Rozdział trzydziesty
Miłego czytania:)
Randki są jak narodziny.Partnerzy patrzą sobie w oczy i powoli rozbierają swoje stare,lodowe mury obronne,zbudowane z dawnych lęków,obaw i ran.Jeśli ogrzeją się wystarczająco mocno,to pomiędzy myślami a pragnieniami powoli powstaje coś,czego nie było wcześniej. *
Gemma wiedziała, że bywa w domu coraz rzadziej, ale nie potrafiła czuć wyrzutów sumienia z tego powodu. Nie wtedy, gdy widziała szczęśliwą twarz Nialla, na którą patrzyła zaraz po przebudzeniu każdego poranka. Niemniej jednak tęskniła za swoją rodziną i teraz, kiedy przyszła do domu, okazało się, że nikt nie czekał na nią z utęsknieniem. Wśród czterech ścian panowała cisza. Domyśliła się, że mama gdzieś wyszła, Robin jest w pracy, a Harry zapewne uczy się w pokoju. Postanowiła, że może mu trochę poprzeszkadzać, w końcu dawno nie widziała swojego młodszego braciszka. Wbiegła po schodach i otworzyła drzwi, prowadzące do pokoju brata. Spodziewała się zastać Harry'ego przy książkach, ale nic nie przygotowało ją na obrazek, który zastała, kiedy zatrzymała się w progu. Tak jak tego oczekiwała, jej brat siedział przy biurku i pisał coś zawzięcie na swoim laptopie, ale nie spodziewała się, że zobaczy w tym miejscu swojego najlepszego przyjaciela. Na parapecie, oparty o poduszkę, w najlepsze mościł się Louis, a na jego kolanach zwinięty w mały, puchaty rogalik leżał leniwy kocur. Na dywanie, tuż przy stopach loczka, leżała Dama i jeżeli ta kombinacja nie była przedziwna, to Gemma naprawdę nie wiedziała, jak wiele pozmieniało się w jej rodzinnym domu w ciągu tych kilku dni.
– Co tu się dzieje? – zamknęła drzwi, obserwując czujnym wzrokiem wszystkich obecnych w pokoju.
– Cześć Gemms, dobrze cię widzieć – mruknął Louis, nie odrywając wzroku od notesu, w którym coś notował, starając się nie obudzić kota.
– Nawet na mnie nie spojrzałeś – zauważyła, podchodząc bliżej, chcąc sprawdzić, co porabia ta dziwaczna dwójka. – Wcale za mną nie tęsknicie wyrodni bracia – wytknęła im z nachmurzoną miną, nie zwracając uwagi na to, jak ich nazwała. Jednak Louis jak zawsze był najbardziej czujny.
– Bracia? Nie wiedziałem, że jesteśmy rodzeństwem – uniósł brew, nareszcie podnosząc na nią swój wzrok.
– Louis nie jest moim bratem, to byłoby ohydne i zakazane – zauważył Harry, odzywając się po raz pierwszy, odkąd weszła do pokoju.
– Najwidoczniej musiałam zastosować drastyczne środki, żebyście w końcu mnie zauważyli – prychnęła i usiadła na biurku, tak by mieć dobry widok. – A ty praktycznie jesteś już moim bratem – wskazała palcem na szatyna, który przewrócił oczami na jej słowa, ale zauważyła mały uśmiech, którego nie zdążył ukryć.
– Cokolwiek, bylebym nie był bratem Harry'ego.
– Co robicie tutaj wszyscy razem?
– Planuję kolejne lekcje na ten tydzień, Harry pisze recenzje jakiegoś artykułu na zajęcia, zwierzaki śpią, ponieważ ta ulewa wprawia je w śpiący nastój – wyjaśnił szatyn, głaszcząc kota za uchem, a głośne mruczenie w ciągu kilku sekund rozległo się w sypialni. – Dzień jak co dzień Gemms, a ciebie co sprowadza?
– Mieszkam tutaj? – obserwowała, jak Lou wstaje powoli, ostrożnie odkładając kota na poduszkę i uspokajająco dotykając jego uszka.
