Rozdział piętnasty
Są sytuacje, kiedy bronisz siebie albo kogoś innego przed nieubłaganym złem. I są sytuacje, kiedy jedyną obroną, mającą szansę powodzenia, jest użycie brutalnej, niszczącej siły. W takich chwilach dobrzy ludzie podejmują brutalne działania.*
Nie wiedział co ma robić w tym miejscu. Rozglądał się po sali gimnastycznej, zastanawiając się co tutaj w ogóle robi i jak się tu znalazł. Oczywiście nie stracił pamięci i zdawał sobie sprawę, że przyszedł tutaj sam, no może nie zupełnie sam, ale jednak nie zrobił tego do końca dobrowolnie. Trening nie był najciekawszy, słyszał entuzjastyczne piski dzieci, krzyki niezadowolenia, gdy ktoś upadł i gwizdek Louisa, który rozbrzmiewał zdecydowanie zbyt często. Wszystko to sprawiało, że Harry chciał stąd uciec, ale z drugiej strony miło było obserwować Theo i Mię, biegających razem i wyglądających na naprawdę szczęśliwych.
Skrzywił się, gdy Louis zagwizdał po raz kolejny, naprawdę miał ochotę podejść do mężczyzny i zerwać mu ten okropny gwizdek z szyi. Czy on nie mógł komunikować się z tymi dziećmi w inny, bardziej cywilizowany sposób? Najwidoczniej rozgrzewka czy co to tam było, skończyło się i dzieciaki miały chwilę przerwy, która chyba nie była im potrzebna, ponieważ grupka maluchów zaczęła gonić się po boisku, rozpoczynając jakąś kolejną dziką zabawę.
Drgnął zaskoczony, gdy poczuł jak ktoś klepie go po nodze. Spojrzał szybko w bok i ze zdumieniem zobaczył obok siebie zarumienionego, spoconego Louisa, który uśmiechał się maniakalnie i był zbyt szczęśliwy, by można to było uznać za normalne. Odsunął się trochę, nie chcąc być blisko szatyna, który wyglądał w ten sposób.
- I jak podoba ci się trening? – zapytał Louis, przysuwając się i po raz kolejny niwelując przestrzeń między nimi.
- Ostatnio pytałeś o to samo, one niczym się od siebie nie różnią, więc odpowiedź nadal jest taka sama – stwierdził beznamiętnym tonem.
- Mógłbyś się trochę wysilić wiesz? – westchnął przeciągle szatyn – rozumiem, że trening to nie jakaś fascynująca książka jak słownik wyrazów obcych na przykład, ale odrobina entuzjazmu byłaby wskazana.
- Wziąłem ze sobą słownik gdyby mi się nudziło – powiedział powoli, zerkając na Louisa ostrożnie. Nie wiedział, czy szatyn żartuje, czy mówi poważnie i to było tak bardzo mylące podczas rozmowy.
- Wziąłeś ze sobą słownik – powiedział Louis, obracając się w jego stronę, mrużąc oczy, robiąc przy tym dziwną minę.
- Tak – przytaknął cicho, nawet nie wysilając się, by nieudolnie skłamać, to zresztą nigdy mu nie wychodziło.
- Harry Stylesie, jak boga kocham, jesteś wyjątkowym egzemplarzem człowieka.
- Louis, ludzi nie nazywa się egzemplarzami – wytknął mu automatycznie i już chciał przytoczyć, krótkie wyjaśnienie słowa egzemplarz, gdy usłyszał cichy śmiech szatyna – och żartowałeś?
- Nie, byłem poważny. Naprawdę jesteś wyjątkowy Hazz.
- Mam na imię Harry – przypomniał tak jak to miał w zwyczaju. Nie był przyzwyczajony do zdrobnień, nie przepadał za nimi, wydawało mu się wtedy, że jest traktowany jak dziecko.
- A ja Louis, ale czasami mówisz do mnie Lou. I nim zdążysz zaprotestować, kilka razy zdarzyło ci się powiedzieć do mnie w ten sposób.
- Dobra, może i masz rację – zgodził się z nim niechętnie, ale faktycznie przypominał sobie sytuację, w której nazywał go Lou zamiast Louis – i słyszałem na swój temat gorsze określenia, wyjątkowy brzmi naprawdę łagodnie.
