Change isn't alwyas bad, right?
Czarna Kotka nagle pojawiła się na miejscu zdarzenia. Lekko zdezorientowany Biedron spojrzał w stronę dziewczyny, a na jego policzkach pojawiły się rumieńce. Bezwstydnie "przeleciał" wzrokiem po sylwetce czarnowłosej i na chwilę zapomniał jak się oddycha. No cóż był facetem. W dodatku w takim wieku gdzie hormony lubią dawać o sobie znać.
-Niech to szlag. W ogóle jak to możliwe, że się zamieniliśmy?
Powiedziała zdenerwowana Kotka, a Biedron głośno przełknął ślinę, jednak przez dużą gule która utknęła mu w gardle nie mógł wydusić z siebie słowa.
-Zaraz wracam.
Pisknął i szybko pobiegł do najbliższego zaułku.
-Houton, I have a problem.
***
Marinette lekko zestresowana zaistniałą sytuacją ruszyła na miejsce zdarzenia. Rozejrzała się wokół i uznała, że sceneria jest wyjątkowo spokojna. No może poza krzykami przerażonych ludzi, ale do tego zdążyła przywyknąć. Jeszcze odrobinę niezdarnie przy użyciu kociego kija zeszła z dachu budynku i podbiegła do blondyna w stroju Biedronki.
-Niech to szlag. W ogóle jak to możliwe, że się zamieniliśmy?
Zapytała jednak nie uzyskała odpowiedzi. Spojrzała zaskoczona w stronę chłopaka, który stał jak zaczarowany z wielkimi wypiekami na policzkach. Jednak mogła się przez chwilę ponapawać jego widokiem. Materiał kostiumu jak zwykłe idealnie eksponował wysportowane ciało chłopaka. No i oczywiście te mniej mile widziane aspekty ludzkiego ciała. Albowiem materiał niedaleko krocza jakby się uniósł.
-Zaraz wracam.
Pisnął blondyn, a oczy Marinette powiększyły się do nienaturalnych rozmiarów. Jej ręka mimowolnie powedrowała do ust przez co nie udało jej się wydać z siebie żadnego dźwięku. Poczuła jednak jak gorąco rozrasta się na jej twarzy przez wygląda pewnie jakby nawet teraz miała maskę Biedronki. Jakiś nieznany jej dotąd ścisk złapał jej żąłądek. Po chwili jednak unormowała oddech i próbowała myśleć "trzeźwo".
-Jeszcze się policzymy Kocie.
Mruknęła i w pojedynkę ruszyła w stronę złoczyńcy.
***
Opowiadacz zdecydowanie miał dzisiaj zły dzień. Ogon jego fraka powiewał na wietrze, a czarny kapelusz ledwo co trzymał się na głowie. Wystawało z niego pojedyńcze białe pióro. Z nikłym, ale zlośliwym uśmiechem na twarzy spoglądał na swoje "dzieło zniszczenia".
-Opowiadaczu pamiętaj jakie jest twoje zadanie.
-Tak, tak pamiętam Władco Kogoś Tam.
-Nazywam się Władca Ciem!
-Ciem, Mniem co za różnica. Zdobędę dla ciebie oby dwa miracula, a potem wszyscy będę mieli życie jak w bajce!
Oznajmił. Rozejrzał się wokół siebie, ale nie zauważył niczego niezwykłego. Nic tylko przerażeni Paryżanie uciekający przed bajkowymi tworami.
-Biedronko, Czarny Kocie! Gdzie jesteście? Czyżbyście przesraszyli się mojej potęgi?
Zakpił po czym nagle poczuł zimny metal na swojej szyi.
-Skądrze znowu. Jak byłam mała bardzo lubiłam bajki.
Zakpiła dziewczyna jednak mężczyzna we fraku wyswobodził się z jej uścisku. Spojrzał na swojego przeciwnika i wybuchł śmiechem.
-I cię niby tak śmieszy?
-Ty! Hahaha! Niezła komedyjka się tutaj robi. A gdzie podziałaś swojego chłopaka?
Zakpił, a na policzkach granatowłosej pojawiły się rumieńce.
-Kot ma...małe problemy techniczne. I to nie jest mój chłopak!
"Chyba jednak nie do końca takie małe".
