Sesshoumaru

  Eh, muszę oduczyć się obiecywania T^T Toż to już tyle czasu minęło! Zła Ichi, złaaa~

  Historia na prośbę karolina1262. Bardzo przepraszam, że tak długo to trwało i życzę przyjemnego czytania. Mam nadzieję, że wyszło mi to dobrze ^^"

   W swoim życiu widziałaś różnych mężczyzn: bogatych, przystojnych,  romantycznych. Żaden z nich nie mógł jednak równać się z tym, którego spotkałaś pół roku temu. Prawdę mówiąc, nie było to nawet spotkanie, a zwykła obserwacja. Wszystko to wydarzyło się, kiedy pewnego wieczoru udałaś się nad pobliską rzekę, w celu nazbierania rosnących tam ziół. Skryta wśród wysokiej trawy wykonywałaś swoją pracę, gdy usłyszałaś głosy dochodzące znad przeciwległego brzegu. To, co wtedy ujrzałaś, prawdopodobnie na zawsze zachowa się w twojej pamięci. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna, ubrany w strój, który mógł świadczyć o jego wysokim statucie. Długie, białe włosy lekko rozwiewane przez wiatr, pojedynczymi kosmykami osłaniały jego twarz. A jaka ta twarz była! Nigdy wcześniej nie spotkałaś równie przystojnej osoby. Jak się okazało, mężczyzna, któremu z tak ogromnym zachwytem przypatrywałaś się był tym, który co jakiś czas odwiedzał sąsiednią wioskę, by zostawić w niej prezenty dla małej Rin. Dużo czasu zajęłaś dziewczynce na wypytywaniu o to, kim był i skąd się znają. Pomimo, że nie chciała zbyt wiele na ten temat mówić, udało ci się dowiedzieć co nieco o jego osobie, a co najważniejsze poznać jego imię. Sesshoumaru. Silny i groźny yokai, który przez pewien okres się nią opiekował. Wprawdzie powiedziała ci, że nie przepada on za ludźmi, co zmartwiło cię, ale pomimo tego postanowiłaś spróbować nawiązać z nim kontakt.
   Kilka tygodni po waszej rozmowie udało ci się na niego ,,wpaść". Właściwie, potknęłaś się o jego śpiącego w trawie sługę, Jakena. Niziołek narobił tyle hałasu, zwyzywając cię i pouczając, że nie mogło ujść to uwadze jego pana. Sesshoumaru wydawał się być niezadowolonym z faktu, że jakaś dziewczyna zakłócała jego spokój. Gdy tylko go ujrzałaś, odebrało ci mowę. Przez parę dobrych sekund stałaś nieruchomo, podziwiając jego piękno. W końcu otrząsnęłaś się i wykonałaś głęboki ukłon, przepraszając za swoją nieuwagę. Zrobiwszy to nie odeszłaś jednak od razu. Postanowiłaś skorzystać z okazji i z nim porozmawiać. Widać było, że nie interesowała go twoja osoba, traktował cię wręcz jak powietrze, ale nie przeganiał, co uznałaś za duży plus. Tego dnia zaczęła się wasza mała znajomość.
  Kolejne spotkania miały być kwestią przypadku. Odwiedzałaś sąsiednią wioskę i robiłaś obchody jej okolic, aż w końcu udawało ci się z nim zobaczyć. Początkowo wyraźnie czułaś jego irytację twoją osobą, ale starałaś się wynosić z tego lekcje. Stopniowo odkrywałaś, jakiego typu zachowanie go denerwowało i zmieniałaś swoje tak, by wpasować się w jego nastrój. Efekty już po krótkim czasie były widoczne. Pozwalał ci koło siebie siadywać, kilka razy ucięlście dłuższą pogawędkę. Najczęściej jednak milczeliście. Lubiłaś te ciche wieczory, kiedy mogłaś być blisko niego i po prostu czerpać radość z tej bliskości.

    Był jeden z takich wieczorów. Siedzieliscie nad brzegiem rzeki, przy której pierwszy raz zobaczyłaś Sesshoumaru. Słońce powoli znikało za horyzontem, rzucając złociste promienie na wartko płynącą wodę. Zdawać by się mogło, że wszystko jest jak w najlepszym porządku, ale jedna rzecz cię zaniepokoiła. Sesshoumaru wydawał się być jeszcze bardziej nieobecny duchem, niż zazwyczaj. Po dłuższym namyśle postanowiłaś dowiedzieć się, o co chodzi. Delikatnie pociągnęłaś go za rękaw.
