Rozdział 13 "Konflikt"

- To tutaj - rzuciłam, wskazując mu na budynek, w którym mieszkam razem z wujkiem.

Droga tu minęła nam w absolutnym milczeniu, przez co niemiłosiernie mi się dłużyła. Nie wiem, czy wolałabym, gdybyśmy ze sobą rozmawiali, bo na to też nie miałam większej ochoty, ale cisza również mi nie służyła. Wręcz przeciwnie, miałam wrażenie, że wszelkie myśli kłębiące się w mojej głowie ożyły, a ich ucieleśnienia wgniatały mnie w fotel pasażera z taką siłą, iż momentami z trudem pobierałam kolejne łyki powietrza.

Co jest w tym najgorsze? Świadomość, że bez pomocy sobie nie poradzę. A co, jeśli jej nie chcę? Mogę sobie wmawiać, że muszę samotnie stawić czoła swoim traumom, ale wiem, że to najgorszy błąd, jaki w tej sytuacji mogę popełnić. Niestety tak bardzo zagmatwałam się we własnym błędnym kole, owijając się wstydem i wyrzutami sumienia, iż nie byłam w stanie się z jego wyrwać. Czułam, jak po raz kolejny pętla wokół mojej szyi zaciska się. Kończy mi się czas, a ja zamiast z tym walczyć, siedzę tak sparaliżowana strachem. Zupełnie jakbym bała się zawalczyć o siebie. Zapewne tak jest, zwłaszcza gdy widzę, jak bardzo zepsuta jestem. Czy w ogóle jest sens, by o coś takiego walczyć? Przecież nic nie będzie jak dawniej. Blizny zostaną, a ja nie chcę żyć z myślą, że zaraz znów dopadnie mnie osobiste piekło. Nie chcę tak funkcjonować. Trwać w ciągłym strachu. I chyba coraz bardziej uświadamiam siebie w stwierdzeniu, że po prostu nie chcę być. Na ten moment muszę jednak grać na czas.

Reed ostrożnie zatrzymał się na chodniku przy posesji. Całe szczęście, że nie ma na podjeździe samochodu Hanka; jest tylko mój, co gdzieś tam mnie uspokaja. Wujek na pewno jest w pracy, więc będę miała trochę czasu, żeby się pozbierać, jak i zrobić mu miłą, mam nadzieję  niespodziankę i przygotować specjalnie dla niego ciepły posiłek. Wiem, że zapewne nie odpuści mi i będzie starał się za wszelką cenę dowiedzieć się, co się stało, ale liczę, że uda mi się w ten sposób go choć trochę udobruchać. Zwłaszcza, że widziałam po nim, iż moje nocne wypady do barów, by się upić kompletnie mu się nie podobały, a ostatnio nawet zrobił mi z tego tytułu kazanie. Co prawda uznał, że jestem dorosła, ale w ten sposób wyrażał swoją troskę. Czasem mam wrażenie, że to on jest w rzeczywistości moim rodzicem, którego mi brakowało do szczęścia.

Niestety, zawodzę go, bo nie potrafię poradzić sobie ze swoim życiem. A po wczorajszej nocy to zapewne posypię się jeszcze szybciej. Staram się jednak wierzyć, że tego nie zauważy. Nie chcę, by musiał mnie oglądać w tak podłym wydaniu.

Z początku nie potrafiłam się ruszyć. Wpatrywałam się tak w dom, wzdychając ciężko. Nie wiedziałam już, do jakiego miejsca przynależę. Czy w ogóle na świecie jest zarezerwowane dla mnie jakieś miejsce. Jednocześnie chciałam tu wrócić, jak i uciec jak najdalej, by nikt nigdy mnie już nie znalazł. Cała ta paleta sprzecznych emocji mieściła się w mojej głowie, doprowadzając mnie tym do szału. Gavin ewidentnie dostrzegł moje zakłopotanie. Czułam na sobie jego wzrok i wiedziałam, że się martwi. Nie byłam jednak w stanie się na niego spojrzeć. Zastygłam tak, wpatrując się tępo w  budynek, nie mogąc wydobyć z siebie ani słowa. Byłam jak sparaliżowana.

Usłyszałam, jak drzwi się otwierają, a następnie zamykają, co sugerowało, że Reed opuścił pojazd. Wkrótce jego sylwetka przysłoniła mi widok na dom, po czym ostrożnie uchylił drzwi od mojej strony. To wystarczyło, bym wróciła na ziemię. Zamrugałam kilkakrotnie, po czym pokręciłam głową, otrząsając się z tego letargu. Powoli wyszłam na zewnątrz, a on zamknął drzwi. Westchnęłam ciężko, opatulając się rękoma.

- To... - wybełkotał, stając obok mnie, drapiąc się po karku - Trzymaj się.

- Dziękuję - rzuciłam, spoglądając na niego. Udało mi się wysilić na niewielki, aczkolwiek szczery uśmiech.

- Daj spokój, nie ma za co - stwierdził, po czym ruszył do samochodu. Przez zajęciem miejsca zatrzymał się jednak. - Jakbyś kiedykolwiek czegoś potrzebowała, to... Wal śmiało.

- Zapamiętam - odparłam - Do zobaczenia jutro.

- Tak... Do zobaczenia - wydukał, wsiadając do pojazdu, a po chwili ruszył w swoją stronę.

Przez jakiś czas jeszcze tak tu stałam, nie potrafiąc zdobyć się na żaden ruch. Wreszcie jednak się przełamałam. Spojrzałam na telefon, wyczekując jakiejkolwiek odpowiedzi, ale nic z tego. Nadal ani słowa ze strony mojego wujka. Czyżby aż tak się na mnie pogniewał?

Będąc w takim stanie nie potrafiłam myśleć racjonalnie, a w każdym jednym działaniu doszukiwałam się swoich błędów. Westchnęłam ciężko, gładząc się rękoma, po czym stwierdziłam, że skorzystam z okazji i zapalę sobie jednego. W końcu nic się nie stanie. Sięgnęłam więc po paczkę papierosów, wyciągając z niej jednego. Sprawnie go odpaliłam, mogąc się nim zaciągnąć. Dzięki temu poczułam się nieco lepiej.

