Lovino ,,Romano" Vergas (Włochy Południowe)
Historia na prośbę __Kazu-Chan__ Tak jak prosiłaś, postarałam się zrobić z bohaterki tsundere i liczę, że mi wyszła :) Jest raczej z typu tych nieszkodliwych, żeby Romano nie musiał mieć przez nią traumy ;)
Zdyszana wbiegłaś do szkoły, omal nie przewracając stojącej przy wejściu koleżanki. Nie tracąc cennego czasu rzuciłaś jej krótkie ,,przepraszam" i pognałaś na piętro, gdzie miała odbywać się twoja znienawidzona lekcja. Być może bardziej byś ją lubiła, gdyby nie przekochana pani nauczycielka, która z miłości do uczniów niemal każdego dnia zatrówała ich życie. Po drodze zerknęłaś na zegar ścienny. Zostały ci cztery minuty. Nie jest tak źle.
Na szczycie schodów zatrzymałaś się, próbując uspokoić oddech. Twojej koleżanki z ławki na pierwszej ma nie być, więc trzeba będzie się do kogoś dosiąść. Za żadne skarby nie możesz siedzieć teraz sama, bo staniesz się zbyt łatwym kąskiem dla nauczycielki. Ona zawsze bierze na celownik osoby ,,samotne", jakby brak towarzysza niedoli sam w sobie nie był już wyjątkowo przykrym.
Poprawiłaś rozczochrane przez bieg włosy i szybkim krokiem poszłaś do sali lekcyjnej. Przestąpiwszy drzwi rozejrzałaś się, szukając kogoś bez pary. Już na starcie skreśliłaś pierwszy rząd. Nie ma mowy, abyś usiadła na pełnym widoku. Powędrowałaś wzrokiem dalej, a ten odnalazł tylko jedno wolne miejsce obok Lovino. Przegryzłaś nerwowo wargę, nie odrywając wzroku od chłopaka. Tego dnia los najwyraźniej postanowił się z tobą pobawić.
To nie tak, że nie lubiłaś chłopaka, wręcz przeciwnie. Choć miał ciężki charakter, był jednym z nielicznych przystojniaków w klasie (przynajmniej twoim zdaniem) i znaliście się już w podstawówce. Mieliście naprawdę dobry kontakt, ale kiedy po dłuższej przerwie spotkaliście się w liceum, pojawiła się między wami tajemnicza bariera, wprowadzająca w większość rozmów kłopotliwą niezręczność. Nie wiesz jak, nie wiesz czemu, ale jakoś tak wyszło.
W tamtej chwili nie miałaś za dużo czasu na podjęcie decyzji. Wóz albo przewóz. ,,Przecież mnie nie zje" - pomyślałaś i pewnym krokiem podeszłaś do jego ławki.
- Zajęte?
Wyraźnie znudzony życiem kawaler podniósł leżącą na ławce głowę. Na twój widok jego oczy zaiskrzyły i momentalnie się rozbudził.
- N-nie, hej, siadaj.
Szybko przesunął porozrzucane rzeczy na swoją połowę ławki, a nawet odsunął ci krzesło. Nim zebrałaś się na podziękowanie mu, z korytarza doleciał odgłos dzwonka, a wraz z nim do sali wkroczyła nauczycielka. Nie zwracając już uwagi na chłopaka, usiadłaś i w pośpiechu powykładałaś na ławkę potrzebne rzeczy. Odkryłaś wtedy, że zapomniałaś podrecznika. Ze zgrozą uśmiechnęłaś się do otwartego plecaka. Z ogromną nadzieją, że brak książki nie zostanie zauważony przez nieporządaną osobę, jak gdyby nigdy nic otworzyłaś zeszyt i udałaś zainteresowanie lekcją. Wszystko było w porządku, dopóki nauczycielka nie rozkazała zrobić samodzielnie notatkę. Wysyłając w myślach różnorodność przekleństw pod jej adresem, nachyliłaś się do chłopaka.