- To nie miało być złe określenie Harry – zaczął szybko starszy mężczyzna, przysuwając się jeszcze mocniej, tak że ich nogi były dociśnięte do siebie – wyjątkowy czyli niezwykły, nieszablonowy, nietuzinkowy i ...
- Nie wiedziałem, że znasz takie słowa Louis, jestem pod wrażeniem – przerwał mu głośno i zamilkł szybko, uświadamiając sobie co powiedział.
- Czy ty właśnie obraziłeś mnie wykorzystując przy tym najczystszy sarkazm? – Louis wpatrywał się w niego z jasnym uśmiechem na twarzy i Harry naprawdę nie rozumiał w jaki sposób jedno pytanie mogło sprawić, że twarz mężczyzny zmieniła się i zaczęła wyglądać w ten sposób. To było niewyobrażalne, zawsze zaskakiwało go to jak wiele emocji pojawiało się na ludzkich twarzach. On nigdy tego nie doświadczał.
- Jesteś głupi – stwierdził poważnie – czy trening już się skończył? Możemy wracać do domu?
- Harry, może dołączyłbyś do nas? Możesz nawet sędziować, łaskawie oddam ci mój gwizdek – zachęcał go szatyn, ale sama myśl o wejściu na boisko napawała go przerażeniem tak wielkim, że był w stanie jedynie pokręcić przecząco głową, nie poradziłby sobie z mówieniem, to było zbyt wiele – to naprawdę świetna zabawa, ale nie będę cię zmuszał.
- Idź już do dzieci – odepchnął go lekko, unikając wzroku szatyna.
- Idę, idę nie trzeba być od razu agresywnym, a ty kibicuj drużynie Theo, ponieważ Mia obiecała, że go zniszczy, więc ktoś będzie dziś płakał i mam przeczucie, że to nie będą łzy małej dziewczynki.
Po tych słowach Louis podniósł się i zbiegł po schodach, zostawiając go zupełnie samego. Zdezorientowany spojrzał na boisko, gdzie dzieciaki zebrały się wokół Louisa, który mówił coś do nich, gestykulując przy tym mocno. Po chwili maluchy podzieliły się na dwie grupy i Harry bez trudu odnalazł wśród małych piłkarzy Theo i Mię. Uśmiechnął się widząc ich roześmiane buzie. Nie rozumiał zachwytu nad sportem, ale widząc radość dzieci i poświęcenie Louisa, rozumiał, że piłka nożna mogła być dla ludzi czymś tak ważnym jak książki były dla niego.
***
Niall wcale nie chciał tutaj przychodzić i nie postawiłby stopy w tym miejscu, gdyby nie fakt, że chciał obgadać coś z Louisem, a nie miał nawet jego numeru telefonu. Dlatego teraz stał przed domem Gemmy i zastanawiał się, czy powinien wejść bez pukania tak jak zawsze, czy może jednak zachowywać się bardziej oficjalnie odkąd ich przyjaźń najwyraźniej się skończyła. Pewnie stałby w tym miejscu jeszcze przez jakiś czas, gdyby nie drzwi, które otworzyły się niespodziewanie i Louis, patrzący na niego najpierw ze zdziwieniem, a chwilę później z radosnym uśmiechem.
- Gemma! Niall do ciebie przyszedł. Nic nie mówiłaś, że już się pogodziliście – zawołał szatyn, po czym przecisnął się obok niego – idę pobiegać z Damą, do zobaczenia później.
- Co? – wydusił z trudem – przecież wcale się nie pogodziliśmy – chciał dodać coś jeszcze, ale usłyszał jak ktoś zbiega po schodach i po chwili stała przed nim osoba, której nie widział od tygodni.