Powolnym krokiem ruszyłam w stronę budynku, by wreszcie usiąść się na schodach przed drzwiami. Brałam wdech za wdechem, a w mojej głowie toczyła się istna wojna, którą jestem zmęczona. Wiem jednak, że jeszcze długo nie zaznam spokoju, co było na tyle przykre, iż tak naprawdę dopiero co udało mi się go odzyskać. Niestety nic nie trwa wiecznie, a mrok usilnie próbuje mnie pochłonąć żywcem.

Gdy skończyłam palić, podniosłam się i ruszyłam pod drzwi. Hank użyczył mi zapasowych kluczy, gdyż przez moje ostatnie wyjścia nie miał pojęcia, kiedy wrócę do domu, a on sam potrzebował odpoczynku, a nie zastanawiania się, dokąd tym razem mnie wywiało i o której raczę się znów pojawić. Otworzyłam więc niepewnie drzwi, a po wejściu do środka ponownie je przekluczyłam nie chcąc, by ktokolwiek niepowołany kręcił się w okolicy i może jeszcze okradł jego mieszkanie.

Część mnie odetchnęła z ulgą, choć nie do końca. Mimo iż byłam w bezpiecznym miejscu, to jednak nie chciałam być tu sama. Wiedziałam jednak, że jak tylko wujek skończy swoją pracę, to wróci tutaj, a ja będę nieco spokojniejsza. Chyba, że zacznie na mnie naciskać, bym wyjawiła mu, co się ze mną dzieje.

Starałam się jednak nie roztrząsać tego tematu bardziej, niż to konieczne. W końcu powinnam chociaż względnie doprowadzić się do ładu, by nie rozczarować go moim ubiorem. Muszę również wymyślić coś, by zakryć te cholerne siniaki... W tej sytuacji zaczęłam żałować, że się nie malowałam, ani nie posiadałam odpowiednich kosmetyków, którymi mogłabym zatuszować ślady po tym feralnym wydarzeniu.

Momentalnie ruszyłam w stronę sypialni, gdzie znajdywały się moje dwie walizki. Otworzyłam jedną z nich, na szybko szukając jakichkolwiek ciuchów na zmianę. Chwyciłam więc za czarne, jeansowe spodnie, ciemnozieloną koszulkę oraz szary golf, z myślą o tym, by zakryć ślady na szyi. Wzięłam więc przygotowany przez siebie zestaw, po czym udałam się do łazienki.

Odłożyłam ubrania na szafkę, po czym nieśmiało podeszłam do lustra, w którym się przejrzałam. Na mojej twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech, jak widziałam siebie w jego bluzie. Była mi nieco za duża, ale cholernie mi się spodobała. Zaciągnęłam się jej wonią, czując zapach jego osoby. Szybko jednak na mojej twarzy znów zagościł grymas, a ja westchnęłam ciężko. Ściągnęłam z siebie odzienie, po czym zaczęłam przyglądać się śladom zaciśniętych wokół szyi palców. Skrzywiłam się, wędrując wzrokiem na swoje ręce, również pokryte siniakami. Nie mogłam na nie zbyt długo patrzeć, gdyż zbierało mi się na mdłości. Dotknęłam palcami siniaka pod moim prawym okiem, który w większości zlewał się z moją blizną.

Momentalnie odwróciłam się plecami do lustra, nie mogąc na siebie patrzeć. Od małego nie grzeszyłam urodą, ale teraz? Wyglądam jak ofiara losu. Jak wrak człowieka. Pokręciłam głową, mocno zaciskając swoje dłonie w pięści. Chociaż się przebiorę, co będę wyglądała w miarę znośnie, a nie jak tania dziwka...

Wkrótce mój wizerunek nieco uległ poprawie. Na szczęście golf zakrył te najbardziej widoczne ślady, o co byłam już nieco bardziej spokojna. Poprawiłam jeszcze nieco swoje włosy, upinając je następnie w wysokiego kucyka. Znoszone ubrania wrzuciłam do kosza, zaś jego bluzę wyniosłam do swojego pokoju, chowając ją w walizce. Gdzieś tam będzie mi przypominać o tym, jak się mną zaopiekował, a wcale nie musiał.

I gdzie się podział ten dupek, za którego go wszyscy mają? On ewidentnie ma w sobie coś więcej. Prawdziwą twarz ukrywa pod tą całą zbroją, którą tamtego wieczoru, jak i dziś rano zaczął przede mną zdejmować. Nie wiem, czy to spowodowane jedynie współczuciem, jednak gdyby tylko inni poznali go od tej strony to wierzę, że miałby zupełnie inną opinię.

Spojrzałam na zegarek i stwierdziłam, że to najwyższy czas, by zacząć coś przygotowywać. Najpierw muszę jednak zerknąć, czym dysponujemy i szybko coś wymyślić. Ruszyłam więc do kuchni, rzucając okiem do lodówki, jak i do szafek. Ostatecznie wyszło na to, iż mamy wszystko, co potrzebne, bym przygotowała jedno z moich ulubionych dań.

Dzięki temu, że znalazłam sobie zajęcie nie myślałam zbytnio o tym, co się stało. W pełni oddałam się swojemu zajęciu, z pasją przyrządzając dla nas obiad. Będąc szczerą to nawet nie wiedziałam kiedy makaron penne z sosem pieczarkowo-śmietanowym z kurczakiem był już gotowy. Nie wiedząc, ile nałożyć sobie i wujkowi, postanowiłam danie wyłożyć do jednego, wielkiego naczynia, z którego na spokojnie będziemy mogli sobie je nabierać. Przygotowałam dla nas talerze i sztućce, po czym zabrałam się za kwestie porządkowe. Gdy zmierzałam ku końcowi usłyszałam, jak klucz w zamku się przekręca, a następnie drzwi się uchylają a w korytarzu rozlegają się kroki.

- Mmm a co to tu tak pachnie? - zapytał, wyłaniając się zza rogu.

- Cześć wujku - rzuciłam, idąc wytrzeć swoje ręce. Spojrzałam na niego, nieśmiało się uśmiechając. - Zrobiłam dla nas coś do jedzenia.

Wykonałam kilka kroków w jego stronę, w połowie się zatrzymując. Skuliłam się, chwytając się nerwowo za ramię. W tej chwili nie potrafiłam spojrzeć mu w twarz. Czułam się winna. Wiem, że go zawiodłam, kolejny raz w ciągu ostatniego tygodnia. Westchnęłam ciężko czując na sobie jego wzrok.