- Ej, Romano. Mogę? - szepnęłaś, wskazując palcem na podręcznik.
- J-jasne. Zapomniałaś? - spytał, przesówając go na środek ławki.
- Nie, zjadłam, wiesz?! Gdzie to jest?
Nachyliłaś się, szukając odpowiedniego fragmentu. Chłopak zrobił to samo, pokazując ci właściwe miejsce. Miał takie ładne, smukłe dłonie... Stop, co to za myśli?
- Mam rozumieć, że rozmawiacie na dzisiejszy temat?
Gwałtownie wyprostowaliście się w tym samym czasie. Nauczycielka patrzyła na was, sprawiając w ten sposób, że to samo zrobiła również część klasy.
- O-oczywiście - wydukałaś.
- A to co? - Wskazała palcem na podręcznik. - Oszukujemy, tak? Przyznawać się, czyj to?
Nim zdążyłaś się odezwać, zrobił to za ciebie Lovino. Byłaś na tyle zdziwiona, że w żaden sposób na to nie zareagowałaś.
- Jej.
- Widzę, że pan Vergas koniecznie chce obniżyć swoją ocenę. Bardzo ładnie - powiedziała z przekąsem. - Oby tak dalej.
Podeszła do swojego biurka mocnym krokiem, głośno uderzając obcasami o podłogę. Lovino jedynie patrzył na nią spode łba. Chciałaś wyjaśnić sytuację, ale kiedy podnosiłaś rękę, złapał ją i obdarzył cię wzrokiem wyraźnie mówiącym, żebyś tego nie robiła.
Po chwili ciszy, jaka nastąpiła w klasie, kobieta ponownie przemówiła.
- Już myślałam, że przemyślałeś pewne rzeczy, ale jak widać pokładam w was za duże nadzieje. Daję ci ostatnią szansę. Niech będzie tak: przygotujesz prezentację z nowego tematu i przedstawisz nam go na następnej lekcji, a [Imię] ci w tym pomoże. Bez dyskusji. Oceny was obojga pozostawiają wiele do życzenia. Jeśli się postaracie, może zapomnę o dzisiejszej sytuacji.
Do końca lekcji nie odezwałaś się ani słowem. Czułaś się winna przed kolegą. W życiu nie pomyślałabyś, że weźmie winę na siebie. Szczególnie, że, jak wspomniała nauczycielka, jego oceny wcale nie były dobre. Że też dzisiaj musiałaś zapomnieć tego głupiego podręcznika.
W końcu z korytarza dało się słyszeć wybawczy dzwonek. Jak na zawołanie rozległy się rozmowy i szuranie odsówanych krzeseł. Zgarnęłaś do plecaka rzeczy i zwróciłaś się do chłopaka. Było ci bardzo głupio, co oczywiście starałaś się za wszelką cenę zamaskować.
- Ehm, dzięki.
- Hm?
- Noo, dzięki, że mnie kryłeś.
- Nie ma spra...
- Ale wcale nie musiałeś tego robić. Wiesz, nie jestem jakimś tchórzem i nie boję się tej baby. A miałeś u niej zagrożenie... Nie, żeby jakoś szczególnie mnie to obchodziło. Więc na przyszłość lepiej martw się o siebie. Umiem sobie sama poradzić. No.
Zostałaś obdarzona pustym, pozbawionym wyrazu wzrokiem. Może trzeba było poprzestać na samym podziękowaniu? Chyba nie powiedziałaś niczego niewłaściwego?
- Jasne.
Zarzucił plecak na ramię i wyszedł na korytarz. Świetnie, jeszcze brakowało, żeby się obraził.
- W taki sposób to ty nigdy nie będziesz miała chłopaka. - Jak spod ziemi wyrosła za tobą niewysoka brunetka.
Znowu się zaczna.
- O co ci chodzi?