Najchętniej obróciłby się na pięcie i uciekł stąd jak najszybciej, udając że to spotkanie wcale nie miało miejsca. Nie przyszedł do niej, nie pogodzili się, miał wrażenie że już nigdy nie zamienią ze sobą zdania, a Lou oczywiście musiał wszystko opatrznie zrozumieć i namieszać między nimi jeszcze bardziej. Wbił wzrok w podłogę, za wszelką cenę nie chcąc by ich oczy się spotkały. Nigdy nie sądził, że to może być tak trudne, unikanie czyjegoś spojrzenia, chęć ucieczki, kiedy nie można zrobić nawet małego kroku w tył. Wolał nie widzieć złości na twarzy dziewczyny, zapamiętał ją wystarczająco dobrze ostatnim razem. Odchrząknął cicho i naprawdę miał zamiar ewakuować się stąd jak najszybciej, nim któreś z nich postanowi otworzyć usta i wyrzucić z siebie więcej słów, których później będą żałować, albo przynajmniej on będzie tego żałował, nie mógł przecież mówić za Gemme.
- Niall – głos dziewczyny zatrzymał go w miejscu. Wbrew wcześniejszym postanowieniom spojrzał na nią i nie dostrzegł na jej twarzy żadnej złości czy nienawiści. Spoglądała na niego z czymś co nazwałby nadzieją i odrobiną radości, ale w tym wypadku raczej wątpił, by dobrze odczytał jej emocje, chociaż kiedyś uważał się za znawcę nastrojów Gemmy – nie mogę uwierzyć, że przyszedłeś – blondynka w kilku krokach pokonała dzielącą ich odległość – tak bardzo za tobą tęskniłam, byłam głupia, zachowałam się jak całkowita idiotka, wszystko co powiedziałam to stek bzdur, wcale tak nie uważam, przecież wiesz, że nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, wiesz o tym prawda? – słuchał chaotycznej paplaniny dziewczyny i był w coraz większym szoku. Przyszedł tutaj tylko po to, by porozmawiać z Louisem i w jakiś dziwny sposób, znalazł się w sytuacji w której najwyraźniej Gemma kajała się przed nim i istniało duże prawdopodobieństwo, że pogodzą się jeszcze tego samego dnia – Niall, wiesz o tym tak?
- Co? Tak, tak wiem – otrząsnął się, nim dziewczyna mogłaby nabrać podejrzeń co do jego milczenia – oczywiście, że wiem. Mam dokładnie tak samo – nie wiedział już nawet o czym rozmawiają, ale zgadzanie się z Gemmą wydawało mu się teraz nadzwyczaj dobrym pomysłem.
- Dlaczego my się w ogóle pokłóciliśmy Niall? – zapytała blondynka, a po chwili stała już przed nim i przytulała się do niego, tak jak gdyby kilka tygodni temu nie wyzywali się i nie wykrzyczeli sobie w twarz, że to koniec ich przyjaźni – to bez sensu, nie możemy się kłócić. To były jedne z najgorszych dni w moim życiu, nigdy więcej nie chcę czegoś takiego przeżywać.
- Nie powinienem decydować za ciebie, miałaś rację, przepraszam – objął ją w talii i wtulił twarz w jej włosy – przepraszam.
- Nie powinnam się tak unosić, nie zrobiłeś niczego złego, po prostu zaskoczyłeś mnie i trochę wystraszyłeś, dzieląc się ze mną czymś tak ważnym – czuł jak dłonie Gemmy głaszczą go delikatnie po karku i to wszystko było tak znajome, należące tylko do nich. Nie zdawał sobie sprawy, jak tęsknił za właśnie takimi drobiazgami, które przecież należały do ich codzienności.
- Tęskniłem za tobą – wyszeptał, bojąc się wyznać te słowa głośno.
- Ja za tobą też. Nawet nie miałam z kim porozmawiać, poważnie nagle okazało się, że jesteś moją ulubioną osobą na świecie.
- A Louis? – poczuł mocnego kuksańca i pozwolił sobie tylko przewrócić oczami.
- A ty znów o tym samym? Louis jest zaraz po tobie.
- A Harry? – dopytywał uparcie, chcąc poirytować trochę dziewczynę.
- Harry jest moim światem, to jak jest dla mnie ważny przerasta wszystko inne co czuję, wiesz przecież – wyznała, zaciskając dłonie na jego koszulce – Harry jest wyjątkowy.