Przeszło jej przez myśl, jednak zaraz skarciła się za to w myślach. Opowiadacz prychnął i pochwycił w dłoń białe pióro znajdujące się na jego kapeluszu.
-W takim razie najpierw rozprawię się z tobą.
Oznajmił, a z przedmiotu wyleciała smuga jasnego światła. Dziewczyna na szczęście uniknęła ataku jak i paru innych pocisków.
-Wydaję mi się, że jednak jest zbyt ponuro beze mnie.
Oboje spojrzeli w kierunku z którego dochodził głos no i kto by pomyślał. Przecież to Biedron w całej swej okazałości.
-Opanowałeś problemy techniczne Kiciusiu?
Dziewczyna zapytała ironicznie lekko zdenerwowana na co blondyn spalił buraka. Granatowłosa wywróciła jedynie oczami i ponownie zaatakowała przeciwnika, który nie zdążył wykonać uniku. Odleciał z impetem na kilka metrów po czym jednak wstał ponownie na równe nogi.
-Macie oddać mi swoje miracula!
-Czy naprawdę oni zawsze muszą gadać to samo? Jakiś mało kreatywny jest ten Władca Ciem.
Mruknął chłopak i stanął ramię w ramię z partnerką. Ta zerknęła na niego kątem oka i już chciała zarzucić jakimś żartem lub ripostą jednak powstrzymała się i przemilczała wypowiedź blondyna.
-Odwrócę jego uwagę, a ty złap akumę.
-Chyba zapomniałeś o jednym fakcie. Teraz to ty możesz łapać akumy, a ja nie. Tak, więc ja odwrócę jego uwagę, a ty pomyśl gdzie jest akuma.
-Jakieś pomysły?
-Strzelam, że pióro, albo kapelusz, ale to raczej on strzela!
Krzyknęła i oboje ledwo co uchronili się przed atakiem wroga.
-No rzeczywiście!
Odpowiedział blondyn i przy pomocy yoyo obwiązał linkę wokół ręki mężczyzny. Uśmiechnął się zwycięsko jednak nie długo, ponieważ już po chwili został pociągnięty w stronę przeciwnika. Tak to było solidny prawy sierpowy.
-Ahh..to będzie długa walka.
Westchnęła dziewczyna z deprabotą po czym przyłączyła się do pojedynku.
***
-Wybaczcie mi za kłopot.
-Nic się nie stało proszę pana. W końcu to nasz nie pisany obowiązek, chronić mieszkańców.
Powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się wdzięcznie do dosyć wysokiego mężczyzny koło trzydziestki z dwutygodniowym zarostem.
-W każdym bądź razie, dziękuje Biedronko i Czarny Kocie. Biedronie i Czarna Kotko? Biedronku i Kotko? Biedr..
-Wystarczy Biedronko i Czarny Kocie.
Odpowiedziała fiołkowooka, a blondyn prychnął cicho śmiechem. Dziewczyna skarciła go wzrokiem, lecz ten jedynie wywrócił oczami. Z tego letargu wyrwało ich jednak pikanie pierścienia jak i kolczyków, które oznaczało, że już niedługo przemiana się zakończy.
-Musimy się już zbierać.
-A tak, tak. Jeszcze raz dziękuje.
Odpowiedział mężczyzna i odszedłw tylko sobie znanym kierunku. W tym czasie superbohaterowie kiwnęli na siebie głowami po czym "ulotnili" się z miejsca zdarzenia.
-Wróć do domu, nakarm Tikki, a potem przyjdź na dach kamienicy.
-Oczywiście, My Lady!
Odpowiedział chłopak po czym skierował się w teorytycznie do swojego domu. Ale po co miał tam wracać skoro lepiej było schować się w zaułku, a potem tylko nakarmić stworzonko i od razu ruszyć na spotkanie z jego panią. Jeżeli uzależnić można się od wszystkiego to Adrien Agreste zdecydowanie uzależnił się od tej dziewczyny. Wpadł jak przysłowiowa śliwka w kompot. Ahh, do tej historii idealnie sprawdziłyby się teksty Puszkina, albo innego romantyka z tamtych czasów. No może niekoniecznie Rosjanina, ale każdy chyba wie o co chodzi. Kiedy był już całkowicie sam jeszcze raz rozejrzał się wokół, ale kiedy nie wyczul niczyjej obecności zdjął przemianę.
