Izaya Orihara

    Ikebukuro. To miejsce nigdy nie śpi. Ciągle tyle się tu dzieje. Dużo czasu minie, nim część ludzi postanowi wrócić do swoich domów i mieszkań, nim pogasną w nich światła. Tobie też się zbytnio nigdzie nie spieszyło. Właśnie skończyłaś pracę i zastanawiałaś się, co robić dalej. Nie miałaś najmniejszej ochoty wracać do domu. Spacer po parku o tej porze też nie był najlepszym pomysłem. Mogłabyś pójść coś zjeść. Ostatnio jadłaś w dobrej restauracji. Serwowali tam smaczne i stosunkowo tanie jedzenie, na które mogłaś sobie pozwolić przy obecnych zarobkach. Chociaż nie. Ostatnio zabierał cię tam Izaya. Mimo że nieliczne, to jednak miałaś miłe wspomnienia związane z tym miejscem. Dzisiaj nie miałaś jednak na nie najmniejszej ochoty.
    Powoli zaczynałaś mieć dość Orihary i jego zachowania. Wprawdzie był taki zawsze, ale wcześniej nie zwracałaś na to uwagi. Jego życie nie interesowało cię aż tak bardzo. Znałaś parę faktów z dzieciństwa chłopaka, a w liceum praktycznie nie łączyło was nic poza prostym ,,cześć" na korytarzu szkolnym. A i to nie zawsze. Nie miał wielu znajomych. Ciągle biegał za nim niejaki Shinra, ale nie wyglądało to na przyjaźń. Często z tego powodu obgadywałaś ich ze znajomymi. Jak właściwie doszło do tego, że teraz, jako dorosły pracujący człowiek zostałaś jego nieoficjalną partnerką? Czemu wybrał właśnie ciebie? Nigdy do końca tego nie zrozumiesz.