- Wiem, dla nas wszystkich jest kimś wyjątkowym – to była prawda i to, że Gemma zrobiłaby dla brata wszystko, było jasne dla niego od zawsze, zresztą sam zrobiłby dużo dla tego dzieciaka, którego odkąd pamiętał traktował jak członka rodziny – ty też jesteś moją ulubioną osobą na świecie.
- Wiem, głupio mi, że przez chwilę pozwoliłam ci myśleć, że nie jesteś dla mnie ważny.
- Było minęło, już prawie o tym zapomniałem – odsunął się niechętnie, chcąc spojrzeć na jej twarz – poważnie, zapomnijmy już o tym dobrze? Nie przejmujmy się tym czego nie możemy już zmienić, serio przeszłość została już zapisana, więc niczego tam nie zmienimy.
- Naprawdę oto moja ulubiona osoba na świecie – blondynka rozpromieniła się i chwytając go za dłoń, pociągnęła do salonu – mam nadzieję, że nie miałeś żadnych planów na ten dzień, ponieważ od teraz to jest dzień Nialla i Gemmy.
- O nie wiedziałem, że mamy taki dzień – zauważył, z rozbawieniem przyglądając się kręcącej się po pokoju dziewczynie.
- Od teraz mamy, świetnie prawda? – jej entuzjazm zaczął być zaraźliwy i czuł, że sam uśmiecha się jak ostatni idiota, którym w ostateczności i tak był.
- Świetnie, świetnie, to co przygotujemy sobie coś do jedzenia i zaczynamy nasz dzień?
- Jest tyle spraw o których muszę z tobą porozmawiać, nie siedźmy zbyt długo w kuchni dobrze? – poprosiła i popychając go lekko, wmaszerowała do pomieszczenia – jakieś pomysły na szybką przekąskę? – zapytała i klasnęła w dłonie z energią, której dawno u niej nie widział.
- Mówiłem już, że za tobą tęskniłem? – zapytał, podchodząc do niej i obejmując ją od tyłu – czułem jakbyś była tysiące kilometrów stąd.
- Nigdzie się nie wybieram, ani dziś ani nigdy – obiecała, ściskając krótko jego dłoń – mówię poważnie Niall, zostaję tutaj.
***
Louis otworzył drzwi i wpuścił do środka Damę, która nie patrząc na niego wbiegła do domu i pognała na piętro zapewne w poszukiwaniu swojego ulubieńca Harry'ego. Pokręcił głową na samą myśl o tym pokręconym romansie psa z kotem, czekał na dobry moment, by podrażnić Harry'ego wzmiankami o tym, że cudowny Harry zakochał się w okropnej Damie. Nie wiedział, jak loczek zareaguje na sam pomysł zakochanych zwierząt, ale był pewien, że chłopak zaserwuje mu jakąś świetną pogadankę na ten temat i rozbawi go do łez.
Skierował się w stronę kuchni, gdy usłyszał jakieś chichoty i rozbawione głosy dochodzące z salonu. Wetknął tam swoją głowę z zaciekawieniem i oczywiście zastał tam Nialla i Gemmę gruchających do siebie niczym para słodkich gołąbków. Nie zaskoczyło go to, że został niezauważony, tych dwoje ignorowało nawet Harry'ego, który siedział jak posąg na jednym z foteli i z pełnym skupieniem wertował jakąś książkę, zapewne kolejny słownik. Nie przejmując się ich zachowaniem, przysiadł się do Harry'ego, który podskoczył zaalarmowany nagłą bliskością.
- To tylko ja – powiedział cicho, nie chcąc straszyć go głośnymi dźwiękami – spokojnie – zerknął na zakochaną parę podczas ich miesiąca miodowego i parsknął cicho – długo tak tutaj siedzą ignorując wszystkich? – zapytał Harry'ego, który zerknął na niego krótko upewniając się, że pytanie zostało zadane właśnie jemu.
- Nie wiem, nie zwracałem na nich uwagi – wzruszył ramionami, jak zawsze absolutnie nie zainteresowany.
- Jasne dzieciaku – przytaknął rozbawiony – hej wy, Jack i Rose, rozumiem, że wasz Titanic jednak nie zatonął, ale może przestalibyście obściskiwać się pod tym kocykiem i zauważyli, że jesteście wśród ludzi, których niekoniecznie ten widok kręci.