– Dawno cię nie widzieliśmy, już myśleliśmy z Harrym, że przeprowadziłaś się do Nialla. Zaczęliśmy planować, jak zagospodarować twój pokój. Ja osobiście chciałem zrobić sobie z niego siłownię, ale Hazz obstaje przy domowe biblioteczce, prawda skarbie? – starszy podszedł do bruneta i musnął lekko jego ramię, zmuszając go do przerwania pracy.
– Hmm – wymruczał oderwany od rzeczywistości loczek, obracając się na krześle i spoglądając pytająco na Louisa, który pochylił się i musnął ustami jego policzek.
– Mówiłem Gemmie, że chciałbyś zrobić biblioteczkę w jej pokoju – wyszeptał szatyn, muskając ustami skórę chłopaka, odsuwając się dopiero, gdy usłyszał ciche chrząknięcie przyjaciółki.
– Tak, zdecydowanie – przytaknął entuzjastycznie Harry, kiwając głową i wprawiając w ruch swoje loczki. – Nareszcie miałbym miejsce dla wszystkich swoich książek. Wcześniej myślałem, że Lou się wyprowadzi i wykorzystam pokój gościnny, ale teraz, kiedy nie ma takiej opcji, okazało się, że ty się wyprowadziłaś, więc twój pokój w zasadzie nie jest już twój i ... – loczek paplał jak nakręcony, nieświadomie muskając palcami dłonie Louisa, które leżały spokojnie na jego ramionach.
– Hej, ja się nie wyprowadziłam! Skąd wam to w ogóle przyszło do głowy? I zostawcie mój pokój w spokoju! – zeskoczyła z blatu biurka i stanęła w bojowej pozie, opierając dłonie na biodrach.
– Nie wyprowadziłaś się? – zawód w głosie Harry'ego był tak bardzo słyszalny, że Lou nie mógł się powstrzymać i wybuchnął głośnym śmiechem. – Co teraz zrobimy Lou?
– Nic Hazz, poczekamy i twoja siostra w końcu się wyprowadzi, masz to jak w banku, nie musisz się niczym martwić – jak na zawołanie młodszy rozchmurzył się i wrócił do pisania pracy, nie przejmując się już niczym. – Skoczę zrobić nam herbatę.
– Pomogę ci – zaoferowała szybko, wychodząc z pokoju za przyjacielem, który szedł lekko, niczego się nie spodziewając. – Lou, co to było?
– Co masz na myśli?
– Dlaczego mój brat ufa ci w taki sposób? Był zły, ty powiedziałeś jedno zdanie, a on uspokoił się i był przekonany, że masz rację – deptała mu po piętach, idąc krok w krok za nim. Nie wiedziała, co ma myśleć o tym wszystkim, chyba faktycznie dość dużo ją ominęło w ostatnim czasie. Ta zażyłość pomiędzy przyjacielem i jej bratem była zaskakująca, nie tego się spodziewała. Nie po Harrym, który odpychał od siebie wszystkich.
– Nie wiem, ale to chyba nie jest nic złego prawda? Jeżeli boisz się, że go skrzywdzę, to możesz podać sobie rękę z własną matką. Ona też posądza mnie o wszystko, co najgorsze – wyszeptał, widząc buty Anne stojące na korytarzu. Najwidoczniej kobieta już wróciła do domu. Wszedł do kuchni i wyciągnął dłoń po czajnik, gdy zatrzymała go Gemma.
– To nie tak, przecież wiesz, że nie jestem swoją mamą. Jestem szczęśliwa z waszego powodu, nawet nie wiesz, jak bardzo. Po prostu byłam w szoku, gdy zobaczyłam, jak zmieniło się zachowanie Harry'ego, ale to nie jest nic złego. Chociaż nie wiem, czy chcę patrzeć na wasze zachowanie. Wydaje mi się, że jesteście gorsi niż ja i Niall – szturchnęła go żartobliwie w bok, chcąc rozluźnić napiętą atmosferę. Zawsze będzie po ich stronie, nieważne co powie jej mama.
– Nikt nie jest gorszy od ciebie i Nialla, także wypchaj się – odepchnął ją lekko, śmiejąc się z jej miny. – Rozchmurz się wariatko i lepiej powiedz, co się stało, że wróciłaś do domu.
