7
Shena
Znów dom wariatów, znów wszędzie te same stroje i rozmowy o tym jak wysoko postawionych ma się rodziców albo na jakim przyjęciu charytatywnym ostatnio gościłaś...
Tak wyglądają moje przerwy w szkole. Trzymając książki pod pachą, opieram się o szafkę i jeszcze raz powtarzam w głowie wszystkie rzeczy, które muszę umieć na dzisiejszą klasówkę. Na szczęście, jest piątek a do szesnastej zostało tylko dwie godziny. Wtedy podjedzie szofer, by zabrać mnie do domu.
Dzwoni dzwonek... I kolejna piątka z klasówki. Shena jak zwykle najlepsza w klasie.
Mam już dosyć tych komentarzy i pochwał nauczycieli. Czasem, presja jest zbyt duża i chcesz po prostu uciec.
Siedząc w ławce, jednym uchem słucham nauczyciela etyki, a drugim puszcza jego słowa z wiatrem. Jest to najbardziej znienawidzony przedmiot. Nie przez wykładowcę, którym jest chudy i elegancki staruszek, ale przez sam przedmiot. Po co nauczać o dobrym zachowaniu"? Dla mnie, to oprawianie w ramy i uśmiercanie indywidualności. Przecież zachowanie zależy od naszego charakteru i nikt nie powinien tego zmieniać.
- Kolejna piątka, nie za dużo już tego? - odezwał się jakiś głos w mojej głowie. Kiedy jechałam autem, zaczęłam właśnie rozmyślać na te tematy. Na temat naszej ograniczonej wolności i o tym, jak bardzo nieprzyjemna jest sytuacja kiedy wiesz, że ktoś już zaplanował ci życie.
- Jakbym zawaliła szkołę, matka już nawet nie myślałaby o Yale czy Stanford... - podpowiadał znów głos.
- Ale przecież nie przestanę się uczyć - odpyskowałam sama sobie w myślach. Oparłam łokieć obok szyby auta i podparłam na nim głowę. Przymkniętymi oczami widziałam przewijające się za oknem budynki, ale czułam że jak tylko wrócę do domu, utnę sobie krótką drzemkę. A wieczorem, zapewne będe siedzieć w swoim pokoju i udawać, że sie uczę.
Jak zawsze. Bo tak naprawde chciałabym wyjść znów na spacer. Samotny spacer, zapalić fajke pierwszy raz od kilku dni.
Chciałabym kiedyś wrócić do domu pijana. Albo naćpana. Zobaczyć, jakie to uczucie kiedy jakaś substancja wewnątrz ciebie zaczyna przejmować kontrolę.
Nigdy nie piłam. Więc, gdyby ktoś polał mi sporo wódki, o własnych nogach nie wróciłabym do domu. A nie mam też nikogo kto by mi pomógł do niego dotrzeć.
Że nie wspomne, że nie mam nikogo z kim mogłabym się napić.
Obudziłam się nakryta szarym, miękkim kocem. Drzemka dużo dała. Gdy zeszłam do kuchni, by zjeść kawałek ciasta, które upiekła gosposia, czułam się już wypoczęta. Miałam nawet ochotę odrobić lekcje, co zawsze było dla mnie katorgą.
Filiżanka kawy bezkofeinowej i kawałek ciasta z galaretką, to był mój podwieczorek. Poszłam z nim do pokoju i zaczęłam robić zadania z matematyki.
Gdy skończyłam, pyrgnęłam zeszyt do torby. Zmieniłam sweterek szkolny na czarną bluzę, rozpuściłam włosy i wyjęłam trampki, które chowam przed mamą. Nie lubi, gdy noszę takie "nie dziewczęce" buty i ciuchy.
A co potem? Zaczynało się ściemniać, a latarnie rozpalały swe światła.
Powoli zaczynałam czuć się jak wampir. Ożywać tylko w nocy.
Ale jest piątek. Nawet takie dziewczyny jak ja, zniewolone przez matki, musza się czasem uwolnić.
Wyszła niezauważona, choć serce waliło mi strasznie. W domu była tylko gosposia, ale gdyby zobaczyła, że się wymykam, od razu zadzwoniłaby do matki.
Puściłam się biegiem, pędząc przez środek ulicy ku światłom miasta w oddali.
Kolejny rozdział. Podoba wam się? :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top