Rozdział trzydziesty pierwszy

Zostały dwa rozdziały do końca:) Miłego czytania :) 


„Miłość, co wprawia w ruch słońce i gwiazdy"

Grudniowe poranki były czymś zupełnie innym. Anne nie wiedziała do końca, w czym tkwi magia tych momentów, gdy odsłaniała zasłony i mglisty widok za oknem witał ją i zapowiadał kolejny dzień. Miała jednak pewność, że grudzień to miesiąc wyjątkowy i wstając codziennie wierzyła, że zobaczy śnieg, a termometr będzie wskazywał ujemną temperaturę. Jak na razie nie doczekała się wymarzonego białego puchu, a wszystkie prognozy pogody zapowiadały deszczowe święta.

Tego dnia, tak samo jak ostatnio, przez większość czasu kręciła się po domu, przygotowując świąteczny wystrój. Jednak to nie na tym skupiała się jej cała uwaga. Oczywiście robiła to, co musiała, ale w międzyczasie obserwowała uważnie swojego syna i Louisa. Cały czas czekała, kiedy coś pójdzie nie tak, a szatyn postanowi zrezygnować i zostawi Harry'ego. To nie tak, że życzyła im źle, przecież chciała dla swojego dziecka tego, co najlepsze, ale coś cały czas mówiło jej, że nic z tego nie wyjdzie. Nie wyobrażała sobie, by Lou wytrzymał z jej dzieckiem przez cały czas. Nie wymagała tego, wiedziała, jak męczący potrafi być Harry. Nawet ona traciła cierpliwość od czasu do czasu. Nie chciała tylko, by brunet przywiązał się i pomyślał, że Tomlinson to coś stałego i wiecznie obecnego w jego życiu, ponieważ zawsze w końcu ludzie odchodzą. Nie wyobrażała sobie, by później musiała zbierać syna i składać go kawałek po kawałku. Zresztą Gemma wściekałaby się wtedy na cały świat, w końcu szatyn był jej najlepszym przyjacielem, a Harry bratem. Czyją stronę miałaby wybrać? Dlatego właśnie uważała, że ten cały związek nie powinien mieć miejsca. Owszem Harry mógł mieć dobrego przyjaciela, to było wskazane, bardzo by ich wtedy wspierała, ale nie chłopaka. Co to, to nie.

Zdawała sobie sprawę, że nie jest subtelna, a Lou widzi jej poczynania. Nie miała zamiaru przestać, musiała być czujna i mieć wszystko pod kontrolą. Lubiła Louisa, nie miała do niego żadnych pretensji, ale uważała, że nie jest odpowiedni dla jej syna. Nikt jej nie popierał, z tego również zdawała sobie sprawę. Robin uwielbiał szatyna i kiedy usłyszał o nim i Harrym, ucieszył się i zachowywał tak, jakby chciał zaplanować im ślub. Gemma była po ich stronie od samego początku, Niall zgadzał się z każdym słowem dziewczyny i została tylko ona, widząca więcej, niż oni wszyscy razem wzięci. Musiała toczyć samotną bitwę tak, by po jej zakończeniu nikt nie cierpiał z powodu złamanego serca.

***

Louisowi wydawało się, że cofnął się w czasie. Klęczał na dywanie wśród swoich ubrań porozrzucanych po całym pokoju, zastanawiając się, które nadają się do spakowania, a które lepiej zostawić i może wrzucić do pralki. Zerknął na łóżko, gdzie siedział milczący Harry, który obserwował każdy jego ruch. Wiedział, co myśli loczek. W ciągu tego tygodnia przeprowadzili rozmowę na ten sam temat już kilka razy. Obawy chłopaka były całkowicie bezpodstawne, tłumaczył to, ale najwyraźniej bezskutecznie. Odrzucił na bok kolejną koszulkę, nie było potrzebny zabierać ze sobą trzech czarnych bluzek, była zima, powinien spakować swetry. Spojrzał na walizkę i zauważył, że nie zostało w niej zbyt wiele miejsca, akurat tyle, by zmieściły się prezenty dla całej rodziny.

– Chyba udało mi się spakować – podsumował z uśmiechem, podnosząc się podłogi, na której klęczał od dobrej godziny. – To była trudna przeprawa.

– Nie rozumiem, po co tam jedziesz, przecież teraz my jesteśmy twoją rodziną – mruknął obrażonym głosem Harry, patrząc na niego z zachmurzoną miną.

– Skarbie, rozmawialiśmy już o tym – westchnął, siadając obok chłopaka, który odsunął się natychmiast. – Oczywiście, że jesteście moją rodziną. Przecież mieszkam z wami i spędzam każdy swój dzień, więc naprawdę chciałbym chociaż na czas przerwy świątecznej pojechać do mojej mamy, zobaczyć siostry, za którymi się stęskniłem. Czy mógłbyś spróbować to zrozumieć? – wyciągnął w jego stronę dłoń i widząc brak reakcji, poruszył zabawnie palcami. Wiedział, jak myśli przepływały przez głowę loczka, a każda była wymalowana na jego twarzy. Po chwili, która dłużyła się niemiłosiernie, Harry położył swoją dłoń na tej Louisa i pozwolił przyciągnąć się bliżej. – Nie chcę, żebyś się na mnie gniewał.

– Czy będziesz za mną tęsknił, kiedy pojedziesz do swojej drugiej rodziny? – oczy bruneta były skupione na ich złączonych dłoniach, które spoczywały spokojnie na łóżku pomiędzy nimi.