- Z takim tekstem wyjeżdżać do chłopaka, który cię broni? Są lepsze sposoby, żeby pokazać, że ci na nim zależy.
- C-co ty sugerujesz? Cze-czemu miałoby mi na nim zależeć? I niby co ja takiego powiedziałam?!
- W ogóle nie znasz się na facetach. Ale ja znam się na tobie - Z zadziornym uśmiechem puściła do ciebie oczko. - i wiem, że nigdy się do takich rzeczy nie przyznasz. Pewnie związek też byś przede mną ukrywała, co?
- Jeszcze jedno słowo...!
- Coś mnie ominęło?
Spóźniona koleżanka podeszła do was w momencie, gdy uniosłaś dłonie, gotowa na ewentualne podduszanie rozmówczyni.
- Hah, nie było cię to nie wiesz. Zgadnij z kim dzisiaj usiadła [Imię]!
- Milcz... - Zgromiłaś ją wzrokiem.
- Lo-vi-no!
- Żartujesz! - wykrzyknęła nowoprzybyła.
- Zamkniecie się!?
- I co z tym? - Dziewczyna usiadła z brzegu ławki, poprawiając spódnicę.
- Nasza sierotka zapomniała dzisiaj...
W taki sposób zaczęła opowiadać o pierwszej lekcji, jak to Lovino rzekomo ciągle na ciebie zerkał i jak brutalnie uraziłaś jego męską dumę.
- No to ładnie, ale serio, nie mogłaś wybrać lepiej? - Właścicielka spódnicy spytała pretensjonalnym głosem.
- Pragnę ci przypomnieć, że... - próbowałaś odpowiedzieć.
- Daj spokój, doskonale wiemy, że to przez twojego chłopaka go nie lubisz. - Zwróciła jej uwagę czarnowłosa.
- Wcale nie. Ten chłop ma problem z całym światem. Do wszystkich się przywala, a potem kwiczy w kącie, jak ktoś mu odda. To chyba nie jest normalne, że jest miły tylko dla dziewczyn? Poza tym spójrz na jego rodzinę. Feliciano to totalny przegryw. A ten jego kuzyn, ten Francis, brrr, okropny.
- Ja tam takich lubię...
- Ja nie mogę, dlaczego jesteście dzisiaj takie upierdliwe?! Jedna porzuca mnie na pastwę losu, druga chce na siłę zeswatać z kimkolwiek nie porozmawiam!
Ledwo to powiedziałaś, przyszła do ciebie wiadomość SMS.
,,Zejdziesz na dół na długiej przerwie? Trzeba ustalić co z prezentacją."
Prawie o tym zapomniałaś. Dobrze, że wysłał ci to własnie teraz. To była twoja szansa na ucieczkę. Szybko odpisałaś, że zaraz go znajdziesz i bez słowa odeszłaś od koleżanek.
- Ej, gdzie idziesz?
- Tam, gdzie nikt nie będzie truł mi dupy.
♡♡♡
Tak, jak ustaliliście w szkole, spotkaliście się po lekcjach w domu chłopaka. Choć znaliście się od dawna, pierwszy raz miałaś okazję go odwiedzić. Byliście sami. Feliciano poszedł z przyjacielem na trening, więc spokojnie mogliście skupić się na prezentacji. Szkoda tylko, że ani odrobinę nie chciało wam się jej robić.
- Sorry za bałagan, nie spodziewałem się, że ktoś mógłby przyjść. - Speszony tragicznym stanem pokoju chłopak podał ci kubek z wodą. Jak wcześniej zdążył się przyznać, nic innego do zaoferowania nie miał.
- Nic się nie stało. Właściwie to dosyć do ciebie podobne.
Upiłaś łyk wody i odstawiłaś kubek na biurko. Lovino prychnął, słysząc twoje słowa, ale nie skomentował ich. Usiadł na obrotowym krześle przodem do łóżka, na którym przycupnęłaś. Przekartkował podręcznik, pomęczył się chwilę nad jedną ze stron, po czym z jawną irytacją go zatrzasnął.