- Spadaj Louis – Gemma spojrzała na niego przelotnie, nie poświęcając mu zbyt dużo uwagi – przecież widzimy, że tutaj jesteście.
- Jasne, Harry siedział tu pewnie od jakiejś godziny – wypomniał jej, złośliwie wspominając loczka, który niepewnie zerkał na niego, nie zdając sobie sprawy, że Lou jest tego w pełni świadom.
- Dobra, czego chcesz tak w ogóle? Tylko nam poprzeszkadzać, czy może jednak jest jakiś konkretny cel twojej obecności?
- Hej, to było niegrzeczne moja panno – zganił ją wyolbrzymiając odczuwaną urazę, widział, jak oczy Harry'ego otwierają się jeszcze mocniej, cóż chłopak mógł być lekko skonfundowany ich rozmową i zachowaniem – chciałem tylko się przywitać i powiedzieć cześć no i oczywiście porwać tego tutaj uroczego młodzieńca na krótką rozmowę – wskazał na loczka, który wydawał się jeszcze bardziej zaskoczony tym co usłyszał – a więc mówię wam cześć i znikam – podniósł się z miejsca i ruszył w stronę kuchni dokąd zmierzał od początku – chodź Harry, pozwólmy im mizdrzyć się do siebie bez świadków.
- Nikt tu się nie mizdrzy kretynie! – krzyknęła za nim Gemma, ale jedyne co słyszał to cichy głos Harry'ego dreptającego za nim, który mówił sam do siebie, co to znaczy mizdrzyć się? Nigdy nie słyszałem tego słowa. Pokręcił głową i popatrzył na nastolatka z rozczuleniem, on zachowywał się całkowicie uroczo i nawet nie zdawał sobie z tego sprawy.
- Lou – obrócił się słysząc wołanie Nialla – wpadnij jutro do herbaciarni, musimy pogadać – widział, jak blondyn wskazuje głową na loczka stojącego nieopodal i wszystko było dla niego jasne. Już najwyższy czas, by zająć się grupą cwaniaczków ze szkoły młodego Stylesa. Nie mogli pozwolić, by życie Harry'ego było jeszcze trudniejsze. Już on miał zamiar o to zadbać.
***
Od jakiś pół godziny siedzieli przy jednym ze stolików dyskutując głośno na temat szkolnych prześladowców Harry'ego. Niestety w ich wypadku powiedzenie, co dwie głowy to nie jedna, nie zdało rezultatu. Nie mieli żadnego pomysłu co zrobić, by nie zaszkodzić loczkowi i nie pogorszyć całej sytuacji. W całą sprawę całkiem przypadkiem zaangażowani zostali Zayn i Liam, którzy wpadli do herbaciarni chcąc dowiedzieć się, czy to prawda, że Niall i Gemma zakopali topór wojenny i ponownie wrócili do swojego typowego zachowania.
- Może zrobię nam jeszcze kawy – zaproponował po raz kolejny Niall, podnosząc się pospiesznie.
- Nie żebym nie lubił, kiedy ktoś mnie obsługuje – odezwał się Louis, chwytając blondyna za ramię, tym samym zmuszając go do ponownego zajęcia miejsca – ale wypiliśmy już wystarczająco dużo kawy i uprzedzając twoje pytanie, tak Niall herbaty też mamy już dość.
- Dobra – westchnął pokonany mężczyzna – to ktoś ma może jakiś pomysł co zrobić z tymi małolatami?
- Ja nadal uważam, że powinniśmy porozmawiać z ich rodzicami, to byłoby odpowiedzialne i dorosłe – powiedział poważnie Liam patrząc wymownie na wszystkich siedzących przy stole – gdyby jakaś krzywda działa się Mii to tak właśnie bym zrobił.
- Nie wiem czy zauważyłeś geniuszu, ale żaden z nas nie jest rodzicem Harry'ego, więc nie możemy tak po prostu pójść do szkoły i porozmawiać z tymi gówniarzami – stwierdził złośliwie Louis, mając dość siedzenia w tym miejscu i debatowania tak naprawdę o niczym.