Rozsiadła się wygodnie na krześle, chcąc w końcu opowiedzieć komuś, jak wyglądał jej ostatni tydzień. Dawno nie rozmawiali, a przecież byli najlepszymi przyjaciółmi. Musieli nadrobić stracony czas, a z tego co widziała, oboje byli naprawdę zakochani, więc musieli podzielić się swoim szczęściem. Obserwowała, jak Louis kręci się o kuchni i mówiła o Niallu. O tym, jak za nim szaleje i jaka była ślepa, o wspólnych planach i marzeniach, o tym, jak nowa była w tym wszystkim i jak cieszyła się, że nareszcie jej życie obrało właściwy kierunek. A Louis słuchał jej, tak jak zawsze od wielu lat.
***
Nie wiedzieli, jak bardzo tęsknili za takim wspólnym czasem. Nie mogli skończyć rozmowy, a za oknem zdążyło zrobić się ciemno. Po jakimś czasie Harry wynurzył się ze swojego pokoju i usiadł obok Louisa, przysłuchując się rozmowie, którą prowadzili. Później dołączyła do nich Anne. Kobieta zaparzyła wszystkim herbatę i poczęstowała ich ciastem przyniesionym od sąsiadki, która wpadła w cukierniczy szał i wypróbowywała coraz to nowsze przepisy.
Deszcz uderzał o szyby, a w kominku przyjemne skrzypiał ogień. Louis nie potrafił powstrzymać myśli, które uciekały w stronę świąt Bożego Narodzenia. Za niespełna miesiąc skończy dwadzieścia siedem lat. Nie był staruszkiem, ale nie miał już nastu lat i niebezpiecznie zbliżał się do trzydziestki, która odrobinę go przerażała. Odpłynął myślami i nie wiedział już, o czym rozmawiają Harry i Gemma, dlatego postanowił się nie wtrącać i napić herbaty. Chwycił kubek i upił łyk, grzejąc dłonie o ciepłą porcelanę.
– Co jest z tobą nie tak? – krzyknął nagle Harry, wyrywając z jego dłoni kubek. – Ile razy muszę tłumaczyć to samo?
– Ale co ja zrobiłem? – loczek był zirytowany, a on naprawdę nie wiedział, co się stało. Przecież siedział cicho i myślał o swojej zbliżającej się starości. Był niewinny.
– Zostaw w spokoju mój kubek – loczek gwałtownie wstał od stołu i podszedł do zlewu, zabierając się za czyszczenie kubka.
– Och ... och – dopiero teraz zorientował się, co zrobił. Naprawdę nie zaplanował tego, przecież pilnował się i nie używał ulubionego kubka chłopaka. Zauważył, jaką zadowoloną minę ma Anne, której wyraźnie podobała się reakcja Harry'ego. Myślał, że jakoś się dogadają, ale jeżeli ona ma zamiar cieszyć się z każdej ich sprzeczki, to Lou miał zamiar podnieść rzuconą mu rękawicę i podjąć walkę.
– Ty głupku – Gemma uderzyła go w głowę, chichocząc przy tym z zadowoleniem.
Wiedział, że tylko się droczy, ale Anne patrzyła na niego z wyższością, tak jakby coś wygrała. Podniósł się z krzesła i powoli podszedł do loczka, który stał obrócony do niego tyłem i energicznie szorował porcelanę. Ostrożnie objął go ramionami, nie chcąc wystraszyć zestresowanego chłopaka i dotknął swoimi palcami jego mokrych dłoni.
– Przepraszam Hazz – wyszeptał mu do ucha i pocałował w policzek. – Jestem idiotą, całkowitym głupkiem i nie zasługuję na ciebie. Przepraszam kochanie, pozmywam za ciebie dobrze? – odsunął dłonie Harry'ego i zauważył, jak ten skrzywił się lekko, ale złość chyba już z niego wyparowała.
– Masz rację, jesteś głupi, nawet dziecko nauczyłoby się, że nie wolno dotykać mojego kubka – powiedział zielonooki, ale uśmiechnął się i po krótkim zawahaniu przytulił Louisa. Uścisk był ledwie wyczuwalny i trwał kilka sekund, ale dla Louisa znaczył więcej, niż wszystko inne. – Jeśli jeszcze raz go dotkniesz, nie będę się do ciebie odzywał przez tydzień – zagroził Harry i odsunął się, siadając przy stole obok Gemmy.
