Charles Grey
Historia na prośbę SonataChan
Praca królewskiej pokojówki wbrew pozorom wcale nie należy do najłatwiejszych. A już z pewnością prostym zadaniem nie jest zniesienie po schodach sterty złożonej pościeli. Istny koszmar.
Podczas gdy materiał zasłaniał ci całą widoczność, ostrożnie szłaś długim korytarzem, prosto z królewskiej sypialni. Co jakiś czas odchylałaś na boki głowę, by sprawdzić, ile drogi ci jeszcze zostało. Ostatnią rzeczą, o której marzyłaś było zderzenie z jedną z figur poustawianych przy ścianie, dlatego zawsze poruszałaś się środkiem dywanu, o ile nikt nie zastąpywał ci drogi. I tak zawsze, przy każdej wymianie pościeli. Prawdę powiedziawszy nie znosiłaś tych wszystkich rzeźb i miałaś nadzieję, że nie będą stały tu zbyt długo. Często miałaś wrażenie, jakby niektóre popiersia patrzyły na ciebie z politowaniem, wydawały się rozbawione twoją ciężką pracą. To strasznie irytowało i rozpraszało uwagę.
W końcu dotarłaś pod same schody. Zadowolona skierowałaś się na dół. Niestety zdrajca dywan postanowił ci przeszkodzić w bezpiecznym dotarciu do celu. Potknęłaś się o powstałą na nim fałdę. Ze zgrozą poczułaś, że lada moment runiesz w dół, lecz przez zaskoczenie nie byłaś w stanie na to w jakikolwiek sposób zareagować. Przestraszona zacisnęłaś powieki, mocniej ściskając pościel. Zapewne już po chwili leżałabyś wśród sterty materiału, w najlepszym wypadku jedynie cała poobijana, gdyby nie nagła pomoc. Ktoś chwycił cię w pasie, jednocześnie przytrzymując twój ładunek. Istny anioł!
- Wszystko w porządku?
Z pewnością minęła minuta, nim zdołałaś ochłonąć. Cicho potwierdziłaś, że czujesz się dobrze i z pomocą wybawcy stanęłaś w pionie. Uśmiechnęłaś się do niego z wdzięcznością, przejmując pościel. Zrezygnowana nad swoją niezdarnością ciężko westchnęłaś.
- Oj Charles, co ja bym bez ciebie zrobiła?
- Sam się czasami nad tym zastanawiam - zaśmiał się srebrnowłosy mężczyzna, poprawiając ci na głowie czepek. - Musisz bardziej uważać na to, co robisz.
- Nawet nie musisz powtarzać tego dwa razy.
Z Charlesem Greyem znałaś się już kilka lat. Na królewski dwór przyjechałaś w poszukiwaniu pracy, wysłana tutaj przez rodzinę. Jako służąca miałaś do czynienia z naprawdę wysoko postawionymi ludźmi, którzy wywoływali twój podziw, a niekiedy i zaskoczenie swoją nad wyraz dobrą ogładą i polorem, jednak to właśnie Grey najbardziej przykuwał twoją uwagę. Już wtedy, pomimo młodego wieku obejmował stanowisko osobistego sekretarza samej królowej, ale nie był to jedyny powód twojego zainteresowania jego osobą. Wydawał się odróżniać od większości goszczących w pałacu ludzi. Widać było, że lubił wykonywaną przez siebie pracę i nierzadko czerpał z niej ogromną przyjemność. Ponadto sprawiał wrażenie dosyć wyluzowanego w porównaniu do reszty elity, a w szczególności swojego imiennika, któremu to najczęściej podczas pracy towarzyszył. Nie oznaczało to jednak, że jego maniery uległy przez to pogorszeniu. Jak przystało miał klasę i znał się na etykiecie. Można powiedzieć, że był jedyny w swoim rodzaju.