- Wiem, że w ten sposób nie odkupię swoich win, jednak stwierdziłam, że powinnam się zrehabilitować i chociaż przygotować dla ciebie posiłek - zaczęłam - Chciałam ci też podziękować za to, że mnie przygarnąłeś i mi pomagasz, choć wcale nie musisz tego robić.

- To... Miłe z twojej strony. Doceniam to - wydukał, również nieco zmieszany - Ale i tak czeka nas poważna rozmowa. Teraz jednak nie będę psuł nam nastroju. W końcu powinno się jeść w spokoju, inaczej można się nabawić wrzodów żołądka, czy tam jeszcze innego paskudztwa.

Głośno przełknęłam ślinę, niepewnie zajmując swoje miejsce. Czekałam chwilę na wujka, który poszedł umyć ręce po powrocie do domu, by wspólnie zacząć zajadać się posiłkiem.

- Przyznam, że pachnie obłędnie - stwierdził, siadając do stołu, po czym zaczął sobie nakładać makaron z sosem - Twoja matka robiła taki sam, i o kurde, to było dopiero niebo w gębie...

- Mam nadzieję, że i moje będzie równie dobre - wydukałam siląc się na uśmiech. Faktycznie, za małego mama gotowała te danie, ale później, gdy wyrwała mnie z tego środowiska... Nawet nie chcę o tym myśleć.

- Zaraz ocenimy - zaśmiał się - Jeżeli masz po niej dryg do gotowania, to na pewno się nie zawiodę.

Gdy Hank skończył, ja nałożyłam sobie trochę dania. Nie byłam co prawda głodna, jednak wiem, że muszę jeść. Poza tym akurat dla takiego obiadu zrobię wyjątek. Być może powrócą do mnie te dobre wspomnienia, by choć na chwilę przyćmić cały ten mrok, który w sobie noszę.

- To... Smacznego - wydukałam niepewnie.

Obydwoje zaczęliśmy się zajadać posiłkiem. Trochę się przeraziłam, nie widząc żadnej reakcji wujka. Czyżby mu nie smakowało? A może tak po prostu się zgrywa? Sądziłam, że będę w stanie cokolwiek wyczytać z jego twarzy, ale niczego nie zauważyłam. Wtedy to nagle przerwał jedzenie, spoglądając na mnie z kamiennym wyrazem.

- Ja nie wiem, coś ty tu odjebała Lucy, ale... - zaczął, a ja już miałam ochotę zapaść się pod ziemię, gdyż czułam, że to ma być obelga - To jest, kurwa, genialne!

- Co...? - wybełkotałam, kompletnie nie rozumiejąc tego, co przed chwilą się wydarzyło. Spojrzałam się na niego pytająco, a jego twarz nie wyrażała niczego, oprócz zachwytu. Nawet ta złość na mnie na moment gdzieś tam wyparowała.

- Albo zapomniałem już, jak to smakuje, albo po prostu masz lepsze zdolności, co do tej pory wydawało mi się niemożliwym, by przyrządzić te danie pyszniejszym - oznajmił, przymykając swoje oczy, jakby się rozmarzył - Ale ty to zrobiłaś.

- W takim razie cieszę się, że ci smakuje - odparłam, odczuwając ogromną ulgę.

- Uważaj, bo jeszcze poproszę, byś na każdy niedzielny obiad przyrządzała ten makaron - zaśmiał się, po czym dodał - Codziennie to by było zbyt często i boję się, że nawet tak wyśmienite danie by mi zbrzydło.

Dokończyliśmy w spokoju swój posiłek, delektując się praktycznie każdym jednym kęsem. Uśmiechnęłam się sama do siebie, przypominając sobie chyba jedyne szczęśliwe wspomnienia, jakie mi zostały z dzieciństwa. Każde jedno miało swoje miejsce właśnie tu; w domu wujka. To on był moją oazą spokoju i radości.

Teraz niestety jest nieco inaczej, a ja czuję, że nie jestem w stanie w pełni cieszyć się życiem, czy też jego obecnością. Ta świadomość zabolała mnie, mimo iż nie robiłam tego specjalnie.

Zniszczyliście mnie.

- Ah... - westchnął ciężko, po czym spojrzał się na mnie, a jego kąciki ust nieznacznie powędrowały ku górze - Pamiętam, jak na moje urodziny tu się zebraliśmy. Ty, twoi rodzice, ja i...

Zawiesił się. Widziałam po nim, że boleśnie wspomina tę osobę. Pokręcił głową, zapewne odrzucając tę myśl.

- W sumie, nieważne. Nie to jest teraz istotne - stwierdził, machając przy tym bagatelizująco ręką - Wtedy, w moje trzydzieste trzecie urodziny byliśmy wszyscy razem. I choć zazwyczaj to dorośli byli zajęci rozmową, to ja raz po raz zerkałem na ciebie, jak się bawiłaś. Choć wtedy byłaś... Inna. Cicha, zamknięta w sobie. Zwłaszcza w obecności swoich rodziców stawałaś się taka przygaszona.

To był początek. Wtedy dopiero zaczynali pokazywać swoje prawdziwe oblicze.

Wujek przyglądał mi się z uwagą, jakby wlepiając we mnie swoje współczujące spojrzenie. Ja jednak nic nie mówiłam. Starałam się nie dać po sobie poznać tego, jakimi potworami okazali się być. W końcu moja matka to siostra Hanka. Szkoda tylko, że to są dwa kompletnie różne charaktery...

- Hannah przygotowała wtedy te swoje popisowe danie; właśnie ten tutaj makaron. Doskonale wiedziała, jak go uwielbiam. Do pewnego momentu impreza w rodzinnym gronie była nawet udana - kontynuował, wzdychając ciężko - Pamiętam, gdy podeszłaś do nas. Chciałaś mi pokazać jedną ze swoich zabawek. Wtedy ona okrzyczała cię, bo przecież rozmawialiśmy. Moja ówczesna partnerka chciała załagodzić sprawę, a ta miała minę, jakby jej ktoś strzelił. Powiedziałem jej, że ma dać ci spokój. Że cieszę się, że tak do mnie lgniesz. Nie sądziłem, że przez przypadek znajdę na twoim ciele siniaki; większe i te mniejsze. Niektóre zdążyły się już lekko podgoić.