RETROSPEKCJA

     W podskokach przybyłaś pod kwiaciarnię, w której miałaś zacząć kolejny dzień pracy. Cicho nucąc tylko tobie znaną melodię otworzyłaś sklepik i weszłaś do środka. Założyłaś fartuszek i z uśmiechem na ustach powynosiłaś część kwiatów na zewnątrz. Tego ranka jak nigdy dopisywał ci humor. Mało tego, dostałaś duże zamówienie, co jeszcze bardziej ci go polepszyło. Gdy uradowana rozłączyłaś się z klientem, zauważyłaś wśród przechodniów JEGO.
- Ohayou, Orihara-kun! - krzyknęłaś wychylając się zza drzwi kwiaciarni.
    Chłopak spojrzał w twoją stronę i podszedł. Często przechodził tą drogą, kilka razy nawet ucięliście krótką pogawędkę. Niemal nic się nie zmienił od czasów szkolnych.
- Co to, znalazłaś gwiazdkę z nieba? A może, mój widok tak na ciebie działa? - pytał ze swoim charakterystycznym szyderczym uśmiechem.
- Może - odparłaś. - Skąd takie przypuszczenie?
- Widzę, że humor ci dopisuje.
- A pewnie. - Uśmiechnęłaś się do niego promiennie. - I z tejże okazji mam dla ciebie specjalną ofertę.
- Taaa?
- Otóż - Ucięłaś jedną, czerwoną różę i usiadłaś na murku odgradzającym kwiaciarnię od chodnika. - z racji mojego dobrego samopoczucia mogę dać ci jeden kwiat zupełnie za darmo. Taki śliczny prezent mógłbyś podarować z okazji kolejnego pięknego dnia swojej równie pięknej dziewczynie, o ile taką masz. - Nachyliłaś się do niego i uśmiechnęłaś zadziornie. Nie miał dziewczyny. - Ewentualnie ozdobisz nim swoje biurko. Drugiej takiej okazji nie dostaniesz.
- Kwiatki za darmo? Hah, czemu nie. - Wzruszył ramionami.
- Mam zrozumieć, że jesteś chętny.
- Oczywiście.
    Powiedziawszy to ponownie ruszył swą poprzednią trasą.
- Hej, nie zapomniałeś o czymś?
- Jeśli miałbym dostosować się do twojej promocji, nie ma sensu, żebym go brał.
Spojrzałaś na niego jak na debila, którym w sumie często ci się wydawał. O co mogło mu chodzić? Już myślałaś, że wydoroślał i przestał zachowywać się dziwnie. Westchnęłaś z rezygnacją i włożyłaś porzuconą różę do wazonu z wodą.
    Następnego dnia Izaya sam do ciebie przyszedł. Oparł się o murek i zaczął rozmowę.
- Widzę, że wczorajszy humor odszedł w zapomniane - powiedział widząc, że jesteś nie w sosie.
- Kilka osób usłyszało zbyt wiele i zmuszona byłam rozdawać kwiaty - odparłaś stawiając z hukiem skrzynkę goździków.
- I...?
- Jeśli się nie domyślasz, musiałam za nie zapłacić.
    Orihara zaśmiał się na głos.
- Czyżby sprawianie przyjemności innym nie było czymś, co lubisz robić?
   Bez słowa kontynuowałaś swoją pracę. W takich momentach naprawdę działał ci na nerwy. Jakby nie mógł być zawsze miły. Bo potrafił. Niestety mało kiedy okazywał to innym.
- Mam zrozumieć, że nie - powiedział. - Skoro tak, nie powinnaś więcej robić sobie takich niespodzianek.
    Przechylił się do przodu, by poklepać cię po głowie i odszedł. Dlaczego on nie może wprost przekazać tego co chce? Zastanowiłaś się nad jego słowami. Po dłuższym namyśle olśniło cię. Nie miał powodu, by brać. Nie powinnaś robić sobie niespodzianek. Zrozumiałaś. Tamta róża była dla ciebie.
   W ciągu tygodnia zachowanie Izayi nie zmieniło się ani odrobinę. Kilka razy do ciebie zajrzał, tak jak miał w zwyczaju to robić. Ty zaś udawałaś, że nic się nie wydarzyło. Właściwie, przecież właśnie tak było. Któregoś dnia postanowiłaś jednak trochę się zabawić.
    Miałaś wolne i chodziłaś po mieście, szukając chłopaka. Kiedy go zauważyłaś, zrobiłaś minę człowieka, który wygrał milion i radośnie pobiegłaś do niego.
- Znalazłam cię, Izaya-kun!
    Nim się spostrzegł doskoczyłaś do niego i przytuliłaś z całych sił. Tylko ty zauważyłaś wtedy niepewność w jego oczach i tylko on złośliwą iskierkę w twoich. Zaskoczyłaś go. Jednak nie tak łatwo jest sprawić, by odrobina niepewności przejęła kontrolę nad Oriharą. Nie zwracając najmniejszej uwagi na przechodniów objął cię i uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób.
- Aż tak tęskniłaś, [Imię]-chan?
- A ty nie? - spytałaś nadal się do niego klejąc.
- A jak myślisz?
- Myślę, że nie chcesz stać tak wśród ludzi - odparłaś odrobinę ciszej uwieszając się jego ramienia.
- Racja! Zabiorę cię w miłe miejsce!
    Człowieka, który znał Izayę, nie koniecznie dobrze, mogła ta sytuacja zdziwić. Ludzie, jeśli nie mieli do niego interesów, woleli go unikać, zarówno mężczyźni jak i kobiety. Nikt by nie przypuszczał, że ten osobnik mógłby znaleźć sobie drugą połówkę, że w ogóle by jej szukał. To wszystko głównie ze względu na jego sposób bycia, bo przystojny to on był, co do tego nigdy nie miałaś wątpliwości.
    W tamtej chwili okłamywaliście wszystkich wokół i samych siebie. Pomimo tego cieszyłaś się z zaistniałej sytuacji. Bliskość i fałszywe słowa Izayi sprawiały, że byłaś szczęśliwa. Dziwiło cię, że ta cała szopka na pokaz mogła dać ci tego rodzaju uczucie, jednakże dopóki ono trwało, wolałaś nie zaprzątać sobie głowy niepotrzebnymi myślami. Przecież to było tylko na pokaz.