- Seshhoumaru-sama. - Spojrzał na ciebie kątem oka. - Wszystko w porządku, Sesshoumaru-sama?
- Oczywiście - odparł.
- Sprawiasz wrażenie, jakby wcale tak nie było.
   Uważnie ci się przyjrzał wzrokiem, od którego przeszły cię nieprzyjemne ciarki.
- Na podstawie czego tak twierdzisz? - spytał znienacka po dłuższej przerwie.
- W ogóle nie zwracasz na mnie uwagi. To tak, jakby cię tu nie było.
- A czego oczekiwałaś?
   Zrobiłaś nadąsaną minę i uwiesiłaś się jego ramienia.
- Eh, nadal nie traktujesz mnie poważnie, prawda? Ale dlaczego? Co robię nie tak?       
   Sesshoumaru westchnął i odczepił cię od swojej ręki.
- Myślałem, że dawno to ustaliliśmy. Jesteś człowiekiem, a ja nie mam zamiaru zbytnio spoufalać się z ludźmi.
- Ale przecież... Ty już to robisz. Spotykamy się, rozmawiamy.
- I to powinno ci wystarczyć, [Imię]-san.
- Wystarczy. Ale dzisiaj czuję, jakby w ogóle cię tu nie było. Jeśli zrobiłam coś nie tak, to powiedz. Jeśli dowiem się, dlaczego jesteś na mnie zły, będę mogła...
- Idiotko!
   Mimowolnie odsunęłaś się, słysząc, z jakim gniewem to powiedział. Jeszcze nigdy nie mówił do ciebie w taki sposób.
- Myślałem, że jesteś wystarczająco inteligentna, aby zrozumieć to za pierwszym razem - powiedział spokojniej, ale wyraźnie czułaś zawarty w tych słowach gniew. - Nie ważne, jaka będziesz. Ludzie mnie nie obchodzą.
  Poczułaś, że jeszcze trochę i się rozpłaczesz. Włożyłaś tyle starań, aby się do niego zbliżyć, a ten tak po prostu oświadczał coś takiego. Miałaś ochotę uderzyć go, zrobić co kolwiek, żeby zrozumiał, jak wielką przykrość ci sprawia. Niestety nie mogłaś. Nie chciałaś jeszcze bardziej go denerwować. Jakby nie patrzeć, był niebezpiecznym yokai.
- W takim razie... dlaczego to robisz? To wszystko.
   Swoją postawą wyraźnie dawał ci do zrozumienia, że nie ma zamiaru odpowiedzieć na to pytanie.
- A może... Może masz już kogoś, kogo miłujesz? Żyjesz znacznie dłużej ode mnie.
- Nie mam - odpowiedział ku twojemu zdziwieniu i uldze.
- Skoro tak, to czemu nie chcesz dać nam szansy? Jesteś dla mnie naprawdę ważny, Sesshoumaru-sama. Myślałam... - Poczułaś niekomfortowy ścisk w gardle. - Że ja dla ciebie też - dokończyłaś schylając głowę.
- Jesteś gorsza niż małe dziecko. Ostatni raz ci powtarzam: Nie mam zamiaru związać się z człowiekiem.
    W kółko to samo. Wprawdzie nie powiedział, że nic dla niego nie znaczysz, ale z drugiej strony wcale temu nie zaprzeczał. Stawiał sprawę jasno, a jednak nie mogłaś zrozumieć, w jakiej konkretnie sytuacji się znajdujesz. Nie chciałaś wierzyć, że ma jednakowy stosunek do wszystkich ludzi, szczególnie po tym, jak zajmował się Rin. Nie mógł być aż tak zimny, jak to wszystkim pokazywał. Gdybyś tylko znała przyczynę, dla której większość yokai tak postępuje. W końcu nie wszystkie takie były...
   W tym momencie doznałaś olśnienia.
- To przez tego hanyou? - spytałaś cicho.
  Sesshoumaru widocznie zdziwiło to pytanie. Nieznacznie zwrócił głowę w twoją stronę.
- Aż tak go nienawidzisz? - Zacisnęłaś pięści ze wzbierajacej się w tobie złości. - Do tego stopnia, że nie chcesz popełnić tego samego błędu?
- O czym ty mówisz?
- Myślałeś, że o tym nie wiem? Jaka ja byłam głupia.
