Bułgaria
Czym prędzej wbiegłaś za przyczepę z nadzieją, że nikt cię nie widział. Przycupnęłaś na stercie drewna, które z niej wypadło i przetarłaś dłonią oczy. Chciałaś być teraz sama, z dala od swojej rodziny. Miałaś ich dość. W ogóle nie liczyli się z twoim zdaniem. Dla nich ważne były tylko pieniądze. ,,Ich jedyny priorytet" - pomyślałaś z goryczą. Nagle usłyszałaś szelest trawy w pobliżu. Znalazł cię.
- Odejdź. - Rzuciłaś leżący obok patyk w stronę chłopaka, który w końcu ci się pokazał.
- Tu jesteś.
Brunet pewnym krokiem podszedł do ciebie i usiadł obok.
- Chcę być teraz sama. - Obróciłaś od niego głowę, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Wcale nie chcesz.
Widząc brak reakcji z twojej strony pokręcił tylko głową i pochylił się, skupiając wzrok na swoich palcach.
- [Imię], to już postanowione?
- A spodziewałeś się czegoś innego?
- W sumie, to nie.
Zerknęłaś na niego kątem oka. Wydawał się równie przybity tym wszystkim co ty. Nie chciałaś się do tego przyznać, ale naprawdę go w tej chwili potrzebowałaś. Był twoim najlepszym przyjacielem od kiedy tylko poszłaś do szkoły i jedyną osobą, która naprawdę rozumiała twoje problemy. Po chwili namysłu przysunęłaś się i oparłaś głowę na jego ramieniu.
- Nie chcę tam iść - szepnęłaś, starając się ze wszystkich sił powstrzymać łzy.
Miałaś na myśli wydarzenie coraz częściej określane przez ludzi z zewnątrz jako ,,targ", które miało odbyć się jutro w pobliżu twojej miejscowości. Spotkanie, podczas którego miałaś zostać wykupiona, jak część innych romskich dziewcząt z okolicy. Nie mogłaś zrozumieć, dlaczego tyle z nich nie widziało w tym problemu. Były gotowe poślubić nieznajomego mężczyznę, o którym prawdopodobnie nic nie wiedziały, jeśli tylko spodoba się ich rodzicom i zapłaci odpowiednią sumę. Wprawdzie znałaś rodziny, które pozwoliły córkom wybrać wcześniej narzeczonych, jednak nie było ich zbyt wiele, przynajmniej w twojej okolicy. Normalnie średniowiecze jakieś.
Matka jak matka, ale ojciec wyraźnie dał ci do zrozumienia, że masz tam iść. Nie mogłaś przynieść mu wstydu i zrezygnować z corocznej imprezy, na której pojawiała się duża część rodziny i znajomych. Wszystko było od dawna gotowe. Droga suknia, buty, przyjechała nawet kuzynka z drugiej miejscowości, by pomóc ci zrobić się na bóstwo. Jakbyś sama nie potrafiła chociażby upiąć włosów! Najwyraźniej bardzo im zależało, byś trafiła w dobre ręce, przez co rozumieli kogoś bogatego.
Być może sprawy potoczyły by się inaczej, gdybyś miała na oku jakiegoś Roma. Niestety, takowy nie istniał. Najbardziej na całym świecie zależało ci na chłopaku, który właśnie otulił cię ramieniem i był gotowy słuchać twojego biadolenia. Rodzice nigdy by się jednak nie zgodzili na związek z nim. Dlaczego? Bo był rodowitym Bułgarem, a tego by ich romska od pokoleń duma nie wycierpiała. Z resztą i tak nie umiałabyś go o to spytać. W końcu kto chciałby chodzić z Romką, której rodzice na dodatek są fanatykami tradycji?!
Samotna łza spłynęła po twoim policzku. Szybko wytarłaś ją dłonią, by chłopak jej nie zobaczył.
- Może nie będzie tak źle... - powiedział. - A nuż trafi ci się jakiś przystojny.
- Ty tak serio?
Jeśli w ten sposób chciał cię pocieszyć, to starał się na marne.