Wstrzymałam oddech, przymykając swoje oczy. Zacisnęłam swoje dłonie, ułożone na kolanach, doskonale zdając sobie sprawę z tego, do czego to zmierza.

- Zaniepokoiło mnie to. Przy pierwszej lepszej okazji postanowiłem wziąć cię w ustronne miejsce i dopytać, kto ci to zrobił - mówił dalej - Twoja matka od jakiegoś czasu była dla ciebie oziębła i gdyby mogła, okrzyczałaby cię o każdą jedną pierdołę. Miałem świadomość tego, że przy mnie się hamuje, ale nie podobało mi się to, jak mogła cię traktować w domu. Zwłaszcza, że wtedy znalazłem te ślady. Domyślałem się, kto może cię krzywdzić, ale nim zdążyłem cokolwiek od ciebie wyciągnąć, przyłapała nas. Jakiej furii dostała, gdy dowiedziała się, o co ją podejrzewam...

- Pamiętam... - westchnęłam ciężko - Chwyciła mnie siłą za ramię, wyszarpując z twojego uścisku. W tamtym momencie zaczęła pomiatać mną jak jakąś rzeczą i krzyczeć na ciebie.

- Była wściekła, a gdy wyrzygałem jej to wszystko, kazała mi iść się jebać i stwierdziła, że nawet jeśli, to że ona jest twoją matką i może dobierać sobie metody wychowawcze według jej uznania. Byłem w szoku, bo w moich oczach zawsze byłaś ułożonym, grzecznym dzieckiem i szczerze? Nigdy nie zmieniłem tej opinii o tobie. - powiedział, gdzieś tam siląc się na uśmiech, który odwzajemniłam - Hannah wtedy pokazała, że ma nierówno pod sufitem. Zaczęła tryskać jadem na wszystko i wszystkich. Powiedziała również, że się przeprowadzacie, czym kompletnie mnie zszokowała, i że już nigdy więcej ciebie nie zobaczę...

Widziałam, jak gdzieś tam w jego oku zakręciła się łezka. Przyznam, że i ja się wzruszyłam. Byłam pewna, że to koniec...

- Moja siostra okazała się być na tyle łaskawa, iż pozwoliła mi się z tobą pożegnać. Sądziłem, że to ostatni raz, kiedy trzymam cię w swoich objęciach... - wydukał, przyglądając mi się, a jego twarz w tej chwili aż promieniowała radością - Aż do teraz, kiedy znów zjawiłaś się w moim życiu.

- Cieszę się, że tu wróciłam - przyznałam szczerze, po czym nie mogłam już wytrzymać. Wstałam, a zaraz po mnie wstał Hank. Momentalnie zamknęłam go w silnym uścisku, wciąż nie mogąc do końca uwierzyć w to, że po tylu latach znów jesteśmy razem, i mamy ze sobą dobry kontakt. Jest dla mnie jak tata, którego tak naprawdę nigdy nie miałam. Rodzice? To były istne potwory. - Kocham cię, wujku.

- Ja ciebie też, Lucy - odpowiedział, obejmując mnie jeszcze mocniej.

Mimo, iż te wspomnienie nie należało do najlepszych, ponieważ to wtedy zostałam wciągnięta siłą do prawdziwego piekła, to jednak cieszyłam się, że wujek próbował zainterweniować. Miałam w nim swojego sojusznika, i nic od tej pory się nie zmieniło.

- W tym roku po raz kolejny spędzałem urodziny samotnie. To było cholernie przytłaczające. Ale wiesz co? - zapytał, spoglądając na mnie, nawet nie powstrzymując spływających po jego twarzy łez - Wierzyłem. Nadzieja, choć przygasała, wciąż się we mnie tliła. Mówiłem sobie, że to nie było ostatnie nasze spotkanie. Przecież ta historia nie mogła się tak skończyć. I choć co roku miałem to samo życzenie, to po cichu liczyłem, że prędzej czy później się ono spełni.

Uśmiechnął się szeroko, delikatnie klepiąc mnie po ramieniu. Drugą ręką zaś delikatnie objął moją twarz, po czym pogładził moje włosy.

- Czekałem dwadzieścia lat na te spotkanie, aż moje modły zostały wysłuchane. Kilka dni po moich urodzinach dostałem od ciebie telefon. Z początku byłem pewien, że to głupi żart, ale jak tylko ciebie zobaczyłem... Jak było mi dane objąć cię ponownie, byłem pewien, że to ty - wyjawił, ocierając swoją twarz - Takich rzeczy bowiem się nie zapomina. To się czuje, głęboko w sobie. Nie potrafię tego opisać, ale to było coś niesamowitego. Lepszego prezentu urodzinowego nie mogłem sobie wymarzyć.

Poczułam się naprawdę głupio, że nie pamiętałam o jego urodzinach. Z drugiej strony matka jak tylko wyjechaliśmy, starała się wyprzeć jego osobę z mojej pamięci. Na szczęście nigdy jej się to nie udało, a ja podjęłam się poszukiwań. I wcale tego nie żałuję.

- A jak dziś przygotowałaś ten obiad, matko... Poczułem, jak wszystkie wspomnienia wracają - wydukał, biorąc głęboki oddech - Wiem, że nie zaczęliśmy zbyt wesoło i może nie powinienem do tego wracać, ale... Po prostu musiałem to sobie przetrawić.

- Nie mam ci tego za złe - powiedziałam, chcąc go uspokoić. Ponownie objęłam go, wtulając się w jego osobę. - Ale cieszę się, że znów mamy siebie. I liczę na to, że kolejne urodziny spędzimy już razem.

- No ja myślę - zaśmiał się - Teraz nie pozwolę ci tak szybko wyfrunąć, bo jeszcze dosięgnie mnie syndrom pustego gniazda i dopiero będzie. Więc jesteś skazana na mieszkanie ze mną i użeranie się ze starym wujasem.

- O nie, to brzmi jak najgorsza z możliwych kar! - rzuciłam rozbawiona, teatralnie przejeżdżając ręką po czole - Ale zniosę ją z godnością.