- Właśnie, ale nie musimy być rodzicami, żeby po ludzku walnąć tego dzieciaka i nastraszyć tak, że nie odważy się więcej nawet spojrzeć na Harry'ego – podsumował to szybko Niall i Lou całym sercem popierał jego metody.
- Niall, opanuj się – Liam zganił go szybko swoim ojcowskim tonem, wywołując śmiech u wszystkich siedzących przy stole mężczyzn – przemoc nie jest tym co pozwoli nam rozwiązać problem Harry'ego.
- Problem Harry'ego? Jaki problem ma mój brat?
Żaden z nich nie zarejestrował obecności Gemmy, która musiała przysłuchiwać się tej dyskusji od jakiegoś czasu, ponieważ świdrowała ich spojrzeniem i domagała się odpowiedzi na zadane pytanie. Louis zerknął na Liama, który przecież z tym swoim opanowaniem, super spokojem i całym byciem najlepszym ojcem na świecie, powinien mieć jakieś malutkie, uspokajające kłamstwo w zanadrzu na chwile takie jak ta, ale najwidoczniej wszyscy faceci nagle zaniemówili i nikt nie miał zamiaru się odezwać. Odchrząknął więc cicho skupiając na sobie uwagę Gemmy i postanowił się odezwać, ponieważ cisza absolutnie nie pomagała w tej sytuacji.
- Dobra, sprawa wygląda tak, że Harry ma mały problem w szkole z pewnym dupkiem i razem z chłopakami zastanawiamy się co zrobić z tą sytuacją – wyjaśnił nie wdając się w zbędne szczegóły, dziewczyna nie musiała wiedzieć wszystkiego.
- Poważnie Louis! – wykrzyknął Niall – a co ze zdaniem nie mieszajmy do tego Gemmy i Anne, załatwimy to sami, po męsku? Co z tobą nie tak koleś?
- Jakie problemy w szkole? Ktoś znęca się nad Harrym? – blondynka odsunęła sobie jedno z krzeseł i usiadła obok Nialla, który wyraźnie niezadowolony obserwował jej poczynania.
- Znęca się to za dużo powiedziane – wtrącił spokojny Liam, a Zayn westchnął cicho, mając nadzieję, że Mia nigdy nie będzie miała takich problemów jak młody Styles, ponieważ jeden z jej ojców będzie chciał odbyć miłą rozmowę z jej prześladowcami.
- Gówno prawda, jakiś kretyn znęca się nad Harrym i mamy zamiar załatwić to raz a dobrze – wzburzony Horan zignorował słowa Liama i popatrzył na dziewczynę, która przysłuchiwała się tej wymianie zdań – Lou po prostu pójdźmy do tej szkoły i ...
- Przywalmy temu gówniarzowi, serio przecież możemy go zastraszyć no nie? To tylko jakiś dzieciak – Gemma odezwała się zaskakując ich wszystkich i zamarli słysząc jej słowa, a po chwili Niall wyrzucił ręce ku górze w zwycięskim geście.
- Moja dziewczyna! – wykrzyknął podekscytowany i dumny – widzicie? Wiedziałem, że Gemma mnie poprze.
- Jesteście oboje tak samo nienormalni – powiedział powoli Liam, kręcąc głową z niezadowoleniem – wasze dziecko będzie miało przechlapane – dodał ciszej, tak by nie usłyszała go dziewczyna.
- Dobrze, myślę, że bicie zostawimy sobie jako plan B albo może i nawet C, jeżeli nie uda nam się porozmawiać z tym gówniarzem i nagadać mu trochę – zadecydował Louis, obawiając się co może wydarzyć się jeżeli Gemma zechce towarzyszyć im w tej wyprawie do szkoły.
- Świetnie, to kiedy idziemy do szkoły? – zapytała Gemma zacierając ręce z zadowoleniem, wyglądając tylko odrobinę maniakalnie i przerażająco.
- O niee – jęknął Lou, chowając twarz w dłoniach. Właśnie tego się obawiał, teraz mógł być już pewny, że plan A nie wypali.
