Feliks Łukasiewicz (Polska)

Wachlując się dłonią podążałaś przez las za przyjaciółkami, starając się omijać pokrzywy i inne tego typu denerwujące rośliny. Pomimo późnej pory było bardzo ciepło, chociaż nic w tym dziwnego. Trwał najdłuższy dzień w roku. Wedle twojego zegarka powolnymi krokami zbliżała się dwudziesta trzecia, a tymczasem horyzont nadal rozjasniała słaba łuna światła słonecznego.
Do tej pory razem z Natalyą i Oleną bawiłyście się na festynie zorganizowanym z okazji Kupały, Sobótki czy jak tam kto jeszcze to nazwie. Nie przepadałaś za takimi imprezami pełnymi schlanych ludzi, ale dziewczyny uparły się żebyś z nimi pojechała i jakoś tak wyszło. Nie dość, że święto to nie było aktualne od wielu wielu lat, to jeszcze niemal w niczym nie przypominało tego z dawnych czasów. Po prostu pretekst na wywalenie pieniędzy.
W końcu, ku twojej uciesze wyszłyście z lasu, gdzie czekali już na was znajomi. Podnieśli się z rozłożonych na trawie koców i przywitali z wami.
- Piękne wianki - stwierdził Edward patrząc na plątaniny kwiatów i traw, które trzymałyście.
- Dzięki, starałyśmy się - odparła dumnie Olena - A wy skończyliście?
- Mhm. Prosimy o werdykt.
Toris wskazał na rozpalane przez Raivisa ognisko i ustawione wokół pieńki drzew.
- No no, świetna robota - pochwaliłaś chłopaków.
- Mam jedzenie!
Z lasu wybiegł Feliks taszczący kilka reklamówek.
- Aż tyle? - westchnął Toris.
- Najwyższej dokończymy jutro. - Wzrószył ramionami. - Elo dziewczyny! Ale wy ładne...
Przyjaciółki zachichotały w typowy dla tej sytuacji sposób. Ty natomiast obróciłaś głowę w poszukiwaniu jakiegoś ciekawego do oglądania celu. Pomimo, że chłopak zwracał się do was wszystkich, to wpatrywał się tylko w ciebie. Robił tak od pewnego czasu, co nieco cię krepowało. Szczególnie, że podobał ci się on. Był taki śliczny, miał zabawne pomysły i doskonale znał twój gust.
- To co, pieczemy kiełbaski? -Zaproponował Raivis.
Wszyscy ochoczo przystanęliście na to i dopadliście do reklamówek. Wbrew obawom Torisa jedzenia nie było tak dużo, najwięcej miejsca zajmowały opakowania. Oprócz mięsa znajdowały się tam napoje, chleb, owoce i paluszki. No tak, tego po Feliksie można było się spodziewać. Ubóstwiał wszelkie produkty ,,Lajkonika".
Wszyscy usiedliście przed ogniskiem i rozpoczęliście prywatną imprezę, zdala od festynowiczów. Jedliście, wygłupialiście się i opowiadaliście różne historie oraz legendy. Było miło i przyjemnie. Około północy dziewczyny postanowiły zrobić coś zgodnie ze starymi zwyczajami.
- Chyba nie myślicie o szukaniu kwiatu paproci? - zaśmiałaś się.
- To później. Teraz powinnyśmy puścić do wody wianki - powiedziała Olena.
- Ale chłopaki muszą stąd pójść - dodała Natalya.
- A to niby czemu? - spytał Edward.
- Temu. Już was nie ma!
Koledzy posłusznie oddalili się, a wy poszłyście nad brzeg rzeczki.
- A więc tak. Każda z nas po kolei będzie kładła swój wianek mówiąc głośno imię swojego wymarzonego. Będziemy to robić na zmianę - tłumaczyła Olena.
- Trochę to głupie - mruknęłaś.
- Spokojnie, nikt nie będzie podsłuchiwał. Poza tym, to ty zawsze narzekasz, że nie ma teraz prawdziwej Kupały.
Patrząc niepewnie w stronę, w którą poszli chłopcy, zgodziłaś się. Pierwsza nad wodę poszła Natalya, następnie Olena, a ty na końcu. Powoli zdjęłaś barwny wianek z głowy i opuściłaś go do wody. Odwróciłaś się dla pewności, czy nikt nie słucha i powiedziałaś ,,Feliks ". Wtem ciche cykanie świerszczy przerwało tłumione kichnięcie. Szybko wyprostowałaś się i rozejrzałaś wokół. Zza krzaków wyszedł speszony Feliks.
- Szlag, totalnie to spieprzyłem - westchnął.
Stałaś w miejscu z otwartymi ustami. On słyszał swoje imię. A przecież miał być z resztą. O co tu chodziło?
Powoli podszedł patrząc ci w oczy.
- A ja myślałem, że jakby, żartowali ze mnie.
- T-to znaczy?
- Mówiąc, że mnie kochasz.
Natychmiast spłonęłaś rumieńcem i spuściłaś wzrok. To był podstęp. Wiedziały, że będzie podsłuchiwał. Zrobili to specjalnie.
- F-Feliks...
- Mhm?
- Ehm, nie, nic...
- [Imię]- podszedł do ciebie.
Mimowolnie wybuchnęłaś śmiechem.
- O co chodzi? - zachichotał.
- Dialog najwyższy poziom ever.
Teraz już razem zaśmiewaliście się do rozpuku. Nagle Feliks spoważniał. Przeklnął i stuknął się pięścią w czoło.
- Co jest? - spytałaś.
Nie odpowiedział tylko wbiegł do rzeki. Po kilku krokach udało mu się wyłowić twój wianek. Ostrożnie otrząsnął go i brnąc przez wodę zaczął wracać do ciebie. Na swoje nieszczęście przy samym brzegu zaliczył glebę, wywołując twój śmiech. Podbiegłaś i pomogłaś mu wstać.
- Cały jesteś mokry - powiedziałaś z troską w głosie.
- Oj tam. - Uśmiechając się od ucha do ucha nałożył ci wianek na głowę i dał całusa. - Ale teraz generalnie jesteś moja.
- Totalnie się z tobą zgadzam.
Wziął cię za rękę i zaprowadził przed ognisko, gdzie czekała już na was reszta. Mieli ciekawe widowisko, nie ma co.
- Jeju, to było słodkie. - Olena oparła twarz na dłoniach.
- Khe, a kiedy ty? - zaśmiałaś się.
W odpowiedzi przyjaciółka tylko wywróciła oczami i podała ci paczkę twoich ulubionych chipsów. Spojrzałaś wymownie na Feliksa i zaczęłaś go nimi karmić. Chcieli słodkich scen, będą je mieli.

~~~~~~

Z początku zastanawiałam się, czy nie wysłać was na koncert disco polo (te jego oczy zielone zielone ;3 ), ale domyślam się, że większość z was nie lubi tego gatunku. Felek sadystą nie jest, więc nie mógłby swojej dziewczyny tak ,,skrzywdzić", czyż nie?

Przypominam o komentowaniu :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top