Matsuda Touta

Tego dnia słońce świeciło bardzo mocno, rzucając promienie na szare budynki. Był początek wiosny. Ledwo zauważalna w mieście przyroda ponownie, jak co roku rodziła się do życia. Zresztą, nie tylko ona...
Matsuda miał wolne. Postanowił sprawić ci przyjemność i zaprosił do kawiarni. Często robił takie niespodzianki. Mogliście wtedy spokojnie porozmawiać i nacieszyć się swoją obecnością. Tym razem jednak miałaś mu do przekazania ważną wiadomość. Bałaś się jego reakcji. Nie wiedziałaś, jak to odbierze. Pomimo wieku często zdarzało mu się zachowywać jak dziecko. Nawet po tym co przeszedł nic a nic się nie zmienił. Choć trzeba przyznać, że gdy wina Raito wyszła na jaw, kilka tygodni spędził na głębokich przemyśleniach. To właśnie wtedy spotkałaś go ponownie po tylu latach. Z początku ani trochę nie przypominał tamtego szalonego i niezdarnego chłopaka z liceum. Z czasem jednak wrócił. Znów był wesoły i pełen chęci do życia. Chyba nigdy nie zrozumiesz, jakim cudem przez tyle lat nie znalazł drugiej połówki. Niczego mu nie brakowało. No, może poza logiczniejszym myśleniem. Czasami.
Jasne słońce oświetlało także stolik, przy którym siedzieliście oraz twarz Matsudy. Uśmiechnięty od ucha do ucha opowiadał o tym, co działo się u niego w pracy i pytał o twoją. Był taki kochany. Odpowiadałaś na jego pytania próbując ukryć zdenerwowanie. Nie szło ci to jednak zbyt dobrze.
- [Imię], wszystko w porządku? - spytał z troską.
- Uhm, tak. Dlaczego miało by nie być? - odparłaś szybko i zaśmiałaś się sztucznie.
- Jesteś jakaś nieobecna.
- To pewnie przez zmęczenie. Ostatnio... dużo pracowałam.
- Przed chwilą mówiłaś, że miałaś strasznie mało zleceń. - Patrzył się na ciebie podejrzliwie.
- No taaak... robiłam... porządki w domu... - powiedziałaś pierwszą rzecz, jaka przyszła do głowy. Trzeba bardziej uważać na to, co się mówi.
Mężczyzna pokiwał ze zrozumieniem głową. Dalej próbował cię zagadywać. Ty zaś zastanawiałaś się, czy nie powiedzieć mu tego kiedy indziej, gdy będziecie sami. Chociaż, siedzieliście w odosobnieniu, najbliższa osoba znajdowała się o trzy stoliki dalej. Zresztą nie było to coś strasznego. Chyba.
- Kochanie, co się dzieje?
Chwycił twoją dłoń, którą trzymałaś na stole. Tamtej nocy też cię trzymał w podobny sposób. Przeszył cię przyjemny dreszcz na to wspomnienie.
- Naprawdę nic. - Cofnęłaś dłoń.
- Nie kłam! Widzę, że coś cię trapi. To coś poważnego? - pytał z lekkim przestrachem w oczach.
- No nie wiem...
- Nie mów, że się wstydzisz.
- Nie, znaczy... To...
Wzięłaś głęboki oddech. Musisz powiedzieć to dzisiaj, teraz. Takich spraw się nie odkłada na później. Poza tym chciałaś, żeby się dowiedział jak najszybciej.
- Gdybym przytyła, przestałabym ci się podobać? - spytałaś i od razu ugryzłaś się w język. To nie to miałaś powiedzieć.
- Co ty wygadujesz, zawsze będziesz śliczna... Chwila! Nie zmieniaj tematu!
- W-wbacz.
- Błagam, to już się robi nudne. Jesteś chora? Wyrzucili cię z pracy? To o co chodzi?! - spytał zniecierpliwiony widząc, jak zaprzeczasz.
- Dobrze. Już mówię.
Upiłaś łyk soku i z ciężkim westchnieniem odstawiłaś szklankę na stół.
- Jestem w ciąży.
Miałaś wrażenie, że stukot widelczyka, który upuścił na talerz rozniósł się po całym wszechświecie. Z przewróconej przy okazji filiżanki powoli wylewała się kawa. Zgrabnie wyminęła fałdy powstałe na obrusie i zaczęła skapywać na podłogę. Twój ukochany patrzył na ciebie w osłupieniu, zupełnie jakby tego nie widział.