***
Stał w swoim pokoju i robił coś co wyjątkowo nie drażniło go i nie irytowało, a pozwalało pomyśleć, poważnie gdyby miał wybrać jedną czynność z domowych obowiązków wybrałby właśnie to. Nucił pod nosem i podśpiewywał sobie razem z radiem jedną z popularnych piosenek, gdy usłyszał ciche kroki na schodach. Tylko jedna osoba chodziła tak ostrożnie, więc nie zastanawiając się zrobił to co przyszło mu do głowy jaki pierwsze.
- Harry! – krzyknął głośno, chcąc zostać usłyszanym – wejdź do mnie na chwilę – usłyszał wyraźnie jak chłopak zatrzymuje się przed pokojem i stoi tam przez chwilę. Pozwolił mu na to nie pospieszając go, i w końcu po jakiejś minucie drzwi uchyliły się powoli i głowa loczka wsunęła się do środka – chodź, chodź – przywołał go dłonią, nie przerywając swojego zajęcia.
- Czego chcesz? – zapytał młodszy wchodząc do środka.
- Porozmawiać, dawno się nie widzieliśmy.
- Jedliśmy razem śniadanie rano – mruknął Styles, zerkając na niego szybko – nareszcie zauważyłeś, że nosisz pogniecione ubrania – dodał z zadowoleniem chłopak, siadając na łóżku, gdzie leżały poukładane i posegregowane ubrania.
- Harry czyżbyś zarzucał mi, że wcześniej nie prasowałem ubrań? – zapytał żartobliwie, celowo drażniąc się z loczkiem.
- Nigdy nie widziałem żebyś to robił, a to żelazko wygląda na nowe, więc pewnie dopiero je kupiłeś.
- Zaskoczę cię mój drogi, bardzo lubię prasować, to mnie uspokaja i robię to zazwyczaj kiedy jestem zdenerwowany, a to cudeńko – pomachał chłopakowi przed twarzą żelazkiem – dostałem od mojej mamy na święta. Tak wiem, marny prezent, ale moje poprzednie nie przeżyłoby ani dnia dłużej, więc oto jest.
- Jesteś dziwny – Harry zmarszczył brwi, odsuwając się od niego, tym samym lądując na środku dużego łóżka.
- Dziękuję mój drogi, komplemenciarz z ciebie – mrugnął do niego okiem, śmiejąc się z naburmuszonej miny loczka.
- Nie jestem twój – burknął loczek – ani nie jestem drogi, wiem, że tak się tylko mówi, ale nie mów tak, jeżeli nie masz tego na myśli. I wcale cię nie komplementuję, jesteś dziwny to nie jest nic dobrego, ludzie pewnie cały czas się zastanawiają, co jest z tobą nie tak, a ty podobno jesteś zdrowy.
- Dzięki Harry, wiesz jak poprawić człowiekowi humor.
- Nie ma za co – powiedział beznamiętnym tonem chłopak – lubisz prasować?
- Tak powiedziałem.
- I robisz to kiedy jesteś zdenerwowany? – dopytywał młodszy, bawiąc się paskiem od plecaka, który leżał obok niego na łóżku.
- Tak jest.
- To czym się dziś denerwowałeś?
Louis przeklął głośno, gdy źle odłożył żelazko, dotykając nagrzanej części swoją dłonią. A to wszystko przez pytanie Harry'ego na które nie mógł odpowiedzieć całkowicie szczerze.
- Dzisiaj po prostu musiałem prasować, ponieważ moje wszystkie ubrania były pogniecione – wyjaśnił pozornie pogodnym głosem – a jak tam było w szkole?
- Tak jak zawsze.
- Działo się coś ciekawego?
- Nie
- Dowiedziałeś się czegoś interesującego? – wiedział, że zadawał kretyńskie pytania, które pewnie za chwilkę wkurzą Harry'ego i sprawią, że wyjdzie stad pośpiesznie, ale musiał zdobyć pewną informację.
- A czego interesującego można dowiedzieć się w szkole Louis? – zapytał zielonooki, pierwszy raz od dawana patrząc wprost na niego, jednak kiedy odwzajemnił to spojrzenie, Harry uciekł wzrokiem w bok.
