15

- Harry... - poczułem szturchanie w ramie i otworzyłem leniwie oczy. Cholerny kac męczył mnie po wczoraj i najchętniej nie wychodziłbym dzisiaj z domu. - Zrobiłam ci śniadanie. - powiedziała Chanel uśmiechając się do mnie. - Omleta takiego jak lubisz i kawę. Mam też tabletki na kaca. Poczujesz się lepiej. - mówiła cicho i położyła tackę z jedzeniem na jej wolnym miejscu.

- Dzięki. - usiadłem na łóżku opierając się o ramę. Nie wiedziałem jak mam się zachować po tym co jej wczoraj powiedziałem.

- Przepraszam, że wczoraj tak się zachowałam, Cameron jest ostatnio jakiś inny.

- On na ciebie leci. - powiedziałem. Chyba tylko ślepy by tego nie widział.

- Co?

- Jest tobą zauroczony i jeśli wolisz spędzać z nim czas to ja serio mogę wrócić do Anglii. Nie chcę psuć ci możliwości związku przez tą chorą relacje jaką mamy. - wzruszyłem ramionami.

- Nie chcę się wiązać i Cameron to wie. Nasza relacja mi wystarcza. - spuściła wzrok na swoje dłonie.

- Serio? - byłem w ciężkim szoku. Po pierwsze moje serce się złamało, po drugie straciłem nadzieje na normalny związek z nią.

- Tak. Za każdym razem coś zepsuje, więc postanowiłam się nie wiązać, bo tak jest łatwiej. Mniej problemów i mniej wszystkiego...

*****

- Wybaczyłeś mi już? - Chan spojrzała mi prosto w oczy. Leżała na moim torsie kompletnie naga, zresztą lepszy nie byłem. Jedynie prześcieradło nas okrywało.

- Już dawno.

- Na pewno? Nie lubię jak się na mnie gniewasz... - Chanel należała do osób, które wolą upewnić się milion razy niż potem tego żałować. Dla mnie wystarczy tylko raz i po sprawie. Wybaczyłem jej już kiedy tylko zobaczyłem ją rano w pokoju.

- Nie gniewam się. Wyjdziemy gdzieś? Żal marnować takiej pogody. - odgarnąłem jej grzywkę z oczu.

- Ja umówiłam się z Angie do fryzjera. Moja stara znajoma pracuje w centrum i jest strasznie dobra w tym co robi.

- Nie ma sprawy.

- Możesz iść z nami. - zaproponowała.

- Długo tam będziesz?

- Nieeeee! - przyciągnęła ostatnia literkę i uśmiechnęła się niewinnie. Oh.. czyli długo.

*****

Nie wiem w jaki sposób dałem się namówić na to wyjście. Od ponad godziny siedzę na kanapie w poczekalni i znudzony patrzę jak robią im jakiś bałagan na głowie. Wyglądają gorzej niż wtedy kiedy tu weszły. Zdążyłem obejrzeć już wszystkie gazetki, zdrzemnąć się, ale i tak ich nie było.

- Misiaczku wstawaj! - ktoś dosiadł się obok mnie na kanapie, a po głosie mogłem poznać, że to Chanel.

- Już stąd idziemy? - ziewnąłem, przeciągając się, nadal z zamkniętymi oczami.

- My, możemy iść. Angie powiedziała, że da sobie radę.

- Okey.. - westchnąłem i rzuciłem na nią okiem. - Co oni ci zrobili?! - otworzyłem szeroko oczy.

- Podoba ci się? Teraz mniej rzucam się w oczy. - zaśmiała się.

- Um.. tak ale.. Cholera podoba mi się. - przyznałem, bo taka była prawda. Nie znam się na trendach, ale ślicznie jej w szarym kolorze, chociaż trochę przypomina mi Camerona..

Resztę dnia spędziliśmy na chodzeniu ulicami Miami. Chanel wreszcie pokazała mi trochę tego miasta. Miałem nawet plany zaprosić ją na randkę, tylko stchórzyłem. Nie wiem dlaczego.. Bałem się, że mnie wyśmieje, albo nie weźmie na poważnie. Uświadomiłem sobie, że na prawdę się w niej zadłużyłem.

__________________________

Hazziu taki zakochany awww >>>>

Do góry zdjęcia Chan, jak ja sobie ją wyobrażam :) Nie zapomnijcie, że Chan dużo się maluje, nie należy do tych "naturalnych". Już od początku ff taki był zamysł i nie będę tego zmieniać. Przyjęły się stereotypy, że faceci lubią naturalność, a tak na prawdę nie okłamujmy się oni patrzą na twarz :p

Nie widać, za bardzo kolczyków, ale to możecie sobie wyobrazić na takim zdjęciu powinno jedynie widać ten w nosie :) 

Druga sprawa.. 150 miejsce w Fanfiction!! Utrzymuje się od wczoraj, DZIĘKUJĘ <3

Do następnego! xx

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top