Rozdział 2 "Jeszcze tego brakowało..."
Nim dotarłam pod dom wuja byłam całkowicie przemoczona, aż do suchej nitki. Wyglądam teraz zapewne dość zabawnie, jak mokra kura. Ulewa nie ustaje nawet na chwilę. Kątem oka dostrzegam to spojrzenie ludzi w moją stronę. Sądząc po ich zdziwionych minach odbierają mnie za idiotkę. I mają rację. Nikt normalny mając możliwość schronienia przed deszczem nie idzie w tej cholernej ulewie tylko po to, by w następstwie całkowicie przemoknąć. Mam gdzieś to, że po tych wydarzeniach najprawdopodobniej skończę rozchorowana na kanapie. Już dawno przestałam interesować się swoim losem. Nieważne czego bym się nie podjęła, jak bardzo się starała i tak zawsze koniec końców coś się pierdoli, a ja mam dość życia jeszcze bardziej. Ciekawa jestem jak bardzo można siebie nienawidzić. Mam wrażenie, że znajduję się na cienkiej granicy, lecz za każdym razem okazuje się, że to jeszcze nie to, a moja chęć wyeliminowania siebie wzrasta jeszcze bardziej.
Być może to właśnie jest odpowiedź i zarazem wyjście z moich problemów? Nikt i tak by się tym nie przejął. Z drugiej strony czerpię ogromną satysfakcję z wkurwiania ludzi. Zaburzam ich wewnętrzny spokój i równowagę. To chyba jest ta misja, którą przyszło mi tu pełnić.
Zmarnowana, wreszcie dotarłam do celu. Na moją twarz wkradł się uśmiech, lecz był on chwilowy i tak szybko, jak się pojawił, równie szybko znikł, ustępując miejsca grymasowi. Nie dość, że nagle zwalam się wujowi na głowę, to jeszcze będę przysparzać mu samych problemów od początku mojego zjawienia się. Nic już na to nie poradzę. Tak zostałam naznaczona. Wokół mnie nie może wydarzyć się nic dobrego. To sprzeczne z rzeczywistością.
Przez chwilę zastanawiałam się, czy wejść do środka i robić wokół siebie zamieszanie, czy jednak dać sobie spokój i przeczekać. Mój tok myślenia niejednokrotnie był skrajnie idiotyczny, lecz nigdy nie dawałam za wygraną. Zawsze upierałam się przy swoim, nawet mając świadomość, iż nie mam racji. Mogę wiedzieć, że moje zachowanie nie sprawi Hankowi problemu i nieważne, jak bardzo próbowałby mnie do tego przekonać, ja i tak postąpiłabym po swojemu. Moja nieustępliwość jest równocześnie zaletą, jak i wadą. Mimo obaw postanowiłam jednak wejść do środka, by Hank niepotrzebnie się nie zamartwiał. Pewnie już i tak będzie na mnie wściekły za tę całą sytuację. Nie będę tym faktem zdziwiona. Zachowałam się jak dziecko. Musiałam jakoś ochłonąć i się uspokoić. Znając moje szczęście już na drugi dzień rozłoży mnie przeziębienie. Każda jedna decyzja ciągnie za sobą różne konsekwencje, co?
Powoli otworzyłam drzwi, wchodząc do korytarza. Nadal ciekła ze mnie woda. Nie miałam możliwości, żeby choć trochę przeschnać, cały czas lało. Oczywiście ironią losu był fakt, iż akurat teraz opady deszczu słabły a między chmurami przebijały się promienie słoneczne. Co prawda ono zaczynało już zachodzić, zwiastując nadchodzącą noc, ale wciąż... Serio? To zdecydowanie nie jest śmieszne. Widząc zmieniającą się pogodę wkurzyłam się jeszcze bardziej.