- Ogarniasz ten temat?
- Trochę poczytałam na wf-ie i chyba mam pomysł, jak to rozłożyć.
- Dajesz.
W skrócie wyjaśniłaś mu swój plan. Chłopak nie zgłosił żadnych uwag, praktycznie od razu zgodził się na jego realizację, zapewnie nie chcąc niepotrzebnie przemęczać swoich szarych komórek. Udostępnił ci komputer, a sam zajął się zamawianiem pizzy, bo na głodno pracować się przecież nie da.
Trzeba przyznać, że choć obawiałaś się tej współpracy, atmosfera między wami była w miarę luźna i nie odczówałaś zbytniego dyskomfortu. Opracowałaś większość tekstu, zostawiając Lovino wygląd prezentacji. W międzyczasie powspominaliście dzieciństwo, co wprowadziło cię w bardzo dobry humor. Było miło, ale miałaś wrażenie, że pizza, którą przywieziono z półgodzinnym opóźnieniem, trochę to wszystko nadpsuła.
Jedliście siedząc na podłodze. Pech chciał, że w pewnym momencie kawałek warzywa spadł ci za dekolt. Oczywiście nie mogłaś pozwolić mu tam zostać i odchyliłaś lekko koszulkę, żeby móc go wyjąć. W tym samym czasie Lovino sięgał po coś, co leżało na nocnej szafce za twoimi plecami. W ten sposób, chcąc nie chcąc, odruchowo spojrzał nie tam, gdzie trzeba.
- Gdzie się gapisz?! - krzyknęłaś zauważając to.
Odepchnęłaś go z całej siły, omal nie przewracając na ziemię.
- Pogięło cię?! - Lovino spytał z wyrzutem, łapiąc się za obojczyk.
- Prze-przepraszam, ale to twoja wina! Gdybyś się nie gapił...
- To był przypadek! Nie chciałem cię zawstydzić.
- Wcale się nie wstydzę!
Z cichym fuknięciem odwróciłaś głowę. Spojrzałaś na niego dopiero po chwili, gdy twoje emocje opadły. Chyba trochę cię poniosło.
- Nie gniewasz się? - spytałaś niepewnie.
- Nie. Wracajmy do pracy.
Nie wyglądał, jakby kłamał. Z ulgą przystałaś na jego propozycję i pomogłaś posprzątać po jedzeniu.
Z prezentacją udało się wam wyrobić w terminie. Nauczycielka zdawała się być zadowolona z waszej współpracy i dała za nią dobrą ocenę. W żaden sposób nie zmieniło to twojego podejścia do niej, lecz musiałaś przyznać, że dzięki tej wiedźmie na nowo udało ci się zbliżyć z Lovino.
Chłopak coraz częściej zachęcał cię do wspólnego spędzania czasu, a także zaczął odprowadzać po lekcjach do domu. Miałaś też wrażenie, że przestał interesować się innymi dziewczynami w takim stopniu, jak to było dotychczas. Twoje koleżanki zrobiły się przez to jeszcze bardziej nieznośne, co ciężko było ci zignorować. Nie chciałaś się do tego przyznawać, jednak w jednym byłaś z nimi zgodna: Lovino bardzo ci się podobał i cieszyłaś się z zachodzących między wami zmian.
Któregoś razu, gdy wracaliście ze szkoły, zatrzymał was pewien młody mężczyzna.
- Romano, dawno się nie odzywałeś! - zawołał na powitanie, podbiegając do was z uśmiechem na ustach. Zdziwiłaś się, bo niewiele osób zwracało się w ten sposób do Lovino. - Ostatnio obiecałeś, że wpadniesz na mecz i nie przyszedłeś! Mogłeś chociaż zadzwonić. Przedstawisz mi tę piękność? - Tu spojrzał na ciebie i puścił oczko.
