Rozdział 35

Dzień koncertu nadszedł niesamowicie szybko. Rozmowa z Calebem i Shawnem odbyła się tydzień temu. Od tamtej pory z nimi nie rozmawiałam. Widywałam czasem na szkolnym korytarzu, ale Caleb nie podchodził, bo byłoby to podejrzane i Harper by się domyśliła, a Shawn... nie wiem. Szczerze mówiąc nie do końca mi zależało na jego towarzystwie. Chodził ciągle zajęty i roztargniony, nie chciałabym przeszkadzać. Rozmawiałam więc z Chris i Zachiem na zmianę, bez przerwy. 

Chociaż z Zacharym zepsuł mi się kontakt. Nie rozmawiał ze mną od wczoraj, bo Melissa chciała przerwę. Nie ukrywam, że było mi przykre, gdy pierwsze co zrobił Zach, to przyjście do mnie i spytanie "Co zrobiłaś?". A więc musiałam opowiedzieć mu całą historię, uwzględniając przynajmniej najważniejsze i najbardziej dramatyczne rzeczy. Starałam się pominąć jak najwięcej. Nie chciałam go oszukać, nie chciałam też wyznać mu całej prawdy, bardzo bałam się, że uzna mnie za potwora, skoro od razu mnie posądził. Tak naprawdę byłam ofiarą tego całego wydarzenia, po prostu postąpiłam nieco impulsywnie. Szkoda, że dopiero teraz zdałam sobie sprawę. Czasu nie cofnę.

Przynajmniej Chris potrafiła mnie zrozumieć, a przynajmniej nie przejęła się tym aż tak bardzo. Przyjęła moje zwierzenia do informacji, ale nie zamierzała szukać winnego. Dlatego rozmawiałyśmy ze sobą bardzo dużo i codziennie przesiadywałam u niej w pizzerri. Prawdę mówiąc nigdy wcześniej nie miałam z nią aż tak dobrego kontaktu.

Siedziałam właśnie przed lustrem, gapiąc się na siebie z obrzydzeniem już od kilkunastu minut. Coś mi w moim stroju na koncert nie pasowało, ale jeszcze nie wiedziałam co. Miałam jeszcze godzinę, zanim Ackeran po mnie przyjedzie, więc mogłam jeszcze pokombinować. I co zrobiłam? 

Ścięłam włosy. Co prawda za pomocą Chris, ale to zrobiłam. Sięgały mi do piersi, więc znów wróciłam do długości przed ramiona. Ich kolor nadal był nieco spłukanym niebieskim, ale zapisałam się do fryzjera, bo czas najwyższy coś zmienić. Może teraz jakiś fiolet? Albo zieleń?

To zadziwiające jak fryzura może zmienić wygląd człowieka. Odnoszę wrażenie, że na lepsze. Zawsze podobały mi się krótkie włosy z grzywką, były o wiele wygodniejsze od długich, które ciągle się plątały i ktoś je przygniatał. 

Gdy w końcu zrobiłam sobie herbatę, usłyszałam trąbienie. Mieli być później. Niezadowolona wzięłam jedynie łyk w biegu i założyłam niechlujnie kurtkę. Szal wzięłam w rękę. Czułam, że są niecierpliwi, dlatego się śpieszyłam. Szal również zarzuciłam byle jak, ale pocieszałam się faktem, że w aucie jest ciepło. Żyłam też z nadzieją, że wcale nie będzie dużych kolejek i od razu wejdziemy.

-Ładne włosy-skomentował Shawn, siedzący obok kierowcy
-Dziękuję. Hej Harper-przywitałam się z nią niepewnie. Cierpliwie czekałam na odpowiedź, obawiając się, że w ogóle jej nie usłyszę. Obie siedziałyśmy z tyłu, więc wypadałoby wymienić między sobą kilka zdań
-Cześć Evie. Nie wiedziałam, że jedziesz z nami. Ale cieszę się, że jesteś To twój ulubiony zespół-powiedziała, zapewne przypominając sobie, gdy jako czternastolatka płakałam przy "The only exception" i skakałam po łóżku wczuwając się w tekst "Misery business"
-Miło, że pamiętasz-uśmiechnęłam się
-Przestańcie być takie sztywniarskie-wtrącił się Ackerman.
-Wiesz, Harper do tej pory nie potwierdziła, czy znów się przyjaźnimy-powiedziałam wyluzowana, mimo iż w środku umierałam z ciekawości na jej odpowiedź. Bałam się, że przeholowałam. 
-Chrzanić to. Zrobiłam z siebie gwiazdkę, przepraszam. Idziemy na koncert, pogódźmy się i zapomnijmy o tym wszystkim.

- - - - - - - - - - - - - - - - - -

Koncert był niesamowitym przeżyciem. Nie wiedziałam, że mogę się tak świetnie bawić z przyjaciółką, z którą niedawno się kłóciłam, jej chłopakiem, który niegdyś nie pałał do mnie sympatią i kolegą z literatury, z którym miałam zrobić durny projekt, a chyba się zaprzyjaźniliśmy. 

Harper czas spędzała głównie na obściskiwaniu się z Calebem, ale naprawdę nie przeszkadzało mi to. Cieszyłam się, że chociaż ona ma szczęście w życiu i tworzy cudowny związek. Ja nie nadaję się do takich rzeczy.  A, no i okazało się, że Shawn nie zna aż tak mało piosenek. Gdy tylko mógł, śpiewał ze mną bardzo głośno. Nie zapomnę momentu, gdy wziął mnie na barana podczas "Fake happy" i o mało co nie spadłam. Tłum bardzo bał się o swoje bezpieczeństwo, przez co się rozsunęli. Dlatego wylądowałam z Mendesem prawie przed samą sceną. Stałam naprzeciwko Taylora Yorka, który dał mi swoją kostkę gitarową. Nieważne jak bardzo bym próbowała, w życiu nie zapomnę tego dnia.

Jeszcze śmieszniejszy był fakt, że zgubiliśmy w tłumie naszą kochaną parkę, a padły nam telefony. Nie daliśmy rady ich znaleźć, więc złożyliśmy się na taksówkę. Jak na złość, nie mieliśmy z Shawnem przy sobie za dużo oszczędności, więc przejechaliśmy jedynie połowę drogi. Resztę trzeba było przejść na piechotę. Zawiązałam więc szal mocniej i przez większość spaceru narzekałam na obecną temperaturę. Na szczęście w końcu dotarliśmy do mojego mieszkania, gdzie zrobiłam koledze herbatę, bo jutro była sobota i nie musieliśmy rano wstawać do szkoły.
-Dobrze, że już jesteście. Bardzo długi był ten koncert-zauważyła Chris
-Właściwie to zgubiliśmy kierowcę i cudem tu dotarliśmy-wyjaśnił Shawn
-Muszę was zmartwić, ale właśnie ogłosili potworne zamiecie, z którymi mieliście przyjemność się spotkać podczas spaceru. Lepiej nie wychodzić z domu. Może zanocujesz, Mendes?-zapytała, ściszając po tej informacji telewizor
-Jeśli to nie będzie wam przeszkadzać-Chris pokiwała na nie-I tak chyba nie mam wyboru.

Zapowiada się ciekawa noc.
————
Kochani niedługo nowa książka na moim profilu skskksksksks

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top