Hank musiał usłyszeć, jak wchodzę do jego domu, gdyż już po chwili stanął na wprost mnie. Jak tylko zobaczył mnie w takim stanie, jego wyraz twarzy drastycznie się zmienił. Byłam gotowa na awanturę z jego strony. Przywykłam do tego. Jeszcze do niedawna miałam do słuchania dzień w dzień tego samego. Zdziwił mnie fakt, że zamiast porządnego zjeba on zaczął robić wszystko, by się mną zająć. Prawdziwie się o mnie... Martwił. Ale dlaczego?
- Jasna cholera, czemu się nie schowałaś przed tą ulewą? - zapytał, ruszając w nieznanym mi kierunku - Stój tutaj, zaraz wrócę!
Tak jak powiedział, tak też zrobiłam. Nawet jakby nie nakazał mi się nie ruszać, nie śmiałabym wejść mu dalej do mieszkania i narobić większego bałaganu, niż to warte. Już teraz nie zrobiłam niczego pozytywnego. Nie ma to jak świetne pierwsze wrażenie... Ledwo co wlazłam wujowi do życia ponownie ze swoimi butami, to jeszcze przysparzam problemów od samego początku. Cała ja...
Nim się obejrzałam wujek Hank wrócił do mnie z ręcznikiem, który od razu mi wręczył. Zdjęłam przemoczone buty wystawiając je na zewnątrz, po czym delikatnie opatuliłam się materiałem. Może za wiele to nie da, ale zawsze coś.
- Chodź za mną dziecko - rzucił, po czym zapytał - W której walizce masz jakieś rzeczy do przebrania?
- Powinny być w tej granatowej - oznajmiłam dopiero teraz czując, jak dygoczę z zimna.
- Paskudna pogoda... Musiałaś tam porządnie przemarznąć - zauważył, biorąc wspomnianą przeze mnie walizkę. Zaczął mnie prowadzić wgłąb mieszkania. - Powinienem ciebie za to porządnie opieprzyć, jednak nie mam do tego serca. Nie w tej chwili.
- Masz rację wujku, przydałby mi się porządny zjeb - wybełkotałam, wracając wspomnieniami do niejednej awantury w domu. Tutaj przynajmniej był powód, by mnie ochrzanić. Hank tylko spojrzał na mnie zdezorientowany nie wiedząc, co powiedzieć.
- Dokończymy ten temat za chwilę - westchnął ciężko, otwierając drzwi od pomieszczenia. Wsadził walizkę do środka, po czym gestem dłoni nakazał mi tam wejść. Łazienka. Właśnie tego mi było potrzeba. - Postaraj się doprowadzić do porządku. Przebierz te zgnojone przez deszcz rzeczy. Będę czekał w salonie jak coś.
- Dobrze - wydukałam, zamykając następnie za sobą drzwi. Zostałam sama ze swoimi myślami i złością na siebie.
Ściągnęłam swoją bluzę, po czym wytarłam do sucha swoje ręce. Musiałam się streszczać, żeby nie narobić jeszcze większego bałaganu wokół swojej osoby. Ostrożnie otworzyłam walizkę, przebierając w swoich rzeczach. Wzięłam do ręki jeansowe spodnie moro, niebieską koszulkę na ramiączkach razem z czarną bluzą z kapturem na zamek, a także nową bieliznę. Mając na myśli przemoknięcie do suchej nitki miałam także to na uwadze. Nie zwlekając dłużej zamknęłam walizkę i zaczęłam się przebierać w przygotowane wcześniej ubrania. Całe szczęście te nie były nasiaknięte wodą, w przeciwieństwie do tych, co miałam jeszcze chwilę temu na sobie. Dokładnie wytarłam się w ręcznik, ubierając następnie na siebie ciuchy. Już po kilku minutach byłam gotowa. Założyłam sobie ręcznik na głowę, gdyż włosy nadal miałam całe mokre. Widząc leżącą w kącie szmatę postanowiłam posprzątać po sobie ten bałagan, który zrobiłam. Nie minęła chwila a podłoga także była sucha. Przewiesiłam materiał przez grzejnik, podobnie, jak i swoje rzeczy, kiedy to zauważyłam, jak podwinął mi się rękaw od bluzy. Gdy tylko mój wzrok napotkał skórę ręki całą pokrytą w bliznach, momentalnie po moim całym ciele rozeszły się dreszcze. Cholera, było blisko. Muszę bardziej uważać. Nikt nie może się dowiedzieć. To nie ich sprawa. Nie muszę dzielić się z innymi swoją przeszłością. Zresztą i tak nie ma czego opowiadać... Opuściłam w dół rękaw upewniając się kilkakrotnie, że wszelkie inne blizny zostały ukryte. Z tymi na twarzy jednak nic nie zrobię. Starałam się unikać swojego odbicia w lustrze jak ognia. Nie mogłam na siebie patrzeć. Każdemu najlepiej musiałabym się tłumaczyć. Ludzka ciekawośc nie zna granic. Lubią wtykać nosa w nie swoje sprawy, by potem obrócić zebrane informacje przeciwko nam samym. Najgorsza broń, jaka istnieje. Nic nie rani bardziej...