– Harry, tęsknie za tobą każdego dnia, kiedy jestem w pracy, a ciebie nie ma obok. Nie mogę się doczekać momentu, gdy zadzwoni dzwonek i będę mógł do ciebie wrócić. Jestem przekonany, że tylko wsiądę do samochodu, odjadę kilka metrów i już zatęsknię za twoją obecnością. A ty będziesz za mną tęsknił chociaż trochę? – miał nadzieję, że chłopak mu uwierzył i zaakceptował ten wyjazd. Gdyby mógł, rozdzieliłby się na pół, ale niestety zmieniacz czasu istniał tylko w książkach o Harrym Potterze, a oni musieli jakoś sobie poradzić w obecnej sytuacji.

– Więc wrócisz tak? Wyjedziesz, ale wrócisz?

– Oczywiście, że wrócę. Jak poradziłbym sobie bez ciebie? Nie potrafię sobie wyobrazić moich dni bez ciebie Hazz. Zawsze do ciebie wrócę, gdziekolwiek bym był, moje miejsce jest przy tobie jasne?

– Nie lubię, kiedy nie jesteś blisko mnie – powiedział loczek, ostrożnie dobierając słowa. – Bez ciebie każdy dzień jest nudny i monotonny, ale jestem pewien, że mama ucieszy się z twojej nieobecności.

To zabrzmiało jak świetny żart, ale Harry raczej nie był dowcipnisiem. Musiał się upewnić, dlatego przyjrzał się chłopakowi i z zaskoczeniem zauważył jego mały uśmieszek, uniesione kąciki ust i figlarny błysk w oku.

– Czy ty właśnie żartujesz sobie z własnej mamy?

– Może trochę – młodszy wzruszył lekko ramionami. – Musisz przyznać, że jej niechęć do ciebie jest odrobinę zabawna, zważywszy na to, jaką sympatią obdarzyła cię na samym początku.

– Może trochę – powtórzył za Stylesem, mrugając do niego porozumiewawczo okiem.

– Też będę za tobą tęsknił, a ty powinieneś mieć wyrzuty sumienia, że zostawiasz mnie z Niallem i Gemmą. Sam mówiłeś, że są nieznośni, a teraz mnie porzucasz i zmuszasz do spędzenia z nimi świąt i sylwestra.

– Nie mam sumienia – poruszył zabawnie brwiami, kładąc się wygodnie na łóżku z loczkiem u boku.

– Myślę, że dużo osób stwierdziłoby, że to ja nie mam sumienia. Wiesz, tak jak mówią, że osoby z Aspergerem nic nie czują, nie mogę kochać – wyszeptał Harry, wtulając policzek w jego pierś, wsłuchując się w dźwięk bicia serca szatyna.

Lou zamarł, słyszą te słowa. Nie miał pojęcia, gdzie usłyszał coś tak głupiego, ale wiedział, że ludzie nie mający pojęcia o Zespole Aspergera, wymyślają bzdury na ten temat.

– Ludzie to idioci Hazz. Uwierz mi, gdybym słuchał chociaż połowy tego, co wygadują, zapewne oszalałbym już dawno temu. – Pogłaskał chłopaka po włosach, chcąc poprawić mu jakoś humor. Nie chciał, by młodszy smucił się, myśląc o ograniczonych imbecylach, uważających się za najmądrzejszych obywateli świata. – Wiesz, ludzie zawsze będą gadać, nie unikniemy tego, ale chyba ty najlepiej wiesz, że nie warto przejmować się kretynami no nie?

– Masz rację – mruknął zielonooki, zgadzając się ze słowami szatyna. –Tobą też się nie przejmowałem, kiedy się wprowadziłeś – dodał, a Lou poczuł, jak drży z tłumionego śmiechu.

– Bardzo zabawne panie Styles, bardzo zabawne. Może jeszcze zastanowię się nad przedłużeniem urlopu w domu – zagroził, ściskając lekko dłoń Harry'ego, która zaciskała się na jego ciemnej koszulce.

– Nie zrobiłbyś tego, za bardzo tęskniłbyś za moim kubkiem, który ciągle kradniesz i moim wyrafinowanym gustem filmowym – wytknął mu szybko z zadowoleniem.

– Niee, bez tego jakoś bym sobie poradził. Tęskniłbym za twoim głosem, gdy marudzisz, że mam zostawić cię w spokoju, za dotykiem twoich dłoni, gdy spacerujemy razem po okolicy, za brzmieniem twojego śmiechu, kiedy wygaduje jakieś głupoty, a ty szydzisz ze mnie okrutnie. Tęskniłbym za twoimi pięknymi włosami, które pachną jak jesień i deszczowe poranki, ale największą tęsknotę odczuwałbym na myśl o naszych rozmowach, o wieczorach, które potrafimy przegadać, o argumentach, które podajesz, przewyższając wszystkie głupotki wygadywane przeze mnie. Także zdecydowanie nie mogę przedłużyć urlopu Hazz, umarłbym z tęsknoty z tobą – przesunął palcami po jego zarumienionym policzku, po raz kolejny uświadamiając sobie, jak pięknego chłopaka ma u swojego boku. Nie wiedział, czym zasłużył sobie na kogoś tak mądrego i uroczego, ale nie miał zamiaru nad tym dumać.

– Mama powiedziałaby, że starasz się mnie teraz oczarować albo okropnie się podlizujesz – odezwał się szczęśliwym głosem loczek.

– Myślę, że mogę zgodzić się w tej jednej sprawie z twoją mamą – wyznał Lou, składając na czole młodszego delikatny pocałunek. – Udało mi się?

– Może trochę.

***

Pierwszy świąteczny dzień zbliżał się powoli ku końcowi. Tak jak zapowiadały wszystkie prognozy pogody od kilku tygodni, śnieg nie zaszczycił mieszkańców Wielkiej Brytanii swoją obecnością. Harry mógł tylko wyobrażać sobie, jak niezadowolony jest Louis, który cały grudzień narzekał na brak białego puchu za oknem.