-Tikki, odkropkuj.
Powiedział, a obok niego nagle pojawiła się mała biedroneczka.
-Jak na pierwszy raz dobrze sobie poradziłeś Adrien.
-Dziękuje, jesteś zdecydowanie milsza niż Plagg, on by tylko żarł ten śmierdzący ser.
Oboje się zaśmiali, a blondyn nagle przypomniał sobie co tak naprawdę miał zrobić. Wyjął z kieszeni swojej koszuli w której zazwyczaj trzymał camembert ciastko z drobinkami czekolady i podał je Tikki.
-Dziękuje.
-Proszę.
Odpowiedział, i chcąc nie chcąc, jego myśli znowu poszły w stronę, Jego Pani.
-Tikki, czy aby na pewno nie możesz mi powiedzieć kim jest Biedronka?
-Nie mogę. Uwierz mi, że sytuacja w jakiej się znaleźliście jest wręcz komiczna, ale takie są zasady.
-Ehh..no dobrze.
Odpowiedział zawiedziony. Ale zaraz, "komiczna"? O co chodziło w tym jednym słowie. Czy ich sytuacja była, aż tak tragiczna, że dwójka kwami załamała ręce? A może Biedronka to tak naprawdę Milen i dlatego odrzuca jego zaloty? Ale wtedy latekst kostiumu musiałby serio nieźle wyszczuplać, a peruka musiałaby naprawdę mocno trzymać się na głowie dziewczyny, przy różnego rodzaju akrobacjach, które prawie codziennie wykonywała. Jednak po chwili stwierdził, że lepiej będzie jak nie będzie już myślał i tworzył teorii. Bo oby dwie te rzeczy mu nie wychodzą.
***
-Jesteś o wiele lepszą właścicielką niż mój ten idiota.
-Emm...dziękuje. Po prostu trzeba mieć podejście.
-Po prostu trzeba zrozumieć moje potrzeby.
-To przy okazji.
Oboje się zaśmiali. Marinette może nie należała do najbardziej pewnych siebie osób, ale kiedy w grę wchodziły sprawy miracul, była prawie, że nie sobą. Zdarzyła już wcześniej poznać Plagga przy okazji kiedy to Kot, jako największy łamaga na tym świecie, zwyczajnie zgubił swoje miraculum i kwami. Na samą myśl o tamtym dniu zaśmiała się perliście zwracając tym samym uwagę małego kota.
-Co cię tak śmieszy?
-Po prostu przypomniałam sobie sytuację kiedy Kot cię zgubił.
-Przecież on mnie ni...a no tak, tak. Pamiętam to.
Prawie by się wygadał. Jednak w porę udało mu się uniknąć wtopy. Lepiej będzie jak zajmie się camembertem. Albo jak odrobinę przesłucha granatowłosą. Tak to był zdecydowanie lepszy pomysł.
-Marinette, a ty nigdy nie chciałaś poznać jego tożsamości?
Zapytał prosto z mostu, a po ciele dziewczyny przeszedł lekki dreszcz. Niespodziewała się takiego obrotu spraw.
-Czasem chciałam. Bądź co bądź, to nadal jest dziwna sytuacja. Jednak zdaje sobie sprawę z tego jakie mamy zadanie i, że nie powinniśmy się znać.
Odpowiedziała, a Plagg westchnął cicho. Tak, to zdecydowanie była podopieczna Tikki.
-Zasady, zasady. One są po to by je łamać.
-Nie, nie Plagg. Nie te zasady.
-No weź. Przecież ta sytuacja to jakiś film akcji klasy D, ze swoistym love story. Jakiś koszmar!
-Nie przesadzaj. Na pewno nie jest tak źle.
-Uwierz mi na słowo. Jest, i to bardzo. Gdybym miał to porównać do jedzenia to byłaby to pizza hawajska z pączkami, sneakersami, banami, smalcem i pasztemtem kaliskim, a to wszystko złączone bitą śmietaną. No każdy by się porzygał.
-Emm..wiesz co, po tym jak to powiedziałeś mam jeszcze mniejszą ochotę znać prawdę.