Chwyciłam za rączkę swoją walizkę, po czym opuściłam łazienkę. Odstawiłam ją na swoje miejsce, by następnie wrócić do Hanka. Nerwowo chwyciłam się za ramię, nie wiedząc, czego się spodziewać. On najwyraźniej wyczuł moją obecność. Niemalże od razu, jak się tu pojawiłam wujek odwrócił się w moim kierunku mierząc mnie wzrokiem.
- Usiądź, Lucy - polecił, klepiąc miejsce obok siebie. Niepewnie usiadłam się obok niego czekając na dalszy przebieg sytuacji.
- Czyli co? Zaraz otrzymam największy zjeb w swoim życiu za to, co odwaliłam? - zaśmiałam się, chcąc nieco rozluźnić atmosferę. Odniosłam wrażenie, że jest na mnie wściekły za to, jak dziecinnie się zachowałam, lecz to najprawdopodobniej tylko moje odczucie. Twarz Hanka nie przejawiała bowiem żadnych złośliwości.
- Owszem - stwierdził, po czym kontynuował - Co do chuja pana ci strzeliło do tego łba żeby sobie biegać po deszczu?
- Chciałam się po prostu przejść i rozejrzeć po okolicy. W końcu wróciłam na swoje stare śmieci - rzuciłam w swojej obronie, czując jego złość na mnie. Jak zwykle wszystko wyolbrzymiałam. - Co ja poradzę na to, że pogoda tak nagle postanowiła się zjebać i popsuć mi plany?
- Whoah, Lucy, zwolnij trochę - zaśmiał się gestykulując rękoma. Gestem dłoni nakazał mi się uspokoić, dał znać, że nic takiego się nie stało. - Język ci się nieco wyostrzył.
- Być może mam to za kimś - odparłam, sugerując mu, że to za nim potrafię jechać łaciną - Choć to jeszcze nie wszystko, co potrafię.
- Zmieniłaś się nie do poznania - zauważył, wzdychając ciężko - Gdzie się podziała tamta słodka pięciolatka? Gdyby nie twoje charakterystyczne cechy wyglądu, chociażby jak ten pieprzyk przy lewym kąciku ust to w życiu bym nie powiedział, że jesteście tymi samymi osobami. A jak wyrosłaś... Cholera, przecież ty już jesteś kobietą.
- Czas niewyobrażalnie zmienia ludzi - powiedziałam, na co Hank mi przytaknął.
- To prawda... Pewne wydarzenia uformowały to, kim człowiek jest teraz - odparł wędrując wspomnieniami do czasów, kiedy jeszcze nasze życie nie zaczęło się sypać a my nadal mieliśmy ze sobą kontakt. Na jego twarz wkradł się delikatny uśmiech. - I pomyśleć, że jeszcze kiedyś takie małe stworzonko biegało mi między nogami, domagając się choć odrobiny uwagi. I ten cudny uśmiech... Był taki prawdziwy. Póki co widzę, że teraz ci go zabrakło.
