Tomoe x Reader
Biegłaś przez las próbując nie spojrzeć za siebie. Minęło dopiero kilka minut odkąd zauważyłaś swoją wioskę stojącą w płomieniach, lecz dla Ciebie te minuty ciągnęły się niczym godziny czekania w NFZ. Nie mogłaś pojąć co się dokładnie stało, oprócz tego, że Twoi rodzice zostali zamordowani, a z wioski ktoś postanowił zrobić sobie wielkie ognisko. I ten ktoś właśnie Cię gonił.
Zebrałaś w sobie trochę odwagi i postanowiłaś na chwilę się obrócić. Kiedy ponownie wróciłaś wzrokiem na drogę, którą biegłaś, wpadłaś na coś co początkowo wydawało Ci się drzewem. Niestety po chwili nadziei by móc się schować w jakiejś dziupli, nastąpiła dłuższa chwila przerażenia, kiedy to zauważyłaś, że to, na co wpadłaś, wcale nie jest drzewem, lecz potworem, który jeszcze chwilę temu był tuż za Tobą. Kiedy chciałaś się obrócić i znów zacząć biec, zostałaś schwytana przez niego i uniesiona na wysokość jego oczu.
— No, już, już, dobrze było pobiegać, ale teraz koniec tej zabawy — zaśmiał się, na co zapiszczałaś z przerażenia.
— Myślałem, że już nie porywasz dzieci — odezwał się czyjś głos. Po chwili wywnioskowałaś, że należy on do lisa, który nagle wyszedł z zarośli.
— Och, Tomoe, przecież wiesz, że już nie porywam dzieci dla zabawy — powiedział wesoło stwór, na co odetchnęłaś z ulgą, by po chwili się dowiedzieć się, że niepotrzebnie. — Teraz je pożeram! A co? Chcesz mi przeszkodzić??
Patrzyłaś na lisa mając cichą nadzieję na to, że Ci pomoże.
— Ja? A co mnie to obchodzi co robisz ze swoimi ofiarami? — odpowiedział obojętnym tonem, na co stwór się ucieszył. — Jednakże, to tylko dziecko i jedyną próbą samoobrony, które mogło zastosować, to ucieczka. Jeśli uważasz, że ot tak pozwolę Ci pożreć ludzkie dziecię na moich oczach, to się grubo mylisz.
Mówiąc to, zmienił się w mężczyznę o długich białych włosach i fioletowych oczach. Wystarczył tylko moment, żeby pokonał potwora i złapał Cię w swoje ręce.
— Sądząc po dymie dobiegającym z pobliskiej wioski, zapewne zostałaś pozbawiona i domu, i rodziny, zgadza się? — zapytał, a Ty w odpowiedzi jedynie pokiwałaś główką. — Jak masz na imię?
— [I-Imię] — odpowiedziałaś, zająkując się.
— W tym momencie powinienem zostawić Cię tutaj na pastwę losu — powiedział nadal utrzymując obojętny ton głos. W Twoich oczach pojawiły się pierwsze krople łez. — Myślę, że jednak mogę Ci w jakimś stopniu pomóc. Lubisz sprzątać? Ponieważ od dzisiaj będzie to Twoje główne zajęcie.
Nie dodając nic więcej, po prostu wziął Ciebie do pewnej świątyni, której bóstwem był niejaki Mikage.
Minęło już kilkanaście lat odkąd zostałaś zabrana z środka ciemnego lasu do świątyni. Wyrosłaś na piękną, młodą kobietę, jednak Twoja niezdarna natura wciąż pozostała, dlatego ratowanie Ciebie z szpon różnych monstrum stało się wręcz tradycją. Choć Tomoe ciągle narzekał na Twój charakter, w głębi serca wiedziałaś, że mu to nie przeszkadza. Inaczej jaki byłby sens ratowania Ci za każdym razem życia?
Przecież za coś trzeba kochać, prawda?
-----------------------------------------
Wybaczcie za obsuwę, ale miałam napad weny do Polski x Reader i niczego innego nie robiłam, tylko no-lifiłam w pisanie rozdziałów. xD
Shocik dla - _Divan_
Chcę powiedzieć, że poprawiałam to z x razy, dlatego mam nadzieję, że teraz jest wszystko cacy i się spodoba~
W razie błędów - krzyczeć!
Do następnego~
*Chowa się z powrotem pod łóżko*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top