Odpowiedziała dziewczyna dosyć mocno zniesmaczona zestawem smakowym jaki sprezntował jej mały kot. Westchnęła ciężko i po zobaczeniu, że cała porcja sera zniknęła z talerza stwierdziła, że najwyższy czas ruszać.
-Plagg, wysuwaj pazury.
-Co! Ale nie tak z zaskoczenia!
Krzyknął lekko wkurzony Plagg, jednak nie dał rady wypowiedzieć większej ilości przekleństw i wyswisk w stronę granatiwłosej, ponieważ został wciągnięty przez pierścień.
***
Cisz jaka zapadła pomiędzy dwójką bohaterów była niemalże namacalna, a atmosfera robiła się coraz bardziej gęsta z każdą następną minutą. Blondyn z totalną pustką w głowie przygladał się zachodzącemu słońcu, które znikało na niebo skłonie. I mimo, że mieli to wszystko za sobą to zdecydowanie nie było to satysfakcjonujące zakończenie. Bynajmniej nie dla Adriena, który te scenę wyobrażał sobie zupełnie inaczej. Bardziej romantycznie, rodem z jakiegoś filmu romantycznego. No, a teraz całe zajście zostało potraktowane odrobinę po macoszemu.
-Marinette, ja..
-Zamknij się.
Warknęła granatowłosa, a chłopak westchnął głośno.
-Mari, proszę. Naprawdę nie możemy ze sobą normalnie porozmawiać? Jesteś zawiedziona, prawda?
-Zawiedziona? Nie, to nie to. Po prostu jestem wkurzona, że osoba której się zwieżałam z tylu rzeczy okazuje się być chłopakiem z mojej klasy, który od dłuższego czasu ma na mnie wywalone. Czuję się tak jakbyś jako Adrien wstydził się tego, że się znamy, ale jako Kot ci to nie przeszkadza.
Powiedziała z wyrzutem i przeniosła wzrok na swoje ręce, jakby w tej chwili nie było niczego piękniejszego. Blondyn zamilkł. Nie wiedział, że dziewczyna właśnie tak może odebrać jego zachowania. Jedyne co mu w tej chwili przyszło do głowy to przytulić do siebie tą zranioną istotkę i nigdy nie wypuszczać. Ahh, ależ on zmiekł przez tę dziewczynę. I tak też zrobił. Porwał ją w swoje ramiona i przycisnął do siebie tak jakby miał jej już nigdy nie zobaczyć.
-Adrien..
-Proszę cię chociaż raz mnie posłuchaj. Zależy mi na tobie tak cholernie, że sam tego nie pojmuję. A zachowywałem się tak przez brata Juleki.
-Przez Lukę? Ale przecież on nic nie...
-Nic nie zrobił wiem. Po prostu mam zbyt bujną wyobraźnię i strasznie dużo sobie dopowiadałem.
-Jesteś absolutnie niereformowalny.
-Wiem, ale wiem również to, że jestem totalnie sfiksowany na twoim punkcie.
Powiedział blondyn i odsunął się od dziewczyny na długość ramion. Spojrzał w jej duże fiołkowe oczy i zaśmiał się pod nosem. Tak. Tikki i Plagg mieli absolutną rację.
-Z czego się śmiejesz?
-Z tego wszystkiego. Nasze kwami miały rację, stuprocentową rację. Jesteśmy tak nie spostrzegawczy, że głowa boli.
Tym razem oboje się zaśmiali. Było to zarazem spełnieniem ich marzeń, a zarazem największym koszmarem. No bo w końcu wiedzieli kim są. I to tylko dlatego, że Adrien Idealny Agreste nie jest tak idealny i najwyczajniej w świecie prawie, zgubił kolczyki.
-Nadal nie mogę uwierzyć w to, że przykleiłeś je na taśmę klejącą.
-Na początku chciałem użyć kleju, ale to by się raczej nie sprawdziło. A na przekłuwanie ucha niestety, ale nie miałem czasu.
-Ale oczywiście nie pomyślałeś o tym, że taśma ma ograniczoną wytrzymałość?
-Racja. Nie pomyślałem. I tak oto znalazłaś kolejny dowód na to, że jesteś ode mnie mądrzejsza, Biedrąsiu.