Nie wiedział, co miałby teraz ze sobą zrobić. Zjadł kolację z całą rodziną i Niallem zachowującym się w sposób, który świadczył o tym, że jest już członkiem ich małej rodzinki. Co przecież było nieprawdą. Wszyscy byli ospali, przejedzeni i wylegiwali się na kanapie w salonie. W tle rozbrzmiewała jakaś świąteczna piosenka, a kobieta, której Harry nie znał, ponieważ nie interesował się muzyką, śpiewała z zaangażowaniem, że wszystko czego chcę na święta to ty. Zastanawiał się, kim jest ten tajemniczy ty, on osobiście chciałby, żeby Lou już wrócił, ale domyślał się, że Mariach Carey, bo tak przedstawił ją spiker radiowy po zakończonym utworze, miała na myśli kogoś zupełnie innego.

Jedyne co zostało mu po Louisie to Dama, którą szatyn postanowił podrzucić mu pod opiekę, tłumacząc, że nie chce, by męczyła się niepotrzebnie w samochodzie, gdy on przecież i tak wróci za kilka dni. Dla Harry'ego prawie dwa tygodnie to nie było kilka dni, ale nie miał zamiaru się sprzeczać. Został sam ze zwierzętami i teraz musiał wychodzić na spacery z Harrym i Damą. Całe szczęście nie bał się już tego wielkiego psiaka, który wcześniej naprawdę go przerażał.

Było już ciemno, więc planował tylko wypuścić zwierzęta do ogrodu, by pobiegały sobie na świeżym powietrzu pół godziny. Chciał wstać i poszukać milusińskich, gdy uprzedził go Niall, podnosząc się gwałtownie ze swojego miejsca. Popatrzył na niego zmieszany, nie wiedząc, dlaczego zachowuje się tak dziwnie. Stał na baczność i zrobił się cały blady, a jeżeli zauważył to Harry, to naprawdę musiało dziać się z nim coś złego. Rozejrzał się po twarzach pozostałych domowników i zauważył, że oni również są zdziwieni, więc to nie było przywidzenie z jego strony. Kolejnym co zszokowało go niemal równie mocno, był moment, kiedy Niall opadł przed jego siostrą na jedno kolano. To wyglądało jak jedna ze scen z filmów, które lubi oglądać Louis. Wydawało mu się, że wie, co tu się wyczynia. Oczywiście to wyglądało na oświadczyny, tak przynajmniej przedstawiano to w filmach, a Niall chyba odgrywał tutaj jakąś ważną scenę, ponieważ wyglądał, jakby zbierało mu się na wymioty z nerwów.

– Niall, co ty robisz? – głos Gemmy przerwał panującą ciszę i Harry spojrzał szybko na siostrę, która wpatrywała się w swojego chłopaka z zaskoczeniem mieszającym się z podekscytowaniem.

– Wiem, że powiesz, że to za szybko i że pewnie powinienem to bardziej przemyśleć, ale spędziłem całe moje życie obok ciebie, myśląc o tobie każdego dnia i jedyne o czym marzę i czego pragnę, to by móc nazywać się twoim już na zawsze. Nie zadam pytania, czy wyjdziesz za mnie, po prostu zapytam, czy zgodzisz się przyjąć moje serce, które oddałem w twoje ręce wiele lat temu. Czy przyjmiesz mnie z całym moim bagażem, z miłością, którą chciałbym ci ofiarować? Czy zgodzisz się nazywać mnie swoim mężem? Jestem tu i będę zaszczycony, mogąc zostać u twego boku już na zawsze Gemmo.

Obserwował łzy ściekające po policzkach Nialla. Nigdy nie był świadkiem czegoś takiego. To było osobiste i prywatne, czuł się, jakby przeszkadzał, ale przynajmniej wykorzystał do czegoś telefon, który nosił ze sobą przez cały dzień, czekając na wiadomość od Louisa. Jego siostra jeszcze nie odpowiedziała, ale był pewien, że wszyscy w tym pokoju doskonale wiedzą, jak skończy się ta historia. Lou wiedział to do samego początku, od dnia, kiedy wszedł do herbaciarni i zobaczył Nialla i Gemmę w swoich objęciach. Przynajmniej tak opowiadał Harry'emu tego wieczora, gdy zawędrowali na obrzeża miasta i obserwowali rozgwieżdżone niebo. Pamiętał, jak Louis powiedział wtedy, że w Londynie nigdy nie widział tylu gwiazd, a Gemma nigdy nie błyszczała tak jasno, jak w obecności Nialla. Już wtedy wiedział, że szatyn miał rację, Lou rzadko kiedy się mylił. Popatrzył na swoją siostrę, która uśmiechała się i uklękła naprzeciwko Nialla. Ona chyba też płakała, tak samo jak Anne, która nie ukrywała łez spływających po twarzy.

– Wiesz, że na ciebie nie zasługuję? – wyszeptała Gemma, chwytając drżącą dłoń mężczyzny.

– Jesteś moją bratnią duszą.

– A ty moją. Więc Niall – wyciągnęła dłoń w jego stronę – czy uczynisz mi ten zaszczyt i pozwolisz mi nazywać się twoją żoną?

Harry obserwował, jak pierścionek zostaje wsunięty na palec siostry, a zakochana para obdarza się długim i łzawym pocałunkiem. Skończył nagrywać, gdy mama i tata przyłączyli się do radosnych uścisków. Wiedział, że teraz uda mu się wymknąć. Wypuścił zwierzęta i wyszedł z domu, narzucając na ramiona kurtkę. Nigdy nie dzwonił do Louisa, ale teraz musiał to zrobić. Był taki podekscytowany tym, co się stało i nie mogło być tak, że Lou dowie się jako ostatni o zaręczynach Gemms. Drżącymi dłońmi wybrał odpowiedni numer, bojąc się tego, co miało nastąpić. Słyszał dźwięk oczekiwania na połączenie i nagle usłyszał tak dobrze znany głos.

