IV

Kiedy tylko weszłam do domu, usłyszalam kłótnie rodziców. Słyszałam też że mój ojciec jest pijany. Widocznie ma jutro wolne.

- Ona cały czas robi nam problemy! Mam jej po prostu dosyć! - wydarł się mężczyzna.
- Przestań! To jest twoja córka, nie możesz tak mówić - próbowała uspokoić go kobieta.
- No właśnie. Mam córkę! A zachowuje się chłopak!

Wywróciłam oczami i chwyciłam androida za rękaw. Zaciągnęłam go do pokoju zatrzaskując drzwi. W moich oczach pojawiły się łzy, ale szybko je otarłam i usiadłam na łóżku.

- Wszystko dobrze? - zapytał Nines, a ja rzuciłam go poduszką.
- Zamknij się! - warkłam na niego i schowałam twarz w drugą poduszke.

Andoroid posłusznie zamilkł, a ja zaczęłam cicho płakać. Czasami miałam takie chwile słabości. Mój ojciec mnie nienawidzi... Ja jego zresztą też. Jednak jest moim wzorem, jeśli chodzi o pracę w policji. Jestem dumna ze jest policjantem i że pomaga ludzią. Ale od kad pamiętam w domu jest szorstki, a czasami nawet agresywny.

Uslyszałam dźwięk zbijającego się szkła. Poderwałam głowę i skierowałam zapłakany wzrok na drzwi. Po chwili spojrzałam na androida, który był wpatrzony w drzwi.

- Nie.... Nie zwracaj na to uwagi... - powiedziałam i położyłam głowę na poduszke.
- Powinienem zainterweniować - spojrzał na mnie.
- Nie, masz tu zostać. Masz zakaz wtrącania się w ich sprawy.
- A więc mogę pomóc tobie. Płaczesz.
- Nie prawda... - odwraciłam głowę tak aby na niego nie patrzeć.
- Wiesz że mnie nie okłamiesz. Chcę Ci pomóc. - usłyszałam jak podchodzi bliżej.
- Czasami przechodzę taki stan. Nie musisz się martwić.

Android zatrzymał się. Spojrzałam na niego. Jego przenikający wzrok był utkwione we mnie.

- Jesteś pewna? - zapytał, a ja pokiwałam głową i znowu ją położyłam.

To miłe że jakaś puszka się o mnie martwi, ale od zawsze sobie radziłam sama, i wolę żeby tak zostało.

Udowodnie wszystkim że dam sobie radę w życiu sama.

Nagle do mojego pokoju weszła mama. Wyglądała na roztrzęsioną. Podniosłam się do siadu i przetarłam oczy.

- Gabi.... Pojedziesz do brata na jakiś czas, dobrze? - wyjęła z mojej szafy torbę i zaczęła pakować moje rzeczy.

Wstałam i zabrał od niej torbę. Widziałam że płakała.

- Co ci zrobił? - zapytałam troskliwie, a jej oczu popłynęły kolejne łzy.
- Proszę nie mieszaj się w to. Tata... Nie jest trzeźwy. Tym razem alkohol za mocno na niego po działał. Proszę, wyjedź do Eljaha. Tak będzie dla ciebie bezpieczniej - położyła dłoń na moim policzku.

Poczułam jak moje serce przyspiesza. Czułam że cierpiała. Nie mogłam tego tak zostawić...

Odeszlam od niej i spojrzałam na robota.

- Masz tu zostać puszko. Dopilnuj aby z tąd nie wyszła - powiedziałam i zbiegłam na dół.

W całym domu unosił się dziwny zapach. Alkoholu.... I czegoś jeszcze. Ojciec siedział na kanapie i palił fajkę. Jego oczy były pusto utkwione w dal. Gdy tylko go zobaczyłam coś we mnie podbuzowało. Zacisnęłam pięści i podeszłam do niego, przykładając mu jedną z nich.

Upuścił fajkę, a ja przyłożyłam mu ponownie. Z jego nosa pociekła krew.

- Ty dziwko! - wstał, a ja chwyciłam go za szmaty i rzuciłam o ścianę.
- To ty krzywdzisz naszą rodzinę za każdym razem kiedy się upijesz!

Mężczyzna widocznie się wściekł. Wyrwał mi się i rzucił mnie na ziemię. Przeturlałam się kilka razy na ziemi, uderzając głową w stół. Jednak przez adrenalinę która pobudzała mnie do działania, nie zwróciłam uwagi na ból. Wstałam i zaczęłam przepychac się z ojcem. Mimo wszystko, byłam od niego niższa i słabsza, ale nie na tyle aby dać się mu pomiatać.

- Jesteś nic nie wartym śmieciem! Nie mamy z ciebie żadnego pożytku! Czemu nie możesz być taka jak twój brat? - wykrzyczał i chciał mnie uderzyć, jednak udało mi się zablokować atak - Mogłabyś coś z tym robić! Na przykład pójść do pracy. Albo kurwa zostań dziwką, bo tylko do tego się nadajesz!

Zabolało... Ale tylko troszkę.

- Wszędzie będzie mi lepiej niż tutaj. Nawet na róże - odgryzłam mu się i pchnęłam go mocno, a ten się przewrócił.