Na dźwięk swego rodzaju przezwiska jakiego często używał chłopak po plecach granatowłosej.
-W niektórych sytuacjach to prawda, ale jeżeli chodzi o szkołę to ty się lepiej uczysz.
-Chyba raczej zakuwasz, a potem zapominasz. Proszę cię, z rzeczy które zdałem już nic nie pamiętam.
-A myślałam, że nie jesteś idiotą.
-Twoim idiotą.
Odpowiedział romantycznie. No Puszkin to, to nie jest, ale się chłopak stara przynajmniej. Chociaż gdyby się tak bardziej zastanowić i przenieść kilka tygodni wstecz to tak. Byłby trochę takim Puszkinem, tylko Francuskim no i kilka wieków później.
***
Czarny Kot siedział sobie spokojnie na krześle obrotowym obok różowego biurka na którym znajdowało się absolutnie wszystko. Od nieudanych szkiców, po papierki od cukierków i jakieś bliżej niezidentyfikowane pudełka których raczej wolał nie otwierać. Na dworzu szalała burza, a drzewa ledwo co utrzymywały swój naturalny kształt. Blondyn odrobinę obawiał się o domowniczkę którą odwiedził, a wrecz włamał się do jej domu. Nawet odrobinę wyglądał jak włamywacz. Czarny kostium oraz maska na twarzy jednak zobowiązuje. Nagle jednak klapa dzięki której można było dostać się do pokoju, uniosła się, a przez weszła przemoczona do suchej nitki Mariolette. To znaczy Marinette, wybaczcie za dużo Plagga.
-A tobie co?
Powiedział superbohater, a granatowłosa prawie, że zeszła na zawal serca.
-Co ty tutaj robisz?
-Siedzę i czekam na ciebie. Nie widać?
-No wiesz niecodzienne ktoś mi się włamuje do domu.
-Oj tam, od razu włamuję. Ja tylko wszedłem niezauważony.
Odpowiedział blondyn, a dziewczyna jedynie westchnęła odłożyła na łóżko pakunek znajdujący się w dużej materiałowej torbie. Ona zaś powędrowała do szafy i wyciągnęła z niej krótkie spodenki oraz przydługi t-shirt i zniknęła za ścianą. Chłopak jednak nie na to zwrócił uwagę, a na torbę będąca najprawdopodobniej przyczyną całego nieszczęścia jakie spotkało fiołkowooką. Nawet nie spostrzegł kiedy nastolatka już całkowicie ubrana, ale nadal lekko wyziębiona pojawiła się z powrotem obok niego.
-A tak w ogóle to co cię tutaj przywiodło?
-Chciałem cię po prostu odwiedzić. No i chciałem też poprosić cię o ocenę?
-Ocenę?
-Napisałem wiersz dla mojej pani i nie wiem, nie wiem czy się jej spodoba.
Odpowiedział na jednym wdechu, a Marinette zaśmiała się w duchu, ale w rzeczywistości jedynie pokręciła głową z dezaprobatą. Usiadła na łóżku, a torbę rzuciła w kont pokoju.
-Co tam jest?
-Materiały. Ale wracając do twojego problemu to dawaj. Nie krępuj się, na pewno niczego gorszego niż Ivan nie wymyślisz, zapewniam cię.
Oboje zaśmiali się na komentarz na, który pozwoliła sobie dziewczyna. Jednak już po chwili blondyn zamilkł i przełknął głośno ślinę i wyprostował się niczym struna. Marinette wyczuła, że chłopak się stresował, więc usmiechnęła się do niego pokrzepiająco starając się tym dodać mu otuchy.
-Pani moja, piękna jak Bogini w Niebie,
Ciągle myślę o Tobie, i czekam na Ciebie.
Myślę o twych ustach czerwonych jak
płatek róży.
Myślę o twych pięknych oczach,
które tak uroczo mrużysz.
Patrzę na Ciebie z tęsknotą i pragnieniem.
Chciałbym ująć Twe delikatne dłonie,
i całować z uwielbieniem.
Patrzę na Twe włosy, podobne do promieni
Księżyca.
Marzę aby moje uczucie miłości do
Ciebie, nie miało końca.