- Ogarnij się debilu. [Imię], to Antonio, znajomy. - Lovino zdawał się nie być zadowolony z tego spotkania.
- [Imię], bardzo ładne, pasuje do ciebie.
- Ta, dzięki - wydukałaś. Ten mężczyzna był naprawdę przytłaczający.
- Wracacie ze szkoły? Właśnie szedłem do Francisa, zaproponował mi wyjście. Romano, może dołaczysz do nas później? Dawno niczego razem nie robiliśmy.
- Nie skorzystam. - Chłopak wyraźnie ledwo trzymał nerwy na wodzy. Antonio albo tego nie zauważył, albo zwyczajnie zignorował, bo dalej nawijał w najlepsze.
- No weź, nie bądź takim odludkiem. Napiszę ci, gdzie będziemy. Możesz też wziąć [Imię], będzie weselej.
- Zostawię was, zaraz powinnam być w domu. Nie przeszkadzajcie sobie. To do jutra.
Powiedziawszy to szybko zniknęłaś za najbliższym budynkiem, nie zwracając już na nich uwagi. Tak, może troszeczkę spanikowałaś, jednak miałaś prawo czuć dyskomfort w obecności nad wyraz otwartego człowieka, który przy pierwszych minutach znajomości proponuje ci wyjście. Byłaś zawiedziona, nie mogąc wrócić z Lovino, ale rozmowa staczała się na niebezpieczne tory i wolałaś dalej nie brać w niej udziału. Zresztą, tak czy siak odmówiłabyś uczestnictwa w spotkaniu. Nasłuchałaś się wielu nieciekawych opinii o wspomnianym Francisie, przez co wolałaś uniknąć kontaktu z nim. To wcale nie tak, że się cykałaś. Po prostu w życiu trzeba być ostrożnym. I tyle.
Nie poszłaś jednak do domu, jak to powiedziałaś. Coś cię podkusiło, żeby ich podsłuchać. Antonio ciągle o czymś głośno nawijał, a ty nie odeszłaś daleko. To była dobra okazja, żeby dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Sprawiał wrażenie, jakby był bardzo blisko z Lovino, pewnie znali się od dawna. Wytężyłaś słuch, pozostając ukryta za ścianą jakiegoś sklepu.
- ...Romano, Romano, z takim podejściem nigdy nie znajdziesz dziewczyny. - Doprawdy, ile razy słyszałaś już takie teksty w odniesieniu do siebie? - Ale przyznasz, że naprawdę ładna ta twoja koleżanka? - W odpowiedzi rozległo się niewyraźne bormotanie. - Haha, czy mi się zdaje, czy ty...?
- Nie, nie bujam się w niej, palancie!
Drgnęłaś, słysząc z jaką gwałtownością to powiedział. Antonio próbował jeszcze się z nim droczyć, przez co jeszcze bardziej zdenerwował chłopaka.
- Nie! I wcale mi się nie podoba! Zajmij się swoimi sprawami, do cholery!
Widział w tobie tylko koleżankę z klasy. Tylko tyle. Domyślałaś się tego wcześniej, a jednak słowa te sprawiły ci ból.
Zirytowana i dziwnie smutna szybko odeszłaś, nie chcąc słyszeć dalszej rozmowy. Dowiedziałaś się już zanadto.
Wieczorem Lovino napisał do ciebie, przepraszając za Antonia. Wytłumaczył, że w dzieciństwie spędzał z nim bardzo dużo czasu i facet zawsze był jakiś dziwny. Wiadomości przychodziły jeszcze przez kilka minut, ale nie sprawdzałaś ich. Nie miałaś humoru na dalsze czytanie o ,,nienornalności" mężczyzny.