- Nie mam pojęcia Hazz, minął już szmat czasu odkąd byłem uczniem – wzruszył ramionami – czyli to był miły dzień? Wszystko odbyło się tak jak zaplanowałeś, nikt nie zepsuł ci humoru, czułeś się dobrze i głupi kolesie trzymali się z daleka od ciebie? – dobrze, może i był mało subtelny, ale nigdy nie twierdził, że subtelność to jego mocna strona, po prostu chciał wyciągnąć konkretne informacje i dążył do tego z całych sił.
- Jesteś głupi Louis, nie wiem dlaczego Gemma cię lubi – Harry powiedział każde ze słów bardzo powoli, jakby chciał się upewnić, że sens wypowiedzi dotrze do Louisa i nic mu nie umknie – to był normalny dzień, ale faktycznie wszyscy głupi kolesie trzymali się ode mnie z daleka, poza jednym oczywiście.
- Poza kim? – zapytał zdenerwowany, omal nie zaplątując się w kabel od żelazka, kiedy chciał odłączyć je od prądu.
- Poza tobą głupku – Harry przewrócił oczami i zsunął się z łóżka wymijając go bez słowa, ale Louis dostrzegł na jego twarzy mały uśmiech, który był najlepszą nagrodą po serii kompromitujących pytań.
- Zażartowałeś Hazz – zawołał za nim, gdy loczek wychodził z pokoju – ale z ciebie żartowniś.
- Byłem poważny Louis, jesteś głupi i nie powinieneś być taki z siebie zadowolony.
Po tych słowach Harry zniknął w swoim pokoju z którego pewnie miał nieprędko wyjść, ale Louis czuł, że ich misja się udała, spokojny dzień w szkole, żadnych kretynów w pobliżu młodego Stylesa, uśmiech i żartujący Harry, to wszystko dawało nadzieję na przyszłość i Lou miał zamiar z tego powodu świętować, ale na początek musiał wybrać się do herbaciarni i oznajmić morderczej drużynie, że ich metody jednak działają całkiem dobrze.
***
Od jakiegoś czasu w szkole nie działo się nic złego. Głowa nie boli mnie już tak często, ponieważ nikt nie popycha mnie na szafki i nareszcie nie boję się, gdy słyszę, że ktoś idzie za mną na szkolnym korytarzu. Za to Louis zachowuje się dziwacznie, to pewnie nie powinno mnie dziwić, bo przyjaciel Gemmy od początku nie był zwyczajny, ale teraz jest jeszcze dziwniejszy niż ja. Ciągle pyta się o to jak minął mój dzień w szkole, tak jakby naprawdę go to interesowało. Gemma powiedziała mi, że Lou się troszczy, bo jest takim typem faceta. Takim, czyli konkretnie jakim? Tego już mi nie wyjaśniła, więc nie mam pojęcia jaki jest tak naprawdę Louis, ale pewnie Gemms miała na myśli coś miłego, bo przecież nie przyjaźniłaby się z kimś kto nie jest dobrym człowiekiem.
Louis dziwnie się uśmiecha kiedy widzi Damę i Harry'ego, robi wtedy jakieś miny i zawsze na mnie patrzy. Nie mam pojęcia o co mu chodzi, ale wiem, że chce mi coś przekazać w jakiś pokręcony sposób. Zastanawiam się, czy powinienem martwić się o Harry'ego, ale po części cieszę się kiedy widzę go z Damą, ponieważ chociaż jeden z nas znalazł przyjaciela. Miła była myśl, że ktoś jeszcze oprócz mnie jest tak samo samotny jak ja, ale teraz kiedy widzę, jak dobrze Harry bawi się z tym psem, wiem, że posiadanie przyjaciela musi być czymś dobrym i przyjemnym. Nie wiem czy sam chciałbym mieć przyjaciela, zresztą pewnie nikt nie chciałby przyjaźnić się z kimś takim jak ja, ale kiedy patrzę na Gemmę i Louisa czuję coś czego nigdy wcześniej nie odczuwałem, nie wiem jeszcze co to jest, ale nagle chciałbym być na miejscu mojej siostry. Chciałbym być kimś, kim nigdy nie będę mógł być, chciałbym mieć przyjaciela, kogoś takiego jak...
*Orson Scott Card
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top