Słucham, Twego głosu jak śpiewu słowika.
Czuję, jak Twoja miłość moje serce dotyka.
Słowa przeszywają me ciało, a serce,
z radości załomotało.
Wiem, że kochasz mnie czule i skrycie.
I Ty wiesz, że Ja kocham Cię szalenie, i nad życie.
Więc, chodźmy razem przez życie ma kochana.
Przez lata, dni i nocy aż do samego rana.
Zakończył swoją wypowiedź, a granatowłosa oniemiała. Nie mogła wydusić z siebie żadnego słowa, ani nawet dźwięku, czy stęknięcia. Blondyn poczerwieniał i zastresował się jeszcze bardziej, bo reakcja dziewczyny nie napawała go przyjemnymi emocjami, a raczej jeszcze większym ściskiem żołądka.
-Jest zły, prawda? Wiedziałem, jestem beznadziejny, nawet wiersza nie umiem napi..
Nie dał rady dokończyć, ponieważ fiołkowooka po prostu go przytuliła. A on oddał uścisk, bo czemu by nie miał? Przecież to tylko przyjacielski przytulas.
-To było, to było niesamowite. Na pewno jej się spodoba, masz to jak w banku. Swoją drogą niezły z ciebie pisarz.
-Bez przesady, tylko rymowałem.
-Ale za to jak.
Oboje się zaśmiali, a po chwili znowu patrzyli na siebie z uśmiechem.
-Dziękuje Marinette.
Powiedział i posłał dziewczynie możliwie najpiękniekszy uśmiech na jaki było go stać. I absolutnie taki był. Najpiękniejszy, najszczerszy i najsłodszy.
***
-Ah, tak pamiętam to. Jakiś tydzień później wyrecytowałeś mi ten wiersz na dachu jakiegoś budynku, po walce, a ja byłam prawie tak samo zaskoczona, jak za pierwszym razem.
-Widzisz. Ja zawsze robię piorunujące wrażenie.
Granatowłosa prychnęła śmiechem jednak po chwili znikł on z jej twarzy. Lekko zmartwiony Agreste nie mógł tak po prostu tego przemilczeć.
-Coś się stało?
-Po prostu zastanawia mnie dlaczego martwiłeś się Luką.
-Ahh...to długa historia. Pamiętasz ten dzień gdy Lila mnie pocałowała i rozpuściła plotkę, że jesteśmy razem?
-Pamiętam, nawet zbyt dobrze.
Dziewczyna lekko się wzdrygnęła na samo wspomnienie drastycznej oraz wrecz apokaliptycznej sceny jaka miała miejsce na szkolnym korytarzu.
-Właśnie. To też trochę zasługą Alyi.
***
Marinette zsunęła się po ścianie, a w jej oczach zebrały się łzy. Już jakiś czas temu odpuściła sobie i zaprzestała wszelkim staraniom co do operacji, "Uwieść i poślubić Adriena Agreste". Tym bardziej po sytuacji jaka miała miejsce dosłownie dziesięć minut wcześniej. Wiedziała, że będzie boleć, ale nie myślała, że aż tak.
Alya zaniepokojona stanem rzeczy jaki w tej chwili nastał, skierowała się do jedynej osoby jaka w tej sytuacji mogła cokolwiek zdziałać, oczywiście poza nią.
-Juleka wiesz gdzie twój brat ma lekcje?
-Chyba mają teraz chemię, ale o co chodzi Alya?
-Później wam wytłumaczę. Dzięki!
Odkrzyknęła i pędem ruszyła w stronę sali gdzie jak zawsze przesiadywała marudna pani Mendelejew, niczym smok w swojej pieczarze. A tuż przed salą w towarzystwie inmych uczniów stał jak zwykle usmiechnięty chłopak o turkusowych pasemkach.
-Luka! Mógłbyś mi pomóc?
-Emm..no dobrze Alya, ale powiedz mi o co chodzi.
Zapytał chłopak, a mulatka przez chwilę zastanawiała się jak to rozegrać, i po sekundzie zastanowienia wiedziała już jak zmotywować młodego muzyka.
-Chodzi o Marinette.
-Prowadź.