Przez cały następny szkolny dzień nie odezwałaś się do Lovino ani słowem. Chyba zauważył, że byłaś nie w sosie i zagadał do ciebie dopiero po zajęciach. Tradycyjnie pozwoliłaś odprowadzić się do domu oraz starałaś się w miarę normalnie prowadzić rozmowę, co niezbyt ci wychodziło. Za tamte podsłuchane słowa czułaś do niego lekką urazę.
- Czemu wczoraj nie odpisałaś? - Nadeszło jedno z najbardziej przewidywalnych pytań.
- Nie mogłam.
- Co to znaczy, że nie mogłaś? - spytał poirytowany.
- No nie mogłam.
Milczał przez chwilę, uważnie mierząc cię krytycznym wzrokiem. Udawałaś, że wcale tego nie widzisz.
- Co się stało?
- Nic.
- Nie rób ze mnie idioty, przecież widzę.
- Jak mówię, że nic, to nic! Skończ już.
Przyspieszyłaś kroku, zostawiając go w tyle. Po chwili dogonił cię i złapał za rękę, przytrzymując w miejscu.
- Może to jeszcze moja wina?
Przechodząca obok starsza pani spojrzała na was zaciekawionym wzrokiem. Świetnie, jeszcze brakowało ci gapiów.
- N-nie. Po prostu... Cholera, nie zwracaj na to uwagi!
- Jak mam nie zawracać uwagi, skoro cały dzień chodzisz jak chmura burzowa?
Widać było, że twój stan nie jest mu obojętny. Doceniałaś to, że się martwił. Nie mogłaś jednak powiedzieć mu prawdy. Nie dałabyś rady.
- To wcale ciebie nie dotyczy. - Mówiąc to starałaś się patrzeć prosto w jego oczy. - Chyba mam prawo po prostu mieć zły humor?
- Nie.
Chłopak zaszedł ci drogę. Rzadko miewał na tyle poważny wzrok.
- Nie lubię widzieć, jak się smucisz.
- Nikt cię nie zmusza.
Chciałaś go wyminąć, na co ci nie pozwolił.
- Jeśli masz jakiś problem, to po prostu powiedz. Będzie ci lżej.
- Doceniam twoją troskę, ale naprawdę nie mam ci nic do powiedzenia.
- Kłamiesz.
- Romano, błagam, daj mi wreszcie pójść do domu.
Zdawać by się mogło, że wreszcie odpuścił. Przeliczyłaś się. Już chciałaś odejść, kiedy ponownie tego dnia cię zatrzymał.
- Poczekaj.
Westchnęłaś przeciągle, wyrywając z jego uchwytu rękaw ubrania.
- Co znowu?
- Jest coś, o czym musimy... chciałbym porozmawiać. Teraz.
- Możesz potem zadzwonić...
- Nie. Gdyby nie twoje humory, to zrobiłbym to już w szkole - powiedział z wyrzutem.
Jego postawa wyraźnie mówiła, że za nic nie odpuści. Nie miałaś innego wyjścia, jak tylko wyrazić zgodę. Czy to coś związane z wczorajszym spotkaniem?
Chłopak poruszył wargami, gotowy coś powiedzieć, czego jednak nie zrobił. Poczerwieniały na twarzy przez chwilę wiercił się w miejscu, nie mogąc zebrać słów. W końcu zdobył się na dwa, których ani trochę się nie spodziewałaś.
- Zamknij oczy.
- Po co? - spytałaś, prychając rozbawiona tym rozkazem.
- Będzie mi łatwiej.
- Ale co łatwiej?
- Po prostu to zrób!
- Dobra, dobra, nie unoś się tak.
Niezbyt chetnie, ale wykonałaś prośbę. Przez chwilę nic się nie działo. To było strasznie irytujące. Gdyby nie ten cały cyrk, mogłabyś spokojnie upijać smutki w ulubionym napoju, siedząc na swoim łóżku z telefonem w ręku. Miałaś zamiar wygarnąć to chłopakowi, kiedy zostałaś złapana za ramiona i poczułaś ciepły dotyk na ustach.