- Twoi rodzice na pewno chcą dobrze, [Imię] - kontynuował bez przekonania. - Poznali się w podobny sposób, pewnie uważają, że tak jest najlepiej.
- Gdzieś mam to, co oni myślą!
Przyłożyłaś dłonie do ust i spanikowana wyjżałaś zza przyczepy. Gdy upewniłaś się, że nikt nie odkrył twej kryjówki, usiadłaś z powrotem na drewno, z ulgą wypuszczając powietrze.
- Cały czas powtarzają, że jestem głupia i samolubna, bo chcę znaleźć męża sama! - wzburzona mówiłaś dalej, nieco ściszonym głosem. - Że robią dla mnie wszystko, żebym była szczęśliwa! Szkoda tylko, że nie potrafią zrozumieć mojej definicji szczęścia! Nie wiem, co moja matka miała w głowie, ale ja nie będę żyła z pierwszym lepszym, który da mi kasę! Boże, dlaczego jestem ich córką...! - Zacisnęłaś zęby i schyliłaś głowę.
Chłopak przysunął się bliżej i przytulił cię mocno. Przypomniałaś sobie, że po wyjściu za mąż, gdyby partner okazałby się podobny do ojca, musiałabyś zakończyć waszą znajomość. Spotykanie się z innymi mężczyznami byłoby nie w porządku wobec niego, a nawet jeśli postanowiłabyś się temu sprzeciwić, to nie wiadomo, czy nie musiałabyś z nim wyjechać. W końcu przyszły mąż mógł pochodzić z kąd kolwiek. A ty nie chciałaś zostawiać przyjaciela, zresztą on pewnie ciebie też. Widziałaś, jak przeżywał to wszystko razem z tobą. Kilka dni temu udał się na rozmowę z twoim ojcem, co jak można było się spodziewać, zakończyło się kłótnią i wygonieniem z domu. Jeszcze nigdy nie czułaś takiego wstydu przed sąsiadami, którzy wszystkiego słuchali na swoich podwórzach.
- To niesprawiedliwe - załkałaś, wtulając się w przyjaciela. - Chcę zostać z tobą... Tylko z tobą i tyle!
- Naprawdę byś chciała?
Odsunął cię od siebie i spojrzał w oczy.
- To... to nie możliwe, przecież wiesz.
Przyglądał ci się w milczeniu, widziałaś jednak, że głęboko się nad czymś zamyślił. Uniósł palcami kosmyk twoich włosów, który oddzielił się od reszty i delikatnie założył za ucho. Przeszył cię przyjemny, a zarazem dziwny dreszczyk. Nie pierwszy raz chłopak cię dotykał, ale ta sytuacja wydawała ci się szczególna, inna od reszty. Wprost przypominała te wszystkie romantyczne sceny z książek, które potajemnie czytałaś bez wiedzy ojca, jaki uznawał je za ogłupiające. Nie wiadomo, gdzie poprowadziła by cię wyobraźnia, gdyby nie nagła propozycja chłopaka.
- Porwę cię.
Mimowolnie podniosłaś się, nie do końca wiedząc, jak na to zareagować.
- C-co? - jęknęłaś w końcu.
- Sama mówiłaś, że znałaś takie przypadki i wszystko skończyło się dobrze.
Mówił poważnie, co do tego nie miałaś wątpliwości. Doskonale znałaś ten pewny siebie wyraz twarzy.
- Jak ty to sobie wyobrażasz? - Przyłożyłaś palce do skroni. - I gdzie niby mnie zabierzesz? A twoi rodzice?
- Zrozumieją.
- No ale, przecież ślub...
- Miałabyś coś przeciwko?
Spojrzałaś na niego zdziwiona.
- Jak... to?
- Po prostu odpowiedz. Chciałabyś zostać moją żoną?
Cofnęłaś się o krok zdziwiona tą propozycją. Nie żartował, tego byłaś w stu procentach pewna. Wiedziałaś jednak, że był skłonny do podejmowania nieprzemyślanych decyzji i działań. Nieśmiało spytałaś go, czy na pewno dobrze to przemyślał oraz dodałaś, że nie chcesz, aby układał sobie życie patrząc tylko na twoją sytuację.