Odpowiedział pewnie, a dziewczyna bez zbednych ceregieli zaprowadziła go w miejsce gdzie według niej mogła podział się jej przyjaciółka.
-Mari, otwórz.
Powiedziała, a drzwi łazienki się otworzyły. Dupain-Cheng wyglądała jednak jakby co najmniej rok spędziła na Syberii, a jej twarz od dawna nie widziała czegoś takiego jak krem do skóry. Oczy czerwone i opuchnięte od płaczu miały smutny wyraz.
-Boże, moja biedna.
Powiedziała Cesaire i przytuliła do siebie przyjaciółkę, po czym wyprowadziła ją z łazienki gdzie czekał nadal lekko zdenerwowany i zmartwiony Couffaine. Kiedy tylko spostrzegł stan dziewczyny prawie, że się na nią rzucił. Nie w tym sensie oczywiście, Luki nie pociagały zbytnio takie klimaty. Zwyczajnie martwił się nią.
-Mari, dobrze się czujesz?
-Tak, tak Luka. Nic mi nie jest. Po prostu..
Nie dane było jej jednak dokończyć, ponieważ Couffaine przytulił ją do siebie. Granatowłosa westchnęła cicho i mimowolnie wtuliła się w jego tors. Był taki ciepły, miękki i do tego ładnie pachniał. No i chyba wszystko byłoby idealnie gdyby nie jeden blondyn o zielonym spojrzeniu. Adrien zdezorientowany przyjrzał się przytulającej parze, a zaraz potem wzrok przeniósł na lekko uśmiechniętą Cesaire. Ta gdy tylko spostrzegła intruza to natychmiast do niego podleciała i razem ze zaskoczonym chłopakiem jak najszybciej oddaliła się od pozostałej dwójki, która o dziwo nic nie spostrzegła. Albo po prostu nie chciała widzieć.
-Alya o co chodzi?
-Nie ważne, nie interesuj się.
-Mar,i jest z Luką?
-Nie powinno cię to interesować. Wracaj już lepiej, bo jeszcze Lila kogoś zabije z tej tęsknoty.
-Nie jestem z Lilą!
-Jakby mnie to bardziej interesowało.
Warknęła wkurzona mulatka i odwróciła się na pięcie pozostawiając chłopaka pełnego negatywnych emocji i pełnego szoku. No kto by pomyślał, że ta Alya taka wyszczekana?
***
-Nie wiedziałam, że to widziałeś.
-A jednak.
Odpowiedział blondyn i na wspomnienie starszego chłopaka trzymającego w objęciach Jego Panią poczuł niemiłe ukłucie w sercu.
-Ale mimo wszystko ta historia ma swój happy end. Jak w tych wszystkich komediach romantycznych.
-Tak, chyba tak.
Odpowiedział blondyn i objął dziewczynę szczelnie swym ramieniem, a ta chcąc nie chcąc położyła swoją głowę na torsie chłopaka i zaciągnęła się jego zapachem. Las. To był zdecydowanie najlepszy zapach jaki czuła, lepszy niż jakiekolwiek wypieki jej ojca.
-Są obrzydliwi.
-Oh, zamknij się w końcu.
Usłyszeli na sobą dwa cienkie głosy i odwrócili się w ich stronę. To był niecodzienny i ciekawy widok. Plagg leżał na dachu niczym swoisty Janusz na Polskiej plaży, zaś Tikki ze łzami w oczach przyglądała się parze zaciskając przy tym łapki na chusteczce. Skąd ona w ogóle miała chusteczkę? Bóg ją tam wie. W każdym razie dwójka nastolatków zaśmiała się głośno, po chwili przenosząc wzrok na siebie nawzajem. Adrien mimowolnie się uśmiechnął i przelotnie spojrzał na pełne usta dziewczyny, na co ta spłonęła rumieńcem.
-Od dawna chciałem to zrobić.
Oznajmił i złączył ich usta w tym długo wyczekiwanym namiętnym pocałunku.
-Tak to zdecydowanie kino klasy D.
-Przymknij się kmiocie!
I tylko te dwa głosy można było usłyszeć w tle, ale tej dwójce to w ogóle nie przeszkadzało. Mieli siebie i to im wystarczało. I wystarczy pewnie na długo. Na bardzo długo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top