- Możesz... powtórzyć?
To z pewnością nie była reakcja na dobre wieści. Powtórzyłaś ciszej, spuszczając głowę. Gdybyś wtedy pomyślała, była bardziej ostrożna...
- Jaaa nie wiem, co powiedzieć.
Podniosłaś wzrok. Na jego twarz powoli wkradał się uśmiech. W oczach pojawiły się radosne iskierki. Najwyraźniej ucieszyły go twoje słowa.
- T-touta?
- Nieee. Nie wierzę.
Gwałtownie wstał z miejsca, przewracając krzesło. W mgnieniu oka pojawił się przed tobą. Klęcząc chwycił cię za ramiona.
- Przestań, ludzie się patrzą - zwróciłaś mu uwagę lekko się rumieniąc. Większa część goszczących tam gapiła się na was z dziwnymi minami. Zaprawdę, interesujące mieli widowisko. Ciekawe, co sobie w tamtej chwili pomyśleli.
- Będę... ojcem? Naprawdę?
Jak grochem o ścianę.
- Tak. W sumie, w pewnym sensie już jesteś.
- [Zdrobnienie], ja... Boże! - Przytulił cię mocno. - Tak się cieszę!
Jeszcze nigdy nie widziałaś go takiego szczęśliwego. Jakby milon wygrał. Obawiałaś się, że będzie zrozpaczony lub coś w tym stylu, bo wcale nie planowaliście dziecka, a tu proszę.
- Touta... - poczułaś, że w każdej chwili możesz się rozpłakać.
Spojrzał na ciebie maślanym wzrokiem.
- Tak, kochanie?
Zamrugałaś kilka razy, żeby powstrzymać gromadzące się w kącikach oczu łzy.
- Trzeba się ogarnąć, Touta - powiedziałaś patrząc na niego z uśmiechem. - Teraz to już naprawdę poważna sprawa.
- Oczywiście! - stanął szybko na nogi i otrzepał kolana z nagromadzonego na podłodze brudu - Będę najlepszym ojcem na świecie! Obiecuję! - Przyłożył sobie dłoń do serca.
Parsknęłaś śmiechem.
- C-co cię tak śmieszy? - spytał lekko speszony.
- Przede wszystkim najpierw dorośnij, Matsuda.
- A, uhm. Też prawda... hehe.
Postawił krzesło na miejsce i ponownie na nim usiadł. Dopiero teraz zauważył wpatrzonych w niego ludzi. Uśmiechnął się głupkowato w kierunku gapiów.
- [Imię], nie chciałabyś może pójść gdzieś indziej?
Zaśmiałaś się. Widocznie było mu głupio.
- Jasne. Pewnie chciałbyś pochwalić się przed kolegami.
- Racja! Aizawa mi nie uwierzy.
Wstał z miejsca, zasunął swoje krzesło i podszedł do ciebie.
- Oby uwierzył, bo coś czuję, że będziesz u niego brał lekcje - rzuciłaś żartobliwie, również wstając.
- Hehe, kto wie.
Matsuda zostawił gotówkę na stoliku. Wzięłaś go pod ramię i wyszliście uśmiechnięci od ucha do ucha.

Co było później?

(Naprawdę nie musisz tego czytać. To tylko efekt mojego chorego humoru (aut.))

Aizawa z początku rzeczywiście nie chciał wam uwierzyć. Gdy zaś uwierzył, był naprawdę dumny z twojego wybranka (no i oczywiscie ciebie), bo bał się, że już nigdy nie ustatkuje się i sam pobiegł obwieścić dobrą nowinę innym pracownikom. Mało tego, uparł się, by towarzyszyć ci przy pierwszym USG. Jak się okazało, jego obecność przydała się. Matsuda zemdlał ze szczęścia i rola Aizawy ograniczyła się do ocucania rozanielonego kolegi.

Dobrej nocy! Mam nadzieję, że spodobało się i nikt nie planuje zamachu na moją osobę (^^') W przygotowaniu już nowa część, z postacią nieco odmienną od dotychczasowych. Jeśli ktoś oglądał Nurarihyon no Mago: Sennen Makou, może domyśli się, o jaką odmienność może mi chodzić ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top