Lou spojrzał na Anne i posłał jej wszystkowiedzące spojrzenie. Nie chciał walczyć w ten sposób, ale nie pozwoli, by kobieta zniszczyła to, co działo się pomiędzy nim a Harrym. Poradził sobie z tą sytuacją i wszystko skończyło się dobrze. W jakiś magiczny sposób potrafił porozumieć się z loczkiem i to co ich łączyło, stawało się coraz silniejsze.
***
Wracali z kolacji u Grega i Denise. Najwidoczniej wystarczyła jedna szczera rozmowa, by kontakty między braćmi wróciły do normy. Teraz nareszcie Niall uśmiechał się, nie zamartwiał, co tym razem ugryzie Grega i kiedy postanowi wpaść do herbaciarni, krzycząc w niebogłosy. To był naprawdę udany wieczór, ale Gemma nie potrafiła przestać myśleć o pewnej sprawie, która wracała do niej za każdym razem, gdy mama, Lou, czy jacyś inni bliscy im ludzie żartowali sobie z tego, że Niall kochał się w niej od lat. Tak właściwie, to nie miała pojęcia, kiedy to się zaczęło, nie wiedziała, w którym momencie Niall stwierdził, że to właśnie ją kocha. Przytuliła się mocniej do ramienia mężczyzny, który trzymał parasol osłaniający ich od siąpiącego nieprzyjemnie deszczu i postanowiła, że musi poznać prawdę.
– Niall, możemy porozmawiać? – zapytała, zerkając na szatyna idącego obok.
– Nie musisz pytać o coś takiego, wiesz, że zawsze z tobą porozmawiam – posłał jej ciepły uśmiech i jedną ręką poprawił czerwony beret na jej głowie.
– Zapytam prosto z mostu dobrze? Nie chcę krążyć wokół tematu. Powiedz mi, kiedy coś do mnie poczułeś? Nie chcę zmuszać cię do wyznań, po prostu chciałabym to wiedzieć – czuła, jak mocno bije jej serce. Sama nie wiedziała, jaką odpowiedź chciałaby usłyszeć. Chyba przeraziłaby się, gdyby dowiedziała się, że Niall czuł coś do niej od wielu lat.
– Nie denerwuj się tak, nawet przez ten twój puchaty płaszcz czuję, jak cała drżysz – głos Horana był spokojny, nie wydawał się rozdrażniony, czy skrępowany tym pytaniem. – W ciągu ostatnich tygodni tyle razy powiedziałem ci, że cię kocham, to naprawdę nie stanowi dla mnie problemu, wiesz? Wyznanie, od kiedy tak się czuję.
– Przepraszam, że tak dramatyzuję, po prostu wszyscy dookoła żartują z tego, wmawiają mi, że kochałeś mnie już w szkole i to mnie dezorientuję. Chciałabym wiedzieć, jak wygląda prawda.
– Nie przesadzajmy – roześmiał się, zatrzymując się w miejscu. Rechotał tak głośno, jakby opowiedziała jakiś najzabawniejszy żart.
– Mówił ci ktoś, że masz okropny śmiech? – prychnęła, idąc dalej w deszczu, ignorując Horana.
– Wydaje mi się, że zawsze mówiłeś, jak bardzo lubisz słuchać mojego śmiechu – powiedział rozbawiony, doganiając ją. – Nie uwierzę teraz w twoje obrażające słowa. Obrócił się i szedł tyłem, chcąc patrzeć na jej twarz. – Dlaczego się boczysz? Weź, nie możesz się obrażać, to ja mam prawo do fochów. Powiedziałaś, że mam brzydki śmiech, a mam świetny śmiech, każdy przyzna mi rację.
– Wmawiaj tak sobie dalej i idź normalnie, bo zaraz się wywrócisz – przewróciła oczami, nie chcąc przyznać, że śmiech Nialla zawsze poprawiał jej humor i nie potrafiła smucić się, czy gniewać, kiedy słyszała, jak ten zanosi się śmiechem.
– I tak ci nie wierzę, kochasz mój śmiech – pstryknął ją w nos i dalej maszerował tyłem, potykając się co kilka kroków.
– Kocham ciebie – powiedziała zgodnie z prawdą. – Jeżeli się przewrócisz i połamiesz, to obiecuję ci, że cię zignoruję i pójdę dalej.