– Harry? Co się stało?

– Nie uwierzysz, co się stało Lou – powiedział szybko, prawie podskakując z ekscytacji. – Niall oświadczył się Gemmie.

– Co? Nie żartujesz sobie ze mnie?

– Jestem poważny Lou, zrobił to dosłownie chwilę temu.

– Nie wierzę. Musiał to zrobić, kiedy nie było mnie w domu? A to drań, ominęło mnie coś takiego – żachnął szatyn i Harry mógł sobie wyobrazić jego niezadowoloną minę. Zachichotał, nie mogąc powstrzymać radości, która nim zawładnęła, gdy tylko usłyszał Lou. – Czy ty sobie chichoczesz Harry Stylesie?

– Niee – odparł przeciągle. – Wydaje ci się.

– Nadal nie mogę w to uwierzyć, ominęły mnie zaręczyny najlepszej przyjaciółki. To takie niesprawiedliwe. Gdybym wiedział, zostałbym w domu.

– Nagrałem dla ciebie całą scenę – wyznał dobrodusznie loczek, chcąc poprawić mu humor – Cieszysz się?

– Jesteś najlepszym, co mnie spotkało – powiedział Tomlinson. – Prześlij mi później to wideo skarbie, pooglądam i pokaże rodzinie. Mama na pewno się ucieszy.

– Dobrze, ty też jesteś najlepszym, co mnie spotkało – wyznał, przygryzając wargę. Nie wiedział, czy może coś takiego powiedzieć, ale naprawdę czuł się w taki sposób. To było szczere i prawdziwe.

– Cieszę się, że do mnie zadzwoniłeś. Twój głos przez telefon brzmi jeszcze milej i przytulniej. Czuję, jakbyś prawie był tuż obok mnie.

– A ty nadal paplasz za dużo, ale przyzwyczaiłem się do tego i nawet to polubiłem. Bałem się, kiedy wybierałem twój numer, ale wiedziałem, że muszę ci przekazać taką nowinę – usiadł na jednym ze schodków prowadzących na trawnik i opatulił się mocniej kurtką. Może i nie było mrozu, ale nieprzyjemny chłód wdzierał się pod okrycie.

– Nie zapytałem o najważniejsze Hazz! – wykrzyknął szatyn. – Co powiedziała Gemma? Powiedziała tak?

– Nie – zmarszczył brwi, starając sobie przypomnieć, co dokładnie powiedziała Gemms.

– Jak to nie? Nie zgodziła się? – Lou nagle stał się poważny.

– Nie, po prostu nie powiedziała tak, ponieważ Niall nie oczekiwał takiej odpowiedzi – wyjaśnił, przewracając oczami. Szatyn zawsze zadawał tyle dziwnych pytań.

– To o co on ją zapytał?

– Nie będę ci opowiadał. Zobaczysz, jak wyślę nagranie, ale będziesz zadowolony Lou. To wyglądało jak w tych filmach, które kochasz oglądać bez końca.

– Protestuje, nie kocham żadnych filmów, a już na pewno nie romansideł z oświadczynami – prychnął szatyn, udając oburzonego samym pomysłem, że mógłby lubić coś takiego.

– Kochasz, kochasz, nie musisz kłamać.

– Nie wmawiaj mi.

– Tak, tak, oczywiście Louis.

– Wiesz, co kocham? – zapytał nagle mężczyzna, a jego głos zabrzmiał tak, jak zawsze, gdy zaczynali rozmawiać o czymś istotnym. – A raczej kogo?

– Nie

– Kocham ciebie Hazz – wymruczał Tomlinson, a leniwy uśmiech i ciepło były tak mocno słyszalne w jego głosie.

Harry uśmiechnął się nieśmiało i spuścił wzrok na swoje stopy w ciepłych, puchatych kapciach, które dostał od niego na święta. To zawsze go zaskakiwało, że jest ktoś, kto go kocha, tak naprawdę, szczerze bez udawania. Ktoś, kto troszczy się o niego i sprawia, że cały Asperger jest na drugim miejscu, że nagle Harry jest ważny, jego osobowość, uczucia, to kim jest.

– A ja kocham ciebie – wyszeptał z pewnością większą, niż kiedykolwiek wcześniej.

– Muszę kończyć skarbie, dziewczyny planują obejrzeć jakąś okropną, świąteczną komedię romantyczną, może nawet pojawią się tam oświadczyny, a ja obiecałem, że będę im towarzyszył.

– Dobrze, ja też będę już wracał do domu. Zobaczę, czy wszyscy jeszcze tam płaczą.

– Czy jeśli zadzwonię do ciebie jutro, to będzie w porządku? – upewnił się szatyn.

–Tak, chcę z tobą rozmawiać przez telefon – odparł Harry. Wiedział, że dzięki Lou zrobił kolejny krok w przód, to wydawało się niemożliwe, a nagle przeprowadził całą rozmowę telefoniczną. Będzie miał o czym opowiadać Mary po przerwie świątecznej.

– W takim razie porozmawiamy jutro. Dobranoc, kocham cię .

– Dobrej nocy, ja ciebie też – pożegnał się z Louisem i rozłączył, wsuwając telefon do kieszeni. Potarł skostniałe dłonie i wszedł po schodach do domu. – Dama, Harry wracamy, zjecie coś smacznego i pójdziemy w końcu spokojnie poczytać. Ten dzień był naprawdę szalony.