Po dość ckliwej rozmowie zabrałam się za sprzątanie. Hank początkowo protestował  twierdząc, że jestem gościem i poza tym już wystarczająco się napracowałam przy obiedzie, lecz tym razem to ja postawiłam na swoim. Nie chcę żyć na jego łasce i nie robić kompletnie niczego. Nie zamierzam go rozczarować. W ten sposób przynajmniej mogę mu okazać swoją wdzięczność za wszystko to, co dla mnie zrobił i robi nadal.

Gdy udało mi się doprowadzić sytuację do ładu usiedliśmy się w salonie na kanapie, oglądając przy tym jakiś film i popijając kawą. Cieszyliśmy się tak swoją obecnością, ale wiedziałam, że jeszcze dziś czeka mnie rozmowa z nim. Muszę zachować spokój, by się nie zdradzić i nie wybuchnąć.

- Poprzedniej nocy nieźle żeś zabalowała - rzucił nagle, przerywając ciszę między nami. Niby powiedział to żartobliwie, ale też dało się wyczuć pretensje w jego głosie. - Ale ci się upiekło. Byłem co prawda zdziwiony, że Reed nie stawił się do pracy, no ale cóż, chyba jednak każdemu się zdarza. Aczkolwiek nie powiem, dupek jest tak zafiksowany na punkcie tej roboty, że to rzeczywiście musiało być coś poważnego.

- Oh... - westchnęłam ciężko, starając się grać jak najbardziej wiarygodnie - Mam nadzieję, że szybko dojdzie do siebie. Nie mam zamiaru zbyt długo siedzieć bezczynnie.

- Jak chcesz, z chęcią oddam ci tego plastika - powiedział, a jak zobaczył moją minę, momentalnie się roześmiał - Spokojnie, żartowałem! Connor bywa irytujący, ale faktycznie, gdyby nie jego umiejętności to... Trochę by nam zeszło czasu, by rozwiązać pewne sprawy.

- Cóż... W końcu to niezawodne maszyny, co nie? - prychnęłam, przewracając oczami.

- Niby tak - wydukał, zmieniając nieco temat - Ale wracając. Mam nadzieję, że nie będziesz miała zbyt wiele wolnego czasu.

- A to dlaczego? - dopytywałam, początkowo nie rozumiejąc jego aluzji. Hank spoważniał, spoglądając na mnie gniewnie.

- Nie zamierzam kłamać, nie jestem zadowolony z faktu, co robisz ze swoim życiem. Jak włóczysz się wieczorami nie wiadomo gdzie, nie dając czasem nawet znaku życia, wlewając w siebie hektolitry alkoholu - poinformował, przyglądając mi się z dezaprobatą - Może i jesteś dorosła, ale to nie znaczy, że będę siedział tak tu bezczynnie, widząc jak niszczysz sobie życie. Poza tym twoje zachowanie, oprócz tego, że jest skrajnie nieodpowiedzialne, jest także cholernie niebezpieczne. Nie wiem co bym zrobił, gdybym dowiedział się, że ktoś ciebie skrzywdził...

Przełknęłam głośno ślinę, starając się opanować. Jakimś cudem udało mi się powstrzymać te wszystkie obleśne wspomnienia przewijające się przez moją głowę. Nie mogę się zdradzić. Im mniej wie, tym lepiej śpi. To są sprawy, z którymi muszę się uporać sama.

- Ale nic takiego się nie... Stało - rzuciłam, zatrzymując się na chwilę. Wiedziałam, że źle robię okłamując go i mając przed nim sekrety, ale to naprawdę coś, czego nikt nie może się dowiedzieć.

- Co nie zmienia faktu, że mogło - odparł, krzyżując swoje ręce, po czym westchnął ciężko - Wiem, jestem przewrażliwionym starcem, ale wciąż widzę w tobie tę małą dziewczynkę, którą muszę chronić za wszelką cenę. Tym bardziej byłem przerażony, gdy nie było cię rano w domu, ani że nie odpowiedziałaś na żadną z wiadomości.

- Przepraszam wujku... Nawet nie wiem jak to się stało - bąknęłam, czując, jak poczucie winy próbuje mnie pożreć żywcem - Kompletnie wypadło mi z głowy...

- Na szczęście później mi odpisałaś, a kamień spadł mi z serca - przyznał - Tylko... Co ty robiłaś tyle czasu? Wcześniej wracałaś na noc, a dziś...

- Bo... - wybełkotałam, nerwowo drapiąc się po karku. Już miałam zacząć ściemniać jak z nut, gdy mnie uprzedził.

- Chociaż nie, nie musisz mi się tłumaczyć. Chyba nawet nie chcę wiedzieć - rzucił, wyciągając przed siebie rękę - Mam jednak cichą nadzieję, że to ostatni raz, a na przyszłość nie zapomnisz mnie poinformować o swoich planach, bądź też o ich zmianie.

- Obiecuję wujku - powiedziałam, kładąc prawą rękę na sercu - Już ciebie nie zawiodę.

- Ty mnie nie zawodzisz, tylko... - zaczął, lecz się zatrzymał. Pokręcił głową, puszczając temat w niepamięć. - Nieważne. Za bardzo przeżywam wszystko.

Obydwoje zamilkliśmy, lecz tym razem dla mnie ta cisza była cholernie niezręczna. Nie wiedziałam jednak jak zacząć rozmowę i w ogóle o czym. Miałam wrażenie, jakby ta sytuacja doprowadzała mnie do szału. Traciłam nad sobą kontrolę, zupełnie bez powodu. Starałam się uspokoić oddech, ale było to niezwykle ciężkie.

- Czyli to dlatego... Nie rozmawiasz ze mną o niej? O swojej matce? - zapytał, nagle wracając do jej tematu, a ja poczułam, jak zakuło mnie w sercu.

- Co? N-Nie... To nie tak - zaczęłam, lecz on mi przerwał.

- Daj spokój, przecież widzę. Chociaż teraz nie rób ze mnie głupka - rzucił, wyraźnie niezadowolony. Przejrzał mnie na wylot. Ja nie mogłam mu jednak powiedzieć prawdy.