– A ja kocham ciebie i z tego co pamiętam, miałem powiedzieć ci od kiedy – wszedł w kałużę, mocząc swoje sportowe buty. Wzdrygnął się z nagłego zimna, które poczuł. – Nie zakochałem się w tobie w szkole, ale wydaje mi się, że podobałaś mi się, kiedy byliśmy nastolatkami. Mogłem być wtedy tobą zauroczony, ale naprawdę wiedziałem, że cię kocham, gdy wyjechałaś do Londynu. Tęskniłem za tobą jak szalony, ale nie mogłem ci tego powiedzieć. Byłaś tam szczęśliwa, żyłaś pełnią życia i nie miałem prawa odbierać ci tego wszystkiego, więc milczałem. Później przyzwyczaiłem się do naszej dziwnej relacji przyjaciół, którzy się obściskują i całują. Chyba w pewnym momencie odsunąłem od siebie uczucia do ciebie, ale Mia i Theo uświadomili mi, że coś jest na rzeczy – powiedział szczerze, obserwując uważnie jej twarz, która nie wyrażała zbyt wiele. – Ty zakochałaś się we mnie pewnie miesiąc temu prawda? – zażartował, chcąc ją trochę rozbawić, bo wyglądała zbyt poważnie.
– Nie bądź na mnie zły, nie chcę sprawić ci przykrości. Wiem, jak idiotycznie to zabrzmi, ale nie wiem, kiedy cię pokochałam. Wydaje mi się, że świadomie, faktycznie poczułam to niedawno, ale tak jak mówią wszyscy, żartując sobie z ciebie, kochałam cię już dawno temu, nie wiem, kiedy, ale to wydarzyło się dużo wcześniej – to była prawda, tak właśnie czuła. Teraz wiedziała, że kocha i jest kochana, ale przedtem krążyli wokół siebie, nie potrafiąc przekroczyć tej jednej, jedynej bariery, którą było wyznanie sobie uczuć. Nie chciała nawet myśleć, co czuł Niall, gdy sprowadziła do domu Darrena, który był najbardziej niepasującą do niej osobą na świecie. Mając obok siebie Nialla, czuła się bezpiecznie. Wiedziała, że ma kogoś, kto akceptuje ją w pełni i zawsze stanie po jej stronie. Nie była świadoma tego, jak bardzo potrzebowała takiego uczucia w swoim życiu.
– Nie jestem na ciebie zły, rozumiem cię. To co nas łączyło ... co łączy nas teraz, jest trochę pokręcone, bo zawsze byliśmy ze sobą szalenie blisko. Czasami mam ochotę powiedzieć, że kocham cię od zawsze, a czasami tak samo jak ty, nie mam pojęcia, kiedy to wszystko się zaczęło, więc może uznajmy, że to co nas łączy, jest niezwykłe i nie zamkniemy tego w żadnych ramach czasowych. To uczucie nie ma początku i nie będzie miało końca. Co o tym myślisz? – zatrzymał się nagle, i złapał ją, gdy wpadła prosto na niego.
– Myślę, że trafiłam na najwspanialszą osobę na świecie i że jestem wdzięczna wszystkim bóstwom za to, że mam cię w swoim życiu – pocałowała go mocno, trzymając dłonie na jego chłodnych od zimna policzkach. – Nigdy nie pozwolę ci odejść, mam nadzieję, że jesteś tego świadom.
– Jeśli kiedyś chciałbym odejść, masz moje pozwolenie na zamknięcie mnie w jakimś szpitalu – cmoknął ją krótko i zrobił krok w tył, potykając się o krawężnik, przy którym się zatrzymali. Upadek był głośny i mokry, ponieważ wpadł prosto w kałużę, która oczywiście musiała znaleźć się w tym miejscu. Słyszał głośny śmiech Gemmy, która brzmiała, jakby postradała zmysły i nie miała zamiaru mu pomóc. – Śmiej się śmiej, mój tyłek będzie chory, jestem o tym przekonany, a ty będziesz musiała przynosić mi śniadania do łóżka i pracować na pełen etat w herbaciarni – podniósł się z trudem i skrzywił. Było mu cholernie zimno i był cały przemoczony. To nie było przyjemne uczucie. – Możemy wrócić do domu? Proszę?