Speszyłaś się widząc, że mężczyzna nieprzerwanie przyglądał ci się od dłuższej chwili. Wbiłaś wzrok w pościel i schowałaś za nią głowę, próbując ukryć rumieńce. Charles podobał ci się, o czym na twoje nieszczęście wiedziało już kilka innych pokojówek. Odkąd powiedziały, że widać to gołym okiem, zaczęłaś poważnie obawiać się, że jest to bardzo zauważalne dla innych.
- A więc, hm, dawno wróciłeś?
- Właśnie wracałem od królowej. Prawdę mówiąc trochę się spieszę, ale mam nadzieję, że jeszcze dzisiaj znajdziemy dla siebie trochę czasu. - Spojrzał na stojący nieopodal masywny zegar. - Niedługo masz przerwę, prawda?
- Tak, jak tylko skończę...
- Świetnie. - Nie pozwolił ci na dokończenie zdania. - W takim razie szybko zrobię co do mnie należy i przyjdę do pokoju służby. I nawet nie próbuj wymigiwać się. Mam dla ciebie ciekawą propozycję.
- Propozycję? Jaką?
Jego słowa zaintrygowały cię, jednak nie miał zamiaru zdradzić ci nic więcej. Szybko przyłożył palec do ust, nakazując milczenie.
- Niespodzianka.
Powiedziawszy to puścił do ciebie oczko i żwawo skierował się w stronę gabinetu.
Przypomniało ci to pewną sytuację z czasu, gdy przechodziłaś okres próbny. Nie miałaś wtedy jeszcze przydzielonych konkretnych obowiązków i wykonywałaś różne zadania, by przekonać się, z czym radzisz sobie najlepiej.
Podczas jednego z pierwszych dni (z tego, co pamietałaś, był to piąty lub szósty) zaniosłaś herbatę do gabinetu królowej. Złapała cię straszna trema, co w żaden sposób nie pomagało w pracy. Gdy tylko znalazłaś się w pomieszczeniu, zauważyłaś kilkoro ludzi siedzących przy stole, w tym również Charlesa, który stał obok Jej Wysokości. Widok tylu świadków jeszcze bardziej cię zestresował. Powoli ruszyłaś przed siebie, starając się ukryć swoje zdenerwowanie. Na twoje nieszczęście mężczyzna kątem oka zaczął obserwować twoje poczynania. Udając, że tego nie widzisz, przystąpiłaś do rozstawiania filiżanek. Nagle trzymana w twoim ręku taca przechyliła się niebezpiecznie do przodu. W ostatniej chwili udało ci się ją poprawić, dzięki czemu nie doszło do tragedii. Byłaś jednak przekonana, że to potknięcie nie uszło uwadze gości. Pomimo rad zwierzchniczki, podniosłaś spanikowany wzrok na twarze siedzących. Okazało się, że oprócz Greya i królowej wszyscy mieli cię w głębokim powarzaniu. Kobieta szybko przestała się tobą interesować, natomiast mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i mrugnął do ciebie porozumiewawczo. Nie wiedziałaś, czy taki był cel tego zachowania, ale poczułaś się nieco raźniej.
Na to wspomnienie zrobiło ci się ciepło na sercu. Charles był w stosunku do ciebie bardzo miły. Na dodatek niewielu niższych rangą traktował po przyjacielsku, przez co czułaś się wyróżniona.
Najszybciej, jak tylko potrafiłaś, uporałaś się z pracą i skierowałaś do umówionego miejsca. Zaraz po tobie do pomieszczenia wszedł Charles. Odpowiedział skinieniem głowy na dygnięcia obecnych służek i wskazał ci miejsce przy stole, sam zaś usiadł naprzeciwko. Kiedy zajęłaś swoje miejsce, zagaił rozmowę.
- Dziękuję, że przyszłaś na czas. Nie miałaś już żadnych wypadków?
- Nie, dziękuję za troskę.