Zamknął drzwi prowadzące na taras. Słyszał radosne głosy z salonu, zerknął tam i zobaczył szczęśliwą rodzinę. Gemma siedziała na kolanach Nialla, rozmawiała o czyms z mamą, która wpatrywała się w zakochanych jak w obrazek. Robin nalewał szampana do kieliszków, które były już puste. Byli pełni entuzjazmu i promieniowali miłością. Uśmiechnął się i bezszelestnie, nie zdradzając swojej obecności, wszedł po schodach na piętro, kierując się do swojego pokoju. W pewnej chwili zamarł, zatrzymując się przed sypialnią Louisa. To byłoby w porządku prawda? Gdyby wszedł do środka i został tam na noc, Lou na pewno nie byłby zły o coś takiego. Nie zastanawiając się zbyt długo, zabrał ze swojego pokoju książkę i pidżamę, po czym wrócił do sypialni szatyna ze zwierzakami idącymi za nim krok w krok. Przebrał się i wsunął pod ciepłą kołdrę, wtulając twarz w poduszkę pachnącą Louisem. Westchnął z zadowoleniem i przymknął powieki, które samoczynnie zaczęły opadać. Zasługiwał na trochę odpoczynku. Ten dzień przyniósł tyle wrażeń, chyba nie miał już siły na czytanie. Poczuł jeszcze, jak Dama wskakuje na łóżko i układa się przy jego nogach, a Harry przytula się do niego, czule łaskocząc go wąsami po twarzy. Nie było idealnie, ale był kochany i czuł się potrzebny, niczego więcej nie potrzebował.

***

Stał już przy samochodzie, pakując ostatnią torbę z jedzeniem, którą przygotowała mama. Naprawdę tłumaczył jej, że nikt go nie głodzi i potrafi coś ugotować, a Anne, mimo że nie popiera tego, co dzieję się pomiędzy nim, a Harrym, nie odmawia mu obiadu. Najwidoczniej żadne argumenty nie trafiały do jego rodzicielki, która obdarowała go torbami pełnymi świątecznego jedzenia. Zatrzasnął drzwi i zobaczył, że mama idzie w jego stronę, owijając się mocnej ciemnozielonym płaszczem. Zastanawiał się, czy nie zapomniał czegoś jeszcze, ponieważ pożegnali się pięć minut temu stojąc w przedpokoju.

– Coś jeszcze? Wydawało mi się, że dałaś mi już całą zawartość waszej lodówki – zażartował, zyskując tym pogardliwe wywrócenie oczami.

– Chciałam jeszcze o czymś porozmawiać – Jay podeszła bliżej samochodu, opierając się o niego tuż obok Louisa.

– Co się dzieję? Brzmisz dziwnie – miał nadzieję, że nagle jego mama nie ma zamiaru zachowywać się tak jak Anne. Nie zniósłby ponownego tłumaczenia jej, że nic tym nie wskóra.

– Pomyślałam... – kobieta urwała, zastanawiając się nad czymś – źle zaczęłam. Chciałam powiedzieć, że rozmawiałam z twoimi siostrami i chciałybyśmy, żebyś przywiózł do nas Harry'ego. Musicie odwiedzić nas razem, może na wiosnę? Ogród będzie wyglądał wtedy tak ładnie, a nad rzeką będzie można już pospacerować tymi wąskimi dróżkami. Spodobałoby się mu u nas, a dziewczyny bardzo chcą go poznać. Ja zresztą też chciałabym spędzić z nim trochę czasu. Nie zaczęliśmy najlepiej, ale nie możesz odmówić mi dobrych chęci.

– Wow mamo – pokręcił głową, nie wierząc w to co usłyszał – zaskoczyłaś mnie. Myślałem, że masz zamiar przeprowadzić kolejną krucjatę przeciwko Harry'emu.

– Nie rób ze mnie potwora, każdy może zbłądzić – uderzyła go w ramię. – To jak będzie?

– Porozmawiam z nim i namówię na przyjazd. Pewnie nie będzie łatwo, ale jestem przekonany, że się zgodzi. Dziewczyny nie wypytywały mnie o niego, trochę mnie zdziwiło.

– Cóż wypytywały mnie i myślę, że są dokładnie takie same jak ty, więc Fizzy pobiegła do biblioteki i wróciła ze stosem książek większym niż mogła udźwignąć, a Lottie przeczytała chyba wszystkie artykuły po angielsku, jakie znalazła w internecie. Obie zachowują się już jak specjalistki i chyba trochę im odbija, ale obiecuję, że będą się zachowywały, kiedy go przywieziesz. One są bardzo podekscytowane twoim chłopakiem. Wiesz, raczej nie byłeś kochliwym typem skarbie.

– Wariatki, utemperuj je trochę, nie chcę, żeby przyniosły mi wstyd. I masz rację, ale cieszę się, że nie wdawałem się w romanse i miłostki. To nie dla mnie.

– Wiem, wiem, wychowałam dojrzałego, odpowiedzialnego mężczyznę prawda? – poklepała go po policzku, nim odsunęła się od samochodu. – Dobrze, jedź ostrożnie. Pozdrów Harry'ego i przywieź go następnym razem, w innym wypadku obawiam się, że dziewczyny mogą nie wpuścić cię do domu.

– Hej, to też mój dom – zaprotestował ze śmiechem, wsiadając do auta.

– Wiesz, mówię to z żalem. Podsłuchałam twoją rozmowę telefoniczną i użyłeś słowa dom w kontekście zupełnie innego miejsca, ale nie przeszkadza mi to. To Harry stał się twoim domem.

– Mamo – nie wiedział, co ma powiedzieć. To nie tak, że przestał uważać to miejsca za dom, ale coś się zmieniło.