- Po prostu nie mam z nią żadnego bliższego kontaktu, to wszystko - wydukałam - Raz po raz porozmawiamy ze sobą, ale to tyle. Nie mam zamiaru co chwila wysłuchiwać, jak narzeka na swoje życie i chce sprowadzić mnie z powrotem do domu, gdzie powiedziałam jej wyraźnie, że nie chcę. Że chcę zawalczyć o swoje i się usamodzielnić.

- Akurat Hannah nigdy nie była aż nazbyt opiekuńcza względem ciebie, więc w to nigdy nie uwierzę - oznajmił, krzyżując ręce - Nie rozumiem tylko dlaczego unikasz tego tematu. Widzę, że coś jest nie tak, a ty zapierasz się rękoma i nogami. Kłamiesz mi w żywe oczy, byleby nie puścić pary z gęby.

- Bo nie potrafisz zrozumieć tego, że o pewnych tematach nie chcę rozmawiać! - warknęłam, momentalnie wstając na równe nogi. Zaczęłam nerwowo gestykulować rękoma. - Na siłę starasz się napocząć rozmowę, a potem burzysz się, że zamiast kolejny raz tłumaczyć tobie, że nie chcę, wolę zmyślić jakąś bajeczkę na poczekaniu, bylebyś dał mi święty spokój!

- Staram się tylko ciebie zrozumieć! - rzucił bezradnie, przyglądając mi się - Wiem, że musiało się coś wydarzyć, że tak się zachowujesz. Teraz być może coś ci o tym przypomniało, przez co tylko łazisz i chlejesz, zamiast o tym z kimś porozmawiać. Zrozum, że w ten sposób nie zabijesz smutku czy bólu, a tylko go uśpisz. To jednak nadal będzie z tobą, narastało w siłę za każdym kolejnym razem, gdy zamiast się tego wyzbyć, pozwolisz mu na sobie żerować. Milcząc i trzymając to w sobie nie robisz nic innego, jak powoli siebie zabijasz, a ja nie chcę na to patrzeć. Cholera, chcę ci pomóc!

- A ja nie chcę ani twojej pomocy, ani łaski, ani, kurwa, niczego! - wydarłam się, na co on wytrzeszczył swoje oczy - Nie musisz wszystkiego wiedzieć! A moja relacja z rodzicami? Ubzdurałeś coś sobie, dlatego że moja matka zerwała z tobą kontakt! Nie znam jej powodów, nie wiem dlaczego tak postąpiła i żałuję, że tak się stało, ale nie musisz mi na siłę wciskać, że mnie rzekomo krzywdziła!

Sama nie wierzyłam w to, co mówię, choć chciałabym. W końcu każde dziecko zasługuje na normalną, kochającą rodzinę.

- Ona mnie kochała... Na swój specyficzny sposób, ale kochała i dbała o mnie!

Czułam się jak hipokrytka. W myślach przeklinałam ją i tego jej gacha, a co robiłam teraz? Bronię ją i jej zachowania. Co prawda tylko po to, by wujek dał mi spokój, ale jednak. Mój wewnętrzny konflikt narastał coraz bardziej.

- Tak dbała, że się nad tobą znęcała fizycznie, jak i zapewne również psychicznie?! - uniósł się, mając już dość mojego uciekania - A te ślady, co widziałem, to było nic? Może jeszcze mi powiedz, że sama się zmieniłaś, bo rola "wesołego, szczęśliwego dziecka" ci się znudziła.

Wstał, wykonując kilka kroków w moją stronę. Ja jednak za każdym razem się od niego odsuwałam. Westchnął ciężko, kompletnie mnie nie rozumiejąc.

- Możesz mówić mi co chcesz, ale widziałem, że nie działo się u was nic dobrego. Hannah potrafiła się zgrywać. Nie wiem jak długo to trwało, ale trwało za długo. Nie powinienem był pozwolić na to, żeby kiedykolwiek ktokolwiek ciebie skrzywdził - odparł , nie wiedząc już jak do mnie dotrzeć - Założę się, że odcięła mnie od ciebie, by mogła robić z tobą co tylko zechce. By mieć nad tobą pełną kontrolę i szkolić. Ale już nie musisz się jej bać. Wiem, że nie bez powodu opuściłaś tamto miejsce. Opuściłaś ich, bo chciałaś dla siebie lepszego życia, którego szukałaś właśnie u mnie. Bo wiesz, że u mnie jesteś bezpieczna.

Miał rację. Wyjechałam, bo chciałam zostawić przeszłość za sobą i zacząć swoje życie. By ułożyć sobie to wszystko w głowie i podjąć świeży start. Dlatego tym bardziej nie rozumiem, dlaczego wciąż każe mi wracać do tamtych czasów, skoro sam wysnuł odpowiednie wnioski! Co, chce ode mnie potwierdzenia, jakimi byli potworami? Jak bardzo mnie skrzywdzili? Co się dokładnie wydarzyło, że zostawiłam całe swoje dotychczasowe życie w cholerę?

- Tak samo myślisz, że nie wiem, że nosisz w domu bluzy po to, by zakryć blizny, albo gorzej, rany? Bo na pewno nie nosisz ich tylko dlatego, że jest zimno, a nie jest - zauważył, wskazując na mój golf - Hannah zaczęła później zostawiać ci bluzę jak do nas przyjeżdżałaś, mimo iż w domu było ciepło. Z początku nie zwracałem na to większej uwagi, ale gdy znalazłem siniaki na twoich małych rączkach, wtedy doznałem olśnienia. Niestety było już za późno, by próbować cokolwiek zmienić.

- To skoro wiedziałeś, to dlaczego nie próbowałeś nas szukać, hę?! Dlaczego mnie zostawiłeś z nimi?! - wydarłam się, nie mogąc już utrzymać emocji na wodzy.

- To nie tak, Lucy!

Momentalnie ruszyłam w obranym przez siebie kierunku, a Hank szedł tuż za mną. W końcu dotarłam do łazienki, w której to się zakluczyłam. On natomiast próbował się do mnie dobić, jednak na marne.