– Zakochałam się w idiocie – stwierdziła, chwytając go za dłoń, ignorując deszcz, który teraz padał prosto na ich twarze. – Mam nadzieję, że dzieci odziedziczą inteligencję po mnie.
– A urodę i śmiech po mnie – dopowiedział, musząc mieć ostatnie słowo w ich małym sporze. Policzki rozgrzał mu ciepły rumieniec, który pojawił się na samą myśl o ich dzieciach i wspólnej przyszłości, ale Gemma nie musiała tego wiedzieć. I tak był już wystarczająco żałosnym, zakochanym mięczakiem.
***
Liam ściskał swój telefon w dłoniach, nie mogąc uwierzyć w to, co przed chwilą usłyszał. Teraz nagle wszystko zaczęło wydawać się takie autentyczne i prawdziwe, nie było odległe, ale działo się tu i teraz. Chciał zacząć tańczyć z radości, ale chyba nie wypadało robić czegoś takiego w jego wieku. Słyszał śmiech Mii i Zayna, którzy razem sprzątali pokój dziewczynki. Musiał podzielić się z nimi tą szczęśliwą nowiną, ale pozwolił sobie jeszcze przez chwilę napawać się radością w samotności.
Usłyszał kroki na schodach i odwrócił się, dostrzegając bruneta z wielkim uśmiechem na twarzy, zmierzającego w jego stronę. Najwidoczniej potrafili przyciągać się samymi myślami. Wiedział, że uśmiecha się jak szaleniec, ale wcale się tym nie przejmował. Chciał podzielić się tą radością z całym światem.
– Jesteś szczęśliwy – zauważył Zayn, przyglądając mu się z zaciekawieniem. – Dlaczego jesteś aż tak radosny? Czy ja o czymś nie wiem? – wyrzucił śmieci znalezione w pokoju Mii do kosza i oparł się o szafki naprzeciwko Liama.
– Przed chwilą dzwonili do mnie z ośrodka – zaczął podekscytowanym głosem, prawie podskakując w miejscu.
– Tak? I co powiedzieli? – brunet podszedł do męża, chcąc odnaleźć w jego twarzy odpowiedź na pytanie, które było w tym momencie najważniejsze.
– Zgadzają się, możemy już w tym tygodniu pojechać do ośrodka i spotkać z dzieckiem. Rozumiesz Zayn? Możemy zobaczyć nasze dziecko – czuł łzy kłujące go w oczy. To było niewiarygodne. Uczucia rozsadzały mu pierś i sprawiały, że serce uderzało z nieprawdopodobną prędkością. Czekali na to tak długo, a teraz nareszcie dostali szansę. Nie chciał płakać, ale wiedział, że gdy tylko zobaczy twarz ich maleństwa, rozpłacze się jak dziecko.
– Naprawdę? To już pewne?
– Dostaniemy oczywiście jeszcze odpowiednie dokumenty, ale tak, możemy tam pojechać i odwiedzić maleństwo – przytaknął radośnie, a po chwili poczuł ramiona Zayna, który objął go mocno i podniósł, obracając ich dookoła w radosnym tańcu.
I jeśli jeszcze chwilę temu Liam, sądził, że chce chociaż na moment sam nacieszyć się tą informacją, to teraz wiedział, że nic nie jest lepsze od dzielenia się swoją radością z osobą, która pragnęła dokładnie tego samego i czuła to co on. Wchodzili razem w kolejny życiowy etap i Liam nie chciałby mieć u swego boku nikogo innego. Zayn wydobywał z niego to, co dobre i wartościowe, nie chciał nawet wyobrażać sobie, kim stałby się bez tego mężczyzny, z którym założył rodzinę, która już niedługo miała się powiększyć.
***
Mógł zapierać się rękoma i nogami, ale wiedział, że poległ w momencie, gdy spojrzał na Louisa. Rozpromieniona twarz szatyna, która wyrażała tylko szczęście i ekscytacje, zmusiła go do przełamania się i podjęcia wyzwania chociaż był przerażony. Widział spojrzenia, które posyłała mu mama, kiedy wychodził za Lou. Nie wiedział, kto boi się bardziej, on czy Anne, ale musiał zaryzykować i spróbować. Jakkolwiek głosili wszyscy specjaliści i znawcy autyzmu, może nie czuł całkowitej empatii, ale wiedział, kiedy to co robi, sprawia przykrość, a dzisiaj chciał, by Louis był radosny i zadowolony. Chciał go uszczęśliwić, bo przecież nie może być tak, że tylko szatyn dbał o ich związek.