♡ ♡ ♡

Pewnego razu na ulicy zaczepiła cię nieznajoma osoba. Wysoka kobieta w czerwonej spódnicy i zielonym golfie. Całkiem ładna. Zaczęła mówić o tobie i Izayi. Z początku myślałaś, że to jego zazdrosna wielbicielka. Miałaś zamiar ją spławić, jednak szybko zdałaś sobie sprawę, że byłaś w błędzie. Kobieta przedstawiła się jako Namie, jego sekretarka. Nazwała cię jego nową zabaweczką Izayi. Zauważyła, że wyjątkowo często się z tobą spotyka i poświęca dużo uwagi, co było prawdą. Od ostatniego zdarzenia jego postępowanie względem ciebie zmieniło się. Nawet, kiedy byliście sami, potrafił powiedzieć lub zrobić coś miłego, czego nigdy wcześniej byś się po nim nie spodziewała. Czułaś się przez to wyjątkowo, nawet, jeśli była to tylko gra.
Namie nie miała co do tego wątpliwości. Według niej Izaya eksperymentował. Postępując w określony sposób sprawdzał twoje reakcje oraz porównywał je z innymi, o jakich słyszał bądź jakie widział u różnych osób. Bawił się tobą jak wieloma innymi ludźmi. Na koniec zaś najprawdopodobniej miałby cię rzucić lub zrobić coś, czego nie zapomnisz do końca życia. Bynajmniej nie chodziło tu o nic miłego.
Domyślałaś się, że Izaya jest zdolny do czegoś takiego. Pomimo tego wyśmiałaś kobietę i odeszłaś, starając się zapomnieć o rozmowie. Niezbyt obchodziło cię, że możesz nic dla niego nie znaczyć. Skoro on traktował to jak eksperyment, ty też mogłaś.