– Jedź zanim oboje się rozpłaczemy, dobrze wiesz, jacy jesteśmy ckliwi i dramatyczni – odgoniła go dłonią i cofnęła się na podjazd przed domem. – Zadzwoń, gdy będziesz już na miejscu. Kocham cię.

– A ja ciebie mamo. Uważajcie na siebie.

Odjechał, nie spoglądając w lusterko. Ludzie byli domem, zawsze tęsknił za swoją rodziną, gdy odjeżdżał z tego miejsca, ale cieszył się na powrót do Harry'ego. Chyba jego mama miała rację, a on nawet nie zorientował się, w którym momencie Harry stał się jego domem.

***

Wszedł do domu, oszczędzając sobie pukania do drzwi, w końcu mieszkał tutaj już wystarczająco długo. Nie był gościem, tylko domownikiem. Na razie darował sobie i zostawił torby w samochodzie. Chciał tylko przywitać się z jedną osobą i zaskoczyć ją swoją obecnością. Zsunął ze stóp buty i skierował się w stronę salonu, skąd dobiegały ciche dźwięki telewizora. Poza tym w domu panowała cisza, więc miał nadzieję, że to właśnie Harry'ego zastanie w pokoju, do którego zmierzał. Wsunął głowę do środka i z zadowoleniem zauważył loczka, piszącego coś w notesie i mamroczącego do siebie pod nosem. Odchrząknął cicho i wszedł do środka, stukając lekko w drzwi. Brunet drgnął niespokojnie i obrócił się w jego stronę. Lou obserwował, jak oczy chłopaka otwierają się coraz szerzej, a na twarzy maluję się zdziwienie zmieszane z czymś jeszcze.

– Co ty tu robisz? Miałeś wrócić dopiero po sylwestrze, a jest dopiero dwudziesty siódmy. – W głosie loczka nie było radości, której się spodziewał, wyglądał raczej na złego.

– Niespodzianka – rozłożył ramiona, oczekując bardziej entuzjastycznej reakcji.

– Nie lubię niespodzianek, one zaburzają cały plan. Miałeś przyjechać za tydzień, zaplanowałem sobie cały ten czas. I co teraz? Dlaczego to zrobiłeś? – chłopak objął się ramionami, kurcząc się w sobie. Nie wyglądał na szczęśliwego. To nie miało tak wyglądać. Jak zawsze w wypadku Harry'ego, oczekiwana reakcja różniła się od tego, co widział.

– Chciałem cię zobaczyć, stęskniłem się za tobą. Pomyślałem, że spędzimy razem sylwestra i chciałem pogratulować osobiście Gemmie – zrobił krok w stronę bruneta. Musiał go jakoś uspokoić, jego dobre intencje zostały źle odebrane. – Nie cieszysz się, że mnie widzisz?

– Cieszę, ale jestem zaskoczony. Zawsze wpadasz na takie głupie pomysły, kiedy myślisz samodzielnie – zauważył już spokojniejszy, jak zawsze obrażając odrobinę Louisa.

– Cóż, dlatego właśnie przyjechałem, żeby nie myśleć bez ciebie – poruszył brwiami i po raz kolejny rozłożył ramiona. – Czy dostanę powitalny uścisk?

– Nie, jestem teraz zajęty – chłopak wysunął dumnie podbródek i chyba starał się udawać obojętnego na cały świat, a w szczególności na Louisa.

– W takim razie pójdę do samochodu i pojadę do Nialla i Gemmy, a miałem ci tyle do opowiedzenia. Cóż, szkoda – wzruszył ramionami i powoli zaczął się wycofywać.

– Dobra, dostaniesz uścisk, ale będziesz siedział cicho i pozwolisz mi napisać ten artykuł do końca, a później porozmawiamy – zadecydował chłopak, podchodząc do Louisa i przytulając się do niego niechętnie z grymasem niezadowolenia na twarzy.

– Jak miło marudo – prychnął Tomlinson, śmiejąc się cicho. – Naprawdę za tobą tęskniłem.

– Już mówiłeś – wytknął Harry, ale przylgnął do niego, relaksując się powoli, a złość znikała z jego twarzy zastępowana spokojem.

– Będę powtarzał jeszcze kilka razy, tęskniłem, tęskniłem, tęskniłem – musnął ustami jego czoło, ignorując cichy śmiech loczka. – A ty tęskniłeś?

– Muszę to powtarzać za każdym razem, kiedy cię widzę? – zapytał, rozbawiony Styles, odsuwając się od niego. – Wiesz, że to głupie?

– Nie, ale to miłe. Wiesz, wiedzieć, że ktoś myślał o mnie.

– Tęskniłem za tobą Louisie Tomlinsonie, zapamiętaj to sobie, ponieważ nie usłyszysz już ani razu – Harry poklepał go po policzku z cichym śmiechem, po czym wrócił do przerwanej pracy. – Później porozmawiamy Lou.

– Tak, tak później – usadowił się obok niego, zerkając mu cały czas przez ramię. – Miłej pracy.

– Miałeś być cicho.

– Przecież jestem – zaśmiał się i zamilkł, nie chcąc się narażać. Groźby Harry'ego były naprawdę przerażające, więc wolał nie ryzykować. W końcu nie wyprosił jeszcze powitalnego buziaka.

***

Tego roku nie było żadnego grupowego spotkania. Wydawało się, że każdy postanowił świętować swoje wielkie szczęście z ukochaną osobą w tym ostatnim dniu starego roku. Niall i Gemma byli w herbaciarni, gdzie tak jak co roku odbywała się mała impreza sylwestrowa dla mieszkańców. Rodzice Harry'ego i Gemms wyjechali do znajomych, ku wielkiej uciesze Louisa, który drżał na samą myśl spędzenia sylwestra z Anne patrzącą mu na ręce. Liam i Zayn razem z Mią wyjechali do rodziców bruneta, by pochwalić się nowiną dotyczącą powiększenia rodziny. Każdy miał co świętować i wydawało się, że sylwester to idealny dzień.