- Za dzieciaka człowiek cieszy się niemalże ze wszystkiego. Nie musi się niczym przejmować. Tak częsty uśmiech musi być spowodowany tą beztroską najmłodszych lat - wydukałam przedstawiając swój punkt widzenia.
- Coś w tym jest - przytaknął, po czym raptownie podniósł się z kanapy. Spojrzałam zdezorientowana w jego stronę. - Chcesz coś do jedzenia? Picia?
- O tak, umieram z głodu - rzuciłam żartobliwie - A do picia kawę prosiłabym.
- Zaraz coś przygotuję - powiedział ruszając w swoją stronę. Oczywiście dostrzegł, jak zaczynam dygotać z zimna. Przeklęty deszcz. - Na fotelu obok powinien być koc. Weź go sobie, zanim mi tu zamarzniesz. - poinformował, by następnie dodać ze śmiechem - A tylko spróbuj mi być chora, to sobie inaczej porozmawiamy.
- Z moim szczęściem może być ciężko - zaśmiałam się.
Powoli podniosłam się z miejsca, idąc po koc, o którym wspominał wujek. Był na swoim miejscu. Chwyciłam w dłoń miękki, przyjemny, a przez to niezwykle ciepły materiał, którym następnie się okryłam, gdy ponownie spoczęłam na kanapie. Wtuliłam się w niego czując, jak już po chwili po moim ciele rozchodzi się ciepło. To dało mi poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo potrzebowałam przez ostatnie lata. Nie ma nic lepszego, jak czuć się kochaną i potrzebną.
Nawet nie zdążyłam się obejrzeć, kiedy to Hank wrócił do mnie z posiłkiem oraz gorącą kawą. Przynajmniej będę mogła ogrzać się od środka, jednocześnie rozkoszując się smakiem kofeiny. Do pełni szczęścia wystarczyłby mi jeszcze buszek nikotyny, lecz wolałam nie palić. Nie przy nim. Nie chcę go zawieść tym, kim się stałam. Dla wujka wciąż jestem tą małą, uroczą dziewczynką. Gdyby tylko wiedział, przez jakie piekło ona przeszła... Musiała szybko dorosnąć, jak chciała przetrwać w tym świecie. Nie miała innego wyjścia. Nikt nie pytał jej o zdanie, odkąd się przeprowadziła. Dopiero wtedy zaczęło się prawdziwe piekło.
- Trzymaj Lucy - rzucił, ustawiając mój posiłek na stoliku przede mną - Może nie jest to jakieś wykwintne danie z pięciogwiazdkowej restauracji, ale jest równie dobre.
- Nie wątpię w to wujku - zaśmiałam się - Dziękuję.
Zaczęłam zajadać się kanapkami, od czasu do czasu biorąc łyk kawy. Od razu poczułam się lepiej. Mój brzuch także był niezmiernie wdzięczny. Byłam wykończona dzisiejszym dniem. Tyle się działo... To ma być przełom w moim życiu. Pakowanie się, wyprowadzka, jazda... Spacer także zajął mi trochę czasu. Nawet nie zdałam sobie sprawy z tego, iż nie jadłam obiadu, dopóki Hank nie wspomniał o jedzeniu. Wtedy mój mały głodek się odezwał, dając o sobie znać. Pewnie szybko dziś zasnę.
- Jak miło się patrzy jak jesz - odparł a ja dopiero wtedy zauważyłam, że on przez ten cały czas się mi przyglądał. Trochę się speszyłam, lecz rozumiałam jego zachowanie. Nie widzieliśmy się przez dwadzieścia lat. Taki szmat czasu. Każde z nas było przekonane, że to drugie nie żyje. Teraz tak nagle zwalam mu się na głowę. Znów siebie widzimy. Cieszę się, że udało mi się go znaleźć. - Spokojnie, nie zwracaj na mnie uwagi.