- Serio uważasz, że chciałem dla ciebie takiego życia?! Kurwa, gdybym mógł, to zatrzymałbym cię nawet i siłą! Ale ona na każdego jednego siniaka miała wymówkę, tak samo na twoje zachowanie. Wiem też, że kasa może zdziałać wiele, a ona już wcześniej planowała wyjechać, widziałem to w jej oczach tamtego dnia. Tyle, że właśnie wtedy czara goryczy się przelała - wydukał, opierając się zrezygnowany o drzwi, zupełnie tak jak ja, tyle że po drugiej stronie - Byłaś dla mnie jak moja własna, rodzona córka... Cholera, nadal jesteś! Mała Lucy to było moje oczko w głowie i zawsze cieszyłem się jak głupi wiedząc, że przyjeżdżacie.

Osunęłam się po drzwiach na posadzkę. Podkuliłam nogi, obejmując tym samym swoje kolana i zaczęłam płakać. Nie mogłam tego wytrzymać. Wiem doskonale, że sobie z tym nie radzę, że emocje mnie zabijają. Czuję z tego faktu jednak ogromną satysfakcję. Jestem tak zniszczona, że szkoda na mnie kogoś cennego czasu, a tak... Sama wpędzę się do grobu szybciej, niż bym przypuszczała. Nie przyjmę żadnej pomocy. Nie chcę litości. Są osoby, które potrzebują tego o wiele bardziej. Ja potrzebuję tylko wytchnienia. Chcę wreszcie znaleźć się sześć metrów pod ziemią, mając te piekło już za sobą. Nie wiem ile jeszcze tego zniosę, ale jestem coraz bliżej przekroczenia granicy, czuję to. I pewnego dnia, gdy przyjdzie czas pożegnania podziękuję wszystkim tym, co wiercili mi dziurę w brzuchu, bo dzięki nim zbieram w sobie siłę, by podjąć się ostatecznego kroku.

- To nie tak, że nie chciałem ciebie szukać... - westchnął ciężko - Szukałem na swój sposób. Hannah nie zostawiła żadnych wskazówek, niczego, a całe swoje dotychczasowe życie skasowała. W internecie nie było żadnej wzmianki o was. Żaden portal społecznościowy mi nie pomógł. Numer też zmieniła. Nie wiedziałem dokąd mogłaby się przenieść, a prywatny detektyw nawet jeśliby ciebie odnalazł, to ja i tak nie miałem do ciebie żadnych praw. To ona jest twoim prawnym opiekunem, więc nawet gdybym chciał, to ona by mi się tylko zaśmiała w twarz i splunęła, z tym swoim perfidnym uśmieszkiem. Takie wyszło z niej ziółko.

- J-Ja nie mam ci t-tego za złe... - bąknęłam wreszcie, czując się podle, że go w ogóle o coś takiego oskarżyłam - Wiem, ż-że chciałeś d-dobrze...

Otarłam swoją twarz z łez, po czym powoli się podniosłam. Wzdychając ciężko odkluczyłam drzwi, by następnie otworzyć je i spojrzeć wujkowi prosto w twarz. On również płakał i nie starał się tego nawet ukrywać.

- Przepraszam... Pod wpływem emocji rzucam słowami jak popadnie, nawet nie pomyślę i... - mówiłam, kręcąc przy tym głową. Byłam na siebie cholernie zła. - Nie chciałam ciebie zranić. Nigdy nie miałam tego na celu.

- Wiem to - odparł, niepewnie wyciągając w moją stronę swoją rękę, którą ułożył na moim ramieniu - Mimo tej całej nienawiści na świat, zapewne spowodowanej wydarzeniami z przeszłości, to bije od ciebie dobro. Masz złote serce, ale zostałaś cholernie skrzywdzona.

- Nie... - wydukałam, spoglądając na niego z bólem - Nie jestem dobra. Nigdy nie byłam i nie będę. Za to ty, wujku... Ty dopiero masz złote serce.

W tym momencie Hank przyciągnął mnie do siebie, zamykając w silnym uścisku, który również odwzajemniłam. Trwaliśmy tak przez chwilę w swoich objęciach, ciesząc się sobą nawzajem. Moja matka pozostawiła po sobie wiele niewyjaśnionych spraw. Zraniła swojego brata i tak po prostu go zostawiła. A następnie pastwiła się nade mną... Nienawidzę jej za to z całego serca i gdybym tylko na nią trafiła, zabiłabym własnoręcznie, ale najpierw pojmała i torturowała. Sprawiłabym, by cierpiała równie mocno, co i ja, a nawet i gorzej. A gdyby błagała mnie o śmierć, ja przeciągałabym tę całą szopkę jak najdłużej. Mam gdzieś to, że po czymś takim resztę swoich dni spędziłabym w więzieniu, a w najgorszym przypadku straciła za nią swoje życie. Takich skurwieli trzeba tępić, żeby nie skrzywdzili już nikogo innego. Teraz, po tylu latach nikt nie uwierzy w mój koszmar, ale ja wciąż pamiętam, i nigdy nie zapomnę, co mi zrobili. Nigdy nie zrozumiem jak można być takim potworem.

Powoli odsunęliśmy się od siebie. Wujek chwycił mnie za lewą dłoń. Nim się spodziałam, podwinął rękaw golfu, a jego oczom ukazały się nie dość, że drobne blizny po tym, jak się samookaleczyłam, jak i również siniaki od tej bestii. Gdy dotarło do mnie, co się właśnie stało gwałtownie wyrwałam mu swoją rękę, szybko opuszczając rękaw. Spojrzałam się na niego spanikowana, a jego mina mówiła sama za siebie. Był w szoku, ale też widziałam, że się przestraszył. Wbił we mnie zmartwione spojrzenie, uchylając nieznacznie usta, jednak nie był w stanie wydobyć z siebie ani słowa.

- T-To nic, naprawdę - wydukałam, chcąc z tego jakoś wybrnąć - Nie masz powodów do zmartwień. To zwykłe obtarcia.

- Tak, a te blizny to po kocie, który cię podrapał, a którego nie mamy? - prychnął wyraźnie oburzony - Kurwa Lucy, przestań się do chuja zgrywać i bądź ze mną szczera! Mów, co się dzieje...

- Przecież powiedziałam! - rzuciłam, chcąc za wszelką cenę uniknąć rozwoju tematu - To nic takiego, daj spokój. Niedługo w ogóle nie będzie po tym śladu, więc tym bardziej nie rozumiem, o co te całe halo.

- Martwię się o ciebie... - westchnął ciężko - Czuję, że coś jest nie tak i jest mi przykro, że nie rozmawiasz o tym ze mną, zupełnie jakbyś mi nie ufała.