Harry i Louis zostali w domu. Byli już po seansie „Śniadania u Tiffaniego" i rozłożeni na kanapie oglądali „Sylwester w Nowym Yorku". To było to, czego potrzebowali, spokoju i swojej obecności bez ciągłego kontrolującego wzroku Anne i głośnej Gemmy paplającej o zaręczynach. Nareszcie byli sami i jedyne szaleństwo jakie mieli zamiar popełnić, to otworzenie jednego z drogich szampanów, które Robin miał w swojej kolekcji.

– Nie mogę uwierzyć, że nigdy nie piłeś szampana – powiedział szatyn, starając się otworzyć butelkę tak, by nie rozbić czegoś i wylać zawartości.

– Nie czułem potrzeby, zresztą nadal nie rozumiem, dlaczego trzeba wypić szampana w sylwestra – Harry, zerknął na niego przez ramię, ale stracił zainteresowanie i wrócił do wpatrywania się ekran.

– Masz w sumie rację, ja też nie wiem, dlaczego tak jest, ale słuchaj, jeśli mamy akurat okazję wypić szampana, to dlaczego nie? Możemy nawet ustalić, że pijemy z okazji hmm ... – zamilkł na chwilę, zastanawiając się, jaki powód byłby odpowiedni – chociażby tego, że twoi rodzice wyjechali i jesteśmy sami. Czy to dobry powód?

– Nadal beznadziejny, jeśli mam być szczery, ale lepszy niż sylwester – stwierdził brunet, posyłając mu lekki uśmiech. – Jestem ciekawy, czym ludzie się tak zachwycają. Gemma zawsze mówiła, że szampan jest pyszny.

– Nie wiem, ja za nim nie przepadam, ale jeśli ten kosztował tyle, ile sprawdziliśmy, to powinien być pyszny – nalał alkohol do dwóch kieliszków, które wcześniej przyszykowali i podał jeden loczkowi.– To co, za wieczór, kiedy twoi rodzice wyjechali?

– Tak, za wieczór, kiedy moi rodzice wyjechali – stuknęli się kieliszkami i upili po małym łyku. – To jest niedobre – Harry skrzywił się, biorąc kolejny łyk.

– Wiem. Kto płaci tyle pieniędzy za coś tak beznadziejnego? – Lou spojrzał po raz kolejny na butelkę, która chyba sobie z nich drwiła. Oczekiwali czegoś spektakularnego, a dostali jakieś pomyje. – A miało być tak pięknie – westchnął, wypijając całość, odstawiając puste szkło na stolik.

– Czyli niczego nie traciłem przez tyle lat – zauważył zadowolony chłopak. – A o tym szampanie krążyły legendy. Wiesz, sylwestrowa lampka szampana i inne bzdury. To absurdalne, czy z wszystkimi używkami tak jest? Ludzie wmawiają sobie, że są smaczne i świetnie działają, a później po prostu się od nich uzależniają?

– Nie wiem, nie jestem od niczego uzależniony, chyba że od ciebie, wtedy na pewno się z tym nie zgodzę.

– Jesteś głupi Lou – brunet zarumienił się, a mały uśmiech wkradł się na jego wargi.

– Zaraz północ, idziemy na balkon? – nie czekając na odpowiedź, chwycił go za dłoń i pociągnął w stronę pokoju z balkonem. Chciał mieć dobry widok na fajerwerki.

– Jak zazwyczaj spędzałeś sylwestra? – Harry oparł się o balustradę i spojrzał na niego z zainteresowaniem w zielonych tęczówkach. Noc nie była mroźna i śnieżna, ale nie padał deszcz, za co chyba wszyscy byli wdzięczni. Rozgwieżdżone niebo świeciło nad nimi nie przysłonięte ciemnymi chmurami. Byłoby idealnie, gdyby nie wiatr smagający ich policzki.

– Jeżeli zostawałem w domu, to siedzieliśmy razem przed telewizorem z dobrym jedzeniem na stole, objadaliśmy się, graliśmy w jakieś gry planszowe albo kalambury, przy tym zawsze było dużo śmiechu. Później oglądaliśmy jakiś stary film. Mama uwielbia „Pretty woman", więc zazwyczaj pozwalaliśmy jej na taki wybór. Przed północą wychodziliśmy do ogrodu albo przed dom, żeby oglądać fajerwerki i składać życzenia najbliższym sąsiadom. Jeśli zostawałem w Londynie, to razem z twoją siostrą szliśmy na jakąś domówkę do znajomych. Gemma piła zbyt dużo, a ja pilnowałem, żeby nie zrobiła czegoś głupiego i wróciła do mieszkania. Zdecydowanie wolałem sylwestry z rodziną. – Louis uśmiechał się przez cały czas, mówiąc o swoich bliskich. Nie chciał być postrzegany jako maminsynek albo mięczak, ale naprawdę kochał swoich bliskich i spędzanie czasu właśnie z nimi było najlepszym, co mogło mu się przytrafić. Wiedział, że przed Harrym nie musiał udawać.

– To brzmi miło, ta pierwsza część o twoich siostrach i mamie – brunet potarł śpiąco oczy i uśmiechnął się sennie.

– Musimy kiedyś spędzić sylwestra razem w Donny. Byłoby cudownie.

– Naprawdę? Nie przeszkadzałbym?

– Niby w czym skarbie? – chwycił go za dłoń, pocierając chłodną skórę.

