Kuroumaru
Idealnie wtapiając się w tłumy ludzi przemierzałaś miasto Ukiyoe, szukając głównej posiadłości Klanu Nura. Byłaś yokai z zachodu. Dotychczas wraz z najbliższymi żyłaś samotnie, oddzielona od innych rodzin, jednakże zgodnie z wolą matki, gdy tylko dorosłaś miałaś dołączyć do innych zmiennokształtnych. Zależało jej na twoim bezpieczeństwie, które miało zagwarantować sprzymierzenie z klanem Nura. Z początku nie zgadzłaś się z jej zdaniem. Od zawsze żyłyście samotnie i nie potrzebowałyście wsparcia innych. Jednak znałaś gniew matki i koniec końców wolałaś wypełnić jej wolę.
Zatrzymałaś się w jednej z mniej ruchliwych uliczek. Wyraźne wyczuwałaś energię wielu yokai. Nie miałaś tylko pojęcia, skąd. Chodziłaś w te i we w te szukając jej źródła. Oparłaś się o jakiś mur i wytężyłaś wszystkie zmysły. Rozmowy, śpiew, niewątpliwie jakaś zabawa. Ostrożnie wychyliłaś się nad mur i rozsunęłaś gałęzie krzaków rosnących pod nim. Ujrzałaś zadbany ogród, w którym znajdowało się kilku yokai. Znalazłaś.
- Kogo my tu mamy, czyżby szpieg?
Poczułaś na plecach metal. Gwałtownie obróciłaś głowę i zobaczyłaś czarnego tengu. Bez chwili namysłu przybrałaś swą demoniczną postać. Odiedziczyłaś po matce zdolność tworzenia iluzji, dzięki czemu umiałaś łatwo zmylić wroga. To jednak nie wystarczy. Wyjęłaś zza pasa obi nóż i zaatakowałaś tengu. Zaczęliście walczyć. Jak się okazało, przewyższał cię w sile. Nie wiadomo jak by to dla ciebie się skończyło, gdyby ktoś wam nie przeszkodził.
- Kuroumaru! Przestań natychmiast!
Nad wami latał jak szalony niewielki tengu. Twój przeciwnik wzniósł się w powietrze obok niego.
- Ojcze?
- Co ty wyprawiasz?!
- Ojcze, ta yokai...
- To córka Yorougumo! Tak witasz nowych sprzymierzeńców?
Kuroumaru spojrzał na ciebie nieco zdezorientowany. Wyglądałaś już normalnie. Poprawiłaś kimono i zlustrowałaś go wzrokiem.
- [Imię], wybacz za zachowanie mojego syna. Przyjmij nasze przeprosiny. - mały tengu skłonił ci się głęboko.
- Nic się nie stało, Karasu Tengu. - odwzajemniłaś ukłon - Macie dobrych strażników.
Bez tworzenia nowych, niepotrzebnych konfliktów podążyłaś za nimi. Weszliście do okazałego, starego domu. Odprowadzana wzrokiem biesiadujących przeszłaś przez podwórze i usiadłaś w miejscu, gdzie nie było wielu osób. Z lekkim uśmiechem obserwowałaś wszystko, próbując zapamiętać nowe twarze. A trochę ich było.
Po pewnym czasie dołączył do ciebie Kuroumaru. Usiadł obok i skupił wzrok na odległym, nieznanym ci punkcie.
- A więc to ty jesteś tym yokai...
- Owszem. - odparłaś.
- Nie spodziewałem się, że będziesz tak wyglądać.
- To znaczy?
- Twoja matka...
- Śmiesz podważać jej urodę? - spytałaś oschle.
Yorougumo była naprawdę szkaradna, jednak by zwabić ofiarę zmieniała formę. Stawała się piękną kobietą, jakiej nikt nie mógł się oprzeć.
- Jak bym śmiał.
- Więc o co chodzi?
- O nic. - mały, roześmiany yokai podał wam dzban sake i przeszedł do następnych gości - Znasz już kogoś z Klanu Nura?
