! Jesteś cała z krwi! Co się stało?!

Raven przygryzła wargę, wyciągając zza pleców strój Czarnego Kota. Położyła go na umywalce, nie patrząc na kobietę.

- Raven, do jasnej cholery. - Zniecierpliwiona ciotka nadal skanowała ją wzrokiem. - O co chodzi? Boże, ten dzwonek... - Zaniemówiła na chwilę. - Co... Co mu jest?

- On... On... - Nastolatka nie widziała, co powiedzieć. - Ktoś go postrzelił, gdy wychodził.

Kobieta cała zbladła.

- Muszę zaraz tam iść!

- Nie, ciociu! - Raven złapała ją za dłoń. - Proszę. Ja się nim zajmę, dobrze? A ty... Czy mogłabyś wyprać ten... Ten strój?

Adeline pokręciła z niedowierzaniem głową.

- Dobrze, wypiorę - powiedziała. - Ale jakby coś się działo, to wołaj. Dobrze?

Blondynka pokiwała głową.

- Jasne.

- To zmykaj na górę.

Raven westchnęła cicho i wróciła do swojego pokoju. Usiadła na łóżku obok bohatera, przykładając dwa palce do jego szyi. Gdy wyczuła puls, odetchnęła z wyraźną ulgą. Żył.

- Raven... - usłyszała jego głos. Spojrzała na jego twarz. Chłopak miał otwarte oczy i patrzył na nią swoimi zielonymi, kocimi oczami. - Ja... Dziękuję.

- Drobiazg. - Nastolatka złapała jego dłoń i lekko pogładziła ją kciukiem. - Wyliżesz się z tego, obiecuję.

Na usta Czarnego Kota mimowolnie wpłynął lekki uśmiech. Ścisnął delikatnie jej dłoń, znów zamykając oczy.

- Prześpij się... - Raven zgasiła lampkę stojącą obok łóżka. - Będę tuż obok. Nie bój się, będę tutaj cały czas siedziała. Nic ci nie będzie. Obiecuję.

___________________

Macie jeszcze drugi dzisiaj ;)

Mam nadzieję, że się podoba!

Enjoy!

Ps. Choć i tak uważam, że ta książka jest dziwna i nie ma sensu xd

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top