  Sesshoumaru miał młodszego brata, Inuyashę, jednak wspólnego mieli tylko ojca. Matką Inuyashy była zwykła kobieta, z taką też związał się on sam. Wiedziałaś o wielkiej niechęci, jaką bracia do siebie pałali, ale nigdy nie pomyślałaś, że bliskie stosunki tego drugiego z ludźmi mogą być główną przyczyną konfliktu.
- Podważasz moją inteligencję, podczas gdy sam kierujesz się takim... takim... A diabli wiedzą, czym się kierujesz! - Zerwałaś się na równe nogi, sama zdziwiona tym, jakim tonem to powiedziałaś.
- Za dużo sobie pozwalasz.
    Sesshoumaru również się podniósł, stając przodem do ciebie. Choć przed chwilą przepełniona byłaś wielką złością i odczówałaś zawód jego osobą, zaczynałaś żałować, że poruszyłaś temat jego brata.
- Sesshoumaru-sama...?
- Zdajesz sobie sprawę do kogo mówisz?
    Zaprawdę, gdyby tylko umiał z pewnością przebił by cię tym przenikliwym wzrokiem na wylot.
- Wybacz mi. - Ukłoniłaś się głęboko, licząc na to, że zaraz ochłonie. - Niepotrzebnie się uniosłam. Jeśli tylko pozwo...
- Odejdź - przerwał ci odwracając się.
   Sesshoumaru jeszcze nigdy cię nie odsyłał, a skoro już to zrobił wiedziałaś, że naprawdę przeholowałaś.
- A... Ale...!
- Zejdź mi z oczu!
    Nie miałaś odwagi, by spojrzeć na niego. Cicho przeklnęłaś pod nosem i z płaczem uciekłaś z tego miejsca. Tak bardzo się starałaś, a teraz... Czy wszystko przepadnie?
    Zatrzymałaś się dopiero spory kawał drogi stamtąd. Pochyliłaś się i oparłaś dłonie na kolanach, próbując złapać oddech.
 Czułaś się niewyobrażalnie źle przez to, co niedawno zeszło. Byłaś wściekła na siebie za to, jak postapiłaś. Jednocześnie czułaś też żal do Sesshoumaru. Zaczęłaś zastanawiać się, czy naprawdę warto było poświęcać mu tyle czasu.
    Wyprostwałaś się, słysząc za sobą szelest trawy. Twoim oczom ukazało się troje mężczyzn. Byli niechlujnie ubrani i uśmiechali się do ciebie. W uśmiechu tym nie było jednak ani kszty życzliwości. Był obleśny. Dopiero teraz rozejrzałaś się po okolicy. Znałaś to miejsce. Kiedy byłaś młodsza, często bawiłaś się w tych zaroślach razem z innymi dziećmi. Do wioski było stąd wystarczająco daleko, by twój niepokój wzrósł. Mężczyźni na sto procent nie mieli wobec ciebie dobrych intencji. Cofnełaś się o krok, skupiając się już tylko na nich.
- Kim jesteście? - spytałaś, starając się powstrzymać drżenie głosu.
- Jedynie biednymi podróżnymi, panienko. - odpowiedział jeden z nich. Jego towarzysze zaśmiali się parszywie. Jeden wydobył z torby nóż. - Co taka śliczna kobieta robi sama w takim miejscu?
- Właśnie wracam do domu... Nie zbliżaj się! - krzyknęłaś, gdy postąpił kilka kroków ku tobie.
- Nie bój się, nie zrobimy ci krzywdy.
  ,,Akurat!" Pomyślałaś, z każdą chwilą czując się coraz mniej pewnie.
- Niczego nie mam! - wykrzyknęłaś zgodnie z prawdą, powoli wycofując się.
   Patrzyłaś na nich z przerażeniem. Nie miałaś niczego do obrony, a nawet gdybyś próbowała, to nie przewyższałaś ich siłą. Ucieczka również nie była najlepszym wyjściem, ponieważ yukata utrudniała by ci bieg, ale to właśnie w niej pokładałaś całą swoją nadzieję.
- Każdy ma coś do zaoferowania. - Zaśmiał się jeden z bandytów.
    Nie miałaś nic do stracenia. Obróciłaś się i pobiegłaś ile sił w nogach, byle jak najdalej od nich. Mężczyźni zareagowali szybko. Już po paru metrach pochwycili cię i przewalili na ziemię. Szarpałaś się, kiedy usiłowali rozwiązać twoją yukatę. Jedyne, co mogłaś zrobić, to krzyczeć. Jednakże kto mógłby usłyszeć cię w takim miejscu? Mogłaś jedynie liczyć na cud, że twoje nawoływanie pomimo wszystko coś da.