Wysiadł z samochodu, przewracając oczami na dziwaczne zachowanie Louisa, bo przecież naprawdę potrafił sam otworzyć drzwi od auta. Lou zachowywał się niedorzecznie. Czuł jak jego serce zaczęło bić szybciej, a przecież stał dopiero na parkingu. To był dopiero początek najgorszego. Zobaczył przed sobą wyciągniętą dłoń mężczyzny, więc ujął ją ufnie, uczepiając się jego boku niczym koła ratunkowego. Jeżeli mógł to przetrwać, to tylko z Louisem u boku.
– Wiesz, że nie musisz się niczego bać prawda? Będę przez cały czas obok ciebie i jeżeli coś ci się nie spodoba, albo poczujesz się gorzej, to możemy wyjść w każdej chwili – zapewnił szatyn, ściskając mocniej jego dłoń, jakby dając mu tym samym zapewnie, że nie opuści go nawet na chwilę.
– Wiem, po prostu ... po prostu jakkolwiek dziwnie to brzmi, nigdy nie byłem w kinie i nie czuję się pewnie w obcym miejscu – wyjaśnił loczek, decydując się na szczerość, chociaż Lou pewnie wiedział o tym, że to jest kolejny pierwszy raz, który miał przeżyć.
– Wiem Hazz, ale jesteśmy tutaj razem i mam nadzieję, że spędzimy miły wieczór ok.? – Lou przytrzymał drzwi i poczekał, aż brunet przytaknie, nim pociągnął go do ciepłego wnętrza budynku.
Szatyn specjalnie wybrał małe lokalne kino w sąsiedniej miejscowości. W życiu nie zabrałby loczka do multipleksu. Nie wyobrażałby sobie, jak Harry przeżyłby ten zapach popcornu i panujący dookoła hałas i zamieszanie. Tutaj było dość cicho i spokojnie. Kręciło się tylko kilka osób i panowała przyjemna atmosfera. Kupił bilety wcześniej, dzięki czemu mogli ominąć stanie w kolejce, chociaż akurat tutaj jej nie było. Odpuścili sobie popcorn i skierowali się w stronę sali. Lou czuł, jak dłoń Harry'ego zaciska się coraz mocniej z każdym kolejnym krokiem. Mógł tylko domyślać się, jak stresująca była ta sytuacja dla osoby, która rzadko kiedy opuszczała swoją bezpieczną strefę komfortu. Podziwiał Harry'ego, że po wielu namowach i błaganiach, zgodził się pójść z nim na randkę w kinie, bo tym właśnie było to wyjście – randką. Usiedli na swoich miejscach, na samym końcu sali z dala od innych osób, których było niewiele.
– Ten ekran jest wielki – wyszeptał Harry, pochylając się ku szatynowi. – Nie spodziewałem się, że będzie aż taki.
– Podekscytowany? – szatyn spojrzał na twarz bruneta i dostrzegł tam zaciekawienie, ale też strach.
– Co jeżeli będzie za głośno? Nie wiem, czy to wytrzymam Lou. I ci wszyscy ludzie dookoła, to nie jest przyjemne, wolę oglądać filmy w domu. Tam jesteśmy tylko my i czuję się komfortowo.
– Spokojnie, jeżeli będzie zbyt duży hałas, to wyjdziemy, nic się przecież nie stanie – ścisnął uspokajająco jego dłoń, gładząc jej wierz kciukiem. – Szczerze mówiąc, ja też wolę spędzać czas tylko z tobą, ale czasami warto wyjść do ludzi – zaśmiał się, widząc, jak Harry krzywi się na samą myśl spędzania czasu z ludźmi.
– Nie chcę zepsuć tego wieczoru – wyszeptał loczek, odwracając twarz w stronę ekranu, na którym zaczęły pojawiać się pierwsze napisy, zwiastujące początek filmu.