– W waszych zwyczajach sylwestrowych – mruknął chłopak, uparcie wbijając wzrok w widok przed nimi. Puste łąki i pola wyglądały magicznie, targane wiatrem i zimnym powietrzem pod osłoną nocy.

– Wpasowałbyś się idealnie Harry, pasujesz do mnie idealnie, więc niczym się nie martw – musnął ustami jego drżącą dłoń. – A jak wyglądały twoje sylwestrowe noce imprezowiczu?

– Bardzo śmieszne – prychnął młodszy, podchodząc bliżej Louisa. Ich ramiona stykały się, a dłonie splecione razem spoczywały na barierce, oddzielającej ich od upadku w dół. – Jeżeli Gemma zostawała z nami, to zazwyczaj przychodził Niall i wszyscy razem siedzieli w salonie. Śmiali się i bawili dość głośno, chyba byli szczęśliwi. Ja czasami siedziałem z nimi, ale przez większość czasu byłem u siebie w pokoju z Harrym i chciałem tylko, żeby ten dzień się skończył i wszystko wróciło do normy. Nie lubię fajerwerków, bo robią tylko dużo huku, a zwierzęta są wtedy przestraszone i nie wiedzą, co się dzieję. Harry bardzo się boi i ucieka wtedy pod moje łóżko ze strachu. Także rozumiem, że ludziom się podobają, ale jak dla mnie powinny zniknąć na zawsze. A jeżeli Gemma zostawała w Londynie, siedziałem z rodzicami. Czasami coś oglądaliśmy, albo jechaliśmy do jakiś znajomych rodziców, ale to było najgorsze, bo nie lubiłem tych ludzi i ich dzieci.

– Od teraz twój sylwester będzie świetny, mówię ci. Nawet jeśli piekielnie drogi szampan okaże się okropny, to będziemy się dobrze bawić. Masz moje słowo – uścisnął jego dłoń, czując smutek na myśl o Harrym czującym się w ten sposób. Wyobrażał sobie małego chłopca, zupełnie samego, niezrozumianego, czującego się nie na miejscu. Chciał, by już nigdy nie musiał czuć się właśnie tak.

– Jeśli jesteś tutaj to jest ok. To mi wystarczy.

– Harry Stylesie czasami potrafisz powiedzieć cos bardzo romantycznego, wiesz? – usłyszał głośny śmiech loczka, który rozniósł się echem po ogrodzie i okolicznych łąkach.

– Nie jestem romantyczny – zaprotestował słabo.

– Oj jesteś, tylko jeszcze tego nie wiesz – zerknął na zegarek, gdy usłyszał, że w filmie, który oglądali, zaczyna się końcowa piosenka zwiastująca północ. Tak jak oczekiwał, została zaledwie minuta do przyjścia nowego roku. – Zaraz północ, witamy nowy rok.

– Chciałem czegoś spróbować Lou –zaczął poważnie brunet, przysuwając się bliżej Tomlinsona, który objął go automatycznie, trzymając dłonie w dole jego pleców.

– Co tylko zechcesz, ale szampana masz już za sobą, więc to chyba jedyna sylwestrowa tradycja, która cię omijała.

– Jest jeszcze jedna – wyszeptał loczek.

Kiedy gdzieś w oddali rozległy się odgłosy wystrzału fajerwerków, Harry pocałował Louisa, dzieląc z kimś pierwszy w życiu noworoczny pocałunek. Nie miał żadnego porównania, ale całus smakował jak szampan, truskawkowe babeczki, które jedli i zimowy wiatr. Był idealny i tylko ich, a cisza panująca dookoła dopełniała tylko wyjątkowości tej chwili. Nad nimi było tylko niebo i gwiazdy, a dookoła pustka, cisza i wiatr.

– Noworoczny pocałunek, już rozumiem – powiedział Lou, nim po raz kolejny musnął jego usta.

– Teraz już wiem wszystko o tym całym sylwestrze – ocenił Styles, uśmiechając się z zadowoleniem. – Mogę przeżyć ten dzień, jeżeli będę mógł pocałować ciebie o północy.

– Świetnie, ale Hazz dlaczego nie powiedziałeś mi, że w waszym mieście nie ma fajerwerków? – Lou nachmurzył się i wydął wargę niczym dziecko. – Oszukałeś mnie.

– Myślałem, że chcesz pooglądać gwiazdy o północy – loczek wzruszył ramionami i widząc minę starszego, szybko wyplątał się z jego ramion, uciekając do domu z głośnym chichotem na ustach.

Lou spojrzał jeszcze raz na rozgwieżdżone niebo. Może faktycznie widok gwiazd był bardziej spektakularny, niż najpiękniejsze fajerwerki. Cisza sprawiała, że świat nagle stawał w miejscu i trwał jedną nogą w starym, a drugą w nowym roku.

***

Niesamowite, jak wyglądał świat, gdy miało się u boku drugiego człowieka.

Nagle okazało się, że mogę być zadowolony w sylwestra, chociaż szampan smakuje okropnie i mam zamiar powiedzieć to Gemmie, gdy tylko ją zobaczę.

Nie mam siły dziś pisać. Zbyt wiele emocji i myśli kłębi się w mojej głowie po tej przerwie świątecznej.

Nie wiem, czy kiedykolwiek byłem szczęśliwszy. Wydaje mi się, że nie, ale kocham obecny stan.

I kocham Louisa.

Ps. To dziwne powtarzać to tyle razy, zawsze wydawało mi się, że jeśli powiem raz, to przecież ta osoba już to wie, więc nie trzeba się powtarzać, ale wydaje mi się, że dla Lou mogę zrobić wyjątek.

Kocham Louisa.





*Cassandra Clare

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top