- To dobrze. Mam dzisiaj jeszcze sporo do zrobienia, więc nie zajmę dużo czasu. Kiedy panienka ma najbliższy wychodny dzień?
- O ile się nie mylę za dwa tygodnie. Właściwie to będzie wolny tydzień.
- Znakomicie. - Uśmiechnął się entuzjastycznie, mrużąc przy tym oczy.
Twoja ciekawość wzrosła jeszcze bardziej. Jak okazało się nie tylko twoja, gdyż inni przerwali swoje zajęcia bądź po prostu ukradkiem na was zerkali.
- Mam nadzieję, że nie masz żadnych planów na te dni, bo chciałbym zaprosić cię na przyjęcie. - W pomieszczeniu dało się słyszeć cichy brzdęk upuszczonych sztućców. - To nic wielkiego, skromne spotkanie w niedużym gronie. Potrzebuję partnerki, więc liczę, że zechcesz dotrzymać mi towarzystwa.
W jednej chwili ogarnął cię niepokój, a zarazem i wielka ekscytacja. Kiedy spytał o wychodne, pomyślałaś o różnych rzeczach, ale taka propozycja nawet nie przemknęła ci przez myśl. W końcu nie byłaś kimś, kogo zaprasza się na towarzyskie spotkania.
- Oh, dziękuję. To byłby dla mnie zaszczyt, ale... Nie uważam, abym była godna przyjąć to zaproszenie. - Mówiąc to splotłaś dłonie pod stołem, nerwowo przebierając palcami.
- Co też za bzdury! Gdyby tak było, nie wspomniałbym ci o tym. - Charles udał wzburzenie twoją odpowiedzią.
- Ale... nie wiem, czy umiałabym znaleźć się w towarzystwie. Nie chciałabym przynieść ci wstydu.
- A ja jestem przekonany, że dobrze sobie poradzisz. Dlatego - nalegam.
Patrzył na ciebie wyczekująco, lekko się przy tym uśmiechając. Właściwie czego się obawiałaś? Ostatecznie głupio byłoby odrzucić taką propozycję, szczególnie, że ktoś inny na twoim poziomie mógłby sobie tylko o niej pomarzyć.
- W takim razie z radością będę ci towarzyszyć - odpowiedziałaś z pewnością w głosie i odwzajemniłaś jego uśmiech.
- Na taką odpowiedź czekałem! - Uniósł do góry przedramiona, jakby chciał klasnąć, ale szybko je opuścił. - Jeszcze później cię o wszystkim doinformuję. Teraz muszę iść, obowiązki wzywają.
Wstał, opierając się dłońmi o blat stołu i niezbyt śpiesznie podszedł do drzwi, odprowadzany wzrokiem służby.
- Dobrze. Jeszcze raz dziękuję za zaproszenie.
- Ależ to nic takiego.
Zatrzymał się w progu i obrócił nieznacznie w twoją stronę. Uśmiechał się od ucha do ucha, przez co mogłaś domyślić się, że przyjęcie zaproszenia bardzo go ucieszyło. Nagle uśmiech ten zniknął, a mężczyzna surowym wzrokiem omiótł wszystkich w pomieszczeniu.
- Tylko bez obijania się! Chyba nie narzekacie na nadmiar czasu?
Część osób, która szczególnie przysłuchiwała się waszej krótkiej rozmowie, zaprzeczyła ze skruchą i wszyscy powrócili do swoich spraw, a mianowicie cichych rozmów i delektowania się skromnym obiadem. Prawdą było, że ostatnio nie mieliście za dużo czasu na odpoczynek.
Charles stał w miejscu jeszcze przez chwilę. Kiedy wyszedł, jedna z pokojówek, blondwłosa Anna, przysiadła się do ciebie, podsuwając tależ z różnymi wypiekami.
- Szczęściara - skomentowała, biorąc gryz rogalika. - Jak ty to robisz?
- Niby co? - Spojrzałaś na nią pytająco. - Sama jestem zdziwiona tym wszystkim.