Uderzył głową w kant stołu i zaczął przeklinać i krzyczeć, jak go to nie boli. Nie zwracałam na to uwagi... Do momentu kiedy zauważyłam kałurze krwi na ziemi.

Zbladłam i zakryłam usta. Do salonu wybiegła mama, a za nią android.

- Tom! - podbiegła do niego i kucła.
- Zostaw mnie kurwo! - odepchnął ją.
- Zadzwonię po karetkę - powiedział android.

A ja stałam. Stałam jak wryta patrząc na to wszystko. Zorientowałam się że jestem zupełnie jak on.
Zdolna do wszystkiego.
Nawet do skrzywdzenia najbliższych mi osób.

~~~~~

Kiedy ojca zabrała karetka, mama postanowiła, abym faktycznie pojechała do brata na kilka dni. Albo tygodni... Nie określiła się.

Jadąc z nią w aucie, milczałam. Z jednej strony byłam dumna że zainterweniowałam, ale z drugiej.... Czułam się winna że teraz ojciec musi mieć szytą głowę. W szpitalu powiedzieli że był odużony, najprawdopodobniej, jakimś narkotykiem. Jednak nie mogli ustalić, jaki rodzaj.

Mama nie chciała poruszać tego tematu. Nikt nie spodziewał się że może on posunąć się aż tak daleko, będąc policjantem. Jego reputacja spadnie i to dosyć mocno. Co za tym idzie, zrobi się o nim głosno, a w szkole nie będę miała życia.

Na dodatek sprawa z Davidem nie dawała mi spokoju. Próbowałam wymyślić sposób, jak się od niego uwolnić, jednak nic oprócz policji nie przychodziło mi do głowy. Jeśli moja mama zobaczyłaby to nagranie, serce do końca by jej pękło. A ja nie chce być tą, która będzie odpowiedzialna za jej zawał. Albo co gorsza - śmierć.

- Gabi - usłyszałam podniesiony głos mamy który wyrwał mnie z za myślenia.
- Przepraszam, zamyśliłam się.
- Wszystko będzie dobrze słonko - pogładziła mój policzek.
- Wiem mamo - kącik moich ust lekko się podniósł.
- Pamiętaj, jeśli coś będzie się działo, powiedz to bratu.
- Tak wiem - spojrzałam na androida - Chodź Nines. Idziemy.

Wyszłam z auta i pożegnałam się z mamą. Poprawiłam torbę na ramieniu, ale szybko poczułam jak ktoś ją zabiera. Zerknełam na androida i minimalnie się uśmiechnęłam. Jednak droid dalej stał z kamienną twarzą. Przybrałam podobny wyraz twarzy i zapukałam w drzwi Elijaha. Otworzyła mi kobieta, jednak szybko zauważyłam diodę na jej skroni.

- Witaj Gabrielle. Twój brat już Cię wyczekuje - otworzyła szerzej drzwi, abyśmy mogli wejść - Czeka w swojej pracowni.
- Dzieki.... - powiedziałam i poszłam do niego.

Gdy uchyliłam drzwi, oczą ukazał mi się Eli. Jak zwykle pracujący.

- Nie przemęcz się - usiadłam wygodnie na fotelu.
- Ciebie też miło widzieć. - oderwał sie od papierów.
- Jak ci leci życie? - wiedziałam że u niego nie będzie rozmów o ojcu. Ani o innych problemach rodziców.
- Całkiem znośnie. Jestem w fazie badań na androidach.
- Jakich badań? - zapytałam zainteresowana.
- Badań nad ich pracą z ludźmi. Muszę składać raporty w pracy. Wiesz ze dąże do mojego celu - uśmiechnął się do mnie, a ja tylko wywróciłam oczami teatralnie.
- A więc teraz masz jeszcze tego mojego na oku. Ale za ciekawy to nie jest. Zwykła puszka. Odwalilam za ciebie robotę jeśli chodzi o jego recenzje. Nie ma za co.
- Oh dziękuję Ci. Niewiem co bym bez ciebie zrobił - uśmiechnął się i wrócił do papierów -  a jak u ciebie? Wybrałaś już szkołę?
- Eli, został mi jeszcze jeden rok nauki.
- ah..... Nie ten wiek. Ale mogłabyś już zacząć wybierać bo nigdy nie wiesz co może się stać. - powiedział jakby dumny z tego że skleił kilka mądrych słów razem, zatruwając mi dupe.
- Tak tak. Wiem. Zamknij się. Nie chcę o tym gadać....
- Nadal chcesz iść na studia policyjne? - zerknął na mnie.
- A co z tego że chce jeśli rodzice mnie nie puszczą. Bo "to nie zawód dla kobiety" - powiedziałam udając głos ojca, aż przeszły mnie dreszcze.
- Zq szybko się poddajesz - spojrzał na Robota obok - Nines. Idz powiedz Cloe aby zaczęła robić obiad.
- Tak jest Panie Kamski. - i wyszedł.

Elijah wstał i spojrzał na mnie poważnie.

- Czas poważnie porozmawiać o twojej przyszłości.

Mhm.

To dlatego mama tak chętnie mnie tu przywiozła...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top