- Nie. Słyszałam jednak o niektórych. O, na przykład o, khm, głupich synach Karasu Tengu. - zachichotałaś w rękaw.
- Ojciec nas tak nazywa, ale jestem świadom, że nigdy nie będę dorównywał jego mądrości, więc ma do tego pełne prawo. - powiedział spokojnie.
Takiej odpowiedzi nie spodziewałaś się. Myślałaś, że będzie zmieszany, wściekły czy coś tego typu. Tymczasem zachował pełną klasę.
- Rozumiem.
Popijając sake ukradkiem obserwowałaś towarzysza. Może i wasza znajomość nie zaczęła się najlepiej, ale moglibyście próbować ją rozwinąć w dobrym kierunku. Wyglądał na porządną osobę. Poza tym potrzebowałaś kogoś, kto pomógł by ci lepiej poznać tutejsze środowisko. On wydawał się być odpowiedni.
- Hehe, Kuroumaru, ty naprawdę? Z damą trunki pijesz?
Obok was pojawił się inny tengu o żółtych skrzydłach, roześmiany od ucha do ucha.
- Tosakamau, jesteś kompletnie pijany. - czarny zrobił zrezygnowaną minę.
- Z damą pije, a brata zostawia? Nieee ładnie. - pogroził palcem i puścił do niego oczko
- To córka Yorougumo...
- Ach! - zrobił wielkie oczy i niezdarnie się ukłonił - Panienka wybaczy! Tosakamaru, syn Karasu Tengu, członek Sa...
Nie usłyszałaś jego dalszej przemowy, gdyż słowa zostały zagłuszone przez tłum, powtarzający sobie nawzajem w kółko ,,Panicz Rikuo przyszedł!". Kuroumaru również wstał, rozglądając się na boki.
- Czas na audiencję. - zwrócił się do ciebie.
Kiwnęłaś głową i poprawiłaś włosy. Tengu zaprowadził cię przed oblicze najwyższego przywódcy.
Odprawiono ceremonię, po której zostałaś oficjalnym członkiem klanu. Nura Rikuo okazał się być młodszym, niż myślałaś, nie wyglądał jednak na słabeusza. Zresztą słyszałaś, że dokonał już wielu chwalebnych czynów. Spytałaś o to Kuroumaru, który oświadczył, że owszem, a nawet trochę ci poopowiadał. Z zainteresowaniem słuchałaś o ważnych wydarzeniach, jakie miały miejsce w klanie oraz bohaterskich czynach jego członków.
- Prawie nikogo jeszcze nie znasz. - przerwał opowiadanie - Powinnaś poprosić kogoś, by pomógł ci się tu odnaleźć i wspierał w razie potrzeby.
- Czyżbyś uważał mnie za słabeusza?
- Dobrze wiesz, że nie to miałem na myśli. - powiedział spokojnie.
- Wiem, wiem... Aaaa kogo byś mi polecił?
Kuroumaru zamyślił się.
- Chyba najlepiej byłoby, gdyby była to kobieta. Może Kejōrō? Yuki Onna ma na głowie przywódcę... ale Kejōrō, hm, obie dużo pomagają pani Wakanie... W sumie ty też byś mogła...
- Kuroumaru.
Spojrzał na ciebie pytająco.
- Podjęłam decyzję - spojrzałaś mu w oczy - Powierzam ci siebie.
- Słucham?
- Zostań moim opiekunem i przewodnikiem tutaj.
Powiedziawszy to skłoniłaś się nisko czekając na jego reakcję. Tengu uklęknął przed tobą. Ujął trzema palcami twój podbródek i uniósł tak, by wasze twarze znajdowały się na tej samej wysokości.
- To będzie dla mnie zaszczyt, [Imię].
Uśmiechnęłaś się mimowolnie i wyprostowałaś. Już nie miałaś się o co martwić. Byłaś pod dobrymi skrzydłami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top