- Coś musi być na rzeczy - wtrąciła pomywaczka. - Dlaczego niby tylko tobą tak się interesuje? Na pewno coś ukrywasz.
- Nigdy w życiu! - Przyłożyłaś dłoń do piersi, chcąc podkreślić tym swoją prawdomówność. - Traktuję go tak samo, jak innych wyższych rangą. Nie łączy nas nic poza kilkoma rozmowami, a to i tak przypadkowo na mnie wpadał.
Nie było to do końca zgodne z prawdą, ale nie chciałaś dawać innym jeszcze więcej powodów do plotek.
- Mam ci tak po prostu uwierzyć?
- Dajcie już spokój, chyba nie jesteście zazdrosne? Powinnyśmy cieszyć się ze szczęścia innych.
Starsza służąca spojrzała na ciebie z czułością przez szkła swoich małych, okrągłych okularów. Była jak druga mama dla większości ludzi zaczynających pracę na zamku, przede wszystkim dziewcząt. Obeznana i z dużym doświadczeniem, często udzielała różnych rad. Ponadto słynęła z wiecznej pogody ducha. Wszyscy mieli do niej duży szacunek. Nie mniej i pomywaczkia, która nie chcąc denerwować kobiety jedynie spojrzała na ciebie z pogardą. Przynajmniej nie będzie już ględzić.
- Ciekawe, gdzie właściwie cię zabierze... - Anna pochyliła się w twoją stronę, opierając brodę na dłoni. - Może to będzie pałac jakiegoś księcia!
- Wątpię. Powiedział, że to nieduże spotkanie.
- Hm... Ale może będzie na nim książę! Nie masz pewności, że będzie inaczej.
Demonstracyjnie wywróciłaś oczami, niechętnie przyznając jej rację. Anna często puszczała wodze fantazji, do czego zdążyłaś już przywyknąć.
- To naprawdę wspaniałe - powiedziała nieśmiało jedna z dziewczyn. - Ile bym dała, żeby ktoś taki mnie gdziekolwiek zaprosił. Z drugiej strony chyba spaliłabym się ze wstydu, gdybym miała przebywać w takim towarzystwie.
- Prawdę mówiąc też się trochę boję. - Nerwowo przegryzłaś dolną wargę. - Nie mam pojęcia, jak to będzie wyglądać. Albo, czy znajdę wspólny język z innymi gośćmi.
- Trochę szampana i sami przyjdą. - Zażartował ogrodnik.
- O to to. Poza tym nie jesteś jakąś wieśniaczką, znasz się na zasadach. - Anna nagle wstała od stołu. - A właśnie, może to ci się przyda.
Gorączkowo zaczęła przeszukiwać kieszenie fartucha. Obmacała się wokół pasa, puknęła pięścią w czoło i siegnęła za dekolt. Wyjęła stamtąd nieduży plik kartek i podała ci go. Okazał się on być jednym z poradników, które z lubością czytywały dobrze urodzone damy. Z szeroko otwartymi oczami zaczęłaś przeglądać czasopismo.
- Skąd to masz?
- Znalazłam rano w rzeczach do wyrzucenia, więc sobie zabrałam - odparła dumnie.
- Naprawdę mogę go wziąć?
- Pewnie. Tylko masz potem oddać.
- Och, dziękuję! Może dowiem się czegoś ciekawego.
Z wdzięcznością uściskałaś dziewczynę i schowałaś zdobycz.
Nocą, po męczącym dniu z błogością zatopiłaś się w swojej pościeli. Wzięłaś czasopismo i przekartkowałaś je, szukając interesujących uwag dotyczących zachowania w towarzystwie. Od bardzo dawna nie miałaś czegoś takiego w rękach. Jak już powiedziała Anna, znałaś się na zasadach całkiem dobrze, ale wszechwiedząca nie byłaś. A wiadomo, nowej wiedzy nigdy za wiele.