- To nie tak, że ci nie ufam. Po prostu o pewnych rzeczach nie musisz wiedzieć - oznajmiłam, zbywając temat.

- Tylko dlaczego... Dlaczego tak bardzo unikasz tego tematu? Czemu nie chcesz mi nic mówić? Jak chodzi o twoją przeszłość i rodziców to nie chcesz niczego zdradzić. Teraz też widzę, że masz nie najlepsze metody radzenia sobie z tym wszystkim i wiem, że ktoś cię skrzywdził - powiedział, lustrując mnie wzrokiem. Ja tylko nerwowo chwyciłam się za ramię, czując jak zaczynam się trząść. - Kto to był? I co ci zrobił...?

- Nikt mi nic nie zrobił - ucięłam krótko. Zdecydowanie łatwiej było unikać tematu, aniżeli tłumaczyć co i jak. Poza tym nie chcę, by ktokolwiek mi bliski wiedział, jak wielkim zerem jestem. Chcę wyjść z twarzą, póki to jeszcze możliwe.

- Eh... Jesteś cholernie uparta - stwierdził, biorąc głęboki oddech - Ale prędzej czy później dowiem się, co się stało. Pamiętaj, kłamstwa prędzej czy później ujrzą światło dzienne, a ja chcę ci pomóc, póki to jeszcze możliwe.

- Mi już nie da się pomóc - przyznałam, zaciskając dłonie w pięści czując, jak ponownie zalewa mnie złość - Nie potrzebuję niczyjej pomocy! Więc zachowaj te wszystkie moralizatorskie gadki dla siebie!

Przez to wszystko nie potrafiłam kontrolować swoich emocji. Strasznie łatwo było mnie zranić i wyprowadzić z równowagi. W moim życiu przeważały raczej te negatywne uczucia, zaś to, co pozytywne powoli ścierało się z rzeczywistością. Jeszcze byłam w stanie czuć radość, ale to nie to samo, co kiedyś, gdy byłam mała. Może to dlatego, że dorosłe życie nie jest wcale takie kolorowe?

Wujek znów ostrożnie zbliżył się do mnie, a ja jakbym zastygła w bezruchu. Coś mnie paraliżowało. Chciałam wykonać jakiś ruch, odsunąć się, zaprotestować. Nie potrafiłam. Ostrożnie zerknął na moją szyję, gdy dostrzegł kolejne ślady. Widziałam, że jest przerażony swoim odkryciem, lecz także i wściekły.

- Czyja to sprawka? - dopytywał stanowczo, lecz pozostawałam nieugięta.

- Niczyja. Nie rozumiem o co ci chodzi - rzuciłam, choć doskonale wiedziałam, jak bardzo idiotycznie to brzmi. On tylko pokręcił głową.

- Czy to Reed ci to zrobił? - zapytał, a ja kompletnie nie rozumiałam, skąd w ogóle takie podejrzenia - Często przepycha się z innymi, a nawet wdawał się w bójki ze swoimi poprzednimi partnerami.

- Nie! To nie był on! - mówiłam czując, że to zmierza w złym kierunku, czego się bałam - Sama to sobie zrobiłam!

- To niemożliwe! - zaznaczył wyraźnie poirytowany moją upartością - Czy to dlatego dziś nie stawił się w pracy, a ty wróciłaś tak późno? Może byłaś u niego, co? I cię skrzywdził?

- Odbiło ci?! - warknęłam, wkurzona, że każdy ocenia go przez pryzmat swoich uprzedzeń. Z drugiej strony wiem, że nie był łatwy w utrzymaniu dobrych stosunków, ale wciąż, nie mógł być aż taki zły! Tym bardziej, że mi pomógł. - Teraz to zaczynasz już pierdolić od rzeczy i snuć teorie spiskowe, które mi się nie podobają!

- Znam go dłużej od ciebie i ta cała sprawa wydaje mi się podejrzana - poinformował, po czym zaczął krążyć w kółko po pokoju - Niech no ja go tylko dorwę...!

- Uspokój się! - krzyknęłam - Wmawiasz sobie pierwszą lepszą gównoteorię bo co? Bo na siłę chcesz szukać winnego?

- A ty byś nie-

- Powiem ci to po raz ostatni... Przestań wtrącać się w moje sprawy, inaczej nie będę się do ciebie odzywać i się wyprowadzę! Nie życzę sobie, byś się wpierdalał do mojego życia! - wydarłam się, grożąc mu palcem. Nie kontrolowałam swojego wybuchu. Widziałam, że był w ogromnym szoku, widząc mnie aż tak wkurwioną. - A od Reeda to ty się odpierdol, bo on akurat nie ma z tym nic wspólnego! Nie pozwolę, byś go bezpodstawnie oczerniał.

Po tych słowach oburzona skierowałam się w stronę wyjścia z domu, wymijając przy tym zszokowanego i rozwścieczonego wujka. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, ale jeszcze chwila dłużej w tym domu, a eksploduję.

***

Witam was moi mili w kolejnym rozdziale! Sądziłam, że najprędzej w przyszłym tygodniu coś wrzucę, o ile w ogóle, ale jakoś mimo pewnych problemów i niedogodnień tak pochłonęło mnie pisanie (a bałam się, że będzie wręcz na odwrót), że udało mi się coś skleić. Kto się cieszy?

Lucy ma cholernie wybuchowy charakter, ale nie ma nad nim większej kontroli. Stara się, aczkolwiek jest na tyle przeciążona i przebodźcowana, że utrzymanie względnego spokoju graniczy z cudem, a zwłaszcza gdy ktoś poruszy temat, o którym nie chce rozmawiać...

Co sądzicie o jej postaci? Wiem, że przez to może być ciężka do polubienia, ale mam nadzieję, że ewentualne niechęci wobec niej będą stopniowo zanikać. Co uważacie o tej wzmiance z przeszłości? Drobna póki co, ale jednak. Większość będzie zaś w formie retrospekcji. Jak wypadła postać Hanka? Jak oceniacie ich relację? Czy dojdą wreszcie do porozumienia, a Lucy się na niego otworzy?

Chyba wystarczy już mojej paplaniny. Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał i cóż... Do zobaczenia w kolejnych częściach!

Kocham! 💖

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top