– Nie ma takiej opcji, żebyś zepsuł. Jesteśmy tutaj razem, niczego więcej nie potrzebuję do szczęścia – zapewnił, pochylając się i muskając policzek młodszego w krótkim pocałunku.
– Zaczyna się, więc teraz cisza – młodszy odepchnął lekko Tomlinsona, ale po chwili zawahania ponownie chwycił jego dłoń. To była ich kolejna randka i Lou nie mógł się doczekać, by ponownie zabrać gdzieś loczka.
***
Wysiedli z samochodu i szli powoli w stronę domu z dłońmi luźno splecionymi pomiędzy ich ciałami. Harry był bardzo milczący, odkąd wyszli z sali kinowej, a Lou nie miał pojęcia, czy coś było nie tak, czy po prostu chłopak rozmyślał o czymś intensywnie. Już miał otworzyć drzwi, gdy zatrzymał go loczek.
– Louis – zaczął poważnym głosem, w którym nie było żadnego zawahania czy niepewności.
– Tak? – miał nadzieję, że wszystko było w porządku. Nie wyobrażał sobie sytuacji, w której okazałoby się, że wszystko zniszczył przez jedno wyjście do kina. Błagam, niech wszystko będzie z nim dobrze.
– Bałem się tego wyjścia, bałem się co pomyślą o mnie inni ludzie. Myślałem, że hałas okaże się nie do zniesienia, ale żadna z moich obaw się nie sprawdziła i czuję się dobrze. Nie mogę w to uwierzyć, że czuję się dobrze. W pewnym momencie dźwięki były męczące i czułem, że potrzebuję przerwy, ale dałem radę i nie boli mnie nawet głowa. To wszystko dzięki tobie Lou – loczek przycisnął swoje usta do warg Tomlinsona, który z zaskoczeniem oddał pocałunek, starając się być najbardziej czułym i delikatnym.
– Nic takiego nie zrobiłem Hazz – wyszeptał szatyn, odsuwając się na niewielką odległość.
– Pokazałeś mi, że mogę spędzać czas poza domem, nawet jeśli nie czuję się do końca komfortowo, to jestem w stanie to wytrzymać, jeżeli jesteś obok mnie.
– Jesteś odważniejszy, niż myślisz skarbie – powiedział, głaszcząc go po zarumienionym od zimna policzku.
– Nie lubię takich zdrobnień – mruknął loczek, krzywiąc się nieznacznie.
– Ja za to uwielbiam, więc musisz się przyzwyczaić – zażartował i pociągnął go za sobą do domu. Wystarczająco długo stali na tym zimnym powietrzu. Nie mogli rozchorować się teraz, kiedy zbliżał się grudzień, najpiękniejszy miesiąc w roku.
– Niczego nie muszę – odparł Harry, wyprzedzając go w drodze do wieszaka. – Jednak myślę, że mogę zrobić wyjątek tylko dla ciebie.
Louis wpatrywał się w chłopaka z coraz większym zdziwieniem. To nie tak, że wymuszał coś na loczku. Nigdy tego nie robił, ale powoli z każdym mijającym dniem, tygodniem i miesiącem okazywało się, że Harry pozwala mu na coraz więcej, przyzwyczajając się do jego małych dziwactw. Z biegiem czasu Lou coraz częściej łapał się na myśleniu o tym, że każdy człowiek bez wyjątku ma zbiór swoich przyzwyczajeń i dziwności, a druga osoba, jeżeli jest tą właściwą i jedyną, zaakceptuje je wszystkie krok po kroku.
***
Nie mogę uwierzyć, że byłem na kolejnej randce. Moje życie zmienia się coraz bardziej, a ja mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwy.
Kino okazało się mniej przerażające, niż wcześniej sądziłem i teraz zaczynam myśleć, że może świat nie jest jednak takim okropnym miejscem, jeżeli ma się kogoś u swojego boku.
Louis jest ... jest moim najlepszym przyjacielem i kimś, komu mogę się zwierzać z największych obaw. Posiadanie kogoś takiego jest najbardziej przyjemną rzeczą na świecie. Nie sądziłem, że mogę polubić rozmowy, dotyk i przebywanie z drugim człowiekiem.
Louis mnie odmienił, a ja myślę, że zmieniłem też jego życie.
*Renata Frydrych
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top