  Siły powoli opuszczały twoje ciało. Miałaś dość. Nadal próbowałaś wyrwać się bandytom. Ostatnia prośba o litość została przerwana siarczystym policzkiem. Nagle mężczyzna, który najbardziej się tobą ,,zajmował" wydał z siebie dziwny dźwięk, jakby coś sprawiło mu ból. Bezwładnie opadł na twoje nogi. To samo spotkało wkrótce pozostałą dwójkę. Będąc w szoku zaczęłaś czołgać się do tyłu. Dopiero teraz emocje naprawdę dały o sobie znać. Szybko stanęłaś na równe nogi i podtrzymując ubranie, zanosząc się szlochem pobiegłaś przed siebie, nie mając odwagi, by spojrzeć za siebie. Momentalnie ktoś chwycił cię od tyłu i przyciągnął do siebie. Zaczęłaś się szarpać, kiedy nagle zdałaś sobie sprawę, że znasz zapach tej osoby.
    Sesshoumaru jedną ręką gładził twoje włosy. Drugą zamknął cię w niedźwiedzim uścisku. Wszystko to z niemalże rodzicielską troską. Wciąż przestraszona wtuliłaś się w niego, zapominając o wcześniejszej sprzeczce. Ostatecznie wcale nie przestałaś go przez to kochać.
- Już dobrze. - Usłyszałaś spokojny głos. - Nic ci nie zrobią.
- Se-Sesshoumaru... - chlipnęłaś.
   Yokai westchnął, wyraźnie poirytowany zmianą twojego nastawienia. Zaprzestał pieszczot i odchylił ci głowę tak, abyś nie mogła dalej chować jej w futrze, które nosił na ramieniu. Dłonią przetarł spływające po policzkach łzy. Zadrżałaś czując na skórze jego pazury. Jedną z tych niewielu rzeczy, które odróżniały go od człowieka.
- Dlaczego? - spytałaś. - Nie jesteś na mnie zły?
- Gdybym zawsze miał cię traktować tak, jak się czuję, już dawno zostałabyś inwalidą.
    Prychnęłaś mimowolnie, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Oto cały Sesshoumaru. Szczery do bólu.
- Aż tak nieznośna jestem?
- Nawet nie wiesz, jak bardzo.
   Cofnął się o krok. Poprawił ubranie, jakie pogniecione bez ładu wisiało na tobie i przewiązał je pasem, który musiałaś zgubić podczas próby ucieczki.
- Jest późno, powinnaś wrócić do domu.
   Mówiąc to obrócił głowę, jakby chciał ci pokazać, że jest mu to obojętne, po czym chwycił za dłoń i pociągnął za sobą. Posłusznie podążyłaś za nim. Wewnątrz ciebie rozgrywała się prawdziwa burza emocji. Sesshoumaru jeszcze nigdy nie był z tobą tak blisko. To był pierwszy raz, kiedy to on wykonał krok, a nie ty. Czyżby naprawdę zaczęło mu na tobie zależeć? Na tę myśl miliony motyli trzepotało w twoim brzuchu. Być może to ten nieprzyjemny incydent wywołał u niego jakieś wyrzuty sumienia, za to, jakie dotąd miał do ciebie podejście. Ale musiał być w pobliżu, inaczej nie byłby w stanie cię uratować. W tej chwili nie mogłaś niczego sensownego wywnioskować. Miałaś zbyt wiele przeżyć jak na jeden dzień.
  Wokół było już ciemno, jedyne źródło światła stanowił księżyc. Bezchmurne niebo pokryło się niezliczoną liczbą gwiazd. Z zachwytem przyglądałaś się im, czując, jak ciepły, letni wiatr delikatnie muska twoją twarz. Było spokojnie, a ciszę od czasu do czasu przerywały jedynie odgłosy nocnych zwierząt.
- Jak myślisz, [Imię]-san - spytał nagle Sesshoumaru. - Czy właśnie to ludzie nazywają miłością?
  Serce zabiło ci mocniej. Przez chwilę zastanawiałaś się, co konkretnie mógł mieć na myśli. W końcu uśmiechnęłaś się pod nosem, mocniej ściskając jego dłoń.
- Wiesz, wydaje mi się, że tak.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top