Niemal od razu szarpnęłaś się do tyłu, patrząc wybałuszonymi oczyma na zawstydzonego chłopaka. W pierwszej chwili nie byłaś w stanie nic więcej zrobić. Sytuacja, w jakiej się znalazłaś, była dla ciebie zbyt dużym zaskoczeniem.
- Czy ty właśnie...?! - wydusiłaś w końcu.
- Pewien debil dał mi wczoraj mądrą lekcję życiową - oświadczył czerwony jak pomidor, jednakże pewnym siebie głosem. - Musiałem coś w końcu zrobić.
- Ale chwila! Czekaj. Ty... czemu? Czy ty... No ten... - zaplątałaś się w słowach.
- Podobasz mi się.
Co się stało z tym zamkniętym w sobie Romano? Wczoraj go podmienili czy jak?
- Naprawdę?
- Na niby! Co to za pytanie?
- Myślałam, że... Nie ważne, nie interesuj się!
Jeszcze brakowałoby, żebyś przyznała się do podsłuchiwania.
- W każdym razie chcę wiedzieć, na czym stoję. - Wziął głeboki wdech, próbując zachować względny spokój. - Chciałabyś zostać moją dziewczyną?
Od tego wszystkiego miałaś straszny mętlik w głowie. Nawet nie próbowałaś stawiać oporu, kiedy chłopak zapobiegawczo złapał cię za nadgarstki, choć w innej sytuacji pewnie byś się mu wyrwała. Zsunął palce niżej, finalnie łącząc wasze dłonie.
- A więc? - dopytywał wyraźnie niecierpliwy.
- Uważasz, że tak po prostu dam ci odpowiedź?
- Odpuść, i tak się denerwowałem!
Co robić, co robić? - myślałaś gorączkowo, szukając zaczepnego punktu dla oczu. Zgodzić się, tak zwyczajnie? Jak by to wyglądało?
- Ja... muszę pomyśleć. Odpowiem ci jutro.
Nie był z tego powodu zadowolony.
- Masz powiedzieć mi teraz.
Zaraz, jakim prawem mówi ci, co masz robić? Masz pełne prawo do namysłu. Niedoczekanie jego!
- Powiedziałam, że jutro, to jutro! Myślałam, że jesteś wystarczająco mądry, żeby to zrozumieć. Muszę pomyśleć! W ogóle co to za pomysł, żeby mówić mi to w takim miejscu? Dla takich wyznań potrzeba atmosfery! W ogóle się nie postarałeś.
Swoim pouczeniem wyraźnie speszyłaś chłopaka, który stał sztywno niczym słup.
- Niech ci będzie - odpowiedział.
- Super.
Odeszłaś bez pożegnania, mając nadzieję, że nie powiedziałaś niczego niewłaściwego. Zastanowiło cię, czy aby nie potraktowałaś chłopaka zbyt surowo, jednak już po chwili byłaś przekonana o słuszności swojego zachowania. Jak mu zależy, to zrozumie.
Wieczorem, kiedy czytałaś książkę, usłyszałaś dzwonek swojego telefonu. Okazało się, że to dzwonił Lovino. Dziwne, bo nigdy wcześniej tego nie robił. Miałaś nadzieję, że nie chciał wracać do ostatniej rozmowy. Z szybciej bijącym sercem odebrałaś.
- Hej...
- [Imię], Lovino właśnie powiedział, że cię kocha...! - usłyszałaś głos Antonia, gwałtownie przerwany przez jakiś hałas, prawdopodobnie telefon wyleciał mu z ręki.
Szybko rozłączyłaś się i odrzuciłaś telefon na drugi koniec łóżka, na którym siedziałaś. Położyłaś się na brzuchu, chowając w poduszce twarz, na którą wstąpił dorodny rumieniec. Ty naprawdę byłaś zakochana.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top