KONIEC RETROSPEKCJI


   Czemu wtedy nie posłuchałaś Namie? Mogłaś to skończyć i nie miałabyś teraz takiego dylematu. Zostać, czy odejść? Bardzo lubiłaś Izayę, może nawet zaczynałaś kochać. Nie mogłaś jednak znieść świadomości, że on nie odwzajemniał tych uczuć. Co z tego, że kochał wszystkich ludzi, skoro chciałaś go tylko dla siebie? Samolubność? Nie, normalne ludzkie uczucia. Tym bardziej, że nie tylko to ci przeszkadzało. Martwiłaś się o innych adresatów jego miłości. Niektórzy naprawdę mieli przerąbane, jeśli weszli z nim w znajomość. Ale cóż mogłaś zrobić?
Słońce schowało się, zostawiając cały nieboskłon do dyspozycji księżyca. Gdyby tylko dało się zobaczyć gwiazdy. Twoje ramiona drgnęły, gdy ktoś zamaszystym ruchem położył na nich swoje dłonie.
- Konbanwa, [Imię]-chan!
- Nara.
    Wyswobodziłaś ramiona i powoli ruszyłaś w stronę domu. Izaya niewzruszony twoją obojętnością podążył za tobą.
- Co cię ugryzło, [Imię]-chan? - spytał radośnie.
   Zignorowałaś go. Jeśli mu się chce, niech za tobą biega.
- Coś nie tak w pracy? Ktoś cię skrzywdził? Zgubiłaś klucze? - Objął cię od tyłu i niemal od razu odskoczył, unikając uderzenia twojego łokcia. - Skoro mnie atakujesz, musiało stać się coś naprawdę poważnego. Tylko co to mogło być? Jakież myśli mogą błąkać się po twojej ślicznej główce? A może... może to na mnie jesteś zła? Tak! Na pewno jesteś zła na mnie! Zgadłem, [Imię]-chan?
- Może jeszcze zgadniesz, z jakiego powodu?
- Wybacz, ale zostawiasz zbyt duże pole do popisu dla mojej wyobraźni. - Stanął przed tobą i z poważnym już wyrazem twarzy chwycił za ręce. - Powiesz mi, o co chodzi?
- Jak słusznie zauważyłeś, o ciebie.
- A kon-kret-nie?
- Dobrze wiesz.
- Chcę usłyszeć to od ciebie.
    Spojrzałaś mu w oczy pełnym gniewu wzrokiem.
- Mężczyzna z tamtego tygodnia... ten, który skoczył... zrobił to przez ciebie. - Na twarz Orihary wkradł się figlarny uśmiech, co całkowicie cię w tym utwierdziło. - Dziewczyny, które wczoraj zabrała spod świątyni policja, oni wszyscy działali zgodnie z tym, co im powiedziałeś, czy nie?
- Ludzi od zwierząt odróżnia posiadanie rozumu - odparł, nie zwracając uwagi na twój ton.
- To nie ma nic do rzeczy! Dlaczego to robisz? Co ci przyjdzie z tego, że zniszczysz grupie ludzi życie? - Szarpnęłaś, by mu się wyrwać. Bezskutecznie.
- Zacznijmy od tego, że do niczego ich nie zmusiłem. Zrobili to, co uważali za właściwe lub po prostu lepsze. To samo tyczy się ciebie.
- C-co?
- To ty wykonałaś pierwszy krok. Ja tylko sprawiłem, że był dla ciebie łatwiejszy. Nudziła cię praca przy chwastach. Szukałaś nowych wrażeń, chciałaś znaleźć się w nowej sytuacji i - Puścił cię, by klasnąć w dłonie. - udało ci się! Przyznaj, bawiłaś się wyśmienicie!
   Patrzyłaś na niego w osłupieniu. Uświadomiłaś sobie, że zachowałaś się podobnie do niego. Ty... nie traktowałaś go jak człowieka. Bawiłaś się nim.
- Czy ty właśnie...
- Pewnie teraz sobie myślisz ,,Zniżyłam się do jego nędznego poziomu!", a po chwili ,,To nie prawda! Nie jestem taka jak on!" - powiedział naśladując dziewczęcy głos. - Ale tak naprawdę oboje jesteśmy ludźmi. Jesteśmy chciwi, ciekawscy i samolubni!
    Rozłożył ręce i kilka razy obrócił się wokół własnej osi. Jego głośny śmiech rozniósł się po okolicy. Opuściłaś głowę. Chciało ci się płakać. Nie byłaś pewna, czy ze wstydu, złości czy smutku, które nagromadziły się wewnątrz ciebie. Izaya naprawdę traktował to jak grę. Wszystko przewidział.
- Masz rację - powiedziałaś cicho. - Ty też się dobrze bawiłeś, prawda? - spytałaś po chwili, roniąc pojedyńczą łzę.
- Cóż, jesteś jedną z ciekawszych osób, z jakimi miałem okazję obcować. Co daje ci ta wiedza?
   Podeszłaś do niego i przytuliłaś, niemal tak mocno, jak za pierwszym razem. Potrzebowałaś tego, pomimo że gdzieś głęboko czułaś rządzę mordu. Chciałaś mieć go przy sobie, przynajmniej, dopóki mogłaś.
- Możemy grać dalej?
    Takiego pytania raczej się nie spodziewał. Milczał, ty zaś nadal trzymałaś go w uścisku. Bałaś się podnieść głowę. Nie chciałaś zobaczyć złośliwego uśmiechu i usłyszeć odmowy. On naprawdę wiele dla ciebie znaczył. Najgorsze było to, że stało się tak z twojej winy. Zamknęłaś oczy. Wśród odgłosów ulicy uslyszałaś jeszcze jeden. Serce chłopaka, które zdawało się bić nieco szybciej.
- Naprawdę chcesz, żeby to trwało? - spytał.
    Kiwnełaś lekko głową.
- Tak. Aż nie będę pewna, że oboje gramy uczciwie.
   Izaya jedną ręką przycisnął cię do siebie. Drugą położył na twojej głowie, po czym zaczął cię po niej delikatnie głaskać.
- Oj, [Imię]-chan, twoja nieprzewidywalność jest tak przewidywalna...
   Gdybyś była kotem niewątpliwie zaczęłabyś mruczeć. Czułaś się przy nim dobrze i nie zostało ani odrobiny śladu po niedawnej złości. No, prawie. Uśmiechnęłaś się przez łzy i pociągnęłaś nosem. Izaya przestał cię głaskać. Uniósł twój podbródek, po czym przetarł kciukiem wilgotne policzki. Wtedy pierwszy raz zauważyłaś w jego oczach praqdziwą troskę.
   Nagły powiew wiatru nieco cię ocucił. Odsunęłaś się od Izayi i wytarłaś dłonią oczy.
- Ja... już będę iść. - Obróciłaś się z zamiarem wykonania.
- Nie zapomniałaś o czymś?
   Odwróciłaś głowę. Izaya trzymał w uniesionej wysoko ręce klucze. Twoje. Kiedy on je zabrał? Pokręciłaś głową i wystawiłaś dłoń po swoją własność. Ta jednak tam nie trafiła.
- O tej porze nie będziesz sama wracać. Odprowadzę cię.
   Schował klucze do swojej kurtki i ruszył w kierunku twojego domu, a ty zanim z nadzieją, że przedmiot w końcu do ciebie powróci.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top