♡ ♡ ♡
Dwa tygodnie minęły ci nadzwyczaj szybko. Umówionego dnia wraz z Charlesem pojechałaś do rezydencji jednej z najbogatszych w kraju rodzin. Gości było stosunkowo nie dużo, ich liczba z pewnością nie przekraczała pięćdziesięciu. Na tę okazję wybrałaś najelegantszą suknię, jaką tylko udało ci się wygrzebać z szafy, przy czym i tak była niczym w porównaniu do pięknych kreacji innych kobiet. Z początku czułaś się przez to zażenowana. Doszłaś jednak do wniosku, że zawsze można powiedzieć tym napuszonym damom, iż stawiasz na prostotę. Na szczęście nikt szczególnie się tobą nie interesował.
Nie kojarzono cię ani z wyglądu, ani z nazwiska. Dla większości byłaś niczym powietrze. Ogólnie było ci to na rękę, ale widząc witających się i rozmawiających ze sobą znajomych poczułaś ukłucie zazdrości.
Większości czasu spędzałaś z Chrlesem, cicho stojąc u jego boku i sprawiając dobre wrażenie. W końcu nastał ten moment, kiedy musiałaś zostać sama. Wypatrzyłaś koło kominka grupę miło wyglądających kobiet i podeszłaś do nich. Przysłuchiwałaś się ich rozmowie, która okazała się być choć odrobinę ciekawsza od nudnej dyskusji pewnych jegomościów dotyczącej podtlenku azotu, czym kolwiek to było.
- ...Stanął tak blisko, o dokładnie jak ty koło mnie i bezczelnie zaglądał jej przez ramię. Na to ona się obróciła i spytała, czy aby nie zgubił hrabiny. I wyobraźcie sobie, co ten cały... - Baronowa nie zamykała się od dobrych kilku minut, opowiadając historie z życia swoich siostrzenic.
Stałaś obok jeszcze odrobinę czasu, po czym przeprosiłaś towarzyszki i obróciłaś się, chcąc pójść w inne miejsce. O mało nie zderzyłaś się z Charlesem, który w tamtym momencie do ciebie podszedł.
- Widzę, że znalazłaś sobie towarzystwo - powiedział. W ręku trzymał tależyk ze słodkościami, który wysunął w twoją stronę. - Chcesz trochę?
- Uhm. - Sięgnęłaś po widelczyk, by spróbować smacznie wyglądającego ciasta. - Właściwie to chciałam się przejść. Mmm, dobłe to! - wymamrotałaś z pełnymi ustami.
- Haha, w końcu znam się na rzeczy. Jak skończysz chętnie z tobą wyjdę, zrobiło się tu trochę gorąco.
Kiwnęłaś głową na znak, że się zgadzasz i w spokoju pałaszowałaś jego zdobycz. Musiałaś przyznać, że wiedział, co mówi.
Niespodziewanie podszedł do was jakiś mężczyzna. Był dobrze podpity, o czym świadczył jego nierówny krok i lekko zamglone oczy. Zbliżył się do ciebie i cmoknął w dłoń, na co ledwo powstrzymałaś się od grymasu obrzydzenia.
- Z panienką jeszcze nie tańczyłem. Czy mogę prosić?
Przysunął się, jakby chciał cię objąć, jednak uniemożliwiła mu to ręka Charlesa.
- Ta dama chce się przewietrzyć - powiedział chłodno.
- Aj tam, jeden taniec jeszcze...
- Chce. Się. Przewietrzyć. - Położył mu rękę na ramieniu i spojrzał takim wzrokiem, że aż kolana się pod nim ugięły.
Nie czekając na jego reakcję Charles złapał cię za ramię i pociągnął w stronę wyjścia z sali, zostawiając swój tależyk na mijanym stole. Szybko za nim podreptałaś, obracając się tylko, aby zobaczyć, jak zachowa się tamten. Pewnie na trzeźwo nawet by nie podszedł - pomyślałaś z goryczą.
Wyszliście na taras i powoli skierowaliście się do ogrodu. Dotychczasowy gwar przycichnął, ustępując miejsca cykaniu świerszczy oraz cichemu szelestu liści na drzewach. Właśnie tego było ci trzeba po kilku godzinach wśród ludzi, światła i głośnej muzyki. Z ulgą zaciągnęłaś się rześkim, nocnym powietrzem.
- Dziękuję za pomoc.
- Nie ma za co. W życiu nie dałbym mu cię dotknąć.
Puścił twoją dłoń i odszedł kilka kroków do przodu. Zdawał się być zdenerwowany zaistniałą wcześniej sytuacją.
- Czyżbyś był o mnie zazdrosny? - spytałaś zaczepnie.
Obrócił się i schował ręce do kieszeni. Kąciki jego ust uniosły się w zawadiackim uśmiechu.
- Może, może...
- Co to za niepewność?
Nie odpowiedział, tylko podszedł do stojącej nieopodal ławki. Usiadł i wskazał ci wolne miejsce obok siebie, które zaraz zajęłaś.
- Tak w ogóle to dobrze się bawisz?
- Tak, jest fantastycznie.
Wolałaś nie wspominać momentów, kiedy ledwo ustawałaś w miejscu, nie mogąc skupić się na słowach rozmówców. Nie wypadało. Jako gość powinnaś być wdzięczna za zaproszenie i nie marudzić.
- Cieszę się.
- Wiesz, nadal zastanawia mnie, dlaczego to właśnie mnie tu zabrałeś. Słyszałam, że jest kilka dobrze urodzonych kobiet, które zabiegają o twoje względy.
- Daj spokój. Na sam dźwięk nazwiska Hovard czy też innej Cavendish mam ochotę sobie strzelić. Są nad wyraz irytujące. I sztuczne. Potrafią tylko kokietować.
- Chyba rozumiem, co masz na myśli.
- Za to ty to zupełnie inna bajka.
- Naprawdę wolisz towarzystwo pokojówki?
Wasze spojrzenia spotkały się. Pogłaskał cię po głowie, po czym zsunął dłoń na policzek. Zaczął delikatnie głaskać go palcami. Rozkojarzona tym gestem nie wiedziałaś, jak zareagować.
- Nie jesteś zwyczajną pokojówką, dobrze o tym wiesz.
- Co masz na myśli...?
- To zabawne, że jesteś taka fałszywa, a jednocześnie tak szczera. Chyba tylko ty tak potrafisz.
- O co ci chodzi?
Gwałtownie się od niego odsunęłaś. Zmarszczyłaś brwi, gdy próbowałaś zrozumieć sens jego słów.
- Oszukałaś cały pałac. Gratulacje, [prawdziwe Nazwisko].
Zamarłaś, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami. Ten człowiek znał twoją przeszłość. Coś, co tak bardzo starałaś się ukryć przed innymi.
Tak naprawde pochodziłaś ze zubożałej arystokracji. Kiedy byłaś mała, twoja rodzina zaczęła mieć problemy finansowe. Mama nie zabierała cię na bale, tak jak to robiły rodzicielki innych dziewczynek, więc nie miałaś wielu znajomych. Większość czasu spędzałaś w murach waszej rezydencji, bawiąc się ze służbą. W ten sposób nauczyłaś się też, jak wygląda jej codzienna praca, a kiedy nikt z rodziny nie widział, lubiłaś pomagać im w drobnych zajęciach.
Lata mijały, a finanse były w coraz gorszym stanie. Doszło do tego, że musieliście się przeprowadzić. Sprzedaliście część rodowych pamiątek oraz zwolniliście większość służących, pozostawiając tylko kilku najbardziej zaufanych. Mama zaczęła zarabiać z wyszywania, podczas gdy ojciec zatrudnił się w fabryce. Chcąc uniknąć kompromitacji zmienili nazwisko oraz roznieśli plotkę, według której mieliście przeprowadzić się na kontynent. Kiedy osiągnęłaś odpowiedni wiek, wysłano cię na służbę do królowej. Do pałacu przybyłaś jako [Imię] [zmienione Nazwisko]. Od tamtej pory ciężko pracowałaś, co miesiąc posyłając część zarobionych pieniędzy rodzinie. To była twoja tajemnica, aż do tej nocy.
- Jak się dowiedziałeś? - Twój głos nerwowo zadrżał.
- Jestem sekretarzem Jej Wysokości. Moim obowiązkiem jest wiedzieć, kto przebywa w jej pobliżu.
Zrezygnowana pochyliłaś się i schowałaś twarz w dłoniach. Czyżby to całe udawanie było bezcelowe? To jeszcze większa kompromitacja, niż gdybyś przyszła sprzątać z tytułem.
- Kto jeszcze wie?
- Nikt. Nie ma takiej potrzeby. A może jest w tym jeszcze jakiś cel?
- Nie.
- Więc nie masz się o co martwić. Zostanie to między nami.
Widząc twoją niezmienioną pozę zaśmiał się i objął cię, kładąc przy tym rękę na plecach.
- Naprawdę pomyślałaś, że mógłbym to rozpowiedzieć?
- Ja... Sama nie wiem.
- W takim razie zapewniam cię - Tu pochylił się, by wasze głowy znalazły się na podobnym poziomie. - że nie zrobiłbym niczego, przez co miałabyś kłopoty. Nawet przez wzgląd na to, że jesteś dla mnie ważna.
Na to wyznanie twoim ciałem zawładnął gorąc. Choć przeprowadziliście już tyle rozmów, nigdy nie powiedział czegoś takiego. Być ważnym dla kogoś, że też proste zdanie może napawać takim szczęściem.
Opuściłaś dłonie. Mimowolnie uśmiechnęłaś się do rosnącej pod waszymi stopami trawy.
- Dziękuję. To wiele dla mnie znaczy. Tylko...
- Hm?
- To nie jest tak, że trzymasz ze mną, bo jestem artystokratką?
- Przecież nie wiedziałem tego cały czas. Poznałem prześliczną służącą i to ona skradła moje serce. Nie panna [prawdziwe Nazwisko].
Nim zebrałaś myśli, poderwał się z miejsca i uklęknął przed tobą na jednym kolanie. Przed sobą miałaś jego szare oczy, intensywnie wpatrujące się w twoje.
- Pomogę ci. Nie pozwolę, żebyś przez błędy rodziny musiała tak ciężko harować na utrzymanie. Obiecuję, że dokonam wszelkich starań, aby to się zmieniło.
- Co... Co ty...?
Raptownie wstałaś, zaskoczona jego słowami. Zaczynałaś zastanawiać się, czy aby za dużo nie wypił. Najpierw zdradził, że zna twoją przeszłość, a teraz wyjechał z obietnicami, a to wszystko w takim dniu. To było dla ciebie za dużo.
Ledwo się podniosłaś, a poczułaś uścisk jego dłoni na swoich. Również wstał, robiąc krok w twoją stronę. Był bardzo blisko. Jeśli wcześniej się nie zarumieniłaś, to w tym momencie byłaś pewna, że twoja twarz zrobiła się pąsowa niczym piwonia.
- Nie rzucam słów na wiatr. Tylko pozwól mi.
- Dlaczego? - Spojrzał na ciebie, unosząc brwi. - Dlaczego to robisz?
- Czy to nie oczywiste? Myślałem, że czujemy do siebie to samo.
Wziął cię w ramiona, składając na ustach namiętny pocałunek. Bez zastanowienia odwzajemniłaś go, opleciwszy dłońmi jego kark. Tego uczucia nie można było porównać z niczym innym. Chciałaś cieszyć się każdą sekundą, kiedy byłaś w jego objęciu. Czuć, że osoba, którą kochasz jest blisko. Niestety rzeczywistość szybko dała ci o sobie przypomnieć. Oficjalnie nie byliście parą, a w tym ogrodzie każdy mógł was zobaczyć. Z niechęcią przerwałaś pocałunek, biorąc głębszy oddech.
- Coś nie tak? - Charles spytał głosem, któremu ciężko było się oprzeć.
- Czy wypada? - wymamrotałaś.
- Ty chyba nie wiesz, co się na różnych balach wyprawia.
Rzeczywiście nie wiedziałaś i sądząc po jego minie raczej wolałaś nie wiedzieć.
Ostatecznie, acz niechętnie Charles przyznał ci rację, że nie jest to odpowiednie miejsce na tego typu czułości. Ostatni raz dał ci całusa, nim oboje postanowiliście wrócić do reszty gości. Okazało się, że podczas waszej nieobecności znaleźli dosyć ciekawe zajęcie. Wszyscy zebrani na sali przysłuchiwali się pewnemu jegomościowi, który z ożywieniem opowiadał o swoim rzekomym spotkaniu z duchem. Ku swojej wyraźnej uciesze przestraszył historią niektóre damy, co jeszcze bardziej go nakreciło. Nie lubiłaś ludzi tego typu, ale musiałaś przyznać, że umiał ładnie opowiadać.
- Wyjdźmy. - Charles położył ci dłoń na ramieniu.
- Dopiero co przyszliśmy. - Zaprotestowałaś, patrząc na niego z wyrzutem.
Pomimo twojej prośby ponownie opuściliście budynek. Na dworze zerwał się silny wiatr, który dokładnie czułaś przez materiał swojej sukni.
- Czemu wyszliśmy? To było naprawdę ciekawe. - marudziłaś.
- Duchy nie istnieją. Takie historie tylko ogłupiają.
- I tak je lubię. - Zrobiłaś nadąsaną minę.
- Skączmy tę dyskusję, proszę.
Wydawał się być rozdrażniony, kiedy to mówił. Czy to było możliwe... że bał się duchów? Zdziwiona swoim pomysłem omal nie powiedziałaś tego na głos. Jeśli naprawdę tak było, z pewnością nie chciał o tym rozmawiać. Jako mężczyzna musiał czuć się przez to głupio przed tobą.
- Tak w ogóle to zrobiło się zimno. - Wedle prośby zmieniłaś temat.
- Zaraz coś zaradzimy.
Zdjął swój frak i kazał ci go założyć. Kiedy to zrobiłaś objął cię i przyciągnął do siebie.
- Lepiej? - Kiwnęłaś głową na potwierdzenie i mocno się w niego wtuliłaś. - Zaraz tam wrócimy, a teraz ty mi coś opowiesz, póki mamy dla siebie trochę czasu. Dobrze?
- No dobrze - westchnęłaś. - Co chcesz usłyszeć?
- Sama zdecyduj. Możesz ponarzekać na pracę, albo opowiedzieć o dzieciństwie... Cokolwiek zechcesz.
- W porządku, tylko usiadźmy gdzieś.
Kiedy przycupnęliście przed rezydencją, oparłaś głowę na jego ramieniu i zaczęłaś mówić. Miałaś wrażenie, jakbyście byli parą od wielu lat. A przed wami było ich jeszcze więcej. Oby tylko nic nie stanęło wam na przeszkodzie.
~~~~~~~~
Ło ło ło, trzy i pół tysiąca słów! Jak do tego doszło nie wiem... ale mam nadzieję, że ta długo męczona praca nie poszła na marne :') Jak ocenicie?
A zmieniając temat, łączmy się, uczniowie! Czy tylko ja mam pewne obawy co do obecnego roku szkolnego? Może ktoś się cieszy?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top