Zareagował na to niemalże oburzeniem.
- Kiedy ja tego chcę! - wykrzyknął wstając.
Patrzyłaś na niego w osłupieniu, jednocześnie bojąc się, czy aby nikt tego nie usłyszał. Zawsze byliście ze sobą blisko, ale nigdy nie przyszło ci do głowy, że mógłby czuć do ciebie coś więcej. Nawet przeszło ci przez myśl, że mówi tak tylko dlatego, bo chciał twojego dobra. W takim wypadku twoja zgoda była by czymś bardzo niesprawiedliwym i egoistycznym wobec niego. W końcu ta propozycja dała by ci szansę na pozytywną zmianę w życiu, ale jego wywróciło by się do góry nogami.
- Zrozum [Imię], naprawdę tego chcę. Przecież ja, ja... ja cię kocham. - Jego twarz pokryła się rumieńcem, gdy to mówił. Widocznie speszony tym wyznaniem uciekł oczami na bok, prawdopodobnie bojąc się twojej reakcji.
W pierwszej chwili nie byłaś w stanie wydusić z siebie ani słowa. Gapiłaś się na niego jak ciele na malowane wrota. Nie tak wyobrażałaś sobie to wyznanie.
- Na... Naprawdę? - wykrztusiłaś niepewnie.
Chłopak kiwnął potwierdzająco głową.
- To nie tak, że nagle mnie olśniło. Już od dłuższego czasu coś do ciebie czuję, tylko... Nie wiedziałem, czy ty...
Nie dałaś mu dokończyć. Rzuciłaś się w ramiona chłopaka, przytulając twarz do jego klatki piersiowej. Ten zaśmiał się i objął cię mocno. Westchnął z ulgą, chowając twarz w twoich włosach.
- Czyli od teraz jestem twoją narzeczoną? - spytałaś zaciskając palce na jego koszulce.
- Yhym, chyba możesz już się tak nazywać. Pod warunkiem, że uciekniemy.
Podniosłaś głowę, by móc spojrzeć mu w oczy.
- Jesteś pewien, że to się uda? A moje rzeczy?
- Nie dowiemy się, jeśli nie spróbujemy. - Uśmiechnął się pokrzepiająco. - Rzeczami się nie nartw. Przecież nikt ci ich nie wyrzuci, a moja mama ci coś pożyczy.
- Ale...
- Lubi cię, najwyżej trochę pomarudzi, ale jestem pewny, że jak wszystko jej wyjaśnię, to nam pomoże. To jest nasza szansa, [Imię]. Ufasz mi, prawda?
Chwycił twoje dłonie, unosząc je do góry. Z wyczekiwaniem patrzył na ciebie, a uśmiech nie opuszczał jego twarzy. Wiedziałaś, że nie odpuści. Był zdeterminowany jak nigdy wcześniej.
Pomysł chłopaka był szalony, ale jeśli istniała szansa na uratowanie cię z niechcianej sytuacji, postanowiłaś z niej skorzystać. Twój przyjaciel, a właściwie ukochany zawsze stawał po twojej stronie i pomagał wychodzić z różnych tarapatów. Teraz, kiedy bieg zdarzeń będzie zależał w dużej mierze od niego, nie pozwoli, żeby stało ci się coś złego. Zapewne zrobi wszystko co może, aby plan się udał. Byłaś tego pewna.
- Głupio się pytasz. Oczywiście, że tak!
- W takim razie nie ma na co czekać!
Chłopak bez pytania wziął cię na ręce i nie zważając na to, czy ktoś was zobaczy, wybiegł z twojego podwórka. Oczywiście, kiedy tylko odstawił cię na nogi, porządnie mu się za to oberwało. Długo jednak się na niego nie złościłaś.
Kolejne kilka godzin zajęły wam przygotowywania do wyjazdu. Uzgodniliście, że najbliższe dni spędzicie w stolicy, nim dojdzie do negocjacji z twoją rodziną. Byłaś przeszczęśliwa, że uda ci się uniknąć tak długo wyczekiwanej przez nich maskarady.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top