- Stresujesz mnie - stwierdziłam, a na moją twarz wkradł się delikatny, ledwo zauważalny uśmiech - Jak mam jeść w spokoju, jak wlepiasz we mnie te swoje spojrzenie?
- Daj się nacieszyć staremu wujowi widokiem jego siostrzenicy, której długo nie widział - wydukał, na co się zaśmiałam.
- Dobrze, postaram się nie zwracać na to aż takiej uwagi - oznajmiłam, po czym zapytałam - Dlaczego nic nie jesz?
- Ja już za dobrze wyglądam. Spójrz tylko na mnie - powiedział spoglądając na swój brzuch.
- To nieprawda - zaprzeczyłam nie dlatego, by nie robić mu przykrości, ale dlatego, bo faktycznie tak uważałam. Nie wiem czego on od siebie chce.
- To miłe z twojej strony, ale jednak ja wiem swoje - rzucił dodając po chwili - A tak naprawdę to już jadłem kolację. Parę minut przed twoim powrotem do domu.
- Trzymam cię za słowo - wydukałam spoglądając na niego. Ten tylko pokręcił rozbawiony głową.
Zapadła chwila ciszy. W spokoju dokończyłam posiłek, po czym sączyłam kawę. Mogłabym wypić ją na raz, jednak zbyt bardzo uwielbiam jej smak, by tak się katować. Im dłużej wytrzyma, tym lepiej. Z początku udawało mi się trzymać według tego postanowienia, lecz szybko zmieniłam zdanie. Dokończyłam napój, odstawiając następnie kubek na blat. Hank widząc to uśmiechnął się lekko. Wzięłam naczynia w dłoń, powoli wstając z kanapy.
- Gdzie to zanieść? - zapytałam, na co i on wstał.
- Ja to zabiorę - oznajmił, wyciągając naczynia z moich rąk. Ja tylko przewróciłam oczami ruszając za nim do kuchni.
Pamiętam, jak niegdyś siadałam tu do stołu, zajadając się niedzielnym obiadem. To właśnie zazwyczaj tego dnia wszyscy się spotykaliśmy. Zanim nasza relacja się popsuła, a dokładniej nim ktoś postanowił zerwać wszelkie kontakty i zabrał mnie ze sobą. Westchnęłam ciężko okropnie żałując tego, iż straciłam tyle lat swojego życia. Zaczęłam błądzić wzrokiem po pomieszczeniu, kiedy to na blacie jednej z szafek dostrzegłam zdjęcie pewnego dziecka. Był to chłopiec. Może ma na tym zdjęciu z jakieś sześć lat. Ciekawiło mnie to, kim był, jednak ostatecznie postanowiłam nie pytać. Musiał być bliski dla Hanka, a skoro go tu z nim nie ma, to... Pewnie nie skończyło się to zbyt dobrze. Nie chcę wyjść na wścibską dla wujka czy też sprawiać mu ból. Wolałam tym razem odpuścić. Dostrzegłam jeszcze w pomieszczeniach miskę, prawdopodobnie dla psa. Faktycznie trochę się podziało przez ten czas...
- Wiesz co... Jutro pojedziesz ze mną. Ugadam spotkanie i pewnie Fowler zamieni z tobą kilka słów. Kto wie, może już wtedy zaczniesz pracę - wydukał a ja posłałam mu wdzięczne spojrzenie.
- Dziękuję ci wujku, za wszystko - powiedziałam, po czym zamknęłam go w silnym uścisku, kiedy to nagle usłyszałam za sobą warczenie, a następnie szczekanie psa. W pierwszej chwili przestraszyłam się. Dla niego jestem intruzem, który wtargnął na jego terytorium. Nie mam pewności, czy czasem mnie nie zaatakuje.
Ostrożnie wypuściłam wujka z objęć, po czym powoli odsunęłam się w bok. Nie miałam zamiaru kusić losu. Różnie bywa. Nigdy nic nie wiadomo.
- Sumo... - wysyczał w stronę psa. Czyli tak on się wabi... W sumie nic dziwnego. Wielki i groźny bernardyn. Imię z pewnością nie jest przypadkowe. - Nie wolno... Zostaw dziewczynę. Od teraz ona będzie z nami mieszkać.
Pies jakby rozumiał każde jedno słowo swojego pana. Tak po prostu uspokoił się, po czym widząc miskę pełną karmy podszedł do niej i zaczął jeść.
- Ty ogromny, przerośnięty żarłoku - rzucił rozbawiony. Ja tylko zerkałam to na zwierzę, to na niego. - No dalej, nie bój się. Nie ugryzie ciebie.
- Słowo? - zapytałam niepewnie.
- Słowo.
Niepewnie podeszłam do psa, który zdawał się nie specjalnie przejmować moją obecnością. Zaczęłam wyciągać swoją dłoń w jego stronę.
- Ale jak coś się stanie, to będziesz mnie mieć na sumieniu - wybełkotałam, na co ten się zaśmiał.
Moja ręka zetknęła się z mięciutką sierścią zwierzaka. Była taka przyjemna w dotyku. Nie mogłam się powstrzymać. Zaczęłam go głaskać. W tej chwili mogłabym go zamęczyć na śmierć.
- Widzisz? Wcale nie było tak źle - rzucił - Chyba cię polubił.
Po skończonej zabawie wujek odprowadził mnie do mojego tymczasowego pokoju. Dowiedziałam się, że Sumo ma swoje legowisko w sypialni wujka i musiał spać, kiedy przyjechałam, to dlatego go nie widziałam. Tłumaczyłam również, że nie będę się zatrzymywać u niego zbyt długo. Nie lubię być od kogoś zależna. Jak tylko stanę na nogi znajdę swój kąt, gdzieś w pobliżu jego domu. Oczywiście Hank nie miał nic przeciwko temu, iż zwaliłam mu się na głowę mówiąc, że mogę zatrzymać się na jak długo chcę. Zostawił mnie samą. Korzystając z jeszcze chwili czasu postanowiłam wypalić papierosa tak na dobry sen. Oczywiście na jednym się nie skończyło. Mam nadzieję, że wujek tego nie wyczuje jednak i nie zjebie mnie za to, iż niszczę sobie zdrowie.
***
- I powiadasz Anderson, że to twoja siostrzenica, co? - rzucił Fowler, mierząc mnie swoim wzrokiem od stóp do głów. Jak się dowiedziałam to on jest dowodzącym jednostką policji w Detroit. Hank zdołał już przedstawić mu zaistniałą sytuację.
- No - odparł, dodając żartobliwie - Jest czego pozazdrościć, co?
- Masz rację - wydukał, zwracając się następnie do mnie - Więc panno Lucy... Podobno chciałaby pani u nas pracować.
- Owszem, to prawda - przytaknęłam.
- Masz jakieś doświadczenia w tej branży? Wiesz, z czym to się je? - dopytywał.
- Pracowałam w policji przez siedem lat, zanim się tu przeprowadziłam. Myślę, że to mówi samo za siebie - poinformowałam, podając mu niezbędne dokumenty potwierdzające moją wersję wydarzeń. Podczas, gdy Fowler zapoznawał się z ich treścią ja kontynuowałam dalej swoją opowieść. - Mam wielkie ambicje i umiejętności, dzięki którym zaszłam naprawdę daleko.
- Widzę właśnie... Masz naprawdę bogatą historię - stwierdził, unosząc na mnie swój wzrok - A także masz coś z charakteru za swoim wujem. Nie ma wątpliwości, że jesteście rodziną.
- Więc... Jak to ze mną będzie? - dopytywałam - Mogę zacząć już od dziś.
- Skoro tak bardzo chcesz, spełnię twoją prośbę. Pod koniec dnia podejdziesz do mnie po papiery. Zwykłe formalności - oznajmił, zwracając się do nas - Hank, możesz iść zająć się swoimi sprawami, natomiast ty Lucy zostań tutaj. Zaraz wezwę twojego współpracownika, który oprowadzi cię po komisariacie i powie, co robić.
- Dobrze. Dziękuję panu bardzo - rzuciłam uśmiechając się nieznacznie.
- Do zobaczenia później młoda - odparł Hank, po czym wrócił do swoich zajęć. Ja natomiast czekałam na dalszy przebieg spraw. Wtedy to podszedł do mnie Fowler.
- Masz słuchać poleceń twojego partnera, nieważne, jak wielkim gnojkiem by się okazał. Gościu ma dość niewyparzony język, ale tu w okolicy jest najlepszy w swoim fachu. Doskonale wie, co robi - poinformował mnie. Cudownie... Czyli jestem skazana na jakiegoś zarozumiałego, aroganckiego buca. Podoba mi się. Może być wesoło. - On będzie dowodził waszą parą.
- Zrozumiałam.
- Cieszy mnie to.
Czekaliśmy tak przez chwilę w jego biurze, kiedy to po kilku minutach ktoś tak po prostu wszedł do środka.
- Co tym razem, Fowler? Podobno chciałeś mnie widzieć - wybełkotał od niechcenia zmierzając w naszym kierunku. Kiedy tylko zobaczyłam kim jest ta osoba, od razu się we mnie zagotowało. To ten dupek, który poprzedniego dnia zaczął się na mnie wydzierać. Niestety mieliśmy już okazję na siebie wpaść, a to zdecydowanie nie należało do najlepszych spotkań. On także zdawał się być zaskoczony moją obecnością tutaj. Jeszcze brakuje tego, by to on okazał się być moim partnerem w pracy... Chyba w takim przypadku strzelę sobie w łeb.
- Owszem, chciałem - oznajmił nie zwracając uwagi na nasze zachowanie względem siebie. Widząc tego człowieka skrzyżowałam ręce na piersi mierząc go wzrokiem. - Detektywie Reed, przedstawiam ci panienkę Smith. Od teraz razem będziecie pełnić służbę.
Kiedy tylko usłyszałam ostatnie zdanie Fowlera, które ostatecznie potwierdziło niestety moje obawy zakrztusiłam się własną śliną.
- Że qhrwa co proszę?
Szybkie info - specjalnie jest napisane "qhrwa". W tej książce będzie to taki zamiennik. W angielskich dużo razy miałam styczność z używaniem w przypadku Gavina "phck" w zastępstwie za "fuck". Chciałam to zachować i przerobić na polski odpowiednik, dlatego "kurwa" ma swój zamiennik jako "qhrwa". Nie wiem czy wam to odpowiada, ale mam nadzieję, że tak.
Witam was w kolejnym rozdziale tej historii! I jak tam wasze wrażenia? Jak dzień mija? Spodobał się rozdział? Spokojnie, powoli wchodzimy do faktycznej akcji i nie będzie tu tak nudno i drętwo, obiecuję wam to. Tym bardziej, że bohaterka odkryła, z kim przyszło jej pracować. Oj będzie się działo!
Chyba zbyt bardzo się uzależniłam od tej historii... Trzeci dzień i trzeci rozdział. Czy to normalne? Jutro być może uda mi się napisać kolejny. Z pewnością postaram się wstawiać codzienne rozdziały w ferie, ale to jeszcze trochę. Dopiero od 27.01 to będzie możliwe. Choć jak widać jak się naprawdę bardzo chce, to nawet szkoła nie stanowi przeszkody w pisaniu! Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał mimo wszystko i że zostaniecie ze mną na dłużej!
A tymczasem ja się będę z wami żegnać... Do